-
Nawet ognia nie będzie...- warknął nieco rozjuszony tym faktem najemnik. Bruno nie gadał zbyt wiele, bo jakoś go ta wyprawa nieco frapowała. Chciał już pokonać drogę do klasztoru, spotkać się z Ralfem i próbować zwalczyć zarazę.
-
Dobra... To zbudźcie mnie na ostatnią wartę. Jakoś nie czuję się na siłach dziś żeby czuwać nocą. Nie dam sobie ręki uciąć za swoją czujność...- wzruszył ramionami. Mężczyzna owinął się szczelniej płaszczem i założył kaptur tak, żeby w głowę było odrobinę cieplej. Nie pchał się do ogniska, ustępując miejsca kobietom. Plecak pod głową był trochę bardziej wygodny niż jakiś kamień czy kawałek drzewa.
~
Mam złe przeczucia...~ jęknął w duchu, zachowując tę informację dla siebie, by nie niepokoić towarzyszy.
~***~
-
Co?!- najemnik był mocno zdziwiony tym co ujrzał gdy nagle otwarł oczy. Wszechobecna walka z różnorodnymi stworami było czymś tak nienormalnym, że Bruno dziwił się własnym oczom. Orkowie? Zwierzoludzie? Wilki?
-
Śmierć?- spytał zdziwiony widząc tajemniczego osobnika o płonących ślepiach na odjeżdżającym wozie. A może to jakiś zły sen? Gdzie do cholery był Gislan, gdzie była Elise, gdzie cała reszta tej awanturniczej hołoty?
-
Przyszedłeś po mnie?!- krzyknął wskazując palcem bestię na wozie -
Dwa razy próbowałeś! Dzisiaj trzeci raz mnie pocałujesz w dupe!- krzyknął Bruno, łapiąc za młot i rzucając się w pościg za odjeżdżającym wozem.