Wątek: Obłędny Kult
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-06-2012, 17:13   #104
Puzzelini
 
Puzzelini's Avatar
 
Reputacja: 1 Puzzelini jest godny podziwuPuzzelini jest godny podziwuPuzzelini jest godny podziwuPuzzelini jest godny podziwuPuzzelini jest godny podziwuPuzzelini jest godny podziwuPuzzelini jest godny podziwuPuzzelini jest godny podziwuPuzzelini jest godny podziwuPuzzelini jest godny podziwuPuzzelini jest godny podziwu
Laona z przymrużeniem powiek przypatrzyła się mężczyźnie którego twarz była skryta pod kapturem. Nie ochłonęła jeszcze po ich “ostatnim odkryciu”, ale nie na tyle by stracić rezon.
- A nawet jeśli, to co to ma teraz do rzeczy? - zapytała.

- Wypytywanie się mnie, nie przybliży nas do celu... prawda? Nie widzę tu związku ze sprawą - jakieś niezadowolenie wkradło się w słowa półelfki. Może dlatego, że też nie była przyzwyczajona do wypytywania, wszak zazwyczaj to role były odwrotne...

Na twarzy Laony wymalował się wyraz “ach, o to chodzi”. No tak, kolejny mag, który pała chęcią wzbogacenia swej wiedzy... Przecież powinna była wiedzieć... nie pierwszy to raz spotyka takowego, ba!, w wieży przecież było ich mnóstwo.
- Nie, nie pomogę Ci przy wymianie. Jestem zaklinaczem, a ma magia służy przede wszystkim ... pomocy mnie samej w wykonaniu powierzonego zadania. Od brudnej i masowej roboty mam ... miałam ludzi. - przestąpiła jak by ... niepewna, z nogi na nogę.

- Wspomagających? Niee, nie bardzo. Zazwyczaj pracuję sama, albo zlecam robotę, więc dotychczas nic takiego nie było mi potrzebne. Jeśli już to coś w rodzaju uśpienia grupy, czy stworzenia niewidzialnej sfery - zmrużyła ponownie oczęta spoglądając w cień kaptura - Ewentualnie ... odbyłam wyspecjalizowane studia w łączeniu magii. Jeśli wiesz co mam na myśli?

Laona przypatrywała się przez cały czas mężczyźnie z taką samą rezerwą, teraz jej brwi uniosły się nawet wyżej. Wytłumaczenie maga raczej nie było potrzebne, przecież odpowiedziała na pytanie... wyczerpująco, jak jej się wydawało. Bynajmniej, jak na teraz to na pewno. Coś w rodzaju złości trzymała na wodzy, gdyż wiedziała, że ta właśnie grupa może pomóc w uratowaniu tego, co jeszcze można było uratować, a jak by na to nie spojrzeć ... teraz to nie była już tylko praca, teraz chodziło o coś większego. Kochała to, co ta ... - zmieliła w głowie kilka przekleństw - jej odebrała. Teraz czy chciała czy nie, musiała im zaufać.
Dziewczyna na krótką chwilę spojrzała na Gustava, a jej twarz była nieodgadniona. Przecież nawet on nie wiedział wszystkiego, a teraz spowiadała się przed całą grupą nieznanych osób.
Ale jeśli to miało im pomóc... Wróciła spojrzeniem do czarodzieja.
- Mogę przedłużyć niektóre z Twych czarów, by działały przez cały dzień. Ewentualnie, gdy sytuacja tego wymaga nie muszę wypowiadać magicznych formuł. Poza tym, miło by było byście choć się przedstawili zanim weźmiecie mnie na przegląd ... Tę odrobinę jakiejś ogłady i taktu chyba posiadasz... lub posiadacie? - położyła dłonie na swych biodrach i sięgnęła spojrzeniem ku reszcie obecnych... i utkwiła je w elfie który się odezwał.

Wciąż wrzała w niej jakaś złość, ale opanowywała ją i wysłuchała kapłana. Każdemu z nowych osobników kiwnęła głową i ... faktycznie. Gdy spotkali się w lesie, może nie liczyła dokładnie, ale faktycznie było ich więcej.
Cała ta galopada, ucieczka, podchody i zwody była czymś czym żyła. Uwielbiała gdy życie toczyło się do szybko, ale nie była też bez serca by nie dostrzec zmęczenia, brudnych, poszarpanych stroi czy ran ... nawet i psychicznych w jakimś stopniu. A takowe na pewno były ... wszak i jej część serca kiedyś odeszła pozostawiając po sobie smutek...

- Spokojnie - odezwała się do Baelraheala, już bardziej miło - Wydaje mi się, że ułożyłam dobry plan i nikt nie powinien tu za nami się dostać. Mówię “wydaje się”, bo czasami nawet i najlepszy plan zawodzi - skrzywiła się przy tych słowach nieznacznie - Ale i na to mam radę, więc póki co nie przejmujmy się bo wiedziałabym gdyby coś jednak niespodziewanego miało się stać.

