Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-06-2012, 20:57   #481
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
-W tej chwili nie ma kogoś takiego jak pewny krasnolud. Póki wszystkich nie sprawdzimy. Zajębią tego na kogo i ty się rzucisz. Prosta mowa ciała-uśmiechnął się Twardy. Ziring choć na chwile będzie skazany na kislevitów. Choć po sprawdzeniu kilku krasnali może ich odesłać. Twardy lubił mieć przy sobie pewnych ludzi. A tacy byli właśnie mieszkańcy północy.
 
Icarius jest offline  
Stary 26-06-2012, 08:54   #482
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Gracjan

Wywar, który wypił Gracjan był tak paskudny w smaku, że uczeń maga był dwukrotnie przekonany, że zaraz go zwymiotuje. Krew węża zmieszana z miksturą nieznajomego pochodzenia i działania sprawiły iż usta młodego człowieka aż posiniały. Początkowo poza nudnościami nie było żadnych poważniejszych skutków ubocznych i Gracjan powoli zaczynał podejrzewać, że na nic to wszystko i niebawem zgodnie z wolą Ragnar rozbije mu czaszkę... Nagle coś zaczęło się dziać.
~Zwymiotuj! Włóż palec do ust! Szybko! Musisz to zwymiotować! To trucizna!~ słyszał, jakby ktoś siedział obok i szeptał mu na ucho. Zdezorientowany, nieco zaspanym głosem wejrzał na krasnoluda i maga Kolegium Bursztynu. Ci jednak pozostawali niewzruszeni. Obraz przed oczami w mgnieniu oka pociemniał. Gracjan na krótką chwilę usnął w świadomości, a kiedy się zbudził stał pośrodku ogromnej komnaty.
Pomieszczenie przypominało jakąś królewską halę, lub wnętrze wielkiego kościoła. Ogromne filary dodawały wszystkiemu majestatu a piękne freski na ścianach i kopułowatych sklepieniach dawały jasny dowód na to, że nie jest to byle jakie miejsce. Gracjan rozejrzał się dookoła. Wszędzie panował półmrok i tylko przy kamiennym ołtarzu, płonęły dwie białe świece. Drewniane drzwi do środka były zamknięte i nie wiedzieć czemu Gracjan miał dziwną świadomość, że nie da się ich otworzyć.
-Pozwoliłeś sobie odebrać swoją własność...- usłyszał za plecami. Prędko się odwrócił i dostrzegł nieznajomego człeka. Był przeciętnie ubrany a wyglądem nie wyróżniał się z tłumu. Miał kilku dniowy zarost i mieszczańskie ubrania. Trzymał w ręku dobrze znany uczniowi sztylet, dłubiąc sobie jego ostrym jak brzytwa końcem pod paznokciami.
-Jesteś głupszy niż banda goblinów! Miałeś go w garści i oddałeś jakiemuś cholernemu pokurczowi...- pokręcił głową z politowaniem.

Gracjan spojrzał na człeka. Pierwsza rzecz jaką poczuł to gniew, która przerodziła się w furię. Raz ktoś wspomniał o przedmiocie, który stał się problemem. Jego przekleństwem. A dwa obrażał go. Pozwolił by Twardy go uderzył. Tym razem nie zamierzał być bierny.
- Magicae stimulus - krzyknął młody uczeń puszczając w ciecia magiczne żądło

Gracjan czuł jak esencja magii wzbiera się wokół niego i splata w zaklęcie, które uformowało się po krótkiej chwili w magiczny pocisk. Pocisk, który wystrzelił z dłoni ucznia i bezbłędnie poszybował w stronę nieznajomego mężczyzny. Zaklęcie uderzyło osobnika prosto w pierś zwalając go nieprzytomnego na ziemię.
Gracjan czuł, że zrobił dobrze, jakby ktoś w podświadomości podpowiadał mu, że jest z niego dumny. Nagle wszystko wokół zawirowało. Gracjan stał w takiej samej pozie jak wcześniej, jak gdyby to świat wokół nagle się zmienił a nie on przemieszczał. Był mroźny dzień, on zaś stał samotnie na środku sprzątniętego targowiska w nieznajomym mieście. Płatki śniegu bombardowały jego ciało, by po kilku krótkich chwilach pokryć je delikatną warstwą białego puchu. Wejrzał w bok, czując czyjąś obecność.
Kilkuletnia dziewczynka, trzymająca szmacianą lalkę w ręku, odziana w skąpą sukieneczkę zupełnie nie adekwatną do pory roku stała i przyglądała się Gracjanowi.
-Czemu tu jesteś?- spytała niewinnym głosem.

Gracjan uśmiechnął się gdy nieznajomy padł na ziemię, lecz zmiana scenerii zmroziła mu serce. Dziewczynka. Kurwa skąd się ona wzięła. Nie powiedział tego nagłos jednak. Spojrzał na nią i rzekł:
-A gdzie ja jestem?

-Jak to, gdzie jesteś? To przecie Miasto Białego Wilka...- odrzekła po czym zachichotała słodko.

Gracjan podrapał się po głowie. Nie wiedział co zrobić choć.. może:
- Zaprowadzisz mnie do świątyni Ulryka ? - zapytał
Spojrzał raz jeszcze na dziewczynkę. Przyglądając się jej uważniej. Coś go niepokoiło w niej lecz nie dawał jeszcze po sobie tego poznać. Nagła zmiana otoczenia, zdezorientowała młodego adepta.

-Świątynia Ulryka? Hi hi! Głuptas! Przecież została zniszczona! Hi hi!- odrzekła zakrywając usta dłonią i uśmiechając się pociesznie.

- Kto ją zniszczył? I kim Ty jesteś ? - zapytał poważniej. Po tym ostatnim pytaniu Gracjan spodziewał się każdej odpowiedzi

-A kim Ty jesteś hi hi?- spytała -Chodź do mojej mamy! W domu ciepło! Ogrzejesz się!- zawołała radośnie

" Kurwa jebnę jej. Co za szczyl" - pomyślał uczeń czarodzieja

- Ja jestem kimś kto zbłądził. Pożądałem rzeczy która nie należała do mnie.. a teraz muszę za to zapłacić.

