Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-06-2012, 15:04   #123
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Przystanęła przy pierwszej budce telefonicznej i wybrała numer Marceliny. Siostra nie odbierała więc ponowiła próbę jeszcze dwa razy ale cudów nie było.
Z miną osoby skazanej na dożywocie w kamieniołomach powlokła się na Rzeźniczą.

* * *

Teresa nacisnęła dzwonek. Dziwnie było stać tutaj po tej stronie drzwi i czekać czy ktoś zaprosi cię do środka.
- Paweł, tu Teresa.
Odpowiedział głos jej teściowej.
- Pawełka nie ma . A ty stąd idź ladacznico.
- Gdzie jest? Przed chwilą go widziałam na Węgielnej. Muszę z nim pomówić.
- Nie masz o czym. Złamałaś mu serce, ty wywłoko, ty. A tyle razy go ostrzegałam, by nie brał sobie takiej co nogi przed ślubem rozkłada.

Teresa postanowiła chwilowo odpuścić. Bez słowa pożegnania opuściła kamienicę. Cichy nie mógł odejść daleko. Jeżeli istotnie złamała mu serce to pewnie zalewa się gdzieś w okolicy. Postanowiła zrobić rundkę po pobliskich mordowniach w których najczęściej przesiadywał jej ślubny.

Nie musiała iś daleko. Jak tylko wyszła z bramy zobaczyła go przy kiosku na rogu. Kupował papierosy. W zmiętym ubraniu, pod pochmurnym niebem na którym powoli przesuwały się sinoołowiane chmurzyska. Wyglądał jakby pił całą noc. Jak żul.
- Cześć - zagadnęła i stanęła obok wbijając ręce w kieszenie. - Możemy gdzieś usiąść i pogadać?