- Och... - zagryzła usta spoglądając na mężczyznę zwanego Randalem gdy ten zaczął kolejne swoje wywody na temat umiejętności i przydatności - Weź, panie Randal daruj sobie, póki co, dobrze?! Ustalmy to, co teraz jest NAPRAWDĘ istotne. Dawałeś sobie radę beze mnie na zamku, to i tutaj, uwierz mi dasz sobie radę. A już w tej chwili na pewno. - nie było czasu na bezsensowne kłótnie i debaty, przecież przed nimi kilka dni podróży. Zdążą ustalić jakąś taktykę, była tego pewna. Teraz bardziej zaś interesował ją inny temat, więc gdy padały pytania i alchemik udzielał odpowiedzi dumała nad tym co usłyszała...

~ Cholera, a wiedziałam, chciałam ją sprawdzić, ale NIE! Po co!!! Po co?!! Macie teraz, cholera, po co... ~
Wściekłość która buzowała w półelfce była jednak skierowana do osób z poza tej grupy. Nie pozwoliła sobie jednak na jakieś wybuchy, ale przysłuchiwała się rozmowom, jakie toczyły się między mężczyznami.

- Na JEJ temat są tylko plotki i plotki, nic, żadnych konkretów, ale ... jedyne co wydaje się być prawdą wyłuskaną między zmyłkami jest to, że coś ją łączy z kręgiem druidów na Gwynneth. - powiedziała spoglądając na Salarina, gdy ten chwilę wcześniej wspominał o istotnym znaczeniu każdej informacji - W sumie sama kiedyś o tym wspominała, a ja ... no nie dostałam więcej informacji poza te, i że na tej wyspie jest największy, najbardziej tajemniczy ich krąg. Nigdy też nie było wspomniane, ze do nich należy, sama też się nie przyznała, ale jej zdolności, leczenie i znajomość ziół, która swego czasu na zamku była niemal niczym legendarna ... - półelfka wzruszyła ramionami i westchnęła - Cóż, to wszystko może mówić samo za siebie.

W jakiś sposób postawa i płochość alchemika poruszyła Laonę. Podeszła do niego te kilka kroków, gdy tylko słowa Salarina o rytuale przebrzmiały. Nie wiedziała o czym mówi, wszak nie zapuszczała się w tamte tereny a i w takich tematach znajomości nie miała. Tak samo opowieść kapłana nie wyjaśniła niczego dokładnie... niestety. Położyła Coenowi rękę na ramieniu zaciskając lekko.
- Spokojnie, nie musisz przepraszać za coś czego nie wiesz. Wszyscy jesteśmy źli i zmęczeni, ale nikt nie zrobi Ci krzywdy. Nie denerwuj się tylko myśl i kombinuj z nami, razem do tego dojdziemy, a ... - znów skrzywiła się na krótki moment - w wielkiej bibliotece myślę, że znajdziemy resztę odpowiedzi, lub chociaż wskazówek.

- Wielkiej bibliotece? - Baelraheal podniósł zwieszoną z wyczerpania głowę i odruchowo spojrzał z zainteresowaniem na dziewczynę, odezwał się gdy nadeszła sposobność zapytać. Nawet w tym stanie jego obsesja zbierania wiedzy dała o sobie znać. Naraz uzmysłowił sobie o czym mówi Laona.
- Ach... już wiem - powoli powiedział spoglądając na nią - Chodzi o bibliotekę znajdującą się w pałacu w Mbarneldorze, najstarszą bibliotekę na całym Moonshae. Jeszcze koloniści z Evermeet przywieźli jej część, a od tamtego czasu jej zbiory ciągle są powiększane - mimo wyglądu osiłka Gwardzista Boga lubił czytać i wiedział o co znaczniejszych centrach nauki.

Laona pokiwała głową potwierdzając tym samym słowa elfa.
- Najstarszą i NAJWIĘKSZĄ, choć niewielu o tym ostatnim wie. - dopowiedziała - Dlatego nie mam wątpliwości, że tam znajdziemy to, czego szukamy... No i jeszcze jedno. Czy Wy w ogóle zdajecie sobie sprawę w co my się pakujemy? - zapytała spoglądając po mężczyznach, choć widać było że nie do końca oczekuje na odpowiedź... bynajmniej póki co. - Słyszeliście o magii, jaka chroni to miejsce? O iluzjach, jakie ponoć doprowadzają do szaleństwa? Nie ma sposobu by takie osoby jak my się tam dostały. Nie ma możliwości by rozproszyć tę magię, pozostanie nam się błąkać i modlić by odnaleźli nas i doprowadzili w upragnione miejsce...

- Więc trzeba będzie znaleźć kogoś kto nas tam doprowadzi - zripostował spokojnie Gwardzista Boga - Jeśli to możliwe - dodał po namyśle.