-Hi hi! Głuptas! Oczywiście, że nie należała do niego! Odebrali należność wybranej! hi hi...- ostatnie słowa, które wypowiedziała nie brzmiały już tak niewinnie. Jej ton spoważniał a twarz nabrała chłodnej złowrogości.

Gracjan pamiętał jedną ważną lekcję swojego mistrza. Zło i chaos może przybrać nawet najbardziej niewinną formę. Gniew jednak postanowił jeszcze skryć za maską obojętności, jak go uczono. Musiał sobie przypomnieć kim jest.
- A kim jest on? To jakiś cieć nadworny czy kto ? - zapytał z ironicznym uśmieszkiem
"Muszę mieć pewność. Nie chcę skrzywdzić kogoś nim nie będę miał pewności" -myśl się pojawiła w jego głowie

Dziewczynka chwilę milczała, jednak w końcu na jej czerwonej od mrozu buzi pojawił się znany już Gracjanowi niewinny uśmiech -Ty! Hi hi! Ty i maluch z dużym nochalem i drugi maluch co konia pogania! Hi hi...- zaśmiała się

- A kim jest wybrana? Śpiąca królewna? - zapytał ciągnąc dalej

- Ja już tego gówna nie chcę.. Jest złe.. - rzekł z pewnością siebie..

"Czy na pewno?"
"Tak"
"Wygaszą Cię idioto"
"Nie!! Nie chcę tego!! Chcę być znów wolny. Wiem co jest moją powinnością i wiem po czyjej stronie chcę służyć"

Walka się toczyła także w głowie ucznia


-Wojowniczka, której żaden z was nie dałby rady stawić czoła w pojedynkę hi hi... Ale ona nie śpi. O nie! Twój kolega, z dużym nochalem wie. Wie, że ona nie śpi. Zemści się hi hi...- wzruszyła ramionami.

- To dobrze. A Ty co tu robisz samiutka? I skąd to wszystko wiesz?

-Hi hi, chodź się ogrzać do domu!- machnęła ręką zapraszająco, po czym ignorując pytania Gracjana odwróciła się na pięcie i pobiegła znikając z oczu młodzieńca za zasłoną opadających płatków śniegu.

Gracjan poszedł za dzieckiem lecz skoncentrowany jakby bał się że sam książę demonów go zaatakuje. Był zmęczony i skołowany. To co się działo teraz dezorientowało go coraz bardziej. Czuł, że to jakiś test. Czuł, że ten „sprawdzian” pokaże co kryje się w głębi jego serca

Po krótkiej chwili pogoni dostrzegł dziewczynkę. Zatrzymała się pod wyłamanymi drzwiami, spalonego, piętrowego domu. -To tu! To tu! Wchodź głuptasie! Ogrzejemy się!- krzyknęła po czym wbiegła do środka

"Czemu ja tam wchodzę" - zapytał sam siebie po czym podążył za dziewczynką

Zaraz po przekroczeniu progu, uderzył go smród palonego truchła. Mężczyzna przekroczył nie wielki hol, po czym znalazł się w wielkiej izbie. Wszystkie meble były spalone. Na ścianie, na przeciwko wejścia do izby znajdowała się ogromna sześcioramienna gwiazda, oraz symbol boga mordu Khorne'a. Kiedy Gracjan spojrzał w prawo dostrzegł dziewczynkę przytulającą się do zwęglonych zwłok.
-Mamo! Mamy gościa.- dziewczynka zwróciła się do nieboszczki.

Gracjan splunął w kierunku znaku. Pogardzał tym Bogiem. Był magiem. Gracjan otworzył się na wiatry magii i zaczął je splatać w okół siebie. Spojrzał na dziewczynkę i rzekł:
- Mamusia Ci raczej nie odpowie dziecko.Chodź stąd. Tu nie jest bezpiecznie

-Ha ha ha ha ha ha!- zagrzmiała nieswoim, demonicznym wręcz głosem -Witaj w moich skromnych progach robaku!- dodała po chwili powoli wstając z miejsca.

"No miałem zabić demona"
Gracjan nie wiele myśląc puścił magiczne żądło i zaczął rozglądać się za jakimś mieczem. Ciekawe czy Gregor wie co go tu spotyka.

Pocisk trafił w cel, jednak nie wyrządził mu najmniejszej krzywdy. Dziewczynka stała w miejscu, obok trupa spalonej kobiety śmiejąc się tak głośno, że Gracjan miał wrażenie jakby cały dom się trząsł. Co gorsze, kiedy odwrócił wzrok w stronę wejścia do domu, to dostrzegł, że drzwi tam w ogóle nie ma jakby po prostu ktoś je zamurował. Dziecko śmiało się co raz głośniej i głośniej. Uczeń nagle poczuł ucisk w klatce piersiowej. Wiedział, że musi szybko coś z tym zrobić bo nie wytrzyma tego bólu. Co gorsza w pobliżu nie było żadnej broni, nawet takiej prowizorycznej...

Tatuś kiedyś mówił, nim spalili go na stosie, jak masz zrobić coś zrób to sam"
Gracjan rzucił się z pięściami na dziewczynkę. Prawy prosty, potem lewy podbródkowy a potem.. może nie zginie. Może przeżyje a jeśli nie, cóż to i tak lepsze niż służba Chaosowi.

Uczeń błyskawicznie doskoczył do dziewczynki unosząc rękę do brutalnego ciosu. Prawie się przewrócił, na śliskim podłożu wielkiej biblioteki. Przełknął ślinę czując przytłaczające go zdezorientowanie. Dziewczynki nigdzie widać nie było. Mężczyzna stał samotnie w bibliotece, którą znał. To była ta sama, podziemna biblioteka, w której nie raz studiował opasłe tomiszcza z zakazaną dla zwykłych ludzi wiedzą.
-Do czego żeś doprowadził chłopcze...- usłyszał głos swego mistrza, ktory po chwili wyłonił się zza jednego z regałów -Co żeś uczynił? Wstyd mi za Ciebie... Jak mogłeś spoufalić się z przeklętym sztyletem? Jak mogłeś być tak słabym, by nie przewidzieć jak to się skończy? Jak... Jak mogłeś się tak łatwo poddać...- pokręcił głową -Żal mi cię chłopcze. Żal, za cierpienie, które będziesz musiał przeżyć, kiedy zostaniesz doprowadzony przed oblicze pozostałych mistrzów...- pokręcił głową kolejny raz.

