Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-06-2012, 07:21   #111
Reinhard
 
Reputacja: 1 Reinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputację
Schronienie w zasięgu dźwięków było połowicznie dobrym rozwiązaniem. Niewyspanie mogło mnie doprowadzić do śmierci równie łatwo, co ukąszenie Włóczęgi. Krzepiący sen nie trwał długo. Słychać było zbliżające się kroki drugiego w kolejności najbardziej zabójczych niebezpieczeństw na Ziemi - człowieka.

Przezorność, która kazała mi umieścić załadowaną dubeltówkę w zasięgu ręki, zaprocentowała. Uniosłem się w kucki i wychyliłem głowę zza osłony lady, gotowy do strzału. Zacząłem uważnie obserwować okolicę, koncentrując się na źródle hałasu. Nastawiłem się na cierpliwe czuwanie. Moim priorytetem było uniknięcie wykrycia i konfrontacji.

Spojrzałem na niebo, usiłując wydedukować, jak wiele czasu pozostało do świtu.

Słońce mówiło, że są to wczesne godziny poranne. Może z siódma lub ósma, góra dziewiąta godzina.

Do sklepu ktoś wetknął głowę i rozejrzał się pobieżnie, nie zauważył Cię. Potem przekroczył próg sklepu, kiwając na kogoś ręką, czekając na niego w drzwiach. A raczej na nie. Dwie dziewczynki, ubrane w podniszczone ubrania przytuliły się do płaszcza mężczyzny. Jedna miała 12 lat, góra maksymalnie 14.

-Na podłodze jest bałagan. Uważajcie, żeby nie narobić hałasu - powiedziałem, podnosząc się i opuszczając lufę dubeltówki do dołu. - Nie stójcie tak na widoku.

Przyjrzałem się ciekawie nowo przybyłym.

Mężczyzna rzeczowo skinął głową i biorąc jedną z dziewczynek na ręce, wlazł głębiej do środka, zamykając za sobą drzwi.

Wyszedłem przed nich, by uprzątnąć “przeszkadzajki” z podłogi. Dubeltówkę zostawiłem na ladzie.

-Potrzebna nam woda, żywność, a to miejsce może być, póki co, schronieniem. Bliskość osady ściąga Włóczęgów i mamy względny spokój. Wiesz, gdzie można znaleźć żywność i wodę? - spytałem mężczyznę. Starałem się ocenić możliwości “gości”, zwracając baczną uwagę na ich ekwipunek. Skoro od kilku lat facet chronił dzieci, musiał być niezłym twardzielem.

-Jaka jest wasza historia?

Mężczyzna na pierwszy pytanie, rozłożył tylko bezradnie ręce, ale wyjął z plecaka starszej dziewczynki butelkę wody i Ci podał. Kiedy sięgał po nią, pod połą płaszcza dało się zauważyć pobłyskujący przedmiot w kaburze. Pistolet lub rewolwer.

- Jesteśmy z Sopotu... - rzucił na dzień dobry - Kierujemy się w góry, kiedy na wybrzeżu zaczęły grasować grupki nie truposzy, a szabrowników i złodziej. Zrobiło się zbyt niebezpiecznie, więc ruszyliśmy na południe... O mało nas nie zabili pod tym hotelem, co to za zwierzęta?

Wyjmuję moje szczupłe zapasy żywności i kładę na ladzie.

-Częstujcie się. Na zapleczu są jakieś stołki, zaraz przyniosę - czynię to i zapraszam do “stołu”.

-Nie znam tych ludzi, ale z tego co mówisz, lepiej, że ich nie poznałem. Rozłożyłem się tutaj, bo ich hałasy odciągają Włóczęgów. Niedawno moje schronienie i grupę moich przyjaciół zostało zaatakowane przez bandytów. Od tamtej pory ...po prostu jestem w drodze. Przepraszam, trochę zdziczałem - wyciągam rękę do mężczyzny - Adam. Skoro nad morzem jest niebezpiecznie, to chyba też pójdę na południe.

Mężczyzna też wyciąga rękę do mężczyzny
- Zygmunt - przedstawia się, sadzając młodszą na krześle - To Martynka - poklepał córkę po ramionach, która wpatrywał się w Adama niebieskimi oczkami - A to Natalia - wskazał na drugą, która sama usiadła.
Następnie sam zajął miejsce, wyciągając z plecaka nieco wekli i słoików z przetworami.
- Moje żona je jeszcze robiła, spróbuj. Teraz jest w niebie - mówi tak by uspokoić młodszą, sam pewnie już dawno stracił wiarę po tym wszystkim.

Uśmiechnąłem się do dziewczynek, zdając sobie sprawę, że niezbyt dobrze wiem, jak się rozmawia z dziećmi. Chciałem je jakoś uspokoić.
-Niestety, nie ma wody do umycia rąk, ale możecie je wytrzeć w papierowe ręczniki. Trochę ich zostało w toalecie. Może na razie nie ruszajmy weków, warto zachować żywnośc, która jest dobrze zakonserwowana. Mam trochę mniej trwałych produktów. Suszone królicze mięso i smalec z dzika, trochę suszonych śliwek. Jedzcie, proszę.
Zwracam się do Zygmunta.
-Drzwi na zaplecze są zamknięte, nie znalazłem klucza. To i fakt bliskości tej hałaśliwej osady sprawiają, że nie jest to najlepsze miejsce. Proponuję jak najszybciej zostawić tą miejscowość. Prędzej, czy później mogą sobie przypomnieć o naszym ekwipunku. Pewnie jesteście zdrożeni, ale jak odpoczniecie do południa, to moglibyśmy znaleźć jakąś mapę i zobaczyć, gdzie dotrzemy wolnym marszem przed zachodem słońca.

Mężczyzna skinął głową, wyciągając z kieszeni kurtki mapę drogową Polski.
- Jesteśmy tu - wskazał dość spore miasto, Mezowo - Jak nam dobrze pójdzie, w tydzień dojdziemy do Poznania.

-Dzięki, pogubiłem się trochę. Mówię o wolnym marszu, bo nie wiem, czy dziewczynki nadążą. Z drugiej strony, moglibyśmy spróbować znaleźć jakieś rowery chociaż dla nich. Ja jestem wypoczęty, jeśli się zgodzisz, poszukam czegoś odpowiedniego po okolicy, kiedy wy trochę odsapniecie. No, chyba, że jesteście gotowi, by iść dalej. Jezu, marzę o dwunastogodzinnym, mocnym śnie. I prysznicu.

-Właściwie jak zjemy, możemy ruszać - powiedział Zygmunt - trochę tu zbyt tłoczno w sąsiedztwie.

Pół godziny później bagaże były spakowane, a czwórka wędrowców ruszyła w kierunku Poznania.
 
Reinhard jest offline