Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-06-2012, 12:14   #21
andramil
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
Zaczęło się. Sławny pojedynek pomiędzy dwoma herosami. Rycerz w czarnej jak smoła zbroi skrzyżował swój miecz z jaśniejącym niczym jutrzenka Tankredem. Wymiana ciosów, uniki, istny taniec pełen namiętności i uczucia. Wirowali w odwiecznej walce dobra ze złem uzupełniając się idealnie i komponując niczym dwa antyczne posągi przedstawiające półbogów.
Jednak jak to w życiu bywa, a nie jak w większości bajek dla małych dziatków, zło zwykle zwycięża. Tak to i teraz się zdarzyło. Jaśniejący szermierz szybko został zgaszony przez czarną pochodnię mroku jaką był Bazyliszek. Jednak o dziwo ten miast zakończyć sprawę raz na wieki, darował życie przegranemu, honorując pardon o który ten prosił. Zdziwiło to niezmiernie Thorgala gdyż sądził, iż cały ten jaszczur to szumowina jedna nie znająca honoru ni mająca dumy, a tu na taki gest dobroci i hojności się zdobył, że aż dech zabrało brodaczowi w piersi. Zaklaskał w dłoń wesoło, sądząc, iż to koniec już kłopotów i rozejść się będzie można, by dalej delektować podniebienie szyneczką i wódką, lecz kłopoty dopiero się zaczęły.
Wpierw ktoś bezwstydnie z ukrycia ustrzelił gadziego lorda niczym assasyn, bełt posyłając w jego czachę, potem ktoś jeszcze okrutniejszy bestię ognistą z najgłębszych czeluści piekieł przywołał. Niczym mityczny demon drzemiący głęboko w korzeniach kopalni Mor'in, ognisty poczwar stanął w swej krasie siejąc wszędzie płomienne spojrzenia i z chęcią spopielenia świata całego w duszy drzemiącą.

Tego było za wiele. Zdrada wchodziła w grę ale nie na taką skalę. Czyjeś niecne uczynki chciały pokrzyżować tak wykwintną ucztę?! Nie można było na to pozwolić.

Rycerska brać jak to w jej zwyczaju, rzuciła się czym prędzej w stronę źródła wszelkiego zepsucia jakie im było widne i w dłoniach dzierżąc stal i żelazo próbowało swych sił z nadprzyrodzoną potęgą ognia. Jednakże diabli nie są tako słabe by byle człowiek zdołał im zdzierżyć pola i trzymać tempa, tako i ich bitwa z góry przegrana była by. Szczęściem dwa khazady z rodów pokrewnych, jeden z Flammewaerterów drugi z Falmmesteinów w pobliżu ucztowały. Tak i teraz jako jeden mąż w szarżę na potwora ruszyły.

~Jako gość pierwszy ruch tobie przysługuje. Jeno nie porachuj mego ciała zbytnio, bo to szkoda, zdrowe jeszcze.
~Sie wie

Stal w którą przybrany był karzeł z dźwiękiem zbliżonym do jazgotu podrygiwała na jego ciele, a młot młyńca wywinąwszy w powietrzu świst nie cichy spowodował. Okrzyk na usta garnął się z wolna, by niczym byk szarżujący wydobyć się z gardzieli. Dwa słowa, odwiecznie przekazywane z ojca na syna. Dwa słowa kształtujące od pokoleń młode dusze i hartujące ich umysły. Dwa słowa zawierające w sobie tyle co nic, jednak jednocześnie całe dzieje i ideologie ichniego rodu. Wiarę i religię. Politykę i poglądy. Wszystko i nic.
- Płomień! Kamień! - Niczym smoczy ryk pomknęło z echem po sali. Płomień oznaczał hart ducha. Nieustępliwość. Żywiołowość i energię zdatną do życia. Symbolizował go młot na tarczy Rutha, gdyż niczym iskry sypiące się spod młota kowalskiego tako i ogień w sercach khazadzkich wzbiera się i rozpala gdy ktoś honor i dumę na szwank naraża. Kamień oznaczał ziemię. Ich matką i żywicielkę. Ich dom i życie. Ich pracę i nadzieje. Oznaczał też wytrwałość i niezłomność. Symbolizował go kilof który poprzez skały drąży co dzień w poszukiwaniu złóż tak bliskich ich sercu. Płomień oznaczał ich ducha. Kamień ich ciało. Razem tworzyli khazada.

Uderzenie z ramienia niskiego krasnoluda nie było łatwym do sparowania. Nie dość, że mizerny wzrost w porównaniu do demona, pozwalał mu unikać zastawy, ogromna siła kafara nie była banalna do powstrzymania, to jeszcze ifryt zajęty był walką z innymi przeciwnikami. Uderzenie zdrowo wstrząsnęło zarówno napastnikiem jak i żywiołakiem wybijając ochłapy lawy z ciała płomiennego.
~Niezły cios. Ale teraz pokarzę ci jak twoi ojcowie to robili.

- Geadelt ist wer Schmerzen kennt
Vom Feuer das in Lust verbrennt
Ein Funkenstoss
In ihren Schoss
Ein heisser Schrei
Feuer frei!
- Słowa w ich ojczystym języku z cicha popłynęły niczym lekki górski strumień. Stara modlitwa dodająca siły, odwagi i hartu ducha. Modlitwa strażników.
Krasnolud niczym zahipnotyzowany, skupił się tylko i wyłącznie na swym płonącym przeciwniku. Nie było już świata dookoła. Był tylko on i płomień. I mimo, że jego dziadowie byli opiekunami ognia, ten trza było zgasić. I to jak najszybciej.
 
__________________
Why so serious, Son?
andramil jest offline