Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-06-2012, 21:50   #195
Vivianne
 
Vivianne's Avatar
 
Reputacja: 1 Vivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputację
Wyszła z pokoju Willa trzaskając drzwiami. Stanęła na chwilę, oparła o ścianę, wzięła trzy szybkie oddechy. Zawsze pomagały.
Nie zawsze.
Szła korytarzem pogrążonym w półmroku. Mijała kolejne i kolejne brzydkie, płytowe drzwi odliczając w myślach. Zatrzymała się przy piątych i zapukała. Mocno i długo, zupełnie nieelegancko. Odpowiedziała jej głucha cisza. Zapukała po raz kolejny, kopnęła kilka razy. Nic. Chwyciła za klamkę, drzwi były zamknięte ruszyła więc w miejsce, w którym miała znaleźć Koroniewa.

Na szczęście Rosjanin, w przeciwieństwie do Cryera, był gdzie być powinien.
- Koroniew - zaczęła idąc w jego kierunku, ale ten przerwał jej bezceremonialnie.

- Mam nadzieję, że to nic poważnego. Smith wzywa mnie do siebie natychmiast, więc wybacz mi, że nie zaczekam na ciebie. Jak chcesz ze mną porozmawiać, to możesz mi towarzyszyć.

- Zmiana planów. Smith już Cię nie wzywa - odpowiedziała zimnym tonem - nie jest w stanie. - Spojrzała na broń i zakrwawioną dłoń Rosjanina. Czy oni wszyscy muszą być tacy narwani?

-Ty nie jesteś od wydawania rozkazów. Czy to polecenie bezpośrednio od niego ?- spojrzał na nią podejrzliwie Rosjanin. Uważnie ją obserwował, mając nadzieję, na wykrycie, czy kłamie czy nie. Nie wyglądało mu na to. Wydawała się poważna. Poważna i zniecierpliwiona. Był prawie pewien, że Amy mówi prawdę. Ale...była Fałszerzem. Ze wszystkich ludzi, to oni potrafili zwodzić innych najlepiej. W ich wykonaniu, manipulacja i zmylenie były sztuką.

- Nie jestem. I nie wydaje Ci rozkazu - głos miała zdecydowany - zbieram wszystkich na zebranie w pokoju Architekta - kolejne pełne podejrzeń spojrzenie na krew pokrywającą jego ręce. - Właśnie, nie widziałeś drugiego Fałszerza?

-Nie widziałem Cryera, przynajmniej nie ostatnio. Poczekaj chwilę- spojrzał na nią uczciwie- mimo wszystko muszę zadzwonić do Pointa. Taki jest system, ja nie mogę od tak zaniechać wykonania rozkazu, bo ktoś mówi że nie trzeba, tym bardziej, że do tej pory Smith nie przekazywał przez Ciebie poleceń. A co do tej krwi to jeden z więźniów o mało co nie uciekł. Teraz muszę tylko ich zamknąć i dokładnie sprawdzić. A potem zadzwonię do Anthonego, aby się upewnić, że wszystko w porządku, a jak wszystko będzie w porządku, to mogę ci pomóc poszukać Cryera i iść do Architekta. I jeszcze jedno: mogłabyś mi powiedzieć, co się właściwie stało, że Point mnie natyychmiast do siebie z bronią wzywał?

- Anthony nie odbierze. Mówiłam przecież, że jest... w chwilowej niedyspozycji. A co do więźniów - zaczęła, ale po chwili uznała, że właściwie nie chce znać szczegółów - nieważne.
Piotr podejrzliwie na drużynowego Forgera z ręką zamarłą przy telefonie.
- Amy, co się właściwie stało ? Powiesz mi o co chodzi? Czemu miałby nie odbierać ?

- W telegraficznym skrócie. Mroczny obrządek voodoo i zadyma na linii Point - Chemiczka. A co do Anthonego - zerknęła na telefon - jest nieprzytomny.

- Ah tak? Ta kobieta jest nieprzewidywalna. Ale skoro jest nieprzytomny, to mów mi, gdzie to się stało? Gdzie jest teraz Smith ?

- Jest nieprzewidywalna - przyznała - ale przy tym niezwykle odważna i mądra, w sposób dość niekonwencjonalny, ale jednak.

