Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-06-2012, 21:13   #96
chaoswsad
 
Reputacja: 1 chaoswsad ma w sobie cośchaoswsad ma w sobie cośchaoswsad ma w sobie cośchaoswsad ma w sobie cośchaoswsad ma w sobie cośchaoswsad ma w sobie cośchaoswsad ma w sobie cośchaoswsad ma w sobie cośchaoswsad ma w sobie cośchaoswsad ma w sobie cośchaoswsad ma w sobie coś
Tymczasem Rafael, przełykając ślinę i potrząsając parę razy głową, zaczął ciąć pajęczynę budującą największy kokon. To czy znajdą w środku ‘swojego’, i kto to dokładnie będzie miało jednak jakieś znaczenie... o ile będzie się dało go rozpoznać. Młody myśliwy omal nie odskoczył, gdy przez rozcięcie wyślizgnęła się męska ręka i zwisła bezwładnie. Dalej ciął już ostrożniej i wkrótce szpara odsłoniła oblepione pajeczyną ludzkie ciało, które powoli zaczęło się wysuwać z kokonu. Rafael z trudem podtrzymał je i położył na ziemi. Mężczyzna pochodził z Viseny, ale był tak brudny i opuchnięty od ukąszeń, że w mdłym świetle ciężko było rozpoznać jego rysy. Jednak podarte ubranie wskazywało na to, że był jednym z akolitów Chauntei, którzy wyruszyli z konwojem. Najwyraźniej popularne we wsi przeświadczenie, że skrzywdzenie kapłana oznacza sprowadzenie na siebie boskiego gniewu nie miało zastosowania w przypadku pająków. Twarz mężczyzny była wykrzywiona z bólu, a w szklistych, nieruchomych oczach odbijał się migotliwy blask rafaelowej pochodni. Ciało nie nosiło jeszcze śladów rozkładu, ale wzdęty brzuch świadczył o tym, że najpewniej zachodzą w nim pajęcze procesy trawienne.

Rafael
już miał zabrać się za kolejny kokon, gdy nagle z ust domniemanego trupa wydobyło się słabe charczenie, a oczy poruszyły się nieznacznie.
- Święta Bogini, on żyje! Eillif! - doskoczył ponownie do biedaka, nie dowierzając w to co zobaczył. - Możesz mówić? - podłożył dłoń pod jego głowę i przybliżył pochodnię do twarzy, by jeszcze raz przekonać się, czy go nie kojarzy. Coś mu świtało...
Dziewczyna podbiegła do leżącego i zaczęła go badać. Miał na nodze jątrzącą się ranę i wiele ukąszeń, ale nic co by uzasadniało jego ciężki stan. Albo był zatruty pajęczym jadem, albo... Niepewnie skoncentrowała się na wzdętym brzuchu akolity i skupiła się. Po dłuższej chwili mężczyzna zaczął nieco lżej oddychać, ale Eillif czuła, że nie wszystko poszło tak jak powinno. Efekt powinien był być o wiele lepszy. Mimo to ranny spojrzał na nią z wdziecznością, choć moment później targnęły nim torsje. Dopiero gdy wyrzucił z siebie żółć wraz z dziwną, zielonkawą cieczą wychrypiał Pić...
Ralfi zdjął z ramienia dość mocno opróżniony już bukłak i wcisnął mężczyźnie w rękę, podkładając mu go prawie pod usta - słusznie, bo ten nie miał nawet tyle siły, by unieść naczynie.
- Czy ktoś ma ze sobą więcej wody? - odwrócił na moment wzrok od Viseńczyka, co nie zdarzyło mu się ani razu odkąd zielarka przystąpiła do działania. Solmyr bez słowa podał swój. Myśliwy wyciągnął zza pazuchy zwilżony bandaż i otarł nim czoło akolity, po czym wymienił go za pusty bukłak. Łowca był mocno zdenerwowany. Do tego ta wilgotność - czuł, że pod skórznią leje się z niego, jakby stał na deszczu. Spojrzał na Eillif pytająco, tak by jej pacjent tego nie uchwycił. Biorąc pod uwagę jego stan, było to mało prawdopodbne, ale jeśli to jego ostatnie chwilę, lepiej żeby nie dopadła go panika. Lepiej dla niego.. i dla grupy. Zielarka dyskretnie pokręciła głową - nie umiała leczyć trucizn, nie wiedziała jak pomóc kapłanowi. Podejrzewała jednak, że ten - z racji zawodu - zdaje sobie sprawę ze swojego stanu nawet lepiej niż ona.

