Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-07-2012, 12:57   #125
Baczy
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
Mimo iż rozmowa była krótka i rzeczowa, Grzesiek spinał się bardziej, niż kiedykolwiek. Szczególnie gdy odłożył słuchawkę, poczuł mrowienie karku. Czyli ten człowiek był w stanie mu pomóc. To oczywiście dobrze, ale odczuwał wrażenie, że nie obejdzie się bez zagłębiania się w wiedzę o tych duchach, demonach, czy sektach, a to samo w sobie było bardzo niepokojące. Taka wiedza może wpłynąć na sposób postrzegania przez niego świata w przyszłości, może nawet go zniszczyć. Lecz mimo świadomości, jak bardzo może to skrzywić jego psychikę, obecnie wolał to, niż śmierć.

Podróż do umówionego miejsca mogła mu zająć ponad pół godziny, więc po kilku minutach oglądania telewizji, zaczął się zbierać. Lepiej być wcześniej, niż później.
W autobusie próbował przypomnieć sobie sen, który, czego był pewien, miał tej nocy, i który wprawił go w dziwnie przygnębiający stan ducha. To nie tylko kac mu doskwierał, to było coś więcej; jakieś wewnętrzne przekonanie, że jest słaby i niezdolny ani do przetrwania, ani do chronienia innych. Bezkompromisowa bezsilność- te słowa najlepiej oddają to, co czuł właściwie od momentu przebudzenia. I, co gorsza, ciężko mu było się im przeciwstawić. W końcu, co zrobił dotychczas? Właściwie nic. Teraz też musiał w pełni oddać się jakiemuś egzorcyście, zawierzyć i spełnić jego każdy rozkaz, ponieważ sam był bezsilny. Pewność siebie przegrywała w zderzeniu z faktami.

Na jednej z ulic był wypadek, przez co Grzesiek wszedł do kościoła zaledwie na kilka minut przed umówioną godziną. Przeżegnał się i rozejrzał- cztery konfesjonały, z czego dwa w nawie bocznej. Już z daleka widział, że były puste, sprawdził więc kolejny, ten bliżej niego. Ktoś siedział w środku.
Zebrał się w sobie i uklęknął, zbliżając twarz do oddzielającej go od spowiednika kratki.

- Niech będzie pochwalony, ojcze Karolu- zaryzykował podając imię. Uznał, że to da mu pewność co do tożsamości spowiednika. Głupio byłoby zacząć wygadywać TAKIE rzeczy przy kimś zupełnie z tematem nie zapoznanym.
- Na wieki, wieków - odpowiedział suchy, szorstki głos. Ten sam, co przez telefon.
- Ojcze, od jakiegoś czasu, chyba dwa tygodnie, coś prześladuje mnie i moich znajomych. Słyszał ojciec o tych morderstwach, brutalnych, z użyciem drutu kolczastego? Dwóch moich znajomych z dzieciństwa zginęło w ten sposób... Ja... My, widzimy różne rzeczy, widzimy zmarłych i inne, złe istoty. Jak Voivorodina. Przyszedł po mnie w tę niedzielę, ale jakiś głos kazał mu mnie zostawić, na trzy dni... Zapisałem wszystko, co pojawia się nam w tych wizjach, czy snach, mam to gdzieś przy sobie.- Wichrowicz po chwili wyciągnął zapisaną wczoraj kartkę, zwinął ją w mały rulonik i włożył w szparę w kratce. Zamilkł i czekał.
- Voivorodina. To nie są istoty. To ... ludzie - cichy szept który doszedł z konfesjonału był prawie niesłyszalny. - Bardzo, bardzo, bardzo źli ludzie. Znający bardzo, bardzo, bardzo złe rzeczy. Bardzo złe. Sprzedali się demonowi, którego imienia w tych murach nie wypowiem. Zawładnął nimi. Za ich zgodą. Karmią go. Swoimi uczynkami i krwią swoich ofiar. Są wszędzie. W sądach, na ulicy, pośród policjantów, duchownych, aktorów, lekarzy. Wyglądają jak zwykli ludzie, ale ... kiedy spojrzysz na nich ... inaczej... odkrywają swoje prawdziwe, świńskie oblicza. Nieczystych niewolników tego demona.
Zamilkł na chwilę. Wichrowicz wstrzymał oddech.
- Przybyli do Polski dawno temu. Bardzo, bardzo, bardzo dawno temu. Przybyli z południa. Z Mołdawii. I od tej pory ... urośli w siłę. Zdobyli władzę. Przywileje. Świadomi tego, co zamierzają zrobić. Tego, co zamierzają osiągnąć. Wyznaczyli cię na Dziecię Hioba. Zapewne dawno temu. Może jeszcze przed narodzinami twoich rodziców, może za ich życia. Nieistotne. Ale polują na ciebie. Na twoją ...duszę. I pewnie osiągną, czego chcą.
Zamilkł na bardzo długo.
Grzesiek przez jakąś chwilę klęczał w osłupieniu, czekając na jakiś ciąg dalszy. Co innego domyślać się takich rzeczy, a co innego usłyszeć to od kogoś, kto jest pewnego rodzaju autorytetem w tej dziedzinie. Szczególnie brak optymizmu księdza spotęgował w nim lęk.
- Ale... musi być jakiś sposób, żeby ich pokonać, żeby... Żeby przeżyć. Ojcze, proszę, jest ojciec moją jedyną nadzieją- mówiąc to pchnął mocniej zwiniętą kartkę tak, że omal nie spadła po drugiej stronie.- Proszę zerknąć. Duchy naszych przyjaciół powtarzają często: “Dziewięć i pięć”. Każą nam o tym pamiętać, jakby to miało pomóc- ponownie zamilkł, ocierając pot z czoła. Zrobiło mu się duszno, mimo iż kościół był ocieplany tylko podczas trwania mszy.
- Dziewięć i pięć - szept znów był ledwie słyszalny. - Dziewięć. Pięć. Dziewięć. Pięć.
Szept przeszedł w ciche mamrotanie.
Z konfesjonału dało się słyszeć ciężkie, starcze westchnienie.
- Nie wiem ... - oddech ucichł jeszcze bardziej. - Może. Nie. To niedorzeczne. To nie może być to. Duchy zmarłych. Wiesz. Powiem ci coś bardzo, bardzo, bardzo ważnego. Duchy nie istnieją. Ci, którzy giną, tak naprawdę nie giną. Są koło nas. Widzą nas. Słyszą nas. Obserwują. W każdej chwili naszego pobytu tutaj, pośród cieni prawdy, w świecie kłamstwa. W naszym więzieniu. Może właśnie o to im chodzi. O tą liczbę. Może właśnie o chcą wam powiedzieć.
Zamilkł.
- Ale jak to ma się do tych liczb?- powiedział Grzesiek, nieco głośniej niż planował. Następnie dodał, już ciszej.- Podobno jeśli dowiemy się, dlaczego nas wybrano, będziemy mieli szansę na ujście z życiem. Jak ojciec myśli, dlaczego my? Co mogło zdecydować?
- Nie wiem. Nie wiem. Jeśli szukasz kogoś od nich - zawahał się chwilę. - Mogę ci powiedzieć, gdzie go znaleźć. Ale.... - ponownie milczał przez kilka sekund. - Ale zastanów się bardzo, bardzo, bardzo dobrze, czy chcesz sprawdzić to miejsce. Czy zaryzykujesz wszystko i nic. Skrwawiony orzeł nie wybacza. Bo nie potrafi. Nie zna takiego uczucia. Więc ...
Westchnął.
- W zasadzie wszystko jest przesądzone. Zaplanowane. Zginiecie. Każde Dziecię Hioba. Jedno po drugim. Aż skończy się sanguine pactum. Nic nie tracisz, ani nic nie zyskujesz. Mogę ci pomóc chociaż w ten sposób. Chociaż tak odpokutować za grzechy młodości. Nie wiem jednak, czy ... przeżyjesz. Voivorodina. Ona zawsze dostaje to, czego chce. Jej władca, jej prawdziwy władca....
Zamilkł nie kończąc zdania.
W kościele dało się słyszeć jakieś szepty. Zadźwięczały dzwonki.
- Nie patrz na nią - szepnął ksiądz.

Coś poruszyło się niedaleko. Zadrżało powietrze przy witrażu.
Grzegorz spojrzał i zaniemówił.


- Kto to?
- spytał cicho,sam ledwo słyszał swój głos. Przetarł oczy i wbił wzrok w złożone do modlitwy dłonie.
- Obserwuje. Szuka. Wypatruje. Odejdzie, jak nie dasz jej pretekstu by działać.
Grzesiek milczał, co jakiś czas zerkając kątem oka, czy tajemnicza kobieta nadal jest w zasięgu wzroku. Czekając, modlił się. W końcu, czy modlitwa może mu zaszkodzić?
Kobieta podeszła bliżej. Kręcąc zmysłowo biodrami. Wpatrzona w konfesjonał i klęczącego człowieka.
- Grzesznik - szepnęła. - Cudzołożnik. Ciekawe. Cielesność bez sakramentu. To .. słodkie.
Poczuł jej oddech na swoim karku.
- Słooodki - zamruczała jak kocica. - Słyszysz mnie, prawda grzeszniku? Widzisz mnie, prawda? Przyznaj się. Staje ci na myśl o mnie. O moich nogach oplatających twoje plecy. Prawda? Staje ci. Przyznaj się.
Wichrowicz zacisnął mocno powieki, a ciągle złożonymi błagalnie dłońmi zasłonił usta. Milczeć, i nie otwierać oczu, za żadne skarby.
- Kici, kici - szepnęła mu prosto do ucha. - Chodź ze mną. Dam ci rozkosz, której nigdy nie zapomnisz.
Grzesiek uchylił powieki i zerknął na kratki oddzielające go od księdza. Szukał czegoś, co pomogłoby mu przetrwać ciężkie chwile, jednak ojciec nie dawał znaków życia. Ponownie zamknął więc oczy i zaczął modlić się szeptem.
- Ojcze nasz, któryś jest w niebie, święć się imię Twoje...

Znikły. Wrażenie kobiety i sama kobieta. Była tylko modlitwa.
- Dobrze że w to wierzysz - szepnął duchowny z konfesjonału. - Dobrze że masz jeszcze wiarę. Ale w tym przypadku potrzebujesz czegoś więcej, niż wiara w kogoś, kto nas porzucił już eony temu. Voivorodina? Chcesz namiar na jednego z jej ludzi?
Wrócił do tematu, jakby nigdy nic.
Odetchnął głęboko i rozejrzał się z lekkim niedowierzaniem.
- Ale co mogę zrobić z tym namiarem? Po tym, co ojciec powiedział, nie wydaje mi się, żeby byli skorzy do negocjacji, albo po prostu odpuszczenia mi... Nam.
- Może zapytasz, czemu to robią. Pewnie nie odpowiedzą, ale ... kto wie, kto wie, co wtedy zrobią.
- Tak, może będą tak zaskoczeni, że z roztargnienia zgodzą się o wszystkim zapomnieć... Nieważne, i tak nie mam nic do stracenia. Kim jest ta osoba, o której ojciec coś wie?

- Lokal nazywa się “Lady Luck”. Tam przychodzi pewien młody skinhead. Wołają na niego Rumpel. Nazywa się Korzeniowski. Piotr Korzeniowski. To jeden z nich.
- Dziękuję, ojcze. Jeszcze jakieś rady, jak przeżyć?
- Ufaj sobie. Jedynie sobie.
- Szczęść Boże
- wyszeptał wstając z klęczek.

Wyszedł możliwie szybko, nie odwracając się.
Sam nie wiedział, czy martwić się tym, że ojciec Karol przemilczał kilka spraw, czy może być mu za to wdzięcznym. Nie zamierzał jednak wracać i zadawać więcej pytań. Bał się? Może.
Miał jedną szansę, "Lady Luck" i Rumpel. Ten "lokal" to prawdopodobnie najgorsza speluna w Mieście, owiana złą sławą od początków jej istnienia, nie bez powodu. Grzesiek słyszał o niej kilkukrotnie, raz nawet, gdy przechodził obok z grupką znajomych, jeden z nich zaproponował, żeby wstąpić tam na chwilę, jednak wspólnie uznali, że nie ma co ryzykować- zbyt mocno odstawali wyglądem (i nie tylko) od typowych bywalców.
Początkowo chciał wrócić do domu i przeleżeć te kilka godzin, aż do momentu otwarcia mordowni, lecz szybko zmienił zdanie. Pojedzie na Węgielną. Teresa powinna już coś wiedzieć odnośnie Hirka i Wandy, a Patryk może będzie w stanie powiedzieć mu coś o Rumplu- miał na pieńku ze skinami, a wroga trzeba dobrze poznać. Może też da się namówić na wypad do "Lady Luck", Wichrowicz najzwyczajniej w świecie potrzebował obstawy.
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.

Ostatnio edytowane przez Armiel : 02-07-2012 o 19:55.
Baczy jest offline