- Sęk właśnie w tym, że to nie jest możliwe! Elfy by poruszać się mają specjalne maski które niwelują iluzję, ale nie wychodzą z zamiłowania na spacerki... - znów niemal jęk wydobył się z ust Laony - Mówię poważnie. Jak najbardziej poważnie! Zapuścimy się tam, i będziemy musieli przeżyć wystarczająco długo by odnaleźli nas ONI. Musimy stawić temu czoła, bo nie ma innej możliwości.

Wbrew samemu sobie kapłan uśmiechnął się. Przynajmniej do tego nie trzeba było przekonywać półelfki.
- Ano właśnie, musimy. Bo tak się składa że chyba jesteśmy jedynymi osobami które mają pojęcie co tutaj się dzieje. Proszę mnie źle nie zrozumieć, pani Laono - powiedział łagodnie - ostatnie na co mam ochotę to zapędzać się w labirynt chroniony przez potężną magię. Naprawdę, wystarczy mi to co dzisiaj przeszliśmy. Ale jeśli trzeba tam iść - wzruszył ramionami - każda informacja którą pani zna będzie na wagę naszych żywotów. Niektórzy pójdą tam nawet chyba z miłą chęcią... - zerknął na Randala.

Cichy furkot rozległ się nagle nad głowami rozmawiających. Do kajuty wleciała zadziwiająca istota, większa od dorodnego kota, mniejsza zaś od rosłego psa. Ale ta akurat istotka nie sierścią była okryta lecz gadzią, czerwoną łuską, przechodzącą w purpurę. A w jej oczach paliła się iście ludzka inteligencja. Krążyła korzystając z błoniastych skrzydeł, i czujnie, nieufnie zerkała na najemników. Ktokolwiek z nich miał zamiar złapać za broń czy zacząć czarować, powstrzymała go Laona kręcąc głową i gestem dłoni.
Malutki gad czy też … smoczek? spłynął na wystawioną ku niemu rękę zaklinaczki, powędrował ku ramieniu i przysiadł na nim, owinął ogon zakończony ostrym żądłem wokół jej szyi. Gdy już usadowił się wygodnie i wbił pazurki w wyściełany, grubszy w tym miejscu materiał, poprawił wtedy błoniaste skrzydła, z namysłem przyjrzał się wszystkim naokoło i obrócił wredny pyszczek ku twarzy Laony.
~ Ależ zbieranina, a dlaczego tylu wśród nich elfów - to ponad moje zrozumienie ~ “prychnął” w jej myślach ~ Wygląda na to że nikt się za nimi nie przywlókł ~ dodał po chwili, poważniejąc. W skupieniu spoglądał na wielką żabę śpiącą w kącie. Laona doskonale wiedziała co oznacza to spojrzenie, ale zaledwie kątem oka zerknęła na zwierzątko. Wyszukała coś w swej kieszeni i podsunęła pod mały, ale wypełniony ostrymi kiełkami pyszczek, długi i szeroki jak palec ... chyba... smakołyk.
~ Dobrze się spisałeś ~ pochwaliła mentalnie chowańca, ale nie skomentowała jego pierwszego prychnięcia.
~ Mniami! ~ Smoczek ochoczo chwycił w obie przednie, szponiaste łapki łodygę i zaczął ją chrupać, momentalnie zapominając o żabie i najemnikach. Aż sok mu pociekł po pyszczku! Mimo że kły nie nadawały się do przeżuwania, zapał z jakim dobrał się do pędu był wręcz nieprzyzwoity. Naprawdę, sekundy jedynie minęły nim po łodyżce pozostało wspomnienie.
~ Jeszcze ~ rozległo się w myślach Laony, przymilne i pełne nadziei ~ Poproszę ~ rozległo się po krótkim namyśle, choć oboje wiedzieli że żołądek stworzenia nie trawi rośliny i nadmiar mu zwyczajnie szkodzi.
Mimo że kobieta bardzo się starała skupić na otoczeniu “poproszę” sprawiło, że powoli odwróciła ku małemu pyszczkowi swą głowę. Brew miała uniesioną i ukrywała rozbawienie, jakie tylko Signifas mógł w tej chwili w niej wywołać.
~ Pół ~ słowa w umyśle zabrzmiały zdecydowanie ~ I nie przeszkadzasz w rozmowie, muszę się skupić! ~
~ I pół z rana ~ smoczek odezwał się ochoczo, zadowolony że istnieje możliwość negocjacji. ~ I żaba na śniadanie ~ mruknął żartobliwie. Przekrzywił głowę spoglądając na związaną i zakneblowaną, okropnie wychudzoną i wycieńczoną postać zawiniętą w płaszcz gwardzisty przy której klęczał kapłan.
~ Kto to? Wygląda jak padlina... No dobrze, później ~
Gdy obiecana połowa warzywa wylądowała w szponkach pseudosmoka Laona z przepraszającym uśmiechem na powrót odezwała się do kapłana:
- Właśnie sęk w tym, że nic więcej nie wiem... Powiedziałam już wszystko. I darujcie sobie “pani”, wystarczy Laona.
 
Puzzelini jest offline