Yarkiss nie postawiłby złamanego srebrnika na to, że uda im się odnaleźć żywego Viseńczyka w jednym z pajęczych kokonów. Wyglądało, że grupa napastników nie jest wcale tak daleko jak mu się wcześniej wydawało. Bo długo to raczej biedny kapłan długo tam siedzieć nie mógł, skoro jeszcze dycha. Nie wyglądał najlepiej, mimo usilnych prób Eillif. Na oko łowcy, jeśli chcieli mu pomóc, musieli się spieszyć. Tylko jak?
- Wiem. - Wykrzyknął myśliwy. - Może to pomoże. - Podał Eillif trzy nieduże flakoniki, który otrzymał jeszcze od Hieronimusa. Do tej pory trzymał je cały czas przy sobie, ale nie wiedział zbytnio, czy mogę mu się do czegoś przydać. - Jak myślisz przydadzą się? - Popatrzył z nadzieją na zielarkę. Eillif niepewnie wzięła żółtą fiolkę, spostrzegając zawieszony na niej wzrok akolity. Nie była była przekonana czy ranny zdoła przełknąć eliksir, gdyż ledwie zniósł kilka łyków wody, ale powoli zaczęła mu wlewać ciecz do ust.
- Rozcinasz kolejny? - zapytał Rafaela Yarkiss , wskazując palcem następny kokon.
- Trzeba go sprawdzić - młodzieniec oderwał na chwilę wzrok od akolity. Popatrzył na Yarkissa, dając mu do zrozumienia żeby się tym zajął, ale i syn Petera nie miał na to ochoty. Oprócz kokonu ratowanego Viseńczyka, w jamie był jeszcze jeden podobnych rozmiarów. Reszta większych okiem Ralfiego zdawała się zawierać wilki.. albo coś w tym rozmiarze.
Widząc niezdecydowanie myśliwych Etrom prychnął lekceważąco i zabrał się za ostatni z dużych kokonów. Wypadło z niego... coś pomiędzy wilkiem a człowiekiem, ale bardziej jednak przypominające wilka. Albo pająk zaskoczył to stworzenie w trakcie przemiany, albo wilkołaki wyglądały jednak inaczej niż to sobie wyobrażaliście. Był nieżywy, ale musiał paść najdalej wczoraj.

- Możesz coś powiedzieć? - widząc, że sprawa kokonu jest opanowana Rafael ponowił pytanie do adepta. - Nazywasz się Justus, prawda?
Odnaleziony lekko skinął głową. Wydawało się, że po miksturze nabrał trochę sił, choć brzuch nadal nie wyglądał dobrze. Inni...? - wychrypiał.
- Jesteś pierwszym, którego tu znaleźliśmy. Wiesz coś o innych uwięzionych w tym miejscu? - łowcy z emocji (a może ze smrodu) zeszkliły się lekko oczy, lecz szybko to oponował. Spojrzał na but Justusa, a potem na swój bandaż w jego dłoni. ~ Nadzieja umiera ostatnia ~ pomyślał.
- Nie - wyszeptał Justus. Chyba miał nadzieję, że to wśród Was będą znajdować się jego towarzysze. - Wilki... uważajcie na... - jego ciałem szarpnął kaszel i po brodzie pociekła ślina z żółcią. - Pić...
Prośba została spełniona bezzwłocznie, ale woda młodzieży miała się już ku końcowi. Rafael wzdrygnął się nieco zanim wypowiedział kolejne słowo.
- Wilkołaki... Powiedz nam co wiesz. Jesteś słaby, będę cię uważnie słuchał. - wypowiedział z dużym spokojem, po czym przybliżył się maksymalnie do dogorywającego, na tyle by móc odskoczyć w razie nagłego kaszlu... z zawartością. Zarówno gest jak i ostrożność były uzasadnione - akolita miał problemy z mówieniem i Rafaelowi udało się uzyskać niewiele spójnych informacji.
- Zaskoczyli nas... zabiliśmy ...nastu, ale on... znałem go skądś... Uważajcie na mag... Mówili coś o grobie... jaskini czy ruinach... Zabrali... ofiarę...
- Ilu zabrali? Kogo? - łowca wyraźnie stracił pewność w głosie.
- Chcieli... więcej... - wychrypiał ranny. Wymiana osób z imienia była ponad jego siły.
- A jak się tu znalazłeś? Wilki walczyły z pająkami? Mówiły coś o tym miejscu? - Ralfi starał się dopytywać o szczegóły.
- Tak... Chcieli coś... stąd... Nie tłumaczy... kazali... szukać mocy... - artykułował z trudem akolita. - Visena, ona miała...
Korenn stał z zapomnianymi kamieniami w dłoni i bezradnie przyglądał się całej scenie. Nagle zdobyta “magiczna skała o nieznanych właściwościach” przestała budzić jego ekscytację. Jego żywa wyobraźnia bez trudu podsuwała mu co Justus przeszedł. Nie wyobrażał sobie tylko dlaczego kleryk nie oszalał z przerażenia i bólu. Ale jego uwagę coraz bardziej przykuwały wypowiadane przez akolitę słowa, przykucnął zaalarmowany.
 
chaoswsad jest offline