Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-06-2012, 20:58   #112
SWAT
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Barbara Zaręba

Szczęście jak to bywa, kołem się toczy. Raz można znaleźć dwieście litrową beczkę pełną benzyny, a raz, można znaleźć zastrzelonych ludzi. Tak, właśnie. Ludzi.
Pierwszy zauważył ich, o dziwo plecaki ofiar nie zostały naruszone. I dlatego też zatrzymał się na tym pozamiejskim parkingu, pod marketem budowlanym.
Kiedy się zorientował, że ciała tu przyniesiono, a plecaki są wypełnione styropianem i puszkami z farbą, z znajdującego się naprzeciwko budynku firmy kurierskiej, padł strzał. Znawca bez problemu rozpoznał by rozchodzący się w powietrzu huk, taki, jaki wydaje ze siebie sztucer myśliwski pamiętający jeszcze Czechosłowację, w której powstał. W powietrzu gwizdnął pocisk .308 Winchester.
Potem, dało się tylko zauważyć jak Filip robi wręcz koziołka w powietrzu i ląduje na kostce brukowej, którą był wyłożony parking. Wąskie kanaliki pomiędzy kostkami, szybko wypełniały się krwią. Mimo wszystko, Filip żył i przeklinał na czym świat stoi. Zdążył się opamiętać, nim snajper namierzył kolejny cel, Barbarę.
- Schowaj się za samochód! – krzyknął, samemu się próbując podnieść.
Snajper to zauważył, nie chciał mu się pozwolić podnieść, ale Baśka zdążyła przylgnąć do drzwi samochodu, który był ustawiony równolegle do pozycji snajpera. Kolejny pocisk rozwalił Filipowi nogę, aby ten nie próbował się podnieść.
Snajper z pewnością liczył, że drugi podróżnik zapewne ruszy z pomocą rannemu, aby i go mógł ustrzelić.

Hayley Stark i Jacek "Huzar" Czarnecki

Michał ruszył powoli, w dobrze mu znanym kierunku bazy wojskowej, na leśnym pagórku nieco za granicami Trójmiasta.
Jeżeli ktoś myślał że to trupy są głównym powodem, dla którego ludzkość upadała, to był w cholernym błędzie. Najgorszym z najgorszych, był strach. Strach i bezradność, walka z wiatrakami. Dlatego też kiedy z bazy zniknął i Michał, i Natalis i ruszyli na niepewne poszukiwania, z których zapewne i tak nie uda im się wrócić, a do tego zabrano najlepszych ludzi… Efekt był do przewidzenia. Żołnierze już po pierwszym dniu rozluźnienia, zaczęli bruździć. Zaostrzyli sobie zęby na rzeczy Rostowskiego, ale jego ochroniarze stanęli w jego obronie. Rozpoczęła się krótka, acz treściwa strzelanina, którą ofiarą byli również postronni.
Kule za nic miały ściany namiotów, trafiając również cywili. Cały, rozpanikowany tłum zaczął uciekać w las przez otwartą bramę. W efekcie została z garstki żołnierzy, zaledwie jeden żołnierz i mnóstwo rannych, przy czym środków medycznych też było jak na lekarstwo.
Kiedy pojazd wypełniony żarciem pojawił się na drodze niedaleko, bazy, spotkali na poboczu trójkę ludzi. Kobietę i dwóch mężczyzn, oboje byli wystraszeni jak cholera. Ale ich twarze mignęły Michałowi i Markowi gdzieś w tłumie ludzi, więc zwolnili. Dopiero wtedy zauważyli w ręce jedno z nich starego WIST-94. Mężczyzna z automatu wymierzył w kierowcę i upchniętego koło niego Marka. Padły strzały. Obaj mężczyźni wyzionęli ducha, wypluwając z krew, a wraz z nią ducha.
Jacek mógł tylko podbiec do jednego i sieknąć go mieczem, kiedy dwójka z nich wsiadała na miejsce trupów i nacisnęła pedał gazu do oporu, samochód ruszył zrywnie. Ze swojego miejsca spadła również Hayley, a bieg za samochodem w ciężkiej zbroi mijał się z celem.

Adam Jeżyński

Dziewczynki, były nieufne wobec Adama. Zygmunt, jak się przedstawił ojciec, też wolał się trzymać na równi, lub kilka kroczków z tyłu. Świat był zepsuty jak diabli, i on o tym wiedział. Adamowi pozostało ich odegnać, lub to zaakceptować. Człowiek, człowiekowi wilkiem, ale Ci jak na razie nie gryźli. Zresztą Martynka i Natalia, były dość ładne i ktoś podróżujący z dziećmi, nie mógł być zły.
Zło przyszło ze strony „Hotelarzy”. Budynek był dość wysoki, zresztą na dachu odbywały się ich opętańcze balangi, jakby w oczekiwaniu na koniec świata i zagładę ludzkości. Korzystali, póki mogli. A jak widać, zapasów mieli sporo. A z resztą, zawsze mogli zjeść się wzajemnie, co czynili…
Kiedy wypatrzyli cztery uciekające ze sklepu RTV sylwetki, dwójka mężczyzn wyskoczyła z ogrodzonego terenu hotelu i biegiem puściła się za nimi. Zygmunt kiedy ich spostrzegł tylko przeklął szpetnie i wyszarpnął zza paska rewolwer. Na szczęście goniący nie mieli broni palnej, tylko pałki i nóż.
Powietrze wypełnił huk wystrzału i smród prochu własnej roboty. Jeden ze ścigających padł jak długi, drugi zatrzymał się, ale po chwili sieknął bejsbolem w łeb jeszcze dychającego komapana. Był to tak straszne, jak i dziwne. W tych czasach: normalne. Młodsza dziewczynka zaczęła płakać, starsza wpatrywała się w wypływający z czaszki mózg, w który uderzył jeszcze kilka razy do pewności kij. Zygmunt złapał młodszą na rękę, drugą pociągnął w kierunku zakrętu, za którym powinni zniknąć z pola widzenia hotelarzy. Adam poleciał za nimi.
Sytuacja unormowała się dopiero kilka kilometrów za Mezowem, kiedy Zygmunt poprosił o krótki odpoczynek dla niego i córek, na zniszczonym, zarośniętym już zielskiem i wysoką trawą Orlenie.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline