Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-07-2012, 13:44   #204
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację


Słowa.
Szeptane słowa. Słowa wypowiadane jak najciszej. Słowa ledwo naruszające ciszę. Słowa ciszą wibrujące w mroku. Słowa wwiercające się w uszy. Słowa wpadające w umysł. Słowa rozpływające się w nim. Słowa powtarzane. Słowa... Słowa... Słowa...

Znał te słowa.
Słyszał je tysiące razy, przez całe życie.
Nie, nie przez całe... Część? Fragment? Jaki fragment? Duży? Mały?
Duży fragment.

Znał ten język.
Słyszał go, gdy nie chciał go słyszeć. Oznaczał ból. Koniec bólu. Porażkę. Zwycięstwo. Smutek. Radość. Łaskę.
Nie, nie łaskę. Konieczność. Konieczność przyjęcia pomocy.
Uśmiech. Pogodny, radosny. Ciepły.

Znał ten... Znał ten głos.
Głos i uśmiech to jedno. Były jednym. Było w jednym i za pośrednictwem jednego.

-La-ma? Drog-po? Khje-rang re jin-pe?-zapytał w przestrzeń będącą czystym dźwiękiem.
Bez wizji i czucia. Znajdował się w dźwięku i nie istniał, póki nie był dźwiękiem, wibracją.

Czy to rzeczywiście on? Przyjaciel?

-Nga di-usłyszał w odpowiedzi, czując ciepły spokój. Miękki i puszysty... Ale co to znaczyło?
Znikąd jak powtarzająca się nieustannie mantra, wypowiadane ustami dawnego przewodnika.

-Ta!
Co to znaczy patrzeć? Przecież doskonale wszystko słyszał! Dobrze było słyszeć tego starego mnicha.

-Gom gjab-gi re-odpowiedział na niezadane pytanie troskliwy mężczyzna.
Przyjaciel żądał innego spojrzenia niż odbiór dźwięków, ale to niemożliwe. Niby co miałby odbierać?
Sensory są nastawione jedynie na odbiór istniejących bodźców. A istniał dźwięk, zaś on odbierał go doskonale.

Nie mógł się ruszyć, lecz nic dziwnego. Jak dźwięk mógł podrapać się po głowie czy usiąść? Nonsens.
Zastanawiał się, skąd znał takie pojęcie jak swędzenie czy barwy. Czysto abstrakcyjne frazesy bez racji bytu w świecie.
Co to znaczyło widzieć lub czuć? Równie dobrze mógłby zapytać co to znaczy matodić - odczuwać matematycznie, odbierać świat jako matematyczne prawidłowości?
Bez sensu.

-Khje-rang ku-su de-po jin-pe?
Nie rozumiał pytania. Jak mógł się czuć? Świetnie.
Przecież słyszał wszystko. Nie miał bólu częstotliwości ani rozstroju natężenia. Tony wysokie były wysokie, a niskie - niskie.

Gdyby tak nie było, mógłby zniknąć, ponieważ jego dźwięk byłby w stanie interferować z samym sobą. Naturalnie każdy jego dźwięk nieustannie interferował z otoczeniem.
Zawsze. Niezmiennie. Stale.
Dobrze być dźwiękiem, ponieważ ciężko takiego zabić inaczej niż przez zamach samobójczy. Śmierć oznacza całkowite wygłuszenie przez falę znoszącą, ale wystarczy tylko zmienić natężenie by interferencja miast zabić, wzmocniła oponenta.

O tak, zabójcy byli bardzo dobrze wyszkolonymi Soundkillerami, lecz było ich mało.

Maksymalne wytłumienie własnych dźwięków - należało się ukryć, ale jednocześnie Soundkiller stawał się podatny na atak.
Wystarczyła maleńka kontrfala, by stać się ofiarą. Cholernie niebezpieczny zawód.

Wytropienie fali identyfikującej i podążanie w jej kierunku zgodnie z wzmocnieniem natężenia.
Jednakże trzeba było uważać. Nałożenie się dwóch fal unicestwiało obie, tworząc całkowicie nową.
Zgroza.

On był Soundkillerem wysokiej rangi.

-La jin, nga sug-po de-po jin-odparł beztrosko, a w natężeniu rozmówcy wyczuł smutek.

