Wątek: Obłędny Kult
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-07-2012, 13:36   #109
Puzzelini
 
Puzzelini's Avatar
 
Reputacja: 1 Puzzelini jest godny podziwuPuzzelini jest godny podziwuPuzzelini jest godny podziwuPuzzelini jest godny podziwuPuzzelini jest godny podziwuPuzzelini jest godny podziwuPuzzelini jest godny podziwuPuzzelini jest godny podziwuPuzzelini jest godny podziwuPuzzelini jest godny podziwuPuzzelini jest godny podziwu
* * *

Podróż. Laona lubiła podróżować... w sumie ciągle coś ja do tego ciągnęło czy pchało, ale to co robiła nie zawsze pozwalało jej na takie życie jakie chciała. Teraz...
Teraz jednak czuła się nieco rozdarta pomiędzy radością z podróży, a jej celem i powodem. Cieszyła by się ... gdyby to były inne powody, a nie praktycznie uściślając - możliwa zagłada.
Wiele bojów stoczy na tej wyprawie, i będą też takie, jakich nie spodziewała by się spełnienia w snach, a może koszmarach?
Tak czy inaczej była w drodze, a jej głowa była pełna dziwnych myśli czy sytuacji które sobie wyobrażała.
Grzechot sprawił, że i ona sama zwróciła ku niemu głowę - nie dziwne więc, że i spojrzenie Sagnifasa pobiegło w tamtym kierunku. Gdy smoczek ruszył w pogoń za swymi “ofiarami” i próbował je gonić po pokładzie Laona uśmiechnęła się lekko, z jakąś czułością wodziła za nim wzrokiem, ale szybko jej myśli znów odpłynęły ... tym razem ku ich celowi. Ku Mbarneldorze i jej prywatnych rozterkach z tym związanych. Złudne cienie nadziei czaiły się w każdym zakamarku jej głowy. A może jednak była by szansa by spotkać matkę? Złosć na nią nie dorównywała już smutkowi i tęsknocie... albo zgrozie gdy myślała o tamtej rodzinie. Najłatwiej by było, gdyby nawet nie wiedzieli że istnieję... a to marzenie nawet mogło by się ziścić... jednak ku własnej przekorze i rozsądkowi wolała w to nie wierzyć tak do końca...

Głos kapłana przywołał ją do tego niższego stanu świadomości. Do łajby i reszty problemów z tym związanych. Skupiła na nim swoje spojrzenie, założyła zgrabnym ruchem niesforne kosmyki za ucho, a zaraz przypatrzyła się zawartości zawiniątka jakie przy niej rozwijał.
-No dobrze, słucham - powiedziała potwierdzając swe słowa jeszcze kiwnięciem głowy. Po lekkim uśmiechu na jej twarzy, bez problemu można było wywnioskować, że jednak rozmowa z nią wcale nie zawsze musi być taka trudna i nieprzyjemna jak z zakapturzonym czarodziejem... wystarczy wbić się w odpowiedni czas i z odpowiednim tematem.

