Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-07-2012, 22:29   #12
Irregular
 
Irregular's Avatar
 
Reputacja: 1 Irregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputację
Thynn zatoczyła się, oszołomiona. Miała wrażenie, jakby w jej głowie rozdzwoniły się olbrzymie dzwony, walące zarówno o siebie nawzajem, jak i o wnętrze jej czaszki. Grunt, że przeciwnik chwilowo nie był dysponowany do dalszej walki... ale ile czasu było mu potrzebne, aby się pozbierał, zważywszy na to, ile przejęło go uporczywe dźgnięcie sztyletem?
Trzeba było go dobić. To brzmiało rozsądnie i pewnie właśnie dlatego Narsainka się zawahała. Może tylko udaje niezdatnego do bitwy? Może wstać i rzucić się na Yithnee, w której umyśle trwał bezustanny łomot dzwonów... tej kakofonii dźwięków nie sposób było nazwać melodią.
Zostawali jeszcze pozostali... jak ich nazwać? Towarzysze? Nie wiadomo... Grunt, że reszta także musiała zapewne walczyć z podobnymi napastnikami. Trzeba im pomóc, nawet jeśli zamieniło się z nimi tylko kilka słów. Ale co z tym napastnikiem?
Zawsze było jeszcze jedno wyjście... zwiać. Mogła wspiąć się na dach... albo mogłaby, gdyby te dzwony tak nie hałasowały... a wtedy szukaj wiatru w polu. Zręczna Narsainka z łatwością umknie ewentualnym prześladowcom, dachy są w teorii łatwiejsze od gałęzi drzew, by po nich biec, skakać czy walczyć. A wtedy będzie można znaleźć innych i jak grom z jasnego nieba spaść na napastników. Co zrobić, co zrobić... No dobrze, jeśli ten tutaj się ruszy, trzeba będzie go zabić. Jeśli nie, powoli się wycofać... tak, by cały czas widzieć powalonego... a następnie wskoczyć na jakąś rynnę czy coś w tym rodzaju i wspiąć się tak szybko, jak żaden Narsain gdziekolwiek kiedykolwiek. I biec aż do...
,,Do ognia... śmiercionośnych płomieni... oddechu burzy, iskier wypalających życie..."
Ale nie aż tak blisko, tylko tak, by zobaczyć towarzyszy, pomóc, jeśli oddalą się od pożaru...
Jej dłoń mimowolnie powędrowała w kierunku blizny na policzku. Nie powstała poprzez poparzenie, ale gdyby nie ogień, nie powstałaby... Ten lęk jej został, w Narselymie ludzie śmieli się, gdy szerokim łukiem omijała latarnie... Popatrz, to tylko ogień, coś jak piorun w słoiku... daje ciepło, światło... Ale Narsainom zaniósł kiedyś śmierć. Brali ją za dzikuskę, nieobeznaną z cywilizacją. Częściowo słusznie - jeśli cywilizacja niosła z sobą takie zniszczenie, nie chciała mieć z nią nic wspólnego.
Zawahała się. Biec do pożaru... to brzmiało prawie tak źle jak ,,rzucić się z urwiska". Wysokiego na setki metrów.
Musi im pomóc..
Ale jeśli ten tutaj drgnie... przerzuciła drugi sztylet z lewej do prawej ręki... zabije go. I musi odzyskać sztylet, źle by wyglądał jego brak. Przez życie zawsze należy iść z zapasowym sztyletem. To pomaga.
 
__________________
Mole książkowe są zagrożone. Chrońmy ich naturalne ostoje! (biblioteki!)

Wkurzyłam kogoś? Coś pomyliłam? Sorry, ale biblioholik na odwyku to jeden wielki kłębek nerwów. Wybaczcie.
Irregular jest offline