Wątek: Obłędny Kult
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-06-2012, 15:00   #106
Mizuki
 
Mizuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Mizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znany
Koniec aktu I

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=xMoCbXIDJ7k&feature=youtu.be[/MEDIA]


- Dobrze... Wystarczy już na dzisiaj.- uciął wszelkie dyskusje Gustav. Żaden z najemników nie próbował nawet protestować - byli wyczerpani i nie starali się tego ukryć. - Zasłużyliśmy sobie na odrobinę odpoczynku przyjaciele. Zostawmy na chwilę zmartwienia... Nie znikną one o poranku wraz z księżycem. Coenie, jeśli łaska zbadaj tą księgę.- wskazał tomiszcze wystające z torby Randala.- Mówiliście czarodzieju, że to opis rytuału? Być może zrozumiecie z tego coś więcej alchemiku. Salarin ma słuszność podejmując ten temat.
Z grymasem na twarzy Randal wręczył dalej nieco roztrzęsionemu rudzielcowi książkę. Skinął on jedynie głową, usuwając się gdzieś w kąt niewielkiej izby.
W końcu każde z nich znalazło skrawek przestrzeni dla siebie, by w końcu dać upust skrajnemu wyczerpaniu jakie wlało się w ich ciała i umysły. Nie przeszkadzała im ani ciasnota, ani nieprzyjemna woń ryb, ani huk rozbijających się o wybrzeże fal, który nieprzerwanie dobiegał zza małych, okrągłych okien.
Otulił ich sen...

Poranek następnego dnia. U wybrzeża Alaronu



Chociaż każdy z najemników tak desperacko potrzepował odpoczynku, sen nie okazał się łaskawy. Ich uśpionymi umysłami targały koszmary, najczęściej dotyczące wydarzeń dnia poprzedniego. Byli doświadczonymi podróżnikami, wiele w swym życiu widzieli... Jednak lochy wypełnione obłąkanymi ludźmi, rytuał i gryzący dym, a ostatecznie chmura zniewolonych dusz sprawiły, że coś "pękło".
- Randalu!- uderzył w drzemiących najemników krzyk Gustava- Co wy robicie czarodzieju?!
Ci, którzy ruszyli w kierunku niskich drzwi na pokład, dostrzec mogli niepokojącą scenę. Ich łódź z jednej strony otaczało szare, niespokojne morze, zaś z drugiej czyhały na nich ostre niczym kły wilka skały wybrzeża. Nie to jednak budziło niepokój, który ściskał za trzewia. Na dziobie okrętu stał Randal. Jego szaty łopotały pod podmuchami silnego wiatru. Dopiero po wytężeniu wzroku, gdzieś za zdającymi się tańczyć fragmentami niebieskiej szaty dostrzec się dało lewitujący w powietrzu, świetlisty krąg, nieco większy od ludzkiej głowy.
- Oczekujesz zbyt wiele rycerzu!-ryknął w odpowiedzi czarodziej.-Czuję to plugastwo! Gdzieś w sobie!-uderzył się w wątłą pierś.- Nie ma takiej sumy, która sprawiłaby żebym został pośród tego obłędu nawet o chwilę dłużej!- mówiąc to wsunął swoje ramie do dryfującego w powietrzu świetlisty krąg. W jednej sekundzie jego ciało wypełnił oślepiający blask - w następnej ani po kręgu, ani po samym czarodzieju nie pozostał nawet najdrobniejszy ślad.
- Na wszystki kurwie cyce... Cu to było?-wysapał kapitan, przytulając się do ściany "budy" tuż obok niewielkich drzwi.
Gustav nie zareagował. Stał oszołomiony na środku pokładu, wpatrując się w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą znajdował się Randal. Dopiero po pewnym czasie odwrócił się w kierunku obserwujących go z progu najemników.
-Randal odszedł. I nie wydaje mi się by do nas wrócił...- przemówił obojętnym tonem, na którego dnie dało się usłyszeć jednak smutek. Może zwątpienie?
Przecisnął się ze zwieszoną głową pomiędzy najemnikami i padł ciężko w kącie izby. Czy któreś z towarzyszy było w stanie go zrozumieć? Jego królestwo właśnie ogarniał mrok. Oglądał śmierć swych towarzyszy broni. Został zdradzony przez mężczyznę, którego uważał za przyjaciela... A teraz przez jednego z najemników, w którego wierzył. Który miał być jednym z płomieni rozdzierających ciemność.