Gracjan padł na kolana i rzekł:
- Wstyd? A skąd mogłem wiedzieć?? KURWA SKĄD??
- Żałuję jeśli chcecie mnie zabić to proszę. Chcesz mnie wygasić?? Pierdole to!! Służyłem jak umiałem i WY byliście jedyną moją rodziną a wy chcecie mnie sądzić zamiast pomóc...

Gniew ogarnął ucznia czarodzieja i dłonie były gotowe. Miał dość tego cyrku.

-Zabić? Toż to takie proste, tylko byśmy ci ulżyli chłopcze. Powinieneś ponieść karę! Wieloletnią! Powinniśmy Ci obciąć dłonie, byś nigdy nie chwycił zakazanych dla ciebie przedmiotów. Powinniśmy cię oślepić byś nigdy na nie nie spojrzał i obciąć uszy byś nigdy o nich nie usłyszał. A kiedy już by to się stało, powinni byśmy byli wysłać cię w świat na wieczną tułaczkę, byś chodził i pokazywał każdemu magowi czym grozi oddanie się siłom chaosu!- podniósł ton grożąc palcem. Gracjan czuł, że słowa jego mentora były przesycone olbrzymim jadem i złośliwością.

- Spróbuj - rzekł do Mistrza
W myślach mamrotał zaklęcie uśpienia. Wstał i spojrzał mu prosto w oczy:
- Podejdź wielki magu. Kacie. Sędzio... - głos Gracjana był pełen wściekłości

Gracjan wiedział, że może mu się udać, lecz nagle poczuł ogromny, paraliżujący go bół w głowie. Nie był co prawda tak silny jak ten z przed kilku chwil w klatce, lecz również sprawił iż na jego twarzy pojawił się grymas.
-Spróbuj? Jak śmiesz tak mówić do swego mistrza? Jak śmiesz się tak odzywać bezwartościowy ścierwojadzie?!- krzyknął szczerząc zęby ze złości.

- Bo nie jesteś lepszy od nich. To Wy mieliście mnie ukierunkować. To TY miałeś mnie przygotować. To Ty zawiodłeś, wraz ze mną - wydarł się ze łzami w oczach adept
Gracjan szukał wzrokiem czegoś czym można w Mistrza rzucić. Czegoś co mogło dać mu chwilową przewagę.

Na gładkiej jak szkło podłodze nie znajdowało się nic po za małą warstwą kurzu. Mistrz Gracjana zaczął szaleńczo się śmiać, podchodząc bliżej i bliżej jakby radował się z cierpienia młodzieńca. Stanął przed nim, na wyciągnięcie ręki. Gracjan czuł że zwycięży z bólem i da radę uderzyć mentora. Wziął zamach i padł na kolana. Silny podmuch wiatru zaparł mu dech w piersi. Piasek na który upadł był ciepły i śmierdział siarką. Gracjan otwarł oczy i dostrzegł wszechobecną pustynię, oraz majaczące gdzieś w oddali wierzchołki gór. Niebo miało tu kolor krwiście czerwony.
-Wstań śmiertelniku, dość tej szopki...- usłyszał. Młodzieniec odwrócił się i dostrzegł wysokiego na ponad dwa metry stwora o humanoidalnym ciele z głową byka, wykrzywioną paskudnym grymasem złości. Bestia była umięśniona i choć Gracjan czuł że to jaki demon, czuł odrobinę respektu przed stworem. Osobnik trzymał w ręku wielki topór i spoglądał uczniowi prosto w oczy. Był to wzrok, który onieśmielał i odbierał pewność siebie.
-Myślałem, że potracisz zmysły dawno temu... Kiedy ty zwyciężyłeś nad każdą z moich iluzji...- burknął stwór mową, którą Gracjan rozumiał, ale nie miał pojęcia skąd się wywodzi i skąd ją zna.

Kim jesteś ? - zapytał Gracjan

Moje imie nic ci nie powie śmiertelniku... Jestem tym, kto daje siłę sztyletowi, którego byłeś szczęśliwym właścicielem jakiś czas...- wyjaśnił zachrypniętym głosem.

Gracjan trząsł się lecz nie mógł dać po sobie poznać tego. Stał i czekał.
- Ale możesz się przedstawić? No wiesz.. przynajmniej chcę wiedzieć kto mnie chce zabić - uśmiechnął się

-Nazywam się Baristokharinoulexawinokreanis- rzekł gromko -Zabić?- spytał po chwili unosząc krzaczastą brew -Ale ja nie chcę cię zabijać... Pragnę zapanować nad twoją fizyczną powłoką, doprowadzić do szaleństwa a potem lubować się twym cierpieniem, gdy wasi wszechobecni łowcy będą palić cię na stosie ha ha ha ha!- zaśmiał się tym samym śmiechem co dziewczynka i mistrz, których wcześniej spotkał.

Gracjan przytaknął głową;
- A jeśli powiem Ci wprost: "Spierdalaj" ??

-Ha ha ha ha ha!- zagrzmiał gromko, po czym nadął usta i wypuścił z nich języki ognia. Gracjan uskoczył w bok, jednak rękaw lewej ręki zajął się ogniem. Młodzieniec co prawda prędko zgasił ogień jednak czuł jak ręka piekła. Wejrzał złowrogo na demona a ten niespodziewanie skrzywił się z bólu.
-Może masz rację... Może powinienem pozbawić cię duszy i sprawić że twoje ciało będzie tylko pustą powłoką, która zemrze za kilka dni...- zagroził chłodnym tonem.