Spojrzał na nią nieco mętnym, gniewnym spojrzeniem. Metnym, ale i pełnym uczuć. Mieszkanki gniewu, żalu, wściekłości, oddania i miłości. Ognistej, jak rozpalona benzyna.
- Nie - warknął gniewnie z pewnym żalem. - Nie mamy o czym.
Mimo wszystko jego widok ją poruszył. Odezwało się w niej uśpione przez ostatnie dni poczucie winy.
- Paweł, oddaj mi Antka. Błagam - w odruchu desperacji dotknęła jego dłoni. - Ja bez niego nie mogę żyć. Jeśli masz wobec mnie, wobec nas, jeszcze odrobinę uczuć to nie skazuj go aby wychowywał się bez matki.
- Nie wiem co pwoiedzieć - załamał ręce. - Wiesz. Daleko to zaszło. Za daleko. Nie wiem, co robić. Czuję się zagubiony. Boję się ... boję się ciebie i tego, co możesz mu zrobić.
- Ja? Miałabym skrzywdzić własne dziecko? - oburzenie wymalowało się na jej twarzy. - O czym ty mówisz?
- Wiesz co zrobiłaś kilka nocy temu? Stałaś nad jego łóżkiem z nożem. Mamrotałaś coś do siebie. Nie dało się ciebie obudzić. Zabraliśmy ci z matką nóż i zaprowadziliśmy do łóżka. Dobrze, że on się nie obudził.
- O Boże - jęknęła. Nogi się pod nią ugięły aż przysiadła na krawężniku. - To się znowu działo? Dlaczego mi wcześniej nie powiedziałeś?
Zaczęła obgryzać namiętnie paznokcie.
- Można było temu zaradzić - ciągnęła dalej z wyrzutem. - Nie musiałeś mi go od razu zabierać. I ukrywać przede mną faktów. Wiesz, jaki jest dla mnie ważny. Teraz kiedy wiem poradzę sobie z tym, rozumiesz? Jak byłam dzieckiem ojciec zamykał mnie na klucz i chował ostre przedmioty i to generalnie wystarczało. Szlag... Tak długo miałam z tym spokój...
Analizowała w milczeniu sytuację, rozbiegane oczy skakały bez składu po znajomych zakamarkach Rzeźniczej.
- Oddaj mi go. Przysięgam, że nic mu się nie stanie z mojej ręki, zadbam o to, przyłożę wszelkich starań. Paweł, ja oszaleję bez niego, rozumiesz? - spuściła głowę i nagle wypaliła z innej beczki. - Hirek nie żyje.
- Jak ... co.... kiedy? - zaniemówił wyraźnie nie mogąc wykrztusić z siebie słowa.
- Wczoraj ktoś go dźgnął nożem. Zabrali go na OiOM a rano... - zamilkła. Wyciągnęła z torebki paczkę papierosów, jednego wetknęła sobie w usta, zaoferowała też Pawłowi. - Zaraz jadę do szpitala a później... muszę się tym wszystkim zająć. Dam ci znać o pogrzebie - zająknęła się - to znaczy... jeżeli będziesz chciał... Nie musisz przecież. Skoro my już nie... - znowu się zamknęła bo jednak było to trudniejsze niż zakładała.
- Muszę się napić - powiedział ciężko. - Przykro mi. Naprawdę. Nie lubiłem go, bo buc był i wyksztalciuch, no i z piąchami się pchał, ale ... w sumie to równy chłopak był, mimo wszystko. Daj mi znać kiedy pogrzeb. Zresztą pewnie klepsydrę wywieszą.
- Paweł a co z Antkiem? Powiedz mi gdzie jest, proszę cię.
- Nie wiem - wzruszył ramionami.
- Jak to nie wiesz? - momentalnie krew uderzyła jej do głowy. - Nie wiesz czy mi go oddać czy nie wiesz gdzie jest?
- Nie wiem - wzruszył ramionami, jakby nic go to nie obchodziło. - Matka wywiozła go do kogoś ze swojej rodziny. Nie powiedziała mi do kogo, bo uważała, ze ci się wygadam. Że mam do ciebie słabość.
Teresa wstała raptownie z krawężnika i grożąc palcem nie do końca wiadomo komu zaczęła maszerować to w jedną, to w przeciwną stronę.
- Paweł, czy ty słyszysz samego siebie?! - mimowolnie podniosła głos. - Ona nie ma prawa decydować o naszym synu! Masz dwadzieścia siedem lat na litość boska! Może już czas się usamodzielnić i przestać trzymać matczynej spódnicy! Masz do niej iść i to z niej wyciągnąć, rozumiesz? Musisz albo... - zamilkła i zatrzymała się wreszcie. - Ta kobieta jest chora. Idź i zmuś ją żeby powiedziała gdzie jest nasz syn.
- Spróbuję. Ale ty przestań się kurwić z tym menelem Gawronem. To złodziej i pijak. Ludzie będą gadać.
Zatkało ją.
- Ludzie będą gadać? - zamrugała z niedowierzaniem. - Tylko na tym ci zależy? Żeby ci ludzie rogów nie dorobili? Dla twojej wiadomości z nikim się nie... - spokojnie cedziła słowa. - Z Gawronem nie sypiam, dobra? Mieszkam u niego bo gdzie niby mam mieszkać, mamona mi z tyłka nie wylatuje przy każdym kroku! Idź do matki, ja tu poczekam - uspokoiła się trochę i zmusiła się nawet żeby pogładzić go po włosach. - Paweł, oboje wiemy, że nie pobraliśmy się z właściwych powodów. Ciągnęliśmy to ile się dało. To nie znaczy, że nie możemy rozstać się w zgodzie. Będziesz się mógł z Antkiem widywać kiedy będziesz chciał. Nie odwrócę się od ciebie. Zawsze będziesz ojcem mojego dziecka.
- Zobaczę, co da się zrobić. - mruknął. - Idziesz ze mną?
- Idę.
Była pewna, że teściowa będzie robić schody a Cichy może za szybko się poddać dlatego wolała mieć sposobność aby wtrącić swoje trzy grosze. Zatrzymała go jeszcze na klatce i poinstruowała szeptem.
- Tylko bądź stanowczy. Pamiętaj, że to ty jesteś mężczyzną i podejmujesz decyzje.