Baelraheal
przyjrzał się uszku zaklinaczki i uśmiechnął się z jakiegoś powodu. Zaraz jednak spoważniał.
- W trakcie przedzierania się przez podziemia i powrotu znaleźliśmy zioła i ich pozostałości po rytuale. Nie wiem jak długo … będziemy w stanie zachować jasność umysłu - powiedział dyplomatycznie i wskazał osoby które były w podziemiach, siebie nie wyłączając - więc dobrze by było gdybyś choć Ty wiedziała o wszystkim. Ten popiół był w misie którą znaleźliśmy na samym miejscu rytuału - wskazał jedno zawiniątko, potem drugie. - Najwidoczniej powstał ze spalenia tych oto roślin, ale czy są to wszystkie potrzebne - nie wiem. Znaleźliśmy je w magazynie … przyjmuję że to wszystkie składniki, ale pewności nie mam. Trochę żałuję że nie zabrałem tej misy - zwiesił głowę - może i ona miała znaczenie, skoro rytuał takiego dopracowania i przygotowań wymagał... Oprócz tego zabrałem trochę resztek z przyzwanych tam żywiołaków - wskazał garść pokruszonych kamieni - ale wydaje mi się że nie miały nic wspólnego z samym rytuałem i należały do systemów obronnych zamku. Tym niemniej magia która je przyzwała była naprawdę silna, długo jej pozostałości powinny przesycać te resztki i może przebadanie aury pozostałej w nich ułatwiłoby walkę w razie powrotu.
Przerwał na chwilę porządkując myśli, wskazał gwardzistę.
- To niesamowite, ta skaza jest genialna w tym jak wniknęła w jego umysł niczym rak - pokręcił powoli głową, z niejakim podziwem - Nie wiem czy nie rozprzestrzenia się w jakiś sposób. Dzięki łasce Ojca Elfów - z sympatią uśmiechnął się znowu do dziewczyny - i półelfów również - mrugnął do niej - jestem w stanie użyć Jego łaski która w pewnym stopniu może zabezpieczyć Cię przed nią … - powiedział z nutą niepewności w głosie. - Gwardzista najdłużej był wystawiony na działanie klątwy, dlatego chcę go przebadać i to jak najdokładniej, spróbować też paru następnych kombinacji modlitw i ochron. Chciałbym byś towarzyszyła mi w tym i zapamiętała lub zapisała wszystko co odkryjemy. Może to się przyda, jak nie nam to komuś innemu - przerwał i czekał na jej słowa, skrobiąc palcami po piersi.
Laona słuchała kapłana uważnie już od samego początku. Zmarszczyła brwi i spoglądała gdy pokazywał oba zawiniątka. Później długo wpatrywała się w przyniesionego mężczyznę i ... czuła w sobie dziwną pustkę, jak by coś ciągle jej umykało. Do tego doszło wrażenie, że już w chwilę po tym co usłyszała nie pamięta tego co mówił elf na początku...
- Genialna skaza - powtórzyła z namysłem wcześniejsze słowa kapłana. Pokiwała powoli głową na znak zgody. Coraz pewniejszy był ten ruch, ale nie odwróciła spojrzenia od gwardzisty gdy odezwała się do elfa - Dobrze, pomogę Ci - palcem wskazującym dotknęła nosa i przesunęła opuszkiem w górę, ku czole przymykając na chwilę oczy. Westchnęła lekko.
- Zapisywanie tego ... może być ryzykowne, a skoro takie rzeczy się dzieją, to nie ma co się wahać. Jeśli się rozprzestrzenia, o ile można to tak chyba nazwać ... jesteście “nosicielami”, to i o tym zapewne się przekonamy. - otworzyła wreszcie oczy i spojrzała na swego rozmówcę - Oferuję Ci mą całą wiedzę i zdolności, jakie nabrałam w wieży, powiedz mi tylko, jak mogę być pomocna a uczynię wszystko co w mojej mocy.
