Świat, w którym nie można było korzystać z wszystkich zmysłów był bardzo dziwnym i zarazem paskudnym. Bruno był cholernie poirytowany faktem swej ułomności i nie mógł się doczekać, gdy to uczucie minie. Miał nadzieję, że w ogóle minie. Co chwila rozglądał się na boki i za siebie by przypadkiem nie dać się w głupi sposób podejść jakiemuś cholernemu zielonoskóremu pokurczowi czy innej bestyji. Łowca nagród maszerował krok w krok za Gottrim i Hainzem. Młot czekał w pogotowiu by zaatakować ewentualnego wroga, którego mogliby spotkać na swej drodze.
Kiedy trójka mężczyzn wraz z gończym psem dotarła nieopodal sporego kłębowiska goblinów Bruno spoglądał z podziwem zielonoskórych niosących broń zdecydowanie zbyt ciężką dla nich. Nagle zbladł, przełknął ślinę i wejrzał na swych towarzyszy w taki sposób jakby dostrzegł śmierć. Przez chwilę energicznie ruszał ustami chcąc im coś przekazać, jednak przypomniał sobie, że na nic to, bo i tak go nie słyszą. Nie zwlekając ani sekundy najemnik powyrywał sporą kępkę trawy do gołej ziemi, po czym sięgnął po jeden z bełtów z kołczanu i powoli wyrył nim na glebie napis „Gobliny chore!”
__________________ A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny! |