Może przesadziła z tym podnoszeniem bojowego morale bo sama pozbawiła go właśnie wszelkich opcji oświadczając, że między nimi to już definitywnie koniec.
Żeby przyspieszyć konfrontację pomogła Cichemu wtoczyć się na górę i otworzyła zamki używając jego kluczy. Lekko pchnęła go wgłąb mieszkania.

- Pawełek - powitała syna teściowa. - A ty tu co?
Ostatnie słowa skierowała do Teresy.
- Nie mów, synuś, że z tą wywłoką znów się schodzisz?
Cichy nie odpowiedział. Chyba zabrakło mu odwagi.

- Masz nam powiedzieć gdzie jest Antek - rzuciła ostro Teresa. - Chyba, że na stare lata marzy ci się wycieczka do pierdla. Bo tam cię wyślę, rozumiesz? Masz ostatnią szansę albo wniosę zarzuty o uprowadzenie. Policja wjedzie ci do domu, może nawet wyprowadzą cię w kajdankach. Twoje koleżanki sąsiadeczki będą miały temat na tygodnie obgadywania.

- A ja im wtedy opowiem, jak twój patologiczny kochaś pobił mojego synka, jak stałaś z nożem nad dzieckiem, które boi się teraz cienia własnej matki- plunęła jadam matka Pawła. - Zresztą ja wiem, kto w pierdlu spędził ostatnią sobotę i niedzielę. Wszyscy wiedzą. Wszyscy wiedzą kto szlajał się kilka nocy temu z Gawronem w pijackim widzie. I zobaczymy, komu milicja uwierzy. Takich dobrych masz rodziców, a takie kurwy wychowały. Normalnie ... żal słów.

- Paweł wyjdź - powiedziała stanowczo Bułka głosem zimnym jak sople. Spojrzała z ukosa na męża i wskazała mu ręką drzwi. - Wyjdź!

- Nigdzie się nie ruszaj. Nie słuchaj tej jawnogrzesznicy! - naskoczyła na syna matka.
Ponieważ Cichy nie zamierzał nic zrobić Teresa, z miną której nie powstydzilby się Wampir z Bytowa, podeszła do teściowej tak blisko, że niemal otarły się policzkami.
- Oko za oko - warga zadrgała w parodii uśmiechu. - Masz czas do jutra. Albo oddasz mi mojego syna albo stracisz własnego.
Odwróciła się na pięcie, zatrzymała jeszcze na moment przy Pawle aby pocałować go w cuchnące alkoholem usta.
Było w tym geście coś filmowego. Trochę pokazówki, trochę szczerych emocji. Wyszło jak mdłe, do wyrzygania patetyczne pożegnanie, po którym na ekranie pojawiają się napisy.

* * *
[media]http://www.youtube.com/watch?v=t-Ng-nsxK2c&feature=related[/media]

Gdyby w tej pojedynczej chwili ktoś wcisnąłby jej do ręki nóż bez zastanowienia ani żalu zatopiłaby go w trzewiach Wandy Cichej. Ciężko było objąć nienawiść jaka Teresę wypełniła.

Przypomniała sobie jak Hirek powiedziałjej kiedyś w żartach. „Jeśli będziesz chciała zabić tą starą wiedźmę nie idź z młotkiem przyszykowanym w reklamówce bo ci zarzucą morderstwo z premedytacją i nawet ja cię nie wyłgam. Łap za nóż kuchenny i w razie czego się tłumacz, że działałaś w afekcie. Łagodniejszy wyrok siostrzyczko.”

Przypomniała sobie jego uśmiechniętą twarz i wszystko się w niej spięło. Musiała jak najszybciej wyjść z tego domu albo naprawdę kogoś zabije.

