Olbrzym przystanął na słowa krasnoluda nieco zdziwiony, ale po chwili wzruszył ramionami : - Jak tam chcesz. Możemy iść i teraz.
Przydługi monolog Rolanda skwitował tylko wzniesieniem oczu do góry i słowami : - O bogowie jeszcze jedna łamaga. Weź chociaż te srebrniki i kup jakieś żarcie na drogę. Czy wy w ogóle macie jakąsik broń ? – machnął zrezygnowany ręką. - Choć Therros poszukamy cośik u ciebie w kuźni.
Stwierdził wychodząc do warsztatu.
Warsztat krasnoluda był nieopodal i choć może nie było to najczystsze miejsce, ale za to porządek panował w nim wzorowy, także nawet ktoś tam nie pracujący nie miał większych problemów w odszukaniu solidnej, okrągłej i obitej blachą drewnianej tarczy, którą Kurt zaraz założył sobie na plecy. Dobrał też dwie mniejsze dla kompanów. Z innego miejsca ze stojaka wybrał sobie solidny, długi jak jego ramię, buzdygan. Postał tam chwilę przebierając w broni i wyciągną jeszcze krótki korbacz z jedną kulą na łańcuchu, mieczyk dla Marvina i nieco większy dla Rolanda. Pod kolejną ścianą sięgnął po metalowe nagolenniki dla siebie. Akurat w zbroje warsztat krasnoluda był dość ubogi. Ze ściany ściągnął jeszcze pojemny bukłak z zszytej koźlej skóry. Tak wyekwipowany wrócił do karczmy i rzucił tarcze i miecze na stół. - Bierta, to i możemy ruszać. |