- Nie zmieniaj tematu. Gdzie jest Smith i gdzie doszło do tego bajzlu ? Parę dni znam Antonię, ale ma tupet i bardzo rozbuchane ego, przekonanie o własnej mądrości i doskonałości. Z kolei Smith... lubi kontrolować sytucję. To wybuchowa mieszanka. W każdym razie mów, gdzie jest on i Chemiczka i co się właściwie stało. Jak mi nie powiesz, to sam ich znajdę.

- Uspokój się - nie zabrzmiało to jak prośba - rosyjski temperament - pokręciła głową. - Gdybyś mnie słuchał szlibyśmy już w odpowiednie miejsce. - Można zostawić ich samych? - skinęła głową w kierunku drzwi, za którymi zamknięci byli więźniowie.

Piotr chwilę pomyślał.
- Ok, w takim razie idę do pokoju Architekta. Jak chcesz to chodź ze mną. Póki co możesz mi powiedzieć dokładniej, co się właściwie stało. Pozwól tylko, że jeszcze raz sprawdzę co u więźniów, i czy nie zwieją. I muszę jeszcze iść do łazienki zmyć krew z rąk.

- No naprawdę, dzięki za pozwolenie prychnęła - oparła się o ścianę.
- Wybacz mi nieuprzejmość, ale z mojego punktu widzenia sytuacja jest co najmniej podejrzana. Dlatego prosiłbym cię o oświecenie mnie, co się właściwie stało.- odparł Sixt- Man, po czym wrócił do więźniów. - To proszę Amy, powiedz mi: co się właściwie stało ? - zapytał głośno.

Fox nie weszła do pokoju, w którym przetrzymywani byli więźniowie. Stała oparta o ścianę, zaraz przy drzwiach. - Wszystko ci wytłumaczę, ale bez świadków.

W końcu Piotr sprawdził wszystko. Po dokładnym zbadaniu starannie zamknął drzwi, ryglując je na wszelkie możliwe spusty.
- Ok skończyłem. Na razie chodźmy nieco dalej- po czym odprowadził ją trochę od drzwi. -Dobra, nikogo tutaj nie ma- obejrzał się wokól, po czym podjął:- Możesz już powiedzieć mi, co się właściwie stało?

- Yhm - mruknęła. - Po pierwsze nie zdziw się, bo zobaczysz naszego młodego Chemika... żywego. Will jest nieprzytomny, Anthony też. Reszta grupy już na nas czeka. Poza cholernym Cryerem, którego nie mogę zlokalizować.

- Co ?? O ile dobrze wiem, to Nobody w dość przykrych okolicznościach zszedł z tego świata. Poza tym, nie sądzę, by Smith stracił przytomność sam z siebie. Wspominałaś o jego sprzeczce z Antonią. Czy ona mu coś zrobiła?

- Unieszkodliwiła. Chwilowo - dodała zaraz. Strzelał do nas - powiedziała sucho. - A Nobody faktycznie nie żyje, ale wiesz, magia voodoo. Dobra, nieważna. Wszystko wytłumaczą na zebraniu Will i Antonia. Ciebie proszę tylko o zachowanie spokoju.

- Chwila, chwila. Jak to Antonia unieszkodliwiła Pointa? Przecież on jest dowódcą!! To jawny bunt! I niby dlaczego miałby strzelać do was? Czy on też oszalał ?

- Daruj sobie, to nie wojsko - przewróciła oczami z dezaprobatą Poza tym, co to za dowódca, który strzela do swoich ludzi? Szalony dowódca - sama odpowiedziała na swoje pytanie. I nie martw się o niego, dostał głupiego jasia. Obudzi się za jakiś czas, może pokłady agresji i niewzruszonego racjonalizmu trochę w nim opadną.

- Przypomnę ci, że jemu przekazał dowództwo Malcolm. On miał go zastępować, a wy go ogłuszyliście? Dlaczego do was strzelał? Co takiego zmalowaliście, że musiał się uciekać do takich drastycznych metod ?

- Zaraz się wszystkiego dowiesz. Tylko żadnych głupich ruchów. Proszę cię. Nie zniosę już dziś bijatyk i celowania do siebie nawzajem.

Piotr w odpowiedzi spojrzał na nią twardo.
- Nie , powiedz mi teraz co się stało- przede wszystkim dlaczego strzelał. Podaj mi choć jeden powód, dla którego nie mam tam iść w charakterze gościa przywracającego porządek. Co takiego się stało, że musiał do was strzelać ?