Ostatni raz obejrzała się za Cichym.To co ich łączyła przez ostatnie siedem lat ciężko było zdefiniować. To nie była miłość. Przywiązanie też nie. Ale nigdy nie był jej obojętny. Aż do teraz. Patrzyła w jaskrawy błękit jego oczu i pierwszy raz nie odwróciła wzroku. Jego spojrzenie już nie mroziło.

Snuła się po znajomych ulicach, mijała te same znajome sklepy, speluny, zmęczone twarze ludzi, których bez wyjątku znała z imienia. Przyglądali jej się, niemal czuła na sobie ich wzrok. O czym myśleli? Wymyślali jej od ladacznic? Współczuli? Nie. Puste oczy nie wyrażały niczego. Wszyscy na Węgielnej byli tylko pustymi manekinami, bez życia, bez uczuć. Od urodzenia skazani na wyrok, który spływał na nich powoli, każdego dnia.

Wróciła do domu rodziców żeby zabrać się z nimi do szpitala ale pocałowała klamkę. Zdążyli już wyjść.
Wahałasię jakie w dalszej kolejności podjąć kroki. Zwlokła się na podwórze gdzie w oknie z parteru przywitał ja gromiący wzrok znajomej sąsiadki.
- Długo u niego zostaniesz?
- Słucham? - mimo wszystko trochę Bułkę tym pytaniem zaskoczyła.
- U wnuczka Gawronowej. Będziesz z nim stale mieszkać?
- Nie, nie sądzę.
Sąsiadka prychnęła.
- To dobrze, bo dość mam tego cyrku. Jak cię nie było to może pił ale przynajmniej nie wychodził z wódką na parapet.
- Co? O czym pani...
- Pani Gawronowa się pewnie w grobie przewraca. Mógł chociaż skoczyć, byłby święty spokój.
- Z wódką? Znaczy... pił?
- Nie słoneczko, za kołnierz wylewał. I coś taka zdziwiona. Skoroś mu do sypialni wlazła to musiałaś zauważyć, że grzeje na umór.

Ze złości musiała nagle zblednąć.
- Czyli co? Zmądrzejesz Tereska i wrócisz do męża mam nadzieję - ciągnął wścibski babsztyl. - Przez was się jakiś zamęt w kamienicy zrobił. Ludzie wchodzą, wychodzą, drą się. Spać nie można,
- W takim razie może pani powinna się wyprowadzić - odparła ze śmiertelnym spokojem Bułka. Była tak zła, że chciało ja od środka roznieść. - Bo niedługo dwadzieścia cztery na dobę będzie kamienica się trząść w posadach od niemowlęcego wycia. Dopiero nikt nie będzie spał.

Miała już dość tych plotek, skandali i moralizatorstwa. Pożegnała się grzecznie z sąsiadką i ponowiła marsz zatapiając się w myślach.

Czy Cicha mówiła prawdę? Czy jakaś część jej podświadomości chciała śmierci własnego dziecka? Czy Antek się jej bał? Może powinna odpuścić? Może tam gdzie teraz jest będzie mu lepiej niż przy jej boku? Bezpiecznej? Ale przecież bez niego nic jej nie zostanie.

Kiedy miała siedemnaście lat i okazało się, że jest w ciąży była przerażona. Nie myślała, że sobie poradzi ale niespodziewanie Cichy wyciągnął do niej pomocną dłoń.Była mu tak wdzięczna, że niemal gotowa pokochać. A później kiedy pojawił się Antek odpłynęły wszelkie pytania i wątpliwości. Chyba wtedy już przestała żyć. Nie spała dniami i nocami, nie wychodziła do ludzi. Jedynymi sprawami jakie zaprzątały jej głowę było zmienianie pieluch, ząbkowanie i cycki bolące od nadmiaru pokarmu. Kiedy jej rówieśniczki świętowały zdaną maturę Bułka działała jak robot wycierając smaki, sprzątając zabawki i gotując warzywka na parze. Nawet do sklepu wychodziła z dzieckiem pod pachą, jakby się z nim zrosła. Odetchnęła trochę kiedy zaczęła pracować ale to był jedynie przerywnik domowego kieratu. Bo jak wracała padnięta po półtorej zmiany musiała jeszcze sprzątać, zmywać, gotować, odebrać Antka ze szkoły i Cichego z knajpy. Robot i niańka na całą dobę.

