Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-06-2012, 15:25   #193
Asenat
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Teamu praca wspólna

Oszaleli, oni wszyscy oszalali. Amy znów stała w środku zamieszania nie wiedząc co ze sobą zrobić. Lekko rozchylone usta i szeroko otwarte oczy pokazywały dokładnie w jakim jest stanie.

William Ekahardt w nowej skórze wydął wargi w wyrazie niedowierzania. Gest ten wydawał się sztuczny, wręcz komiczny, jakby będący elementem jakiejś celowej gry.

-Nie słuchaj jej Anthony. To wszystko jej pomysł. Tej.. tej wiedźmy. - z ust poleciała mu ślina jak wypowiadał te słowa.

-Powiedziała, że zna sposób i miała rację. Faktycznie istniał sposób, który jednak wiązał się z pewnymi komplikacjami... Sam dokładnie tego nie rozumiem... Alle jestem tu. Cały i zdrowy. Staaaary dobry profesor William jego mać. Więc nie mów mi kobieto - jego oczy zapłonęły na chwilę, jedną maleńką chwilę dziwnym blaskiem - że nie wiem kim jestem.

- Anthony - Amy wzięła głęboki oddech. Z tłumaczeń Antonii i Willa nic nie wynikało. - Will jest cieżko chory, umierający właściwie - jej słowa były łagodne, jakby tłumaczyła coś dziecku - Dominic jest trupem - kontynuowała. - Żeby ratować Willa Antonia wpadła na pomysł by... przelać jego duszę do ciała Dominica - powiedziała szybko, uświadamiając sobie jak absurdalnie to wszystko brzmi.

Antonia wizgnęła się w przód, uderzyła głową o podłogę, z rozciętej wargi trysnęła krew. Ten pojebus strzelał do niej! Strzelał do własnych ludzi! Co jeszcze popieprzonego może przyjść mu do głowy? Brazylijka jęknęła rozdzierająco, a potem się popłakała. Rzęsiście i obficie, z oczu płynęły potoki łez, z nosa ciągnęło się pasmo śluzu pomieszanego z krwią, i cała się trzęsła, nie wiedzieć, czy ze strachu, czy z furii.

- Ruler! Ruler, do cholery, nie puszczaj tego, co go trzymasz! - jęknęła. - Jak zwieje to będzie przesrane! Tony, puść mnie, proszę, muszę sprawdzić, co z Willem. Zwłoka może być śmiertelnie groźna, a na pewno stan Willa jest ważniejszy niż twoja urażona duma! do kurwy nędzy, zabierz tę broń! Jesteśmy w jednej grupie czy nie? Pracujemy kurwa razem czy nie?! Ludzie, do diabła! On do nas strzela! Popierdoliło go!

Ktoś musiał go zdjąć. Zaraz, teraz... Antonii zimny pot ciekł po karku - Will nie mówił jak człowiek, którego pamiętała.

Początkowo Point Man patrzył na Chemiczkę tym samym zimnym spojrzeniem. Jeszcze nie tak dawno obeszłyby go jej łzy i krew. Teraz patrzył na całą sytuację bez najmniejszych emocji. Jednocześnie próbował poukładać sobie to, co właśnie usłyszał. Amy nie zaprotestowała na słowa Dominica-Williama. Wierzyła w ich prawdziwość lub wiedziała, że takie są. Nie ufał zmartwychwstałemu trupowi. Ani trochę. Brakowało mu tylko nieco zbyt dużej fryzury i śrub na skroniach.

Nie ufał wszystkiemu co zginęło i powróciło do życia. Miał już wyjaśnienia, które chciał i byłoby znacznie szybciej, gdyby zaprezentowali je od razu. Z zamyślenia wyrwały go słowa Brazylijki, a w ich trakcie jedna brew wspięła się nieco wyżej na czoło.

