Baśka i facet
Basi spodobał się pomysł nieznajomego. Wyjęła z auta swoja broń i ruszyła za mężczyzną. Nie zwracała uwagi na zachowanie psów, więc atak zombiaka ją zaskoczył.
-Dżuma, Oskard pilnuj! - krzyknęła i wbiegła do czwartego budynku.
Pomimo okrzyku mężczyzny chwyciła swoją laskę i z całej siły zaczęła bić nią po rękach potwora.
Jedna z rąk, prawa trzasnęła z głuchym pęknięciem, ręka żywego trupa zaczęła zwisać bezwładnie. Mężczyzna zdążył dzięki temu się wyrwać dzięki temu ze śmiertelnego uścisku, dając szansę do strzału Basi, czy też do lepszego zamachu.
Basia w ostatnie uderzenie włożyła całą swoja siłę i z okrzykiem przyłożyła kijem w głowę potwora. Czaszka żywego trupa pękła, gruby śmierdziel osunął się na posadzkę.
- Uff... - mężczyzna przetarł spocone czoło - Było blisko, dziękuje, ale nie powinnaś się narażać.
Wypuściła kij z ręki i usiadła tam gdzie stała.
- Jesteśmy kwita - uśmiechnęła się przez zmęczenie
- Ja Ci nie uratowałem życia, gościu w sumie tylko chciał uciec z tego co widziałem - sapał ze zmęczenia - To ja jestem twoim dłużnikiem - przysiadł na jakimś taborecie - Skoro on tu mieszkał, może znajdziemy jakieś żarcie. Albo benzynę.
- Na pewno. Ale bardziej ciekawi mnie to, że nie zauważyliśmy zmiany zachowania u psów, nie sądzisz? Dżuma, Oskard, do mnie - zawołała w stronę drzwi.
Psy przybiegły na zawołanie
- Może nie wzięły go za groźnego? Lub były za daleko by go wyczuć? Nie mam pojęcia - zajrzał do jakiejś szafki, wyjmując olbrzymi sweter, który rzucił na truposza leżącego na środku pomieszczenia.
Wstała powoli i rozejrzała się po pomieszczeniu. Ruszyła w kierunku najbliższych dzrwi, by szukać jedzenia w sąsiednich pokojach
- W przyszłości trzeba będzie uważniej je obserwować - rzuciła wychodząc
Mężczyzna też się podniósł i ruszył do schodów do piwnicy
- Wiesz, tak przy okazji to jestem Filip - zniknął w mrokach schodów, świecąc latarką paluszkiem sobie pod nogi.
Uśmiechnęła się pod nosem, ale nie skomentowała tego i zaczęła przeszukiwać szafki.
Dało się po chwili z piwnicy słyszeć okrzyk radości Filipa.
- Baśka! Mamy benzyną - wydarł się - I to całą beczkę!
-Juz lecę - krzynęła i pobiegła do piwnicy
- Teraz musimy ją jakoś zanieść na górę. To z jakieś 200 litrów.
- Mam linę w plecaku // wiedzialam, ze trzeba bd ja dopisac do ekwipunku...
- To wyniesiemy ją na niej, innej możliwości raczej nie ma. //możesz opisać wynoszenia
Basia wyszła i wróciła po chwili z długo liną. Wspólnie obwiązali beczkę i podpierając beczkę deskami z wysiłkiem wyciągnęli ją z piwnicy. Dalej mężczyzna już sam ją zaciągnął z wysiłkiem pod samochód, gdzie wężykiem nalał zbiornik do pełna. Potem upchnął ją w bagażniku, niesty otwartym, ponieważ nie dało się go potem zamknąć.
- Dobrze. Szukamy tu jeszcze czegoś? Czegokolwiek?
- Jedzenia mamy sporo, więc możemy chyba jechać dalej. Może w Poznaniu będą ludzie?
- To duże miasto, powinni się jacyś znaleźć. Ale i trupów tam może być dużo - skwasił się lekko - Jak będzie ich dużo, oddam Ci samochód i dalej pójdę sam, nie będę Cię narażał.
- Daj spokój. W grupie jest bezpieczniej.
- Ma być bezpiecznie dla Ciebie, a nie dla grupy - usiadł za kierownicą, odpalając samochód.
- A ty masz się niby narażać? - wrzuciła rzeczy do auta i wsiadła - przed chwilą mogłeś zginąć. Właśnie, ugryzł cię gdzieś?
- Nie wiem, zobaczysz?
- Mogę. A nic tak nie czujesz? - wysiadła, by z grubsza obejrzeć mężczyznę
Też wysiadł, gasząc samochód. Rozebrał się do gołej klatki i zaprezentował kobiecie. Szmatką przejechała jakieś plamy krwi, ale były to tylko plamy krwi. Wystarczyło je zmyć szmatką.
- I jak to wygląda?
- Pusto - trzepnęła go szmatką - zmywajmy się.
- Jestem za - odpowiedział, ubierając się i wsiadając znowu za kółko Poldka. Przekręcił kluczyk, auto odpaliło jak na imię i Filip ruszył dalej, przed siebie połykając kolejne kilometry szosy.