Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-06-2012, 20:10   #24
baltazar
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
Śnieg powoli topił się na jego policzkach... niby powinien być zadowolony po gorącym wspomnieniu demona. Kurt właściwie do teraz czuł pieczenie na skórze... a może to był chłód jaki gwarantowała zmrożona gleba, śnieg i zima... od bólu spowodowanego przez chłód do tego od płomieni była wbrew pozorom bardzo niewielka droga. Niestety, to co bardziej bolało rycerza to odległość od ciepłego wyrka, mokrej pipki i gorącego miodu... bo to wszystko było cholernie daleko. I nie mógł być pewien czy będzie mu dane dożyć kolejnej tak kiepskiej nocki. Mało tego, że nie spał pod dachem to jeszcze miał kurewsko kiepski sen. Chociaż od momentu kiedy zobaczył miecz Bazyliszka wiedział, że określenie sen to był co najmniej chybiony termin. Zebrał się z ziemi badając czy ma wszystko na swoim miejscu i czy aby nie miał jakiś pamiątek po nocy spędzonej na Zamku Gołębicy. Nie miał... oprócz miecza. Dlatego nie omieszkał go zarekwirować. Wszystko prezentowało się marnie... oprócz broni i właśnie dlatego uznał że powinien go ze sobą zabrać. Rzecz jasna Benwolio wymyślił, że może on być przeklęty albo coś w tym stylu... Może i był magiczny ale żeby od razu przeklęty! Eh ci bardzi... Kurt znał trochę życie i wojnę. Wiedział, że znacznie łatwiej spotkać złego człowieka niż miecz. Ale może w świecie fantazji i bajek wyglądało to inaczej.

Dość zdawkowo potraktował werbalne zaczepki Tileańczyka. Na tyle na ile wymagała tego sytuacja bo co innego chodziło mu po makówie. Casamir i ukryte kamyczki... i w jednym i w drugim przypadku najemnicy, grasanci czy jak zwał tak zwał tych szubieniczników byli bardziej zawadą niż pomocą. Nie mniej jednak coś trzeba było przedsięwziąć. Obudził giermka i przyjrzał się gramolącemu się z posadzki krasnoludowi. Dał im chwilę na dojście do ładu i składu z myślami.

- Dobra chyba nie ma co się kolebać na zimnie tylko trzeba nam wrócić do rzeczy i do tych łapsurdaków co to teraz pewnie z zadowoleniem powitali ranek. Stwierdził sucho, w końcu przecież większość bambetli zostało tam gdzie kładli się spać. - Ja tam jednak bym uważał na to co się może stać... bo ten ranek może nie być takim jakiego się spodziewali. Co powiedziawszy podał kuszę, z bełtem na cieńciwie giermkowi.

Ruszył w stronę ich barłogów w końcu czas było przepłukać porządnie gardło i coś zjeść. Dlatego jak wszyscy już się pozbierali zaproponował ten kierunek. Już od progu rzucił mu się brak szefa - Casamira. Przeklnął w duchu ale tylko skinął jednemu z jego nowych towarzyszy. - Kurewska noc... dobrze, że się już skończyła. Czas coś wszamać... i po chwili dodał, ze zdziwieniem. - A gdzie Casamir? Wiedział, że śnieg może dzisiaj zabarwić się na czerwono. Wolał jednak tego uniknąć, więc sam nie zamierzał prowokować walki.
 
baltazar jest offline