Nagle Smith odskoczył od Chemiczki, jakby go oparzyła. Nagły błysk oślepił go, a z tyłu głowa pulsował ból. Obejrzał się z tą samą chłodną obojętnością, co jeszcze kilka chwil wcześniej. Za nim stało drewniane łóżko brutalnie powstrzymujące dalszy ruch. Wstał, ignorując słabnący ból. Rewolwer spoczął za paskiem, lecz Browning dalej znajdował się w dłoni.

Teraz kwestia tożsamości wnętrza ciała Dominica...

Ruch przy trumnie!

Eackhardt poruszył się. Brazylijka miała rację w jednym. PointMan miał broń. Stanowił zagrożenie dla niego, dla Amy, dla każdego w tym pokoju łącznie z sobą samym. I jeśli stary William Eakhardt próbowałby rozmowy to jego nowe wcielenie nie zaprzątało sobie głowy szczegółami technicznymi. To musiało zostać zrobione, nieważne w jaki sposób. Przez chwilę dziwił się, że podjął taką decyzję. Zaskoczyło go coś jeszcze; to jak sprawne są jego nogi. Jak gibko stąpa z stopy na stopę. To, ile energii było w tym młodym ciele.

Wszyscy byli zaskoczeni niesamowitą szybkością, z jaką to co siedziało przed chwilą w trumnie, dosłownie moment później już parło po posadzce w kierunku Anthony’ego! Amy zareagowała pierwsza - błyskawicznie wycofała się, chyba instynkownie, pod ścianę żeby nie pozostać w centrum tworzącego się zamieszania. Chwyciła nieruchomego czarnego psa na ręce, a potem wcisnęła się w prawy górny róg pokoju obserwując przebieg zdarzeń.

- Black! - krzyknął krótko Point, również zaskoczony że ten ułamek sekundy gdy obił się o łóżko wystarczył by potencjalny przeciwnik był już w połowie drogi do niego!

Gdy tylko Smith dostrzegł ten ruch, ponownie rzucił się bokiem w kierunku Chemiczki, z zamiarem wykonania przewrotu po wylądowaniu. Ruch zaplanowany był tak, by cały czas mieć przed sobą zagrożenie. Dodatkowo miało to dać Brazylijce czas na podniesienie się, zaś w przypadku ataku, Anthony mógłby przyjąć go na siebie.

Tymczasem Antonia zareagowała szybciej, niż się spodziewał po jej stanie. Gdy krzyczał do Blackwooda mając ją bokiem do siebie, ona była już na nogach, nisko przyczajona do odskoczenia. Zmartwyschwstały zygzakiem, szybki jak wiatr, zbliżał się do niego - ale Point był już ułamek sekundy do uzyskania pozycji strzeleckiej.

Ale nie przewidział jednego. Antonia, którą miał z boku, nagle zaatakowała. Jego.

Skok Chemiczki był niby skok dzikiego zwierza. Była duża, naprawdę ciężka i to wielkie ciało po prostu uderzyło z całym impetem w Point-Mana. Anthony poczuł że traci równowagę i leci do tyłu, a ułamek sekundy później uderza plecami o posadzkę. Nie wypuścił pistoletu. Antonia spadła na Anthony’ego, chciała przygnieść go całym swoim ciężarem do ziemi. To jednak nie udało się do końca, Chemiczka spadła o paręnaście centymetrów obok - tylko jednym ramieniem obejmującym tułów Anthony’ego przyciskając go do zimnej posadzki na ogromnym symbolu wymalowanym jaskrawą czerwienią.

Mknące tymczasem jak drapieżnik ciało Dominica Warda było już tuż obok Pointa! Jego dłonie poruszały się to w przód to w tył a cel przed jego oczami przybliżał się nieubłaganie. Może nawet bydlak uśmiechnął się lekko w kąciku ust! Amy krzyczała coś o spokoju i żeby nie strzelać. Gdy wszystko znowu wprawione zostało w ruch, ciało leżące pod Rulerem zaczęło warczeć i toczyć pianę z pyska, rzucając się wściekle i Ruhl miał obecnie spore problemy żeby utrzymać “Willa” w pozycji poziomej...Solo podskakiwał na rzucającym się ciele profesora niczym kowboj na rodeo.