Gwardzista Boga nieco się cofnął na słowa Laony, przyglądał jej się badawczo. Jej zachowanie zaskakiwało go - niezrozumiały chłód i jakby oderwanie od rzeczywistości ustąpiło pola takiej deklaracji... Zaraz jednak skinął głową.
- Potrafisz sprawić by zaklęcie przez cały dzień było aktywne? - zapytał dla upewnienia się, a gdy przytaknęła dodał - Wytłumaczysz mi za chwilę w jaki sposób to osiągasz? Pierwszy raz o tym słyszę.... - pokręcił głową, momentalnie znajdując tak wiele zastosowań dla takiego daru. Musiał potrząsnąć głową by przerwać galopadę myśli.
- Ale … zanim Cię o to poproszę, chciałem Cię o jeszcze jedną sprawę zapytać. I, proszę, nie bierz tego do siebie, po prostu jestem ciekaw. My - wskazał wszystkich poza Laoną - nie mamy wyjścia, musimy odnaleźć Mbarneldor. Ty nie musisz. Niech to wilki zeżrą, po tym co przeszliśmy w podziemiach sam nie czuję w sobie najmniejszej chęci by pchać się w napchany iluzjami las w którym nawet nie wiadomo dokąd iść, tylko po to by targować się o wstęp do biblioteki z jakimś... - uśmiechnął się do niej by odjąć żądła swym słowom - … cholernym słonecznym elfem, pełnym pychy i poczucia wyższości wobec całego świata, a taki obraz Elmethaara wyłania się z tego co o nim się dowiedziałem.
Laona zmarszczyła w pierwszej chwili brwi, a gdy elf skończył mówić cisza między nimi nabierała głębi. Jej wzrok wwiercał się w kapłana i zdawał się robić z chwili na chwilę chłodniejszy... ale jeden z kącików ust drgnął lekko, jak by niepewny czy chce przerodzić się w lekki uśmieszek.
- Co o mnie wiesz? - zapytała, spoglądając na elfa wyczekująco.
Kapłan nie drgnął ani nie odwrócił wzroku, choć był świadom że ta rozmowa może się potoczyć w różny sposób … delikatnie rzecz określając.
- Nic, Laono, nie wiem o Tobie, nie mam w zwyczaju robić o swoich towarzyszach podróży wywiadu poza tym czy mi w jakiś sposób nie zagrażają - powiedział spokojnie i uprzejmie - Tym bardziej nie mam zwyczaju grzebać w ich historii. Po prostu ta wędrówka będzie pewnie niebezpieczna, a na jej końcu trzeba będzie stanąć przed obliczem władcy miasta który pewnie nawet w stosunku do mnie czy Salarina nie będzie przyjaźnie nastawiony. Kto wie, pewnie nie tylko on.
- Więc nic o mnie nie wiesz. Nie wiesz kim jestem, ani co tak naprawdę tutaj robię, a jednak twierdzisz, że “nie muszę”. - Laona wydawała się być spokojna, nawet być może lekko rozbawiona, ale coś - widać było to wyraźnie - nie dawało jej spokoju, mimo, że starała się przez cały czas trzymać twardo. Jak zwykle krzywiła się nieco gdy wspominał o celu do jakiego zmierzają, - Muszę, nawet bardziej niż Ty, niż on, on... - wskazała na najemników jakich wynajął Gustav - I nie tylko muszę. Ja CHCĘ... - zawahała się jednak i stęknęła, a jej oczy uniosły się ku niebu - Nooo, to jest bardzo, bardzo zagmatwane, ale uwierz mi na słowo. Jest w to wszystko zamieszane i “chcę”, i “muszę”, jak i “wcale tego nie chcę”. Najważniejszym jednak jest “kocham” i “obowiązek” i myślę, że na tym poprzestaniemy, bo więcej i tak nie zrozumiesz, a i ja mówić nie chcę. - klasnęła raz w dłonie i splotła ze sobą paluszki obu rąk. Na krótką chwilę przyłożyła splątane dłonie do ust.

