Wszedł po schodach do połowy pierwszego piętra i spojrzał na błękitne niebo. -Cholera jasna!- rzucił w stronę puszystych obłoczków, a potem schylił się po swoją czapkę. Otrzepał ją z pyłu i wsadził z powrotem na głowę. - Nienawidzę magów i im podobnych, nigdy nie wiadomo co takiemu strzeli do łba.- powiedział wracając na parter.-I co chłopaki, dalej uważacie że to najbezpieczniejsze miejsce?- zapytał łuczników nie bez złośliwości - A może wolicie poszukać innego? - A tak przy okazji jakby coś zaczęło chrobotać pod spodem to możecie być pewni, że to zgniłki przebijają podłogę.- postraszył ich jeszcze, chociaż kto wie czy to nie uratuje im życia- Wtedy won na zewnątrz i strzelać przez okna do środka, celujcie w główki.
Wyjrzał przez okno żeby ocenić zniszczenia w mieście. -Skąd się tyle tego draństwa nabrało? Przysiągłbym, że jeszcze przed chwilą to byli żywi ludzie. No nic, ci tu nie wlezą.- skomentował nagły wzrost liczebności umarlaków i rzucił okiem na łuczników na południu, czy nie pozlatywali czasem razem z drabinami co wcale by go nie zdziwiło, chociaż oczywiście wolał żeby spadły drabiny, a nie łucznicy. Sprawdził też czy Beti nie wybiera się z wizytą. A potem przyjrzał się wschodniemu murowi i okolicom. Coś pieprzło od tamtej strony i to tak, że o mało mu zęby nie wyleciały, nie powinno być trudno zobaczyć skutki czegoś takiego.
Jeśli wschodni mur okazał się jakimś cudem zdatny do użytku:
- No to co? Przejdziemy się? Tylko trzymać mi się flanki, bo jak znowu walnie to polecicie. I nie szarżować. Jak kogoś zobaczycie nie dajcie mu podejść, w razie najmniejszych wątpliwości strzała w łeb. Jak dojdziemy, to jeden otwiera drzwi, reszta czeka dalej i ubezpiecza. Nie jesteśmy durniami żeby sami pchać się śmierci w paszczę. Jeśli wschodni mur jest zniszczony:
Wychodzi z wieży, siada opierając się plecami o flankę, wyjmuje suszone mięso i bukłak. Spożywa swój ostatni posiłek patrząc na miasto.
Ostatnio edytowane przez Agape : 24-06-2012 o 17:35.
|