Taelryn poklepał Marlowe po plecach. Jego uśmiech mówił - "Dobrze się spisałeś". Ćwierćelf był dumny z tego, że sprowadził swego towarzysza na drogę niecnego występku! No i lubił fajkowe ziele.
Rysunku nie skomentował. Zdążył się do nich przyzwyczaić. Akceptował drobne dziwactwa przyjaciela. Każdy miał jakieś swoje dziwne przyzwyczajenia - jedni zwykli bawili się nożami, przyprawiając tym samym matkę o palpitację serca, a inni rysowali koszmary.
Zakumplowali się jeszcze jako małe dzieci - matka Taelryna i matka Marlowe dobrze się znały. Może nie były przyjaciółkami, tak jak ich pociechy, lecz czasem zdarzyło im się spotkać. Obaj byli swego rodzaju wyrzutkami - Marlowe z powodu swych dziwnych zachowań, a Taelryn z powodu swego ojca-złodzieja. Wiele razy słyszał jak sąsiadki obgadywały jego i matkę, a niektóre dzieciaki dokuczały mu z powodu braku ojca. Nic dziwnego, że się zaprzyjaźnili.
Razem się bawili i razem psocili - a to coś ukradli (młody Christopers odwracał uwagę ofiary, a Taelryn coś jej podkradał), a to podglądali kąpiące się w rzece dziewczyny albo po kryjomu pili piwo (Tudzież specyfiki które miały być piwem, a uwarzone zostały przez należącego do paczki gnoma-alchemika. Starczy powiedzieć, że w większości smakowały okropnie.). Wspomnieć należy, iż Taelryn był prowodyrem tych zabaw - Marlowe zawsze był nastawiony do nich sceptycznie, ale zawsze dawał się w końcu przekonać. I jak coś poszło nie tak zawsze powtarzał - "A nie mówiłem?".
Czasem blondyn miał wrażenie, że gdyby nie on to Marlowe ciągle by siedział w domu rysując i ucząc się grać na lutni. Właśnie, lutnia! - Gdzie podziałeś swoją lutnię? - Zapytał przyjaciela. - Wielki bard nie powinien rozstawać się ze swoim instrumentem... - Dodał nieco ciszej. Marlowe zwierzył mu się, że chciałby w przyszłości zostać bardem. Co prawda, nie pokazał mu swego zeszytu w którym notował wymyślone przez siebie wiersze (ha, pewnie nadal myśli, że Taelryn o nim nie wie!), ale zdaniem ćwierćelfa gra na lutni szła mu całkiem nieźle. Przyjaciel musiał się tylko przełamać, bo na razie był zbyt nieśmiały. - Powiedz mi też co, u licha, wystaje z twej torby? Nigdy czegoś takiego nie widziałem... |