Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-07-2012, 18:57   #12
Wnerwik
 
Wnerwik's Avatar
 
Reputacja: 1 Wnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetny
Taelryn poklepał Marlowe po plecach. Jego uśmiech mówił - "Dobrze się spisałeś". Ćwierćelf był dumny z tego, że sprowadził swego towarzysza na drogę niecnego występku! No i lubił fajkowe ziele.

Rysunku nie skomentował. Zdążył się do nich przyzwyczaić. Akceptował drobne dziwactwa przyjaciela. Każdy miał jakieś swoje dziwne przyzwyczajenia - jedni zwykli bawili się nożami, przyprawiając tym samym matkę o palpitację serca, a inni rysowali koszmary.

Zakumplowali się jeszcze jako małe dzieci - matka Taelryna i matka Marlowe dobrze się znały. Może nie były przyjaciółkami, tak jak ich pociechy, lecz czasem zdarzyło im się spotkać. Obaj byli swego rodzaju wyrzutkami - Marlowe z powodu swych dziwnych zachowań, a Taelryn z powodu swego ojca-złodzieja. Wiele razy słyszał jak sąsiadki obgadywały jego i matkę, a niektóre dzieciaki dokuczały mu z powodu braku ojca. Nic dziwnego, że się zaprzyjaźnili.

Razem się bawili i razem psocili - a to coś ukradli (młody Christopers odwracał uwagę ofiary, a Taelryn coś jej podkradał), a to podglądali kąpiące się w rzece dziewczyny albo po kryjomu pili piwo (Tudzież specyfiki które miały być piwem, a uwarzone zostały przez należącego do paczki gnoma-alchemika. Starczy powiedzieć, że w większości smakowały okropnie.). Wspomnieć należy, iż Taelryn był prowodyrem tych zabaw - Marlowe zawsze był nastawiony do nich sceptycznie, ale zawsze dawał się w końcu przekonać. I jak coś poszło nie tak zawsze powtarzał - "A nie mówiłem?".

Czasem blondyn miał wrażenie, że gdyby nie on to Marlowe ciągle by siedział w domu rysując i ucząc się grać na lutni. Właśnie, lutnia!
- Gdzie podziałeś swoją lutnię? - Zapytał przyjaciela. - Wielki bard nie powinien rozstawać się ze swoim instrumentem... - Dodał nieco ciszej. Marlowe zwierzył mu się, że chciałby w przyszłości zostać bardem. Co prawda, nie pokazał mu swego zeszytu w którym notował wymyślone przez siebie wiersze (ha, pewnie nadal myśli, że Taelryn o nim nie wie!), ale zdaniem ćwierćelfa gra na lutni szła mu całkiem nieźle. Przyjaciel musiał się tylko przełamać, bo na razie był zbyt nieśmiały.
- Powiedz mi też co, u licha, wystaje z twej torby? Nigdy czegoś takiego nie widziałem...
 
Wnerwik jest offline