Gracjan wiedział jak "bogaty" arsenał czarów posiada więc zebrał się w sobie i magicznym żądłem starał się ugodzić demona w oczy. Gdyby miał umrzeć krzyczy:

- Baristokharinoulexawinokreanis przeklinam Cię na wieki..
„A jeśli przeżyję załatwię Ci małe egzorcyzmy tępy chuju” - pomyślał licząc się ze śmiercią, co dodało mu wiary w „cuda” i swoje możliwości.

Pocisk wystrzelił w stronę stwora, jednak odbił się od niego jak promień światła od błyszczącej stali. Bestia błyskawicznie doskoczyła do młodzieńca i soczystym kopniakiem z kolana ugodził Gracjana w brzuch. Uczeń stracił dech w piersi na chwilę, jednak po raz kolejny wejrzał złowrogo na demona a ten znów się skrzywił od bólu.


Gracjan plunął krwią i stwierdził, że za wiele nie ma do stracenia i począł miotać żądłami w stwora. Postanowił wykorzystać do tego splatanie magii, i postawić wszystko na jedną kartę. Mimo iż demon nawet się nie wysilił, ból jaki zadał adeptowi sprawił że ten zrozumiał i szybko jak marny czeka go koniec. To sprawiło że młody uczeń czarodzieja nie zamierzał tanio sprzedać skóry.

Gracjan stwierdzil że za wiele nie ma do stracenia i począł miotać żądłami w stwora. Zaklęcia tylko odbijały się od demona wzbudzając w nim pogardliwy śmiech. Monstrum podniosło topór by zadać ostateczny cios, jednak sekundę przed zadaniem ciosu jego wzrok skrzyżował się z spojrzeniem ucznia i bestia nagle zawyła żałośnie. Broń wypadła jej z ręki a z paskudnej mordy wydobył sie okrzyk bólu i cierpienia. Stwór padł na kolana tuż przed Gracjanem i po chwili zwalił się martwy na piaszczyste podłoże. Świat zawirował, zapanowała ciemność.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 26-06-2012, 22:42   #483
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Gottwin pospiesznie załadował bełty do magazynka, a potem ponownie sprawdził, czy czasem wzrok go nie myli. Niestety, okazało się, że nie. A to już było niezbyt wesołe. Gdyby między nim a warownią znajdował się jeden krasnolud, ewentualnie dwa, to można by spróbować dotrzeć do wrót. Jednego ustrzelić znienacka, drugiemu stawić czoła z mieczem w dłoni. Pięć natomiast to było jednak trochę za dużo. Co prawda wypadałoby dokładnie po jednym bełcie na krasnoluda, ale przedstawiciele tej rasy, choć kurduplowaci, mieli twardy żywot i zapewne na większości z nich jeden bełt nie zrobiłby większego wrażenia. Trzeba było wymyślić coś innego. Problem jednak polegał na tym, że świadomość tego, iż kompani są w tarapatach i zapewne czekają na pomoc (jeśli jeszcze dychają). i że jak najszybciej należy powiadomić krasnoludy z twierdzy o niebezpieczeństwie, zdecydowanie źle wpływała na Gottwinowy sposób myślenia.
Desperacki bieg w stronę bramy został odrzucony po krótkiej chwili, jako że miał marne szanse na sukces. Zapewne Gottwin zdołałby tam dotrzeć i zapewne nawet udałoby mu się zastukać, ale zanim powolny odźwierny otworzyłby wrota, to Gottwin miałby na karku piątkę krasnoludów chaosu i prędzej dostałby się do królestwa Morra, niż na teren warowni.
Zaczaić się w głębi wąwozu lub na jego skraju, poczekać, aż rozpocznie się szturm i wtedy wesprzeć obrońców atakiem skierowanym w plecy napastników? Jeden na dwudziestu? W pieśniach wyśmiewaliby jego głupotę.
Zapewne istniało jakieś drugie wejście na teren warowni, problem polegał jednak na tym, że Gottwin go nie znał, zaś włóczenie się po okolicy w celach znalezienia go raczej nie
Pozostawało spróbować w jakiś sposób odwrócić uwagę czających się niedaleko bramy krasnoludów, albo (a może równocześnie) zaalarmować obrońców. Podpalić pół lasu? To było jakieś wyjście, ale wolał zostawić je na później.
Wdrapał się do połowy zbocza, zasłonięty przed innymi kępą krzewów i przywołał do siebie Psa.
- Zaszczekaj! - poprosił. - Tak, żeby cię słyszano w warowni. Daj głos!
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 27-06-2012 o 12:58.
Kerm jest offline  
Stary 27-06-2012, 08:39   #484
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
- Dawit pójdzie w stronę sztolni i tam będzie pilnował - rzekł malec. - Pokaże tylko tatuaż jaki ma, by później nie podejrzewał nikt, że ucieka. Dawit ma tatuaż bohatera dzielnego. Nikogo złego. - Po tym jak rzekł te słowa odsłonił prawe ramię, na którym widniał tatuaż z… jego podobizną. Później szybko na powrót się ubrał. Spojrzał, czy tu aby na pewno jest spokój i nikt podejrzany nie ucieka. Jeśli nie, to jak powiedział, ruszył w stronę sztolni. - Coś ześmy Twardy przegapili. Coś przegapili…
-Jeśli się nie boisz-rzekł Twardy do niziołka[i]- Możesz przeszukać sztolnie jeszcze raz. Tylko ostrożnie i cicho...
- Bohater nie boi! Nigdy! Pójdzie, po cichutku, pójdzie jeszcze raz dokładnie, najdokładniej przejrzeć tam wszystko. Będzie macał ściany. Bo czasem jak się maca, to się znajduje coś ciekawego. I dobrze wtedy jest. - Odpowiedział po czym ruszył z posostałymi w stronę sztolni. Później miał zamiar się oddzielić i przebadać ponownie tamten teren. Z uwagą, ostrożnie, zaczynając od tunelu ze świecą.
 

Ostatnio edytowane przez AJT : 27-06-2012 o 13:29.
AJT jest offline  
Stary 28-06-2012, 17:48   #485
 
piotrek.ghost's Avatar
 
Reputacja: 1 piotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie coś
Wolfgrimm pokazał swoje tatuaże z których żaden nie przypominał byczej głowy, ośmioramiennej gwiazdy czy innego ze znaków bogów chaosu. [i]- No to jak już udowodniłem że jestem czysty - [/] spojrzał na twardego - [i] Wolisz żebym został z tobą czy może pomóc niziołkowi na wypadek gdyby ktoś na niego wyskoczył?
 
piotrek.ghost jest offline  
Stary 28-06-2012, 18:37   #486
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Ragnar, Gracjan

Kiedy młody uczeń maga w końcu się zbudził, czuł jak potworny smak ma w ustach. Okropieństwo, które wypił z pewnością go zatruło, gdyż czuł się tak potwornie jakby wypił cały zapas alkoholu z Karaz-a-Karak. To nie był koniec złych wiadomości, na dzień dobry. Ręka strasznie go piekła, jakby dotknął przedramieniem rozgrzany piec. Kiedy podniósł z ciekawości rękaw koszuli dostrzegł autentyczne blizny po poparzeniach. Zdziwił się ogromnie, jednak po krótkiej chwili przypomniał sobie jak w swoim śnie masywny demon plunął w niego ognistymi jęzorami parząc go dotkliwie w rękę.
~Czy to możliwe?~ zastanawiał się w duchu. Wszystkie te wizje, których doświadczył zdawały się być takie realne ale zarazem tak dziwnie oddalone. Przecież nie mógł być w Mieście Białego Wilka, ani tym bardziej w podziemnej bibliotece swej uczelni... Już o tajemniczych pustkowiach w domenie Chaosu nie wspominając. Co zatem wydarzyło się kiedy śnił?

Kątem oka dostrzegł przyglądającego mu się krasnoluda. Stalowy Czerep wyglądał jakby nie spał już jakiś czas. Siedział dziwnie pochmurny, skonsternowany i zamyślony. Jego chłodne spojrzenie było wbite w Gracjana, który na swojej twarzy miał wymalowane podobne cechy zdziwienia i niewiedzy, co krasnolud.
-Brawo mój młody przyjacielu. Zdałeś swój test...- usłyszeli znajomy głos Gregora -Zabiłeś demona...- uśmiechnął się podchodząc do ucznia czarodzieja.
-Już wysłałem list do twego mentora, o należnym Ci awansie...- uśmiechnął się ciepło ściskając dłoń Gracjana.
-Tobie również gratuluję przyjacielu.- zwrócił się do Ragnara -Myślę, że Idalga nie będzie Cię już niepokoić.- człek sięgnął ręką pod płaszcz, skąd wyciągną malutką fiolkę z przezroczystą cieczą.
-Wypijcie to na dwóch. Musicie zwrócić specyfik, który piliście przed śnieniem.-

Gregor wręczył fiolkę siedzącemu obok, adeptowi magii, a kiedy ten upił łyk wręczył naczynie krasnoludowi -Zaufaj mi- rzekł widząc spojrzenie Ragnara. Nie minęło kilka uderzeń serca jak oboje zwymiotowali pod nogi.
-Teraz rzekł -będziecie czuć się już lepiej. Odpocznijcie i wracamy do naszych kamratów.- dodał na koniec, po czym usiadł na niewielkim pniu, który służył tu za stołek. Drugiego z magów, który odprawiał wcześniej rytuał widać nigdzie nie było.

Gottwin

Pies spoglądał na człeka w dość zabawny sposób. Wilczur nadstawił uszu i kręcił lekko głową na boki. Delikatne merdanie ogonem prawdopodobnie oznaczało iż zapomniał o niedawnej potyczce z krasnoludami chaosu. Kiedy Gottwin zaczął już powątpiewać w chwalony przez Felixa intelekt Psa, ten zaszczekał. Jazgot, którego narobił był głośny, a echo wąwozu rozniosło go pod same bramy twierdzy. Krasnoludy, które kręciły się w pobliżu wejrzały w stronę, gdzie ukryty był Gottwin, jednak ich błędne spojrzenia krążyły ogólnikowo po okolicy szukając jakichkolwiek oznak ewentualnego zagrożenia. Jeden z khazadów klepnął dwóch swoich kompanów wskazując im zupełnie przypadkiem kierunek, którym podążając dotarliby do ukrytego zwiadowcy. Ci bez namysłu ruszyli w tę stronę powoli się zbliżając. Gottwin miał okazję sprawdzić jak samemu poradzi sobie z dwójką brodaczy, wszak wydawało mu się, że dałby sobie jakoś z nimi radę...

Twardy, Reiner, Wolfgrimm, Zirnig

Sprawdzanie krasnoludów poszło gładko i dość sprawnie. Co prawda narobiło się przy tym trochę zamieszania, ale udało im się sprawę doprowadzić do końca. Kiedy wszystko się uspokoiło kompani zebrali się w grupie i mogli spokojnie podsumować całą sprawę. Oddelegowany Dawit zniknął im z oczu i mogli spokojnie pomówić.
-No więc co?- odezwał się Teodor -Mamy topór i złodzieja...- rzekł spoglądając na każdego z osobna.
-Kto by pomyślał, że będzie to jeden z nich...- Helena wejrzała na Twardego i na Bombura.
-Cichego spotkaliśmy kilka tygodni temu nieopodal twierdzy. Był pobity i zaopiekowaliśmy się nim. Skąd ktokolwiek miał wiedzieć, że spółkuje z... Siłami chaosu tfu!- splunął w bok.
-No i co teraz?- spytał Friedrich.
-Jak to co? Wolf zaniesie topór właścicielowi. A potem zaprosi go na wspólną ucztę na cześć pogodzenia obu grup.- wtrącił Teodor.
-Twardy, niech Wolfgrimm zaniesie broń a my w tym czasie pogadamy z tym całym Miszą.- dodał po chwili spoglądając na siedzącego nieopodal, pobitego Kislevczyka.