Blackwood skoczył ku facetowi odwróconemu do niego plecami. Zadanie wydawało się proste, uderzył barkiem chcąc wytrącić go z równowagi. Tamten poleciał do przodu, przez co dystans między nim a Smithem jeszcze się skrócił. Ale ręce, które miały teraz złapać ciało Dominica Warda i rzucić je na łóżko, nie zdołały tego zrobić. Szczupły chłopak jak piskorz rzucił się do przodu, wykorzystując pęd nadany przez uderzenie Thomasa...

Antonia nagle poczuła ból pod pachą i przyciskające Pointa ramię zdrętwiało jej w jednej chwili. Anthony zgiął się nagle sprawnie i ramię Ramos znalazło się ściśnięte mocno między jego nogami. Następny, po założeniu dźwigni Chemiczce, punkt planu zakładał atak na nadbiegającego umarlaka - ale tamten po raz kolejny okazał się cholernie szybki. Już w czasie, gdy Smith chwytał Antonię w kleszcze nóg, osobnik twierdzący iż jest Willem Eakhardtem prześliznął się jednym ruchem obok nich, niesamowicie zwinnym pociągnięciem wyszarpując rewolwer zza pasa Anthony’ego.

Point drgnął, gotowy już do skoku, ale czekała na niego wycelowana prosto w jego klatkę piersiową lufa własnego pistoletu...Atmosfera zgęstniała jeszcze bardziej.

- Uspokój się. - powiedział spokojnie ktoś ustami Dominica Warda - Zanim stanie się coś czego wszyscy będą żałować.

Wyglądało jednak na to, że atak nie miał na celu uszkodzenie Point-Mana. Przeciwnik miałby teraz czas, by wystrzelić - a jednak nie robił tego. Blackwood, który sunął w ślad na atakującym wcześniej Smitha chłopakiem, teraz również stanął jak wryty widząc broń w rękach tego człowieka i zawahał się. Solo czekał napięty na dalszy rozwój wydarzeń, nawet to co leżało pod nim przestało się na chwilę ruszać.

- Proszę...- gdzieś z tyłu, do Pointa i innych dobiegł głos Amy Fox. - Anthony, posłuchaj go. Zanim wszystkich nas pozabijasz...Proszę.

Antonia poruszyła na próbę palcami. Ruszały się, ani chybi, ale zakończenia nerwowe wrzasnęły bólem w proteście wobec takiego postępowania. Rozwalona warga spuchła do gargantuicznych rozmiarów, nawet nie chciała myśleć, jakie zjadliwe bakcyle pełzały po podłodze w studiu Malcolma. Znowu leżała na glebie, a to kłóciło się z wizerunkiem wiedźmy nawet mocniej niż bieganie z nieodłączną zadyszką. Wiedźmy się nie potykały. Nie wywracały się i nie polegiwały na ziemi, jęcząc cichutko. Antonia jednak jęknęła. Z pozycji, w jakiej leżała, widziała do góry nogami Chrisa podskakującego na ciele Profesora jak ujeżdżający byka kowboj. Brakowało tylko kapelusza z szerokim rondem, ale... ale Ruhl i tak wyglądał jakoś niepokojąco inaczej. Światło było słabe, ale mogłaby przysiąc, że Solo wysmarował gębę ciemnym fluidem. Szykował się na występ na koncercie dragqueen, czy jak? Powinna była chyba lepiej wybadać Ruhla w kwestii jego orientacji... Ta kwestia jednak miała nie doczekać się odpowiedzi, bo Antonia miała obecnie serdecznie wyjebane na wszystko z wyjątkiem stanu Willa i dokończenia całej operacji zamiany, której kulminacją miało być to ciało, które obecnie ujeżdżał Chris, rozciągnięte na stole operacyjnym w klinice Friedmanna, jedynego takiego specjalisty po tej stronie Oceanu. Point ciągle zaciskał jej rękę pomiędzy udami, a jego dotyk przepełniał Brazylijkę taką odrazą, że miała ochotę zerzygać mu się na głowę. Miała też ochotę, po raz pierwszy od dawna, strzelić sobie w żyłę i odpłynąć w dal. To jakiś koszmar, cholerny koszmar, muszę się w końcu obudzić, pomyślała i szarpnęła ręką, by się wyswobodzić.

