| *=*=*=* U wybrzeży Alaronu Gdy opadł pierwszy, najgorszy szok po rewelacjach z księgi i po ucieczce Randala, a sam Baelraheal miał wreszcie sposobność poprosić swe bóstwo o potrzebne łaski wiedzy - i użyć ich - poprosił wszystkich o chwilę rozmowy, gdy akurat kapitan Celisb siedział przy sterze. Wycie wiatru w szczelinach pomiędzy deskami i huk morza stanowiły znakomitą oprawę dla tego co miał do powiedzenia, jak zdał sobie sprawę z nagłą jasnością. - Sprawdziłem prawdziwość informacji z kart zdobytych przez imć Coena - skinął ku alchemikowi - Poza Laoną w nas wszystkich wykryłem pewną … skazę … i nie pytajcie nawet jak długo musiałem szukać odpowiedniej modlitwy by to w ogóle było możliwe. Nigdy jej nie stosowałem... - pokręcił z niedowierzaniem głową, zaraz jednak machnął dłonią ku gwardziście. - Ta skaza jest silna, cóż, genialna wręcz w swym działaniu, i postępuje - mówił spokojnie. - Mógłbym być pod wrażeniem gdybym sam się tak nie bał - uśmiechnął się do zebranych - Na początku jej efektem - zapewne - będą momenty krótkotrwałej utraty przytomności. Nie wiem kiedy będą mieć miejsce. Próbowałem wszystkiego - usunięcia klątwy, leczenia, rozproszenia magii, usunięcia opętania - wyliczał na palcach, kierując te słowa zwłaszcza do Laony i spoglądając na nią - Jest tak silna że w stadium w jakim gwardzista się znajduje nie działają modlitwy które powinny stłumić tę żądzę … mordu czy co on tam odczuwa. Rozejrzał się po zgromadzonych, spojrzał każdemu po kolei w oczy. - Musimy się spieszyć. Szansa istnieje - na powstrzymanie Alabashaaran i wyzdrowienie. Mamy trochę roślin z magazynu, mamy nawet popiół z rytuału, wiemy gdzie szukać jego opisu, możemy coś zrobić, nie tak jak ci nieszczęśnicy w lochu - wzdrygnął się na wspomnienie masakry i tego jak jej wizja prześladowała go w snach - Ale mamy i kolejny problem - dotarcie do Mbarneldoru i przekonanie władcy, Elmethaara, do udostępnienia nam zasobów Wielkiej Biblioteki. Nie wiemy dokąd mamy iść by przybliżać się do osady elfów - to po pierwsze. Wyrzuciłem zbędne rzeczy by zabrać ciało Lairiel, wśród nich komponenty do modlitwy która być może pozwoliłaby nam szybciej odnaleźć osadę. Może w wiosce do której płyniemy uda mi się je uzupełnić. Po drugie, i tu robi się naprawdę ciekawie - zerknął na Gustava - elfy z Mbarneldoru są bardzo zgorzkniałe, niechętne wobec zewnętrznego świata. Wynika to z kilku faktów - po pierwsze ich populację przetrzebiły wojny ludzkich lordów Wysp. Setki lat, przez które się toczyły dały się we znaki moim pobratymcom. Dopiero władza Elmethaara i jego iluzje dały im bezpieczeństwo. Sam Elmethaar stracił wielu bliskich z rąk ludzi w trakcie tych wojen. Westchnął ciężko. - Ale i Tel-quessir nie są bez winy i tu upatruję kolejnego problemu. Elmethaar i jego pobratymcy czują wielki żal wobec swych braci z innych części Faerunu. Szczególnie Evermeet, to z niego pochodzili koloniści. Elfi Dwór zapomniał o nich, nie przysłał żadnej pomocy. Spróbuję jeszcze ułożyć sobie kalendarium wydarzeń na Wyspach przy wsparciu mości Gustava i Coena, by lepiej zrozumieć dlaczego tak się stało, może to w jakiś sposób pomoże w rozmowach - skinął głową w kierunku obu ludzi. - Sam Elmethaar stał się zgorzkniały, bezwzględny i bardzo nieufny. Nie sądzę by nawet elfów przyjął z otwartymi ramionami, a do ludzi może się odnieść … jeszcze gorzej. Radzę by ci z was którzy nie muszą podążać do Mbarneldoru pozostali w wiosce czy wręcz na statku - powiedział, dyplomatycznie omijając spojrzeniem Kaisombrę, Gustava czy Coena. - Zastanówmy się co może przekonać go - i innych mieszkańców osady - do udzielenia nam pomocy. Wszyscy wiemy co się wydarzyło, wszyscy widzieliśmy co narodziło się w zamku, ale Elmethaar nie pomoże nam jeśli nie będziemy wiedzieli czego potrzebujemy i jak z nim rozmawiać. Spróbuję poprowadzić z nami gwardzistę, może jego widok i możliwość zbadania przez Elmethaara przekona go i da nam jakiś argument. Dlatego nie czyńcie mu krzywdy - wskazał kciukiem związanego nieszczęśnika. - Teraz wiecie tyle samo co ja - powiedział i odchylił się do tyłu, spojrzał w górę jakby szukając natchnienia. - Co do wędrówki do Mbarneldoru … spróbujemy coś wymyślić z Laoną by przebyć zabezpieczenia. Łatwo nie będzie, ale … mamy trochę czasu na przygotowania - spojrzał na niebieskooką, potem na każdego po kolei. - Pytajcie, mówcie co wam na sercu leży, każdy pomysł na wagę życia. Nie tylko naszego. Pomilczał jeszcze przez chwilę. - Chyba wiem jak rozmawiać z Elmethaarem - mruknął - Miałem do czynienia z kimś takim jak on... Jeśli chcecie, mogę spróbować z nim ponegocjować, zobaczyć jak daleko uprzejmość nas doprowadzi. - