Eryk zrezygnował. To było bez sensu... nie chciał przecież oskarżać jakiegoś przypadkowego człowieka tylko dla tego, że zna bretoński. Postanowił usiąść przy fontannie i na spokojnie wszystko przemyśleć.
~ Człowiek którego ojcem był bretończyk a matka była tutejsza... w sumie nie musi znać tego języka... czyli szukanie osoby tłumaczącej jest bez sensu.
Westchął i popatrzył w niebo jakby były tam wypisane złotymi literami podpowiedzi.
~ Dalej... Dozorca... kamienica... bicie tej kobiety. To wszystko 25 lat temu...
Weiß udał się do świątyni tam odszukał najwyższego kapłana i oddał mu klucze do domu kuzyna hrabiego. Oczywiście przywitał się i zapytał:
- Jedność i siła Imperium!
- Jednośc i siła Imperium!- Usłyszał w odpowiedzi.
- Ojcze chciałbym zapytać o pewną osobę w mieście... czy wiecie może kto żył w domu ... - Eryk powiedział dokładnie to co pamiętał z opisu domu z akt sądowych. Kaplan był człowiekiem w podeszłym wieku, więc może pamięta co nieco. - W wynajmowanej kamienicy? Oj wielu mieszkańców tam pewnie było, wielu.
- Dokładnie chodzi mi o mieszkańców sprzed ćwierć wieku. Bretończyk, pewna kobieta i ich dziecko.
Kapłan się chwilę zastanowił - Przypomina mi się jedna rodzina. Ale przykra to sprawa była... przykra... zadumał się na chwilę.
- Tak Panie, możliwe, że właśnie o tę rodzinę mi chodzi. Spotkało ich wielkie nieszczęście. Chciałbym się dowiedzieć coś o potomku mieszkających tam ludzi. - Niestety nie wiem nic Eryku, oddany został wujowi, czy komuś z rodziny. Tyle pamiętam. Ale nie stąd on był, chyba... nie stąd.
- A godność tego malca... już dorosłego z pewnością mężczyzny pamiętacie, ojcze? - Oj nie, niestety nie... - odpowiedział po chwili zastanowienia.
- Dobrze, dziękuję za rozmowę ojcze, pytam, bo tak jak to bywa z ludźmi... nie wiadomo czy nie chce on pomścić swoich rodziców. Dodatkowo... rozpacz po ich stracie... dobrze wiemy przecież, że po takich ludzi sięgają macki chaosu obiecując ulgę... - Jakże rodziców pomścić, z tego co świadom jestem, to ten Bretończyk winnym wszystkiego.
- No właśnie dziwnie to wygląda, że już kilku mężczyzn, którzy dwadzieścia pięc lat temu byli małymi chłopacami i bawili się niedaleko tamtej chaty jest w tym momencie martwych. Tak wynika Panie z akt sądowych. - Wiem Eryku, jeden z nich w naszej świątyni często bywał. Eryku nie ma co sprawy drążyć sprzed ćwierć wieku. Tamci mężczyźni próbowali ratunek nieść, niestety nie udało im się. Na tym poprzestań - odpowiedziałt onem pełnym sugestii.
- Zgadza się Panie, jednakże ludzie giną teraz. Możemy ocalić jednego człowieka. Jeśli w dodatku wspomogą go ludzie tacy jak my, to z pewością uzna to jako pomoc ze strony samego Sigamra. Jego wdzięczność będzie niemożliwa do wyrażenia słowami. - Dobrze mówisz Eryku, ale myśleć trzeba również o innych kwestiach. Pomóż mężczyźnie, którego uratować możesz, ale sprawy nie rozdłubuj bardziej. Z tożsamością chłopca, niestety pomóc, choćbym chciał, nie umiem.
- Dobrze Panie, tak też zrobię. Gdy tylko hrabia będzie bezpieczny zostawię tę sprawę. Tymczasem spróbuję ustalić kto jest tym mordercą. Dziękuję za pomoc ojcze. Jedność i siła Imperium! - powiedział Eryk przykładając pięść do serca.
Udał się do hrabiego. |