- Puszczaj, cholera, koniec show! - warknęła. - Amy, przy trumnie leży strzykawka, pełna... w takiej misce, i tabletki homeopatyczne - zwróciła się do Fałszerki tonem, jakim chirurg ordynuje do asysty “Siostro, skalpel”. - Podaj mi je proszę.

Przynajmniej Ruhl stanął na wysokości zadania i była mu za to cholernie wdzięczna. Najbardziej za to, że nie dał się przy tym użreć. Odpowiedź na pytanie, czy w tej sytuacji może istnieć zagrożenie zarażenia chorobami odzwierzęcymi, jakoś nie wzbudzała w niej fascynacji badacza.

Smith całkowicie zignorował Brazylijkę. Nie istniała. Antonia wykorzystała ten fakt, próbując wyśliznąć się z uścisku, co częściowo jej się udało - bo Anthony musiał poświęcić właśnie czas na celującego w niego faceta.

Widząc nad sobą trupa z jego bronią, Anthony jedynie roześmiał się zimno, przywodząc na myśl obłąkanego psychopatę. Wizja wycelowanej w niego broni nie robiła na nim najmniejszego wrażenia. Przeciwnie. Stalowy błysk w oczach stał się jeszcze mocniejszy.

Eakhardt zmrużył jedno oko i podrapał się po skroni. Broń w jego dłoni zadrżała, ale nie zmieniła swojego położenia. Zacisnął mocniej palce na kolbie próbując utrzymać kontrolę. Anthony Smith człowiek, którego w sprzyjających okolicznościach mógłby nawet nazwać czymś w rodzaju przyjaciela nie dawał mu wyboru. Palec wskazujący fizycznie będący częścią ciała Dominica Warda niebezpiecznie zbliżał się ku spustowi. Coś kazało mu strzelać. Zabić go. Zabij albo on zabije ciebie mówił głos gdzieś z tyłu głowy. Wiedział, że dłużej nie wytrzyma i zrobił jedyny desperacki krok o utrzymanie kontroli nad sobą samym jaki przyszedł mu do głowy. Kątem oka zobaczył jeszcze zbliżającego się Blackwooda. Obrócił się plecami do PointMana co nie było pewnie zbyt rozsądne.

-Amy łap!

Rzucił dopiero co zdobyty pistolet w stronę kobiety będącej z dala od głównej akcji. Fox była właśnie w drodze po strzykawkę. Ciężki rewolwer przeleciał przez pokój, a Amy odruchowo, zręcznym ruchem chwyciła go na chwilę, ale broń wyśliznęła się, z hukiem waląc o podłogę obok jej nogi. Skoczyła szybko ku leżącej w kącie broni.

Anthony tymczasem już działał. Wyprowadził cios w nogę usuwającej się od niego Antonii, ale wiedział już że nie trafił wystarczająco mocno. Miał na to jednak tylko jedną szansę, bo chciał jeszcze zataatakować ciało Dominica - konkretnie jego nogi. Wyszkolenie w skutecznej walce z więcej niż jednym przeciwnikiem nie było częste, ale Smith wiedział jak to się robi i był w stanie przy pewnej dozie szczęścia zdążyć zaatakować i drugiego człowieka w tym samym czasie. Kątem oka obrzucił jeszcze tylko dźwigającą się na nogi Ramos, jedną rękę miała zesztywniałą, a nogę najwyraźniej tylko odrętwiałą - posykując z bólu odsuwała się w kierunku środka pokoju najszybciej jak mogła...