Dawit

Dawit, jak na prawdziwego bohatera przystało ruszył samotnie w poszukiwaniu jakichkolwiek oznak wroga i sił chaosu. Niziołek sprawdził dokładnie jaskinie, oznajmiając po drodze najemnikom Bombura iż sprawa została rozwikłana a problem rozwiązany. Poszukiwania małego bohatera niewiele przyniosły. Niziołek zatrzymał się tylko na chwilę przy dogasającej już świecy. Cholera jedna wiedziała, co też one oznaczały.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 29-06-2012, 09:01   #487
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
- No nic tu nie ma. Nic tu nie ma.- Biadolił niziołek przemierzając korytarze. Stanąwszy przy świecy zaświtała mu myśl. ~A jak to znak, a jak to jakiś sygnał dla tych złych, niedobrych? Dawit weźmie więc ten znak.~ Jak postanowił, tak zrobił. - Ałałałałał – rozległo się po paru sekundach po jaskini. - Ciepła! – krzyknął na koniec, gdy wosk oparzył mu dłonie. Obwinął je w materiał i spróbował jeszcze raz. Knot zgasł, trochę ostygła, wtedy ponownie ją chwycił próbując wyrwać i przenieść w inne miejsce. To samo robił z pozostałymi, gdyby były. Na koniec wrócił w miejsce z którego obserwował sztolnie. Obserwował i był przygotowany, by w razie czego zaalarmować resztę. Mimo iż kolejny raz zbadał korytarze, to wciąż coś przeczuwał. Tylko czemu? Wszak nieomylny bohater ujrzał by już coś w nich, gdyby były niebezpieczne.
 
AJT jest offline  
Stary 29-06-2012, 21:49   #488
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
-Na razie przyda mi się twój pewny topór przy moim boku. Dawit sobie poradzi. Tym bardziej że nic tam ostatnio nie znaleźliśmy. Jednak skrupulatność nakazuje rzucić okiem ponownie. Jak skończymy tu będziesz nas reprezentował. Zwróć topór zabójcy z Bomburem. Jak będzie okazja dyskretnie wspomnij o naszym udziale w jego odnalezieniu. Wdzięczność ich przywódcy, ba ściągnięcie z niego hańby zgubienia tak potężnego oręża może okazać się bezcenna.-odpowiedział Twardy do Wolfgrimma.
 
Icarius jest offline  
Stary 01-07-2012, 12:00   #489
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Ostrożnie wypowiadaj życzenia, bowiem złośliwi bogowie mogą je spełnić, gdy usłyszą co mówisz. Połowicznie się spełniło. Co prawda z twierdzy nikt nie zainteresował się szczekaniem i nie wyjrzał, ale za to Gottwin miał na karku dwa krasnoludy i mógł sprawdzić, czy wymyślony przez niego sposób się sprawdzi.
- Poradzimy sobie z nimi - mruknął do swego czworonożnego towarzysza. Ten w odpowiedzi wyszczerzył kły. Gottwin nie był w stanie powiedzieć, czy był to wyraz aprobaty, czy też pełen powątpiewania szyderczy uśmiech.
Bez względu na to, czy Pies miał zamiar uczestniczyć w starciu, czy nie, plan uśmiercenia krasnoludów oparty był na wcześniejszych przemyśleniach i zakładał najpierw użycie kuszy, a potem - miecza.
Schowany w porastających brzeg wąwozu krzewach Gottwin obserwował wspinające się po dość stromym zboczu krasnoludy.

Krasnoludy wspinały się dziarsko, znając teren. Wiedziały, w którym miejscu najlepiej wejść z pod leżącej na dnia wąwozu twierdzy na górę jednej z dwóch ścian. Krasnoludy miały lekkie, skórzane pancerze, jak na zwiadowców przystało. Jeden z brodaczy miał dwuręczny młot, drugi zaś przy pasie pistolet skałkowy, przy drugim boku schowany w pochwie miecz i narzuconą na plecy tarczę. Brnąc powoli na górę szli dość blisko siebie, w odległości niespełna półtora metra, może odrobinę więcej.