Wieczór

Podróż, poza niespodziewaną dezercją Randala, pozbawiona była niespodzianek. Chociaż wody były niespokojne, wiatr zimny i porywisty a na brzegu, który cały czas towarzyszył im gdzieś na horyzoncie, czyhać mogło śmiertelne niebezpieczeństwo nie wydarzyło się nic, co mogłoby zagrozić w realny sposób ich wyprawie.
Stagnacja na niewielkim pokładzie dobrze zrobiła całej drużynie. Chociaż w ich umysłach kłębił się niepokój, tutaj mogli odpocząć. Na spokojnie przemyśleć wszystko co wydarzyło się do tej pory. Opancerzyć się nadzieją i wiarą.
W końcu oblała ich noc. Horyzont zniknął pozwalając czarnemu morzu i niebu zlac się w jeden byt. Ciężkie, zimowe chmury całkowicie przesłoniły gwiazdy i księżyc. Wtedy też wszyscy zasiedli w "budzie" dzieląc się jedzeniem i racząc odrobiną bimbru, jaki miał ze sobą ich kapitan o buraczanym nosie.
-Ten, no...Tego. Zbadałem knigę, którą mi wręczyliście, panie blaszak.-zaczął nieśmiało alchemik, odrywając sobie porcję z bochenka chleba. - I jakby to... Nie mam dobrych wieści.
Gustav zmierzył wzrokiem zasiadających w kręgu towarzyszy, po czym upił łyk ze swojego kubka.
- Mówcie Coenie. Czego się dowiedzieliście?
-Rytuał, który w książce tego... Został opisany z pewnością stworzony został przez druidów. Nie wiem jednak... tego... z jakiego kręgu. Nie wiem też, które bóstwo było ich opiekunem. Ale...tego no... Jest to jedno z najskuteczniejszych zaklęć obronnych o jakich słyszałem.
- wskazał nadgryzionym kawałkiem suszonego mięsa, na księgę, spoczywającą przed nim. - To majstersztyk! Połączenie silnej magii i zielarstwa... I odrobiną alchemii. To, tego no... Dzieło naprawdę tęgich głów tworzone zapewne przez całe pokolenia.
-Do rzeczy Coenie...
-A no tego, tak... Rytuał działa na dwa sposoby. Właściwie na jeden...Ale dwa. Pierwszym, jest efekt który odczuwa część z was.
-skierował nieśmiałe spojrzenie na Salarina- Problemy z koncentracją, wzrokiem czy też nawet dziwne odrętwienie. To tylko jeden z etapów, który tego... Miał ostatecznie doprowadzić Cię do stanu, w którym byłbyś całkowicie uległy sugestii odprawiającego ten rytuał. Chyba istnieją zaklęcia działające w podobny sposób?-popatrzył tym razem pytająco na Laone.- Ale tego no... To jest ten "magiczny" efekt. I nie da się go usunąć, dopóki nie dorwie się w łapy czaromiota czy druida... Kto to no cholerstwo rzucił. Teraz nie grozi wam już jednak ten efekt. Jednak ten drugi... -pokręcił głową z poważną miną-- To jest, tego no, najgorsze. Dotknął on każdego kto miał styczność z dymem. Nie ważne, czy był chroniony przez magię czy nie. To efekt alchemii i zielarstwa. Macie to już we krwi...-przeniósł ostrożnie spojrzenie na skrępowanego i obłąkanego gwardzistę. -Mianowicie... Ten kto zdołałby się oprzeć sugestii odprawiającego rytuał stać się miał dziką bestią. Zwierzęciem o pierwotnych instynktach. Myślę zatem... Że gwardziści, których odnaleźliście w podziemiach to...tego... Ci, którzy zdołali oprzeć się magii Seere, ale musieli być przez nią w jakiś sposób usunięci z widoku. Albo trzymała ich tam w jakimś konkretnym celu? Nie czują bólu, strachu. Brzmi to trochę, tego... Jak całkiem silna broń? Skoro nie mogła miec na własność ich duszy to...
- Coenie, co z nami do czorta?! Chcesz powiedziec, że niedługo też się zmienimy w coś takiego?!
- Niedługo...? Tego nie wiem. Nigdzie nie było wzmianki o czasie przemiany... Może stać się to jutro, po jutrze, za miesiąc? Za rok?
-Jak to powstrzymać?
- Należy...
-ściszył głos-Stworzyć wywar na popiołach z ziół, które potrzebne są do odprawienia rytuału. Ale nie innych! Niż te... Których do rytuału użyto.
Niemal każdy z najemników poczuł jak na kark spada mu tona cegieł. Mało było już problemów? Po tym wszystkim okazało się, iż ich życie cały czas jest w niebezpieczeństwie...
 
__________________
"...niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę
a kornik napisze twój uładzony życiorys"
Mizuki jest offline