Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-06-2012, 22:23   #104
Anonim
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację
Wszyscy [na początku odpisów]:
Krzyk i ruiny. Wieża 2 rozprysła się i został tylko niewielki kawałek stanowiący parter (czyli poziom szczytu muru) i kawałek pierwszego piętra. Odłamki uderzyły w mur, spichlerz, Wieżę Władcy. Najwięcej ofiar było przy spichlerzu, bo tam część cywili raczej pokojowo nastawionych ukryła się.

Wszyscy [po odpisach każdego z was]:
Kolejny odgłos gromu można było usłyszeć od strony wschodniej. Pewnie coś znów uderzyłow mur, ale dźwięk był iście mrożący krew w żyłach. [wszyscy -1 Rozum, nigdy czegoś takiego nie słyszeliście, aż wam w zębach zagrało]. Nikt z was nie widział co się stało.

Pluskwa:
Zastosowałeś swój trik z czapką i udało ci się zachować głowę. Pochodnia została wyrwana z taką siłą, że aż się przewróciłeś. Nie bardzo widziałeś co to było, ale po chwili pochodnia z czapką zostały rzucone o ścianę i spadły na schody. Ty oczywiście szybko uciekłeś na dół nie oglądając się za siebie i powiedziałeś wszystkim o zajściu. Nagle ziemia zatrzęsła się ponownie, ale... nie, to nie ziemia... to ta wieża. Początkowo wszystko drgało, a po chwili usłyszeliście jakby grom uderzył w budowlę i głazy i inne elementy ruin poleciały we wszystkich kierunkach między innymi na mur. Tragedii nie ma, aczkolwiek przejście jest utrudnione. Nie masz pojęcia co to było, ale gdy jeden z łuczników spojrzał na schody w górę powiedział tylko jakieś niecenzuralne słowo. Brakowało sufitu pierwszego piętra i wszystkiego co było nad nim, a część murów tamtego piętra zawaliła się na zewnątrz. Nie masz pojęcia co się stało, ale nie zwalajmy całej winy na Obgonusa. On pewnie teraz jest gdzieś w bezpiecznym miejscu i zupełnie nie wie jak tam się znalazł. [co do uderzenia we wschodni mur to nic nie widziałaś, a jak wyjrzysz przez okno to przekonasz się, że żywe trupy poprzewracały się jak domino i teraz dopiero wstają]

Oloth:
Czekałeś jak najdłużej mogłeś, ale na schodach nie pojawił się Lotnik, a żywe trupy maszerujące ławą. Chyba twój przyjaciel poświęcił życie, abyś mógł żyć... a może ty jego życie poświęciłeś? Nie jest to nic przyjemnego i raczej go już nigdy nie zobaczysz [-1 Rozumu].

Oloth, Zormeg:
Sprawnie dostaliście się do wrót do Wieży Władcy. Plan Zormega został wypełniony w 100%. Strażnicy mają już ze sobą miecze i nikt nie zginął dzięki odpychaniu zwłok i wyeksplodowaniu jednej z głów żywych trupów. Zatrzymaliście się dopiero na wrotach, które są zamknięte na trzy spusty. Oloth już zaczął się nimi zajmować, ale ocznik (ten ocznik nazywa się Leon, Zormeg kojarzy go jako jednego z głównych czarowników krainy) zwrócił uwagę, że wrota mają dodatkowy zamek, który widać tylko z mocą Wróżbiarstwa. Leon widzi ten zamek, ale Oloth nie, a tylko Oloth tutaj ma możliwości otwierania zamków. Ciężka sprawa. Możecie próbować dalej [b. trudne testy cienia] lub wymyśleć inny sposób. Na walenie w drzwi nikt nie reaguje.

Issander, Nex (i Centhariel, ale on został przy południowych wrotach do zielonych terenów i dla niego odpis gdzieindziej i Zormeg i Oloth):
Strażnicy byli nieubłagani. Wypędzili was, a gdy tylko znaleźliście się poza bramą to przekonaliście się dlaczego. Stajnia owszem - była zabezpieczona, ale tym czasem między stajnią, a koszarami było mnóstwo trupów leżących i kilka chodzących. Przy głównych wrotach Wieży Władcy spotkaliście ocznika, nekrona Zormega, goblina Olotha i trzech strażników z dziwnym uzbrojeniem (aczkolwiek innych niż tamci - tamci albo nie żyją albo pałętają się jako żywe trupy, no cholera, to się wydarzyło ledwo w kilka chwil - Cień rozprowadził to wszystko). Issander wymierzył kuszą w jeden z kryształów, ale ocznik powiedział mu:
- Eee, kusznik! Chcesz nas zabić? - powiedział jakby była to oczywistość, Zormeg i Nex dopiero po tych słowach zwrócili uwagę, że te kryształy to w wielu religiach świętość, ale żaden z nich nie zdołał sobie przypomnieć co te konkretne kryształy robią na ścianach wieży. Oloth w tym czasie mógł conajwyżej podłubać w nosie, gdyby nie siedział przy zamku do wrót.

Kenya:
- Ja jestem tu sam, nie mam rodziny. Z trudnością uciekłem przed tymi potworami i wylądowałem tu. Miałem znajomych, ale oni już nie żyją. - poszedł z tobą po czym skręcił do jednego z szałasów i wyszedł z dziwną bronią - niewielką włócznią, nie widziałeś takiej nigdy. Dodatkowo ma ze sobą zamkniętą torbę. Przypomniałeś sobie, że najlepszym magiem jakiego znasz jest Zormeg i on by się na tym znał. Ostatnio go widziałeś... poszedł w kierunku budynku państwowego i wieży władcy zanim cywile przeprowadzili szturm na plac wojskowy. - No chyba, że to jakiś problem, żebym poszedł z tobą? Wydaje mi się, że karczma jest najbezpieczniejszym miejscem, ale zawsze ktoś może zaatakować na ulicy... - wokół nie ma rabusiów, ale dym snuje się ulicami i do tego to tu to tam jest pożar gaszony czasem przez magów używających wody.

Centhariel:
Uświadomiłeś sobie jaka jest prawda. Nie chcąc narażać się strażników jednak zszedłeś z trawy i jesteś spowrotem na placu wojskowym przy bramie. Zawiązałeś już wtedy sobie opaskę, ale to trochę za mało. Powinieneś miec ogień, żeby zatamować krwawienie jeśli zdecydujesz się na ostateczny krok. [+1 Inf?]
 
Anonim jest offline