Gottwin na początek upatrzył sobie tego z pistoletem. Gdyby zdołał go wyeliminować, z drugim miałby zapewne mniej kłopotów. Przynajmniej ten drugi nie strzeliłby mu w plecy, gdyby Gottwin zdecydował się na zastosowanie odwrotu na z góry ustaloną pozycję.
W tym momencie Gottwin zaczął żałować, że nie zdążył wcześniej zdobyć zapasowego magazynka do kuszy. Mógłby sobie więcej postrzelać, zanim sięgnąłby po miecz. Ale mówiło się trudno...
Gottwin cichutko przekradł się w stronę miejsca, gdzie - jak mu się wydawało - krasnoludy powinny wyjść na górę. Gdy tylko upatrzonemu krasnoludowi zostało do przejścia parę metrów Gotttwin wycelował starannie i nacisnął spust. Miał nadzieję, że krasnolud nawet jeśli nie zginie, to przynajmniej spadnie.
Plan Gottwina był w swej prostocie genialny. Wystarczyło pojawić się w odpowiednim momencie i oddać kilka celnych strzałów. Tak jak założył, tak też zrobił. Gdy krasnoludy były dość blisko by bez problemu wycelować i jednocześnie dość daleko by nie zdołały go zaatakować człek wyłonił się zza krzaków i oddał serię strzałów. Większość bełtów zniknęła w oddali, jednak trzy pociski dotarły do celu. Dwa soczyście raniły brodacza, trzeci lekko go drasnął. Zdziwiony i zaskoczony krasnolud upadł i sturlał się w dół, lecz zdołał się zatrzymać łapiąc się większego kamienia. Gottwin miał kilka chwil, nim wstanie i dotrze znowu na górę. Drugi z krasnoludów wyszczerzył zębiska i wejrzał przez ramię na turlającego się w dół kompana. Khazad uniósł topór i ruszył z jeszcze większym zapałem, pozostało mu jeszcze około trzech metrów do dotarcia na szczyt i kolejne dwa do pokonania odległości do Gottwina.
Po raz kolejny Gottwin przeklął brak zapasowego magazynka. Wymieniłby i, gdyby bogowie mu sprzyjali, kolejny krasnolud znalazłby się parę metrów niżej. A tak... trzeba się było imać innych metod.
- Bierz go! - Gottwin wskazał Psu wspinającego się krasnoluda, a sam, wymieniwszy kuszę na miecz, ruszył w stronę miejsca, w którym krasnolud miał wyjść na górę. W końcu większa jest szansa trafienia kogoś, kto nie stoi zbyt pewnie na nogach.
Pies nawet sekundę nie zastanawiał się nad rozkazem. Błyskawicznie, jednym susem minął bokiem topornika i dopadł wstającego nieco niżej rannego brodacza. Silne szczęki wilczura zacisnęły się na grdyce brodacza wysyłając go w otchłań, do swych przeklętych bogów. Po chwili krasnolud już nie żył, choć Pies ciągle go szarpał, jakby chciał mieć pewność, że dobrze wykonał robotę.
- Dobry piesek - zawołał Gottwin, zadając równocześnie cios krasnoludowi.
Walka błyskawicznie dobiegła końca. Gottwin miał bolesną ranę na piersi, ale co najważniejsze udało mu się unieszkodliwić dwójkę brodaczy i z pięciu oponentów zrobiła się trójka. Nagle jego dobry nastrój spowodowany zwycięstwem mocno się popsuł. Gottwin dostrzegł paskudnego Ogra, który wyłonił się z leśnej gęstwiny kilkadziesiąt metrów dalej. Wielkolud trzymał na ręku martwego Felixa, oraz poganiał ciężko rannego Yerga. Maszerował w stronę trójki khazadów chaosu, stojących nieopodal wejścia do warowni.
- Na zadek Morra - zaklął Gottwin, pospiesznie pakując bełty do magazynka. - Czy oni wszyscy są ślepi?
Pierwsza wypowiedź związana była ściśle z zaistniałą sytuacją, druga - dotyczyła ślepych i głuchych kretynów siedzących w warowni.
Towarzyszy mu było żal, ale Felixowi i tak pomóc nie mógł, a Yerga nie mógłby ocalić, mając tylu przeciwników. Musiał czekać, aż sytuacja ulegnie zmianie. W końcu prędzej czy później ktoś musi jakoś zareagować na to całe kręcące się koło wejścia towarzystwo. A ktoś inny musi przeżyć, by móc przekazać wieści.
Pospiesznie przeszukał zabitego przez siebie krasnoluda, a potem, nie podnosząc głosy, przywołał do siebie Psa.
- Pies, chodź tu! - powiedział ponownie, gdy zwierzę nie zareagowało od razu. Nie wystawiając się na widok publiczny poparł polecenie odpowiednim gestem.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 01-07-2012 o 12:26.
Kerm jest offline  
Stary 01-07-2012, 12:35   #490
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
Co jak co, ale olbrzyma Yerg spodzewał się ostatniego tutaj. Słysząc dudniące kroki próbował odczołgać się w pobliskie krzaki, lecz mimo tego zostali zauważeni. Co dziwne, wielkolud wcale nie wydawał się wrogo nastawiony...
- Teraz chyba lepsza pora na czarujące gadki - szepnął do Felixa.
Rębacz prychnął głośno.
- Potopili? Zamknąć ich w jakiejś dziurze i kazać im żreć swoje gówno aż zdechną! Ale pieprzyć to, te karły zginą prędzej niż później.

- Tfu! - odpowiedział Felix Yergowi zaznaczając, że się z nim zgadza w stu procentach. Przynajmniej tak właśnie sugerowały jego oczy wychodzące z oczodołów i strużka krwi płynąca obficie z ust.
Łowca trzymał się za ranę i przewrócił się na plecy. Obserwował ogra jak mysz zagoniona przez kota w kąt. Jego żyły i tętnice były doskonale widoczne, a wszystkie mięśnie naprężone. Nie pomagało to zmniejszyć uczucia bólu, ale taki już miał nawyk... dostawał po dupie... to napinał mięśnie...
-Psu braty! No powiedzieli kurwi syny, że trupy dotaszczyć do obozu, a nie że jeszcze dobijać bezbronne kaleki trza...- pokręcił głową, jakby nie radowało go dobijanie bezbronnych ofiar. Ogr schylił się po potężną maczugę nabijaną stalowymi kolcami, na kształt ogromnych gwoździ.
-Już, cicho, cicho. Zara przestanie boleć...- rzekł robiąc krok w stronę dwójki mężczyzn.

Felixowi nie przypadła do gustu niemalże ojcowska troska ogra. Spróbował wstać. Z trudem, ale jakoś mu to powoli przychodziło.
- Ja tu żadnych kalek do dobijania nie widzę. Jednakże ta potężnych gabarytów porcja kału jest wymagająca posprzątania. Żegnaj ogrze. - powiedział powoli kierując się między drzewa. Miał nadzieję, że te najmądrzej brzmiące słowa zanim dotrą do ogra pozwolą łowcy oddalić się na tyle, aby uniknąć poznania z nabijaną kolcami maczugą.
- Jeżeli kiedyś będziesz czegoś potrzebować, na przykład pozbyć się tych pokurczów, służymy pomocą - dorzucił Yerg i podążył za towarzyszem.
-Ha ha ha ha!- zagrzmiał basowo wielkolud -A w czym, wy ranni i ledwie człapiący ludzie możecie mi pomóc? Rozbawicie krasnoludów na śmierć?- zażartował podnosząc maczugę.

- Jak nas tutaj zgnieciesz na miejscu, to się nie dowiesz. A co takie pokurcze mogą zrobić tak dużemu jegomościowi jak ty? - sytuacja była rozpaczliwa, jeśli teraz dureń nie wciągnie się w gadkę to po nich...
-A co taki duży jegomość może zrobić jak tamtych jest dużo więcej, każdy ma broń a do tego na ich usługach jest ktoś jeszcze większy od Boruna?- wzruszył ramionami -Myślicie, że te gówno, tu to do kogo należy, przecie nie do mnie he?-
Felix musiałby chyba ogrowi powiedzieć dyktando żeby w takim stanie wymknąć się między drzwa. Po trzech krokach padł na ziemię sycząć i klnąc z bólu.
- Dobra... herr Ogre Borun... powiem tak. Nas jest też dużo. I na prawdę jesteśmy w stanie spuścić wpierdol tym krasnalom. Jak nam pomożesz to my im takie manto spuścimy, że... nie będą już srać po lasach. Pomożesz nam się dostać do swoich? Silny jesteś i jak sam widzisz my sympatyczne chłopaki...

