Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-07-2012, 11:29   #134
malahaj
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację
Świat pozbawiony dźwięków, był dziwnym miejscem. Nie słyszeli własnych kroków, stawianych na trawie, owadów zlatujących do trupów, własnych oddechów, szumu wiatru, niczego. Zadziwiające jest, jak bardzo człowiek polega na rzeczach, których normalnie nie zauważa. Dopiero, gdy zostaną mu odebrane, zaczyna odczuwać ich brak. Ot, zwykle rzeczy, jak przeszukanie klatki czy ciał poległych goblinów. Normalnie wystarczyło takiego przetrząsnąć, aby usłyszeć brzęczące monety, metaliczny odgłos broni, uderzającej o pancerz, przedmioty spadające na ziemie. Teraz byli tego pozbawieni a choć noc była jasna, to na ludzkim wzroku nie można było do końca polegać.

Przeszukanie klatki nie przyniosło wielkich rezultatów. Ot sterta brudnych, starych, podartych i śmierdzących szmat, służąca dziewczynie za barłóg, resztki jedzenia i fekaliów. Nie było tam praktycznie nic. Nie odnaleźli też kajdan, którymi skuta było więźniarka. Sama klatka nosiła ślady ataków różnego rodzaju bronią, ale bez wątpienia nie miały one szans naruszyć solidnej konstrukcji. Coś, co rozciągnęło kraty, bo włośnie w ten sposób został otwarta, dysponowało niesamowitą siłą, bo w tej klatce dało się trzymać niedźwiedzie.
Na szczęście konstrukcja pojazdu nie była uszkodzona i dało się nim dalej podróżować. Oczywiście o ile znajdzie się do niego siłę pociągową…

Z „przeszukaniem” ciał goblinów był nieco większy problem. Najpierw trzeba by dopasować odpowiednie kawałki do siebie, bo większość była tak zmasakrowana, że nadawały się raczej na konserwy, niż do czegokolwiek innego. Mimo to, parę rzeczy udało się ustalić, tym, którzy podjęli się tej brudnej roboty.
Przede wszystkim fakt, że martwy, rozczłonkowany goblin, śmierdzi jeszcze bardziej niż żywy. Stworzenia wyglądały mniej więcej jak zwyczajni przedstawicie ich gatunku. Trafił się jeden zmutowany, ze szczypcami zamiast dłoni, ale w porównaniu do okropności, których niedawno byli świadkami, nie robiło to na nikim wrażenia. Zieloni nie mieli przy sobie żadnych skarbów, nie nosili tez żadnego pancerza. Cały ich dobytek, można było ogólnie sklasyfikować, jak „śmierdzące śmieci”. Dwie rzeczy zwracały jednak na siebie uwagę.

Większość przedstawicieli tych małych, pokracznych stworków jakie dane im było spotkać w życiu, posługiwała się równie małą i prymitywna bronią, co oni sami. Nieszczęśnik , który spotkał ich na swojej drodze, musiał być przygodny na ostrzał ze słabych łuków i obronę przed sztyletami, toporkami, małymi oszczepami i inną tego typu bronią. Raczej rzadko spotka się gobliny szarżujące na ludzi z wielkimi mieczami, które nawet dla ludzkich wojowników trzeba było uznać za dwuręczne, takimirz toporami, korbaczami, maczugami, czy też długimi włóczniami. Nie sposób też było podejrzewać wilki, o walkę za pomocą wielkiego berdysza, który znaleźli w obozowisku, w łapskach jednego z zielonych. Małe dłonie, ledwo obejmowały drzewce potężnej broni, ale trzymały je tak mocno, że aby ją wyrwać pokurczowi, trzeba by poobcinać mu palce!

Drugą sprawą były znaki, które każdy miał (prawdopodobnie) wypalone na skórze. Symbol trzech strzał rozchodzących się w różnych kierunkach, nosił każdy zielony, który był w stanie nadającym się do oględzin. Najczęściej na torsach, lub plecach, chociaż niektórzy mieli go też na łysych czaszkach.

Obóz

Podróż do obozu przebiegła w ciszy. Całkowitej ciszy. Po drodze znajdowali zwłoki goblinów i wilków, znaczące drogę ucieczki wozu. Elise omal nie została stratowana przez jednego z przerażonych mułów, który wypadł na nich z większej kępy krzaków. Normalnie by go usłyszała, ale teraz… Przerażone zwierze miało kilka lekkich zranień, ale było w miarę dobrym stanie.

W ten sposób udało im się odzyskać jednego muła. Po przybyciu na miejsce okazało się, że dwa zwierzęta ciągnące wóz z naftą są na miejscu, ale pozostałe uciekły. No i był jeszcze Brutal, zwany Baleronem, majestatyczne przeżywając trawę, ze spokojem kogoś, kto nic wielkiego w całej tej sytuacji nie widzi i nie rozumie całego zamieszania.

Sam obóz wyglądał jakby przepędzono przez niego stado bydła, jednak nikt go nie rabował i z wyjątkiem kilku co delikatniejszych przedmiotów, nie ponieśli żadnych strat w wyposażeniu. Co oczywiste tutaj był najwięcej wilczych i goblinich trupów. Na oko naliczyli kilkanaście wilków i ze trzy razy tyle zielonoskórych, choć akurat w ich przypadku, trudno było ustalić liczebność. Nawet metodą „dodaj wszystkie nogi i podziel przez dwa”, często stosowaną w burdelach, dla ustalenia liczby klientów uczestniczących w orgietce. Wszędzie też walała się sporych rozmów broń, pozostania przez gobliny. Nie byłą najlepszej jakości a skaleczenie pokrytych brudem ostrzy, groziło zakażeniem najdziwniejszymi rzeczami, ale była, gdyby chcieli ją do czegoś wykorzystać.

Brutal (Baleron) ogarną wszystko zblazowanym spojrzeniem, postawił soczysty placek na posłaniu Lothara i spojrzą na nich pytającym wzrokiem. Co dalej?

Leo, Bruno, Gottri

Trochę czasu zajęło staremu krasnoludowi uspokojenie swojego pupila. Brak słuchu też niczego nie ułatwiał. Mimo to, po kilku minutach Spong podjął trop. Pis długo kręcił się koło klatki, najwyraźniej gubiąc się w gąszczu zapachów, ale w końcu ruszył w noc. Leo też miał problem z tropieniem. Pole walki wokół wozu było mocno stratowane i trudno było coś z niego odczytać. Wspólnymi siłami - człowiek i pies - podjęli ślad.

Spong prowadził pewnie, ale Gottri widział wyraźnie po swoim pupilu, ze jest mocno wystraszony. Zupełnie jak wtedy w Ostermak, kiedy w pobliżu była Bestia. Krasnolud nie potrafił jednak określić dlaczego. Choć z drugiej strony równie dobrze mogło krążyć wokół nich stado wilków, wyjąc przy tym do księżyca a i tak by tego nie usłyszeli…

Heinz miał trochę problemów z odczytaniem śladów w tym świetle. W duchu przyznawał sam przed sobą, że gdyby nie pies, to sam mógłby mieć problemy z odnalezieniem właściwego śladu. Dziewczyna uciekała na bosaka, był lekka i wysokiej trawie praktycznie nie zostawiała śladów. Sprawę dodatkowo utrudniały podążające za nią istoty. Leo teraz już był pewien, że wilkołak był prawdziwy i udał się za nią. Podobnie wilki i gobliny. Zwłaszcza co do tych drugich nie można było mieć wątpliwości, bo po drodze znaleźli kolejne trzy zmasakrowane ciała.

Po dobrych dwudziestu minutach oddalania się od szlaku, prowadzący akurat Haiz zatrzymał pochód i pokazał gestem, żeby się przyczaić. Wspinali się akurat na łagodne wzgórze i wszyscy przywarli do ziemi, zbliżając się od jego szczytu. Wczołgali się na wzniesie i wyjrzeli na drugą stronę.

W oddali przed sobą, ujrzeli rój małych sylwetek. Księżyc świecił jasno i pozwolił dostrzec całe stado goblinów, na równinie przed nimi. Mieli do nich ze trzysta metrów. Na oko było ich tam może setka, ale z tej odległości i w nocy, ciężko to było określić dokładnie. Pokraczne istoty kłębił się w ciasnej grupie, wymachując wielką bronią nad głowami.

Hainz dotknął ramienia brodacza i Bruna i wskazał im kierunek, na lewo od nich. U podstawy wniesienia zobaczyli jednego ze sowich mułów. Trzy gobliny prowadziły go w stronę reszty współplemieńców. Jeden miał porzucony rzez ramie wielki miecz, z którego utrzymaniem, ostrzem ku górze zdawał się nie mieć większych problemów. Dwa pozostałe miały długie włócznie, poganiając nimi od czasu do czasu zwierzę. Mili do nich może z pięćdziesiąt metrów.

Gottri przecząco pokręcił głowa i dla odmiany wskazał na Sponga, który wyraźnie dawał znaki, że znalazł trop. Tyle, z ten prowadził w zupełnie w drugą stronę…

---------------------------------------------------------------------------------
mapka
 
malahaj jest offline