A teraz po sześciu latach chyba nie potrafiła już inaczej żyć. Na własny rachunek. Czuła się pusta i niekompletna. Zagubiona.

Nogi niosły ją przed siebie. Miała zdaje się jechać do szpitala. Ale w sumie to po co? Żeby ostatniraz spojrzeć na Hirka? Martwego, sinego, ze śladami pobicia na jegoładnej twarzy? Nie. Nie chce go takim zapamiętać. Nie żyje. Tego się już nie da naprawić.

Ogarnęła ją totalna apatia. Już się nawet nie wściekała.
No i przepowiedział. Straciła wszystko. Nawet Antka. Jak teraz miała żyć? No jak? Zapytała o to Gawrona ale jej nie odpowiedział. Ona też nie potrafiła. Może więc nie powinna? Kto by do diabła za nią tęsknił? Cichy? Zabawne. Gawron? Obiecał jej coś i olał na calej linii. On mógłby tęsknić tylko za dobrą fazą po czterech winach. Niech ich wszystkich szlag!

Przecież już jej nie ma. Już nie istnieje. Czemu nie dopełnić formalności? Chociaż dołączy do Hirka, Czubka i Lwowskiego. Będzie prawie jak za czasówdzieciństwa... W każdym razie na pewno nie gorzej niż teraz.

- Pieprzysz od rzeczy Bułka – szepnęła do siebie.

Nie zmierzała w to miejsce. W każdym razie nie naumyślnie. Stała przed znajomą knajpą opatrzoną szyldem „Wilczy Dół”. Gawron grywał tu koncerty i kilkarazy zabrał ją ze sobą żeby się rozerwała. W swojej grzecznej sukience i pantoflach na obcasie pasowała tu jak pięść do oka. Mimo że dochodziło południe kilka stolików było zajętych.Pancurska klientela we flekach, szelkach i podwiniętych spodniach.

Bułka przysiadła przy barze odpalając nieśpiesznie papierosa.
- Sie ma - zagadnął barman przyglądającsię jej niemal z rozbawieniem. - Zabłądziłaś Mary Poppins?
- Że co? - odbąknęła Bułka nie mając pojęcia o co mu chodzi.

- Nieważne. Coś podać?
- Mhm – zaciągnęła się fajką. - Alkohol.
- Piwko?
- Nie chce mi się pić. Chcę się urżnąć.
- Wódka, koniak, gin?
- Może być gin.
- Z tonikiem?
- Jasne, tylko żeby nie było go zabardzo czuć w ginie.

Postukał butelkami i posłał jej na blat do połowy wypełnioną szklankę, gratis dodał łobuzerski uśmiech.
- Nie pasujesz tu.
Wzruszyła ramionami.
- Jedni nie pasują tu, inni tam... Ja mam ten niepowtarzalny dar, że nie pasuję nigdzie
Wypiła duszkiem jak zawodowy pijak i postukała szkłem.
- Jeszcze raz to samo.

Nie miala planów. Żadnych, bo i po co? Najpierw się upije. Powspomina Hirka. Poza tym postanowiła się jakby z przekory przekonać co jest na rzeczy z tą wódką. Cichy ją tak ubóstwia, Gawron się w niej zatraca... Czemu kurwa jej niby nie wolno spróbować? Grzeczna Bułka nie robi takich rzeczy, co? Nie robi? No to zobaczycie.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 29-06-2012 o 17:25.
liliel jest offline