-No niesamowite...- zagrzmiał wielkolud łapiąc się za brzuch -Gdzie twoi kamraci? Czemu was zostawili?- spytał nie mogąc się nadziwić słowom Felixa - Jak żeście takie dobre wojaki to czemu żeście sobie nie dali rady z tym zwiadem?- machnął ręką -Lepiej będzie jak wam ukrócę cierpienia.- rzekł kręcąc głową.
- My też zwiad... a nasz wielki czarodziej co z nami jest na pewno poradziłby sobie z tymi krasnoludami. Phi! Mistrz ciska kulami ognia częściej niż krasnolud pierdami po misce fasoli i garnku piwa! - “negocjował” Felix leżąc.
-Ciska kulami ognia?...- stanął w miejscu drapiąc się palcem po tyle głowy -Słyszałem o jednym takim magu, który ciskał kulami ognia... Ponoć potrafił w kilka minut zjednoczyć zwaśnionego elfa, krasnoluda i nakłonić człeka by do tego ich wspomógł. Nie pamiętam jego imienia... A jak wasz mag się zwie?- spytał unosząc brew.

- W sumie to naszych magów jest dwóch! Wielki mistrz magister magii Herr Gregor von Felixien herbu Reinerheißem rodu Gottwindern i jego uczeń jakże znamienity Gracjan Teodorius z miejscowości Ragnarzirnigem. - ściemniał Felix byleby to mądrze brzmiało i było tego dużo.
- Z pewnością chętnie poznają tak inteligentnego przedstawiciela ogrzej rasy jak ty Borunie! Pomóż nam się dostać do naszej warowni, a chętnie cię z nimi zapoznamy. Będziesz jednym z nas! Takie przymierze!.
Yerg pozwolił Felixowi poprowadzić dalszą rozmowę. Z nich dwóch to on miał gadane, a jego odzywki miały spore szanse nie wypalić... Całym szczęściem sytuacja obracała się na ich korzyść, więc pozwolił sobie ozwać się raz jeszcze.
- Lepiej bym tego nie ujął. Potężni, wielcy magowie, jak słyszysz Borunie. Dołącz do nas, a nie pożałujesz.
-Po waszym sojuszu nic mi nie przyjdzie, jeśli trza będzie za coś zapłacić...- rzekł chłodno sugerując że sama znajomość z magiem to mało, lecz za złoto pewnie już będzie się dało go skuteczniej przekonać.

- Zapłacić? Jak to zapłacić? Co zapłacić Borunie?! Przecie nasza kompania to złoto zdobywa a nie płaci! Wiesz ile złota już zdobylismy? Ile za to dzików pieczonych zjedliśmy? Tak już nas znają, że za darmo nasz goszczą!
-Hm... To może doniosę krasnoludom o waszym magu, tak co by najpierw jego zabili, potem rozgromimy waszą kompaniję i za te informacje dostanę złoto od krasnoludów skoro wy płacić nie chcecie.- wzruszył ramionami spoglądając z pod ukosa na Felixa.
- Borun, to zróbmy tak... pomóż nam, idziemy do naszego obozu i tam ci zapłacimy tyle ile sobie tam będziesz chciał za tę drobną przysługę. Może tak być? Bo im dłużej tu gadamy tym więcej krwi mi ubywa... i nie będzie nic z naszych pertrakctancji
- Czyli wolisz złoto pokurczów od naszego? Czy my wyglądamy na skurwiałe krasnale? Dotrzymujemy danego słowa.

-Na krasnoludów mi nie wyglądacie... Ale mam nadzieję, że faktycznie macie dość złota, co by mnie opłacić.- zastanawiał się na głos. Ogr wziął niezbyt delikatnie Felixa na ręce i pomógł wstać Yergowi. -Chodźta...- warknął. Felix czuł niemały ból, kiedy wielkolud robił spore, ciężkie kroki. Ogr maszerował energicznie w stronę bramy do warowni. Nikt nie musiał mu tłumaczyć gdzie to jest, jakby już tam kiedyś był. Najgorsze było to, że nawet nie zwracał uwagi na nie nadążającego Yerga.
-Oo...- jęknął ogr -Nasi przyjaciele już tu są...- wejrzał na trzymanego na ręce Felixa. Z daleka widzieli trójkę khazadów stojących pod bramą, oraz dwójką zmierzającą w przeciwną stronę, w kierunku głębi wąwozu.
-Wy to w walce mi się nie przydacie, he?- spytał unosząc brew, ale odpowiedź była dla niego oczywista.

-Poczekamy aż ta dwójka się straci a potem idziemy rozłupać tamtych trzech skurwielców. Będziecie udawać, że was schwytałem.- rzekł.
Felix się uśmiechnął gdy tylko ogr zmienił swoje nastawienie. Dał się podnieść olbrzymowi. Przez całą podróż syczał z bólu. Gdy przyszło jednak udawać trupy, po prostu spróbował zwisać w miarę bezwładnie i udawać martwego tak jak to powinno być.
~ Mój kochany Pies! Żyje! Bogowie! Chwała!
-Co to za ujadanie?- burknął pod nosem wielkolud. Całe ramie miał umazane z krwi Felixa, a łucznik czuł, że z każdą chwilą słabnie co raz bardziej. Yerg również nie czuł się najlepiej z otwartą raną. Czas działał na ich niekorzyść.
- Nie przejmuj się... to mój Pies. Borunie... słabnę... zaraz się wykrwawię... Musimy się pospieszyć...
 
Aeshadiv jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:59.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172