- No to sobie wyjaśniliśmy coś niecoś - Baelraheal odpowiedział chłodno na słowa Laony - I masz rację, poprzestaniemy na tym.
Nie ciągnął rozmowy dalej bo i sensu nie było, odsunął ją w odległy zakamarek umysłu. I tak miał wiele na głowie a dysputa z półelfką bardzo przypominała mu rozmowę z Lairiel. A paladynki nie było już wśród żywych i Gwardzista Boga poczuł świeżą falę bólu na wspomnienie padającej, zakrwawionej dziewczyny.
Gdybym to ja biegł z tamtej strony … ja nie byłem tak obciążony...
- Jeśli moglibyśmy porozmawiać teraz o Twoich zdolnościach... Czy możemy spróbować połączyć siły by modlitwa którą przywołam chroniła Cię dłużej niż zwykle? - zapytał wracając do zwykłego, spokojnego tonu.

* * *

Było cicho gdy wszyscy ułożyli się już w wygodnych dla nich pozycjach. Oczywiście do “cicho” jednak, nie należały odgłosy morza, skrzypienie łodzi i inne naturalne odgłosy jakimi częstował ją świat naokoło. Długo wsłuchiwała się w te dźwięki, zapoznawała z nową muzyką, a uścisk w żołądku potęgował się lub popuszczał ... w zależności o czym myślała. Późno, w porównaniu z innymi mężczyznami zasnęła. Chowaniec przy jej boku zwinął się w kłębek i co jakiś czas unosił głowę sprawdzając czy śpi ... nie miała ochoty na docinki czy jakie kolwiek dyskusje. A najmniej o tym, że już mogła by dać się przekonać na kolejną łodyżkę... w końcu był taki grzeczniutki ... iiii, o taaaak, no przecież nie zjadł jeszcze tej żaby...

*=*=*=*

Poranek następnego dnia. U wybrzeża Alaronu


Dlatego też do niej chyba jako do ostatniej osoby dotarło co dzieje się na pokładzie gdy Randal zdezerterował. Uniosła tylko głowę, przysłuchiwała się krótkim wymianom zdań. Prześledziła wzrokiem Gustava, który wrócił do małego pomieszczenia i padł na deski... ułożyła znów głowę na prowizorycznej poduszce jaką sobie zrobiła z torby. Nie koniecznie chciała się podnosić czy całkiem wstawać, ale jedyne co, to zamknęła na powrót oczy, mając obrazek młodszego rycerza. Przybyło mu teraz zmarszczek, wyraźnie się “postarzał” od tych smutków i rozdzierania serca. Wewnątrz siebie poczuła jak wzbiera w niej uczucie. Silna chęć by podejść, pocieszyć i przytulić mężczyznę wybuchła w jednej chwili, ale półelfka szybko ją w sobie zdusiła.
Minęło tyle lat ... tak naprawdę nie miała pojęcia czy przyjął by jej ramiona. Nie chciała mu sprawiać w jakikolwiek sposób przykrości, dlatego też jedyne co była w stanie uczynić, to otworzyć swe oczęta i popatrywać na niego... a jej wzrok mówił że ... “doskonale Cię rozumiem”.

*=*=*=*

Wieczór


Gdy wieczorem zasiedli wszyscy razem do posiłku i alchemik mówił o swych odkryciach, Laona skinęła głową gdy na niej właśnie zawiesił pytające spojrzenie. Słuchała tego co mówił i najpierw zaprzestała jedzenia, a niedługą chwilę po tym całkowicie jej obrzydło. Jedynie wiecznie głodny chowaniec wyskubywał z jej paluszków mięsko jakie podawała ... z resztą zaraz cała kolacja jaką miała w przydziale wylądowała pod jego pyszczkiem.
Przerażała ją myśl o tym, co może się z nimi stać. Co może z NIM się stać... jak i wszystkim tym, co miała na myśli wczoraj, mówiąc “kocham” i “obowiązek”. A akurat w tym wypadku były bardzo szerokie, jak i konkretne znaczenia.
Zwróciła się do Baelraheala.
- Masz popiół, masz zioła jakie tam znaleźliście... Wziąłeś próbki wszystkich? - zmrużyła odrobinę oczy - W sumie, nawet jeśli, to jest szansa, że coś, jakiś składnik mógł by być rzadki... i już mogło go tam nie być... - Signifas syknął z oburzeniem, gdy mimo, że wyciągał swą szyję i starał się chapsnął mordką kawałek kolacji, jaki zaklinaczka trzymała w paluszkach była za daleko, odrobinę... a dłoń Laony zatrzymała się w drodze ku niemu gdy ogarnięta myślą zwróciła się do elfiego kapłana... Mądre jednak zwierze nie wahało się długo, tylko przelazło po ramionach, za głową półelfki, by dobrać się do drugiej, karmiącej go dłoni...

Elf potarł starą bliznę na piersi - koszulki kolczej nie nosił na statku, więc wyraźnie czuł okrągłe kontury rany.
- Ty też mnie nie znasz - wytknął jej z drobną kpiną w głosie i z uśmiechem, który szybko zgasł. - Oczywiście że wziąłem próbki wszystkich. Wszystkich w magazynie. Ale też masz rację - wystarczy że potrzeba było czegoś - jednej łodyżki czy listka których zabrakło w podziemiach - i już po naszych nadziejach. Dopóki nie znajdziemy dokładnego opisu rytuału nie będziemy wiedzieli.