- Jest pieprzonym służbistą i bywa czasem cholernym idiotą nie przyjmującym argumentów będących w opozycji do jego poglądów. Dlatego strzelał. Czy takie wytłumaczenie cię satysfakcjonuje?

- Cóż... To twoje stanowisko. Ja wolałbym wiedzieć, co Smith ma na swoją obronę - choć strzelać powinien w ostateczności. - Przerwał, po czym podjął:
-Nie dziwię się dlaczego wybrano cię na Forgera- umiesz tak mówić, by inni byli zadowoleni i nic się nie dowiedzieli. Ale nie ze mną te gierki. To wyjaśnienie może być dobre może dla Rulera, ale nie dla mnie. Mów dokładniej, do czego doszło, że strzelał ?
Jednocześnie Piotr się cofnął, aby zrobić trochę miejsca, cały czas też podejrzliwie patrzył na pannę Fox.

- Moją intencją nie było zadowolenie ciebie - prychnęła po raz kolejny - tak jak nie jest nią wodzenie cię za nos i odciąganie od prawdy. Nie zwykłam działać przeciw zespołowi, z którym pracuję. Anthony zdziwił się po prostu mocna na widok wstającego z trumny Dominica, nie chciał czekać na wyjaśnienia i zaczął robić zadymę. Ty zachowujesz się podobnie.

- Wybacz mi, że tak się zachowuję, ale taki widok też byłby dla mnie - tutaj urwał, szukają odpowiednich słów- co najmniej lekkim szokiem. Nie codzień widzi się trupy zachowujące się jak żywi ludzie. W takim razie oświeć mnie, jakim cudem Dominic wstał, choć według wszelkich praw rządzących światem powinien być zimnym i przede wszystkim nieporuszającym się trupem. Naprawdę nie chcę uciekać się do przemocy i innych gwałtownych środków działania, ale zastanów się- jak twoje słowa mogą brzmieć dla osoby trzeciej ?

- Koroniew do cholery - krzyknęła - ja naprawdę jestem bardzo opanowanym człowiekiem, ale dziś przeszłam tyle, że ledwo trzymam się na nogach. Nie wkurwiaj mnie więc z łaski swojej jeszcze bardziej - syknęła - i zacznij mnie słuchać. Antonia i Will wytłumaczą wszystko na zebraniu.

- Nie- przerwał jej niezwykle twardym głosem Koroniew- to ty mnie słuchaj. Co od Ciebie słyszę? Że część drużyny zbuntowała się przeciwko zastępcy Malcolma, że jeden trup zachowuje się jak jakiś zombie, i że Chemik jawnie występuje przeciwko hierarchii dowodzenia. Wybacz mi to, co teraz będę zmuszony zrobić- z tymi słowami Piotr cofnął się jeszcze bardziej, by być jakieś 5 metrów od Amy. Potem wyjął broń i pewnym, szybkim ruchem ją odbezpieczył.
- Prosiłbym cię, byś poszła tam gdzie ci każę dobrowolnie. Słuchaj mnie, a nikomu nic się nie stanie.

- A jeśli już o hierarchii, której jesteś takim zwolennikiem mowa... celujesz właśnie do kogoś, kto w razie nieobecności lub niedyspozycji Malcolma i Anthoneg ma prawo wydawać Ci rozkazy. I co ty na to? - spytała Amy i nagle, bez mrugniecia okiem sięgnęła po broń, która do tej pory schowana była za paskeim jej spodni.

Szósty był jednak wyszkolony na podobne sytuacje, zbyt nieufny co do intencji Amy i miał już broń w ręku. Szybko wymierzyl w glowe kobiety, a jego mina mówiła wyraźnie ze strzeli jeśli Fox ma zamiar podnieść rewolwer wyżej. Dłoń dziewczyny z bronią zatrzymała się w połowie ruchu.
Nagle...właśnie wtedy usłyszeli kolejny wystrzal z pistoletu! Znowu od strony ich pokojów!

Koroniew miał kobietę na muszce. Ale co z nią zrobić? Nie była wrogiem, nie chciał jej krzywdzić, ale zachowywała się jak nawiedzona. Dlatego po krótkim namyśle powiedział do Amy, cały czas do niej mierząc:
- Teraz rób co mówię... Połóż pistolet na podłodze i kopnij go po podłodze w moją stronę.

- Nie odpuścisz, co? - syknęła patrząc pewnie na twarz mężczyzny.

- Zrób to, o co cię proszę. Nie ma czasu na żadne gierki, a ja nie chcę ci zrobić krzywdy.- odparł zdecydowanie Sixth- Man, cały czas trzymając kobietę na muszce.

Wzdrygnęła się słysząc kolejny strzał dochodzący z innej części studia, nie odwróciła się jednak w tamtym kierunku. - Sądzę, że to - skinęła na broń - może mi się jeszcze przydać.

- Tak? Ja mogę to samo powiedzieć o swojej broni.

- Czyli zgodzisz się ze mną, że oboje najlepiej wyjdziemy na tym, że każdy z nas zostanie ze swoją spluwą w dłoni - uśmiechnęłam się mimowolnie.

Przez chwilę ważył jej propozycję. Nie była wrogiem, nie mógł od tak jej zabić. Poza tym, wzajemna współpraca wymaga minimum zaufania. Dlatego po chwili wziął krótki wdech i powiedział jej, powoli do niej podchodząc i zmniejszając dystans do 3 metrów: -Ok, mogę się na to zgodzić. Ale nie powinniśmy do siebie wzajemnie celować, jak byśmy byli śmiertelnymi wrogami. Oto co proponuję - policzę do trzech i oboje schowamy swoje bronie. Zabezpieczymy je też, by nie mogły strzelać. Co ty na to ?

- Przypomnę ci, że to ty najpierw we mnie wycelowałeś. I nie byłeś pierwszą osobą, która to dziś zrobiła. - mówiąc to opuściła broń. - Nie musisz liczyć do trzech, próbuję ci ufać, ale nie schowam teraz pistoletu bo cholera wie, co tam się dzieje - wskazała głową kierunek, z którego dochodził strzał.

W odpowiedzi na to Piotr podszedł na odległość ludzi rozmawiających ze sobą. I on opuścił broń.
- Jak miałem się zachować? Wy tu mówicie o buncie, a ja mam to przeżyć jakby nigdy nic? Ale w jednym masz rację, Smith nie powinien do was strzelać.- po chwili zerknął w stronę, z której dobiegły strzały- Jak myślisz, co się tam teraz dzieje ?

- Niestety nie jestem wróżką z oczami dookoła głowy, a czasem by się to przydało - odpowiedziała i ruszyła w stronę mieszkalnej części studia - chodź.
- Fakt, nie jesteś wróżką- odparł, idąc równo z nią- ale spróbuj zgadnąć. I lepiej będzie jak ja pójdę nieco przodem- stwierdził, wychodząc z podniesioną bronią metr przed nią i idąc w typowej pozycji obronnej.

- Może się tam dziać wszystko - stwierdziła niepewnie - łącznie z szalonymi czarownikami voodoo odprawiającymi rytualne mordy - w tym momencie usłyszała dzwoniący telefon.

- Czy to coś ważnego ?- odparł Piotr , nie przerywając obserwacji terenu.

- Malcolm - powiedziała spoglądając na wyświetlacz. Nacisnęła przycisk odbierania - Jak zwykle w odpowiednim momencie - syknęła do słuchawki. Szósty coś odpowiedział, ale nie zarejestrowała tego, co pewnie spowodowane było tym, że niemal przestawił ją w inne miejsce korytarza - mały, ciemny zakamarek.

- Pomińmy grzeczności Amy - odezwał się Whitman - przed chwilą dzwonił Blackwood, gadał niestworzone rzeczy, potem ktoś strzelił, chyba Smith. Co tam się dzieje Amy?

- Możesz przyjąć, że jakieś 70% z tego co mówił to prawda - mówiła szybo - jest Turystą, wiec pewnie sobie trochę dorysował i sra po gaciach. Ale nie ma sie co dziwić. Zadyma - jednym słowem skwitowała swoją wypowiedź.

- Blackwood mówił od rzeczy, nic z tego nie rozumiem. - Malcolm mówił mocno przyciskając telefon. - Uznałbym to za brednie chorego umysłu gdyby w tle nie padł strzał. Amy … ktoś wrzasnął. Co tam się dzieje, wyjaśnij mi i na wszystkie skarby nie rozłączaj się.

- Nie wiem co tu się dzieje - odpowiedziła przestraszonym głosem zaraz po tym, jak usłyszała krzyk.

- Ok. Amy … przedstaw mi sytuację najlepiej jak potrafisz… obiecuję nie przerywać - Whitman starał sie mówić spokojnym głosem.

- Większość bredni Blackwooda byłą prawdą. Tak, tych najbardziej dziwnych, które zapewne usłyszałeś. Ciało Dominica nie jest już martwe, Will szczekał na Solo a Anthony zaczął w nas strzelać. Ale to teraz nie jest ważne Malcolm, opowiem ci wszystko na spokojnie jak wrócisz - mówiła szybko. - Ktoś od kogoś dostał a ja ni cholery nie wiem kto i dlaczego, bo poszłam po Koroniewa i mojego Wingmana - mówiła, choć nie sądziła, ze Malcolm domyśli się czegoś z tych skrótowych opowieści.

- Najwidoczniej nie był martwy, takie rzeczy się zdarzają - odpowiedział Malcolm - zostawmy to na potem. Teraz najważniejsze … jest z tobą Koroniew i Cryer. Co zresztą ludzi?

- Cryera nie ma i pojęcia nie mam co się z nim dzieje. Ja z Koroniewem jestem bezpieczna - spojrzała wymownie na Rosjanina. - Ale co się dzieje z resztą....z tego co słyszę strzelają do siebie - powiedziała szczerym i pełnym przygnębienia głosem. Piękną drużynę skompletowałeś.

- Mówiłem pomińmy grzeczności … kto zaczął strzelać? Oberwał ktoś? Co z pozostałymi … kiedy ich ostatnio widziałaś?

- Malcolm - krzyknęła -zacznij mnie słuchać! Nie mam pojęcia kto do kogo strzela jestem z Koroniewem w drugim końcu studia!

- Ok. Musicie z Piotrem sprawdzić co z pozostałymi. Szósty ma broń przy sobie na 99 procent. Odszukajcie pozostałych i zbierzcie team. Nie rozłączaj się … Amy … nie wiem co tam się dzieje ale jeśli ktoś … jeśli ktoś będzie do was strzelał … Amy … powiedz Szóstemu, że ma go rozwalić.

- Oboje mamy broń - powiedziała - a jeśli będzie strzelał ktoś... z naszych? To jest teraz najbardziej prawdopodobne - westchnęła - nie o to chodzi żebyśmy się tu teraz wszyscy wystrzelali.

- Mówię o ostateczności. Słyszałem strzał. Mówisz, że ktoś z teamu strzela do pozostałych. Nie wiem czy jest naćpany czy obłąkany. Na pewno cholernie niebezpieczny. Jeśli traficie wprost na niego … kogo nie wiem … i będzie do was strzelał … wtedy nie będzie innego wyjścia. Jeśli uda się strzelić po nogach ok, jeśli nie … nie wahajcie się.

- Zawsze jest inne wyjście - rzuciła - jest coś jeszcze - powiedziała po chwili zastanowienia. Ciebie nie ma, Anthony jest chwilowo nieprzytomny - kolejna krótka przerwa między słowami. Amy podeszła do Koroniewa - daję na głośnomówiący. Masz teraz teraz dwóch świadków. Musisz wyznaczyć... przywódcę, bo niektórzy się go domagają i ja zaczynam przyznawać im rację. W tej zadymie przywódca musi być - obdarzyła Piotra kolejnym wymownym spojrzeniem.

- Smith jest nieprzytomny? W takim razie to nie on strzelał. Mówiłaś, że nie wiesz co z pozostałymi … nieważne … Amy do mojego powrotu przejmujesz dowodzenie. Jeśli ktoś będzie miał wątpliwości to Solo ma mu to wytłumaczyć.

- Świetnie - syknęła do słuchawki - czuję się zaszczycona.

- Podziękujesz mi później … teraz ustalcie co z pozostałymi. Nie wyłączaj telefonu … Amy bądź ostrożna … komuś tam nieźle odwaliło.

- Będę. Do usłyszenia. - rozłączyła się. - Piotr - spojrzała w oczy mężczyźnie - idziemy ogarniać ten burdel.

- Oczywiście, Amy. Trzeba było tak od razu, a nie częstować mnie informacjami o buncie.
 
__________________
"You may say that I'm a dreamer
But I'm not the only one"
Vivianne jest offline