Odwracające się z powrotem po rzucie ciało Dominica zamierzało dalej się bronić, ale tym razem miało przeciw sobie już dwóch przeciwników. Blackwood już skakał w jego kierunku, a Smith wprowadzał właśnie w życie kolejną część swojego planu.

I tym razem to Point-Man był najszybszy. Will Eakhardt spodziewał się ataku, ale nie w stopę. Nagły ból kości, tam nisko, sprawił że Will syknął i odruchowo pochylił się do przodu - a przeciwnik już na to czekał. Wykorzystując kierunek ruchu Williama, Smith pociągnął go energicznie ku sobie za rękę. Tym razem zaatakowany nie miał szansy skutecznie się obronić, zwłaszcza że obaj przeciwnicy, bo z tyłu zdecydowanie dołączył Blackwood, byli szybcy, sprawni i wyszkoleni. Blackwood chwycił silnie upadającego przeciwnika, unieruchamiając z tyłu jego ramiona, którymi mógłby zaatakować Smitha. Anthony mógł dzięki temu bez przeszkód zrealizować dalszą część akcji - założył Willowi bolesną dźwignię na bark, przyciskając “zombie” do gleby. Do walki w parterze dołączył Thomas, wspólnie z Anthonym unieruchamiając szarpiące się jeszcze szczupłe ciało na ziemi.

Zobaczył ją w ostatniej chwili. Za późno. Zajęty walką w parterze, Smith nie zdążył wyeliminować następnego zagrożenia. Tego, które już drugi raz nieoczekiwanie zwróciło się przeciwko niemu. Atakując wcześniej Willa miał w przeglądzie sytuacji Antonię doczłapującą się do metalowej miski, gdzie leżała strzykawka z uspokajaczem. Teraz jednak Ramos wcale nie zwróciła się w kierunku ciała leżącego pod Rulerem, jak wszyscy sądzili. Zamiast tego, już w czasie gdy Smith ciągnął ciało Willa ku sobie, skoczyła, ignorując ból, z powrotem ku Smithowi.

Nagły ból ukłucia w udzie Anhony’ego towarzyszył obrazowi rozwścieczonej wyraźnie Chemiczki, pakującej mu właśnie strzykawką, trzymaną w jej jednej sprawnej ręce, solidną szprycę! Zdziwiony Blackwood podnosił właśnie głowę, gdy udało mu się właśnie unieruchomić całkowicie leżącego już Willa, i zaskoczonym wzrokiem obserwował jak w zwolnionym tempie ubywający pod naciskiem tłoczka, naciskanego przez kciuk Antonii, płyn w strzykawce.

Amy, której dopiero teraz udało się pochwycić broń, przyjąć pozycję i wycelować miała już wykrzyknąć do Pointa przygotowany tekst, ale równie zaskoczona co inni zamarła i zaczęła powoli opuszczać lufę rewolweru.

Point-Man nie zdążył już odpowiedzieć kontratakiem. Wierzgnął tylko raz wiotczejącymi kończynami, ale szpryca była przygotowana wcześniej na szybkie wyłączenie z gry solidnego dzikiego zwierza... Oczy Anthony’ego wywróciły się, błyskając białkami i powieki opadły, gdy dźwignia utrzymająca jeszcze “zombie” osłabła, a ramiona Anthonyego uderzyły o posadzkę po obu stronach leżącego już na plecach ciała. Browning wysunął się z palców, z cichym stukotem zsuwając się na wymalowaną w dziwne wzory podłogę...
 
Asenat jest offline