Półelfka
parsknęła i pokręciła głową. Króciutki chichot, przecież tak nie przystający w tej chwili - ale jednak, targnął jej ramionkami. Zaraz jednak westchnęła, bo to była tylko reakcja na pierwsze słowa - następne znów nie dostarczały uciechy.
- Wielka biblioteka ... - westchnęła znów i na powrót zajęła się dokarmianiem pseudosmoka.
~ Oj, chwilka Cię nie zbawi, a jak porozdzierasz mi znów ubranie, to zabiorę na nowy z Twojego skarbczyka ~ mruknęła w myślach ~ kombinator ~
Signifasa zatkało z oburzenia, zamarł w miejscu. Jak każdy smok bardzo sobie cenił swój skarbiec … a na dodatek ONA nazwała go … “skarbczykiem”!!! To wołało o pomstę do nieba! Przesunął końcem jadowitego ogona po Jej szyi, w geście zarówno groźby, jak i ostrzeżenia. Każdy by się przeraził, niestety, empatyczna więź odarła groźbę z grozy. Niestety.
~ Kiedyś się doigrasz ~ stwierdził i dumnie przemaszerował po jej ramieniu na stół, depcząc swą przyjaciółkę. Dopiero tam bystro rozejrzał się po potrawach po czym ogon mu obwisł gdy zdał sobie sprawę z tego że znów czeka go ogryzanie kości.
~ Mam dosyć, dosyć, rozumiesz?! Same nudy i podłe jadło! ~ poskarżył się ~ Nie sądziłem że to kiedyś powiem, ale …. JA CHCĘ DO CYWILIZACJI!!! ~
Dobrym było to, że dziewczyna nie jadła, bo niechybnie by się zakrztusiła i być może udusiła ... Dumne człapanie gada było istnym pokazem słodkiego, przenajsłodszego foszka i wyglądało dość komicznie. Kolejne manifestacje czy krzyki w jej głowie sprawiły, że Laona parsknęła... zreflektowała się jednak tak szybko jak tylko mogła zakrywając usta dłonią. Jej ramiona drgały przez chwilę w tajonym rozbawieniu które naprawdę było nie na miejscu...
Chwilę później ... puk...puk, puk, puk.... coś małego i zielonego poodbijało się i poturlało po stoliku w kierunku Signifasa... pachniało warzywkiem... tak smacznie i słodko ... z jednej strony widać było świeże odłamanie i kroplę soku, która spływała po nierównym końcu małego kawałka smakołyka...
~ Jeszcze troszkę MUSIMY tu wytrzymać, dobrze wiesz, więc nie jęcz i nie marudź, proszę, mnie też nie jest tu najwygodniej ~
Signifas westchnął i smętnie spojrzał na łodygę, ale oczom dziewczyny nie umknęło że ogon mu się wyprostował. A dopiero teraz poczuła rozbawienie chowańca i stłumioną wcześniej przewrotność. I zadowolenie, że jego aktorski popis ją zmylił. Dopadł roślinę wszystkimi czterema łapami i wpił się w nią pazurami, podniósł do pyszczka i wyssał sok z końcówki, dopiero po chwili bardziej dystyngowanie zaczął odrywać pasemka.
~ Dziękuję. Na dziś masz wybaczone ~ przekazał jej łaskawie. Po czym naraz podniósł się, przemaszerował z powrotem na oparcie krzesła i pieszczotliwie owinął ogon wokół szyi Laony.
~ Wiem. I nie zostawię Cię ~ odezwał się z czułością w jej myślach.
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko i jednym z paluszków miźnęła smoczka pod pyszczkiem.
~ Wiem, mój najdroższy skarbie, wiem ~ przekazała z równą mocą uczucia.
 
Puzzelini jest offline