-Ma-go... Sug-po gi...
Jak to nie? Przecież on chyba wiedział lepiej jak się czuje, prawda?
Poza tym... Jakie ciało? Co to ciało?
Kiedyś doświadczał tego pojęcia. Przynajmniej tak mu się wydawało, ale może mu się tylko śniło.
Tam wszystko przecież jest możliwe.

Czuję się świetnie-pomyślał, choć z lekkim wahaniem.

-Ma-go-westchnął mnich.

-Otwórz oczy-poprosił z niesłabnącym spokojem lama Keucang, przechodząc na angielski, a Inżynier mruknął cicho jak zmęczony życiem starzec.
Dźwięk mantry nie ustawał, a Antony Smith uczepił się go. Czy on się tak nazywał?
Anthony Smith? Siergiej Morozow? Borys Zajcow? Jim Henderson? Piotr Nowak? Bjorn Larsen? Hans Schwartz? Pedro Alvarez? Niccolo Sforza?
Sworza... Sworza... Skądś znał to nazwisko.

Caterina Sworza i Niccolo Machiavelli.


Ludzie będą zawsze dla ciebie źli, jeżeli konieczność nie zmusi ich do tego, by byli dobrzy.


Więc zadbajmy o tą konieczność-pomyślał nie wiedzieć czemu. Rada od samego siebie dla samego siebie?
Z jakiej racji? Do czego się odnosiła? Miał wrażenie, że do czegoś poza.

-Jesteś w wielkim gniewie-odezwał się mnich, za Smith zamyślił się.

-Czemu w takim razie nic takiego nie czuję?

-Gniew to nie tylko emocja, ale też czyny do niej prowadzące. Wielki gniew wokół Ciebie. Narasta. Cierpienie gniewu to silna bakteria. Mała i niepozorna szybko się rozmnaża. Otwórz oczy i pozbądź się gniewu!

Inżynier nie rozumiał ani jednego słowa. Co on czynił, iż wywoływał cierpienie?

Cierpienie jest nieodłącznym elementem życia, póki nie zostanie wykorzenione.
Jedyne usunięcie cierpienia było drogą do poszukiwanego przez wszystkich szczęścia.
By je usunąć należało opracować odpowiadającą rzeczywistości definicję, zidentyfikować jego źródło.

Czymże innym było jak nie niedoskonałością? Niedoskonałością nadaną duchowi na doświadczanej płaszczyźnie istnienia.
Czyż niedoskonałość nie jest przymiotem czysto materialnym i w nim mającym swe źródło?
Czy pożądanie nie rodziło się z potrzeb ciała? Czy gniew nie miał źródła w przemijaniu materii i do niej przywiązaniu?
Skoro wszelkie cierpienie związane było z materią, nie mogło być na stałe związane z duchem.
To znaczy, że byt niematerialny przejmuje dukkha adekwatne do materii, w jakiej się znajduje i jaką się otacza.
W takim razie czego kwintesencją był ów byt definiowany na podstawie stricte pozytywnych semantycznie określeń, zamieszkujący materię ludzką?

Na to pytanie każdy powinien odpowiedzieć sobie sam, lecz jakakolwiek nie byłaby odpowiedź mieszcząca się w ramach definicji i na niej zbudowana, musi być czymś więcej niż człowieczeństwem.
Musi stać na wyższym szczeblu niż tej samej drabiny.

Człowieczeństwo jako zestaw wszelkich odpowiadających rasie ludzkiej cech zawierało w sobie również naleciałości materialnego aspektu świata, zaś opuszczenie tej cechy miało jedynie dwie drogi.
Zejście w dół do zezwierzęcenia lub pięcie się w górę.
O ile pierwsza możliwość oznaczała regres, o tyle druga niewątpliwy progres, zaś posiadając ową wiedzę nie można było wyjść z zadziwienia jak aroganccy i egocentryczni są ludzie uważając człowieczeństwo za najwyższą z form bytów niematerialnych.

Były to tylko jego myśli, czy współmyślał ze swym mistrzem?
Jakkolwiek by nie było, dalej nie widział czemuż to źródłem gniewu miałby być? Czy chodziło o zawód Soundkilllera?

-Otwórz oczy...-naciskał ze spokojem Keucang.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline