Postanowił jechać wozem, miejsce było i była robota do zrobienia. Miał do przejrzenia całą księgę będącą w posiadaniu martwego pomocnika maga. -W każdej takiej księdze mag zostawia część swojej duszy.- powiedział przyglądając się okładce.- Metaforycznie, nie dosłownie.- Dodał nie chcąc być o nic posądzony.- Pisząc ją własnoręcznie, zdobywa się szacunek do słowa będącego podstawą magii. Każda jest podobna ale inna od reszty i zdradza charakter maga. Teoretycznie są w niej spisane pod czujnym okiem mistrza prawdy powszechnie znane jak i przemyślenia mentora, praktycznie tworzy się ją samotnie przepisując inna księgę w wolnym czasie. Cały dzień roboty i to pewnie bez efektów, żeby dowiedzieć się czegokolwiek.
Nie chciał się do tego zabrać dlatego gadał ale nie potrafił gadać dość długo by problem znikł westchnął i zaczął czytać szukając odpowiedzi na jakiekolwiek pytanie.
Na szczęście nie był potrzebny przy rozbiciu obozu bo właściwie go nie rozbili. Korzystając z resztki dnia i widzialności dalej przeglądał księgę. Dowiedział się kiedy ma wartę, upewnił się czy karmią więźnia i znalazł sobie miejsce do spania i nie mógł zasnąć.
Żal mu było ich więźnia i wstyd za zachowanie kompanii człowieka nie należy trzymać w klatce jak rzecz, nawet cela dla skazańców wydawała się lepszym miejscem. -Ogółem przykro mi, że nie udało mi się ciebie wyciągnąć z tego miejsca.- Mówił oparty zewnętrzną część wozu.- Muszę mówić przez tą płachtę by nikt nie posądził mnie o bycie pod wpływem uroku. Chciałbym przeprosić za moich towarzyszy, nikt nie powinien być przetrzymywany w takich warunkach. Ale nie bój się wierzę, że w końcu zyskają trochę rozumu i zgodzą się ciebie wypuścić. Bądź dobrej myśli.
Całość mówił dość cicho nie chcąc zbudzić tej części grupy która zasnęła, potem sam mając czyste sumienie zasnął w sen nie przynoszący ukojenia.
Nie miał czasu na rozstrzygnięcie symboliki snu. Nie gdy coś na nim leży amulet pali od pewnie potężnej magii a on mam problemy z wstaniem. Sen i prorocze wizje musiały ustąpić miejsca tu i teraz. Jakoś wstał i rozejrzał się nie mogąc wyjść z zdziwienia.
Był w piekle i raju naraz. Wszystkie typy stworzeń normalnie chcących zabić Alberta zabijały się nawzajem, to wspaniale, był w samym środku walki to źle, nie było widać jego towarzyszy, to bardzo źle a gdzieś działała potężna magia to tłumaczyło dlaczego dali się zaskoczyć. Najgorszym było ciało, które do tej pory na nim leżało. Szybko zabrał leżącą obok tarczę i pobiegł ile sił w nogach jak najdalej od walki. Klatka jest solidna więc nikt w walce jej nie otworzy, niech się powybijają a później będzie można wrócić dobić to co żyje. Kątem oka zauważył toczący się wóz, postanowił biec od walki a potem w tym samym kierunku co wóz. |