Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-06-2012, 18:23   #98
Velg
Konto usunięte
 
Velg's Avatar
 
Reputacja: 1 Velg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetny
Został sam z „Oszustem”. Rozmowa im się specjalnie nie kleiła. Saelim narzekał na swój psi los, a Fernas równie chętnie klął na swoją cząstkę. Im później, tym bardziej nerwowo klęli – wizja pomordowanych towarzyszy i wilkowatych drapieżców z trzewi ziemi wisiała nad nimi niczym miecz Demo... no, miecz jakiśtam. Bard jakoś nie mógł sobie przypomnieć, jak powinno się zwać rzeczone akcesorium.

Co pewien czas zerkał na okolicę, oceniając, jak szybko zacznie się ściemniać. Im bliżej było do zmierzchu, tym bardziej nerwowy stawał się grajek z Viseny. Z roztargnieniem drapał się po piekących śladach po ukąszeniach i raz za razem obrzucał wzrokiem całą okolicę. Na jego skromne rachuby, na powrót towarzyszy nie można było już liczyć. Albo jaskinia nie grzeszyła rozmiarami, więc ociąganie można było tłumaczyć tylko ich nagłym zgonem... bard aż się wzdrygnął, jednako wobec obawy o los towarzyszy i swoje życie... albo wnętrze było większe, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. A wtedy co...? - bo pochodnie już chyba niedługo powinny im zgasnąć, na Fernasowe rozeznanie. I ósemka z Viseny zginie z głodu, zagubiona pod ziemią.

Wreszcie, po drażniąco długim okresie ciszy, grajek zdecydował się przerwać milczenie.

- Ej, Saelim... coś długo nie wracają. Myślisz, że powinniśmy stąd odejść? - nieśmiało zapytał Oszusta, zerkając do ciemnego wnętrza z jakąś chorobliwą fascynacją.

Chłopak spojrzał na barda z mieszaniną nadziei i sceptycyzmu.
- A pochodnię masz? Bo daleko nie ujdziemy zanim zrobi się ciemno. Ale... - rozejrzał się - myślę, że idąc cały czas na zachód doszlibyśmy do Viseny... albo gdzieś w okolicę. Tamtych już pewnie dawno coś zeżarło i zaraz przyjdzie do nas po repetę - wzdrygnął się. - Szaleńcy!
- Nie mam – zaprzeczył Fernas – ale coś mi się widzi, że nawet w ciemnościach tam bylibyśmy bardziej bezpieczni niż gdybyśmy tu zostali – spojrzał jeszcze raz na jamę, nerwowo. Świadom, że cokolwiek by wyszło z wnętrza, to zapewne od razu by ich przyuważyło - A drogę rano znaleźć możemy... - podsunął z nadzieją.
- Pobożne życzenia - prychnął Oszust. - Prędzej jakąś łowczą ścieżkę jeśli już. W sumie moglibyśmy przespać na drzewach... - zadumał się. Lęk przed wędrówką li i jedynie z byle grajkiem walczył w nim z lękiem przed tym, co kryły podziemia. W końcu rzekł - TO co, idziemy? Im szybciej oddalimy się od tej nory tym lepiej dla nas.
- No... - rzekł grajek, wstając – Drapieżcy chyba w nocy się budzą – rzucił pozornie niezwiązaną uwagą, nie spuszczając oka z wejścia. Mimo tego, że szedł już. Gdzieś... Miał nadzieję, że w stronę Viseny. Zatrzymał się tylko raz: aby zabrać yarkissową pochodnię, którą łowca (dzięki bogom!) zostawił przed wejściem.
- No to lu - zadowolony Saelim zerwał się na równe nogi i rozejrzał za promieniami zachodzącego za drzewa słońca, by określić kierunek. - Na przełaj naprzód marsz! - co prawda pewniejszą, choć dłuższą drogą byłby zapewne powrót na trakt, jednak Oszust nie zamierzał jednak pozostawać w tym przeklętym lesie ani chwili dłużej. A Fernas i tak nie wiedział przecież dokąd iść!


I ruszyli, przedzierając się przez chaszcze. Bez słowa, mimo że bardowi wciąż dokuczały czerwieniejące rany od jadu pająków. Wiedzieli, że muszą dojść od nory najdalej, jak dadzą radę, nim się ściemni. Co pewien czas tylko zerkali w tył, trochę panicznie. Uspokoić się – jak czuli - mogli dopiero, gdy wejdą w miejsce, gdzie były ptaki. Trochę irracjonalnie – jakby to one były wyznacznikiem wpływów drapieżników z jaskini.
 
Velg jest offline