Ragnar, Gracjan
Kiedy młody uczeń maga w końcu się zbudził, czuł jak potworny smak ma w ustach. Okropieństwo, które wypił z pewnością go zatruło, gdyż czuł się tak potwornie jakby wypił cały zapas alkoholu z Karaz-a-Karak. To nie był koniec złych wiadomości, na dzień dobry. Ręka strasznie go piekła, jakby dotknął przedramieniem rozgrzany piec. Kiedy podniósł z ciekawości rękaw koszuli dostrzegł autentyczne blizny po poparzeniach. Zdziwił się ogromnie, jednak po krótkiej chwili przypomniał sobie jak w swoim śnie masywny demon plunął w niego ognistymi jęzorami parząc go dotkliwie w rękę.
~
Czy to możliwe?~ zastanawiał się w duchu. Wszystkie te wizje, których doświadczył zdawały się być takie realne ale zarazem tak dziwnie oddalone. Przecież nie mógł być w Mieście Białego Wilka, ani tym bardziej w podziemnej bibliotece swej uczelni... Już o tajemniczych pustkowiach w domenie Chaosu nie wspominając. Co zatem wydarzyło się kiedy śnił?
Kątem oka dostrzegł przyglądającego mu się krasnoluda. Stalowy Czerep wyglądał jakby nie spał już jakiś czas. Siedział dziwnie pochmurny, skonsternowany i zamyślony. Jego chłodne spojrzenie było wbite w Gracjana, który na swojej twarzy miał wymalowane podobne cechy zdziwienia i niewiedzy, co krasnolud.
-
Brawo mój młody przyjacielu. Zdałeś swój test...- usłyszeli znajomy głos Gregora -
Zabiłeś demona...- uśmiechnął się podchodząc do ucznia czarodzieja.
-
Już wysłałem list do twego mentora, o należnym Ci awansie...- uśmiechnął się ciepło ściskając dłoń Gracjana.
-
Tobie również gratuluję przyjacielu.- zwrócił się do Ragnara -
Myślę, że Idalga nie będzie Cię już niepokoić.- człek sięgnął ręką pod płaszcz, skąd wyciągną malutką fiolkę z przezroczystą cieczą.
-
Wypijcie to na dwóch. Musicie zwrócić specyfik, który piliście przed śnieniem.-
Gregor wręczył fiolkę siedzącemu obok, adeptowi magii, a kiedy ten upił łyk wręczył naczynie krasnoludowi -
Zaufaj mi- rzekł widząc spojrzenie Ragnara. Nie minęło kilka uderzeń serca jak oboje zwymiotowali pod nogi.
-
Teraz rzekł -
będziecie czuć się już lepiej. Odpocznijcie i wracamy do naszych kamratów.- dodał na koniec, po czym usiadł na niewielkim pniu, który służył tu za stołek. Drugiego z magów, który odprawiał wcześniej rytuał widać nigdzie nie było.
Gottwin
Pies spoglądał na człeka w dość zabawny sposób. Wilczur nadstawił uszu i kręcił lekko głową na boki. Delikatne merdanie ogonem prawdopodobnie oznaczało iż zapomniał o niedawnej potyczce z krasnoludami chaosu. Kiedy Gottwin zaczął już powątpiewać w chwalony przez Felixa intelekt Psa, ten zaszczekał. Jazgot, którego narobił był głośny, a echo wąwozu rozniosło go pod same bramy twierdzy. Krasnoludy, które kręciły się w pobliżu wejrzały w stronę, gdzie ukryty był Gottwin, jednak ich błędne spojrzenia krążyły ogólnikowo po okolicy szukając jakichkolwiek oznak ewentualnego zagrożenia. Jeden z khazadów klepnął dwóch swoich kompanów wskazując im zupełnie przypadkiem kierunek, którym podążając dotarliby do ukrytego zwiadowcy. Ci bez namysłu ruszyli w tę stronę powoli się zbliżając. Gottwin miał okazję sprawdzić jak samemu poradzi sobie z dwójką brodaczy, wszak wydawało mu się, że dałby sobie jakoś z nimi radę...
Twardy, Reiner, Wolfgrimm, Zirnig
Sprawdzanie krasnoludów poszło gładko i dość sprawnie. Co prawda narobiło się przy tym trochę zamieszania, ale udało im się sprawę doprowadzić do końca. Kiedy wszystko się uspokoiło kompani zebrali się w grupie i mogli spokojnie podsumować całą sprawę. Oddelegowany Dawit zniknął im z oczu i mogli spokojnie pomówić.
-
No więc co?- odezwał się Teodor -
Mamy topór i złodzieja...- rzekł spoglądając na każdego z osobna.
-
Kto by pomyślał, że będzie to jeden z nich...- Helena wejrzała na Twardego i na Bombura.
-
Cichego spotkaliśmy kilka tygodni temu nieopodal twierdzy. Był pobity i zaopiekowaliśmy się nim. Skąd ktokolwiek miał wiedzieć, że spółkuje z... Siłami chaosu tfu!- splunął w bok.
-
No i co teraz?- spytał Friedrich.
-
Jak to co? Wolf zaniesie topór właścicielowi. A potem zaprosi go na wspólną ucztę na cześć pogodzenia obu grup.- wtrącił Teodor.
-
Twardy, niech Wolfgrimm zaniesie broń a my w tym czasie pogadamy z tym całym Miszą.- dodał po chwili spoglądając na siedzącego nieopodal, pobitego Kislevczyka.
Dawit
Dawit, jak na prawdziwego bohatera przystało ruszył samotnie w poszukiwaniu jakichkolwiek oznak wroga i sił chaosu. Niziołek sprawdził dokładnie jaskinie, oznajmiając po drodze najemnikom Bombura iż sprawa została rozwikłana a problem rozwiązany. Poszukiwania małego bohatera niewiele przyniosły. Niziołek zatrzymał się tylko na chwilę przy dogasającej już świecy. Cholera jedna wiedziała, co też one oznaczały.