Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-06-2012, 14:34   #22
Szarlej
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Kurt

Czułeś jak z każdym krokiem zbroja nagrzewa się co raz bardziej. Jak na skórze pojawiają się bąble a włosy się tlą. Wskoczyłeś do koryta wypełnionego wodą. Drewniana konstrukcja nie wytrzymała jednak ciężaru ciała Bazyliszka w pełnej zbroi, rozwaliła się w drobny mak a woda zalała dziedziniec. I Ciebie. Prawie zakląłeś gdy zetknęła się z poparzonym ciałem. Jak obmyła ranę na głowie. Szybko jednak podniosłeś się znowu nie dając dla zmęczonego i poranionego ciała odpoczynku. I oślepłeś. Zobaczyłeś błysk jak podczas burzy.

Thorgal

Atakowałeś. Raz za razem. Młot i tarcza wznosiły się. Byłeś w szale. Zatraciłeś się w nim. Nie wiedziałeś czy jesteś Ruthem czy Thorgalem. To nie miało znaczenia. Demon mimo, że osłabiony był potężny i nie pozwalał podejść do siebie. I wtedy tuż nad Twoją głową coś zajaśniało trafiając prosto w pierś plugastwa. Rozrywając je na strzępy. Po to by ta znowu się zrosła. Jednak ogień nie był już zwarty. Za niego bez problemu zobaczyłeś zbroję rycerzyka. Zbroje rycerzyka i jego wielki miecz.

Benwolio
Dwoma cięciami odrąbałeś rękę. Rękę, która już nie odrosła. Bazyliszek gdzieś zniknął. Mortimer leżał na ziemi. Nie wiesz czy jeszcze dychał. Miałeś nadzieję, że tak. Na sekundę spojrzałeś na plac. Zobaczyłeś zbrojnych wycofujących się z Gołebicą. Jeden z krasnoludów musiało ją trzymać bo wyrywała się do syna. Była tam też Konstancja-Katherina z której dłoni coś wyskoczyło. To coś z każdym przebytym metrem rosło by zamienić się w piorun, który trafił w demona rozpryskując ogień na wszystkie strony. Płomień przylgnął do kamieni na dziedzińcu, do tarczy krasnoluda i do Twojej zbroi. Ale twór chaosu zrósł się, jego tors jednak nie przypominał już człowieczego, raczej szkieleta. Szkieleta zrodzonego z ognia. Wziąłeś potężny zamach. Stal wgryzła się bok demona rozcinając go na skos. Gdy ugrzęzła w nim Ty napierałeś. Niepotrzebnie. Twór będący wynikiem ohydnych czarów rozpadł się, rozpłynął. Ogień spłynął po ostrzu Twego miecza deformując je. Zebrał się w kałużę topiąc kamienie na dziedzińcu. I zniknął. A Ty po chwili padłeś na kolana pod ciężarem zbroi. Dyszałeś ciężko. Zacząłeś wymiotować. Straciłeś przytomność.

Drugi

Skradałeś się do zakapturzonego z ostrzem w dłoni. Byłeś już tuż tuż gdy ten się odwrócił. Uniósł dłoń i coś krzyknął ale Ty właśnie wybiłeś się do skoku. Cokolwiek tamten próbował nie wyszło mu, odskoczył w bok w ostatniej chwili unikając pchnięcia. Sam dobył zakrzywionego noża i ciął Ciebie w chwili gdy się odwracałeś. Nie zdąrzyłeś nic zrobić. Poczułeś ból, coś płynnego spływającego po twarzy na ramię. I barczysty cień za zakapturzonym. Cień podniósł nadziak i uderzył zakapturzonego. Usłyszałeś chrzęst łamanych kości. Czarnoksiężnik zachwiał się, oparł o studnię. I wtedy otrzymał następny cios, który posłał go w jego odmęty. O płyty dziedzińca z cichym brzękiem upadło srebro w które był oprawiony ruin. Krew ciągle spływała po Twojej twarzy. Sam nie wiedziałeś kiedy padłeś. Widziałeś zachmurzone niebo nad sobą. Straciłeś przytomność.

Pierwszy

Gdy zobaczyłeś, że Twój brat obrywa chciałeś mu pomóc. Na Ranalda! Chciałeś mu pomóc jak nigdy. Ale też bałeś się, nie o jego życie a czarnoksiężnika. Widziałeś co ten potrafi. Wiedziałeś co może Ci zrobić. Palce ślizgały się, były sztywne. Bełt nie chciał znaleźć swego miejsca. Ale Drugi przeżył. Nie dzięki Tobie. Nie dzięki swoim umiejętnościom. Kapitan najemników podbiegł do czarnoksiężnika i dwoma silnymi ciosami posłał go na dno studni. Zobaczyłeś jeszcze jak ranny brat upada. Chciałeś do niego podbiec. Nogi miałeś jak z waty. Nie poczułeś upadku.

Thorgal

Zobaczyłeś jak demon się topi. Po chwili rycerzyk padł i zaczął wymiotować. Nic nie rozumiałeś. Rozejrzałeś się. Ten w czarnej zbroi zdarł hełm ujawniając wielką ranę w które zamieniło się jego ucho i klęcząc zakrywał twarz dłońmi. Przy studni dwóch jakichś mężczyzn leżało a siedział oparty o studnie. Chyba martwy. Obok niego leżał nadziak. Ty naprawdę czegoś tu nie rozumiałeś. Spojrzałeś na grupkę otaczającą Gołębicę. Nie było ich. Tylko ta kobieta. Na czworakach, rzygająca jak jeszcze przed chwilą jej ukochany. Po chwili podniosła się na klęczki po to by upaść. I wtedy usłyszałeś Rutha.
"Żegnaj młody Thorgalu Miedzianobrody z domu Todenhart klanu Flammestein synu Gorrina. Dziękuję, niechaj bogowie i przodkowie Ciebie prowadzą". Oczy otworzyłeś już gdzie indziej.

Morfast

Błąkałeś się po niegdyś pięknym zamku, który co raz bardziej zaczął przypominać ruiny. Mówiłeś do siebie, do Grety i sam nie wiedziałeś do kogo jeszcze. I nagle podłoga pod Tobą zniknęła. Spadłeś na kamienie piętro niżej. Nie miałeś siły wstać. Zamknąłeś oczy.

Wszyscy

Obudziło Was słońce i zimno. Leżeliście tam gdzie skończył się dla Was koszmar-wizja. Przy studni, na środku placu w ruinach zamku. Budowla ciągle przypominała ruiny ale nie były już tak puste. Były pełne rozpadających się szkieletów, niektóre ciągle jeszcze były odziane w pordzewiałe płyty. Niektóre strzegły swego oręża, który poddał się czasowi tak jak jego właściciele. Po za jednym. Na środku dziedzińca gdzie doszło do walki z demonem leżał miecz Bazyliszka, wyglądał jak wtedy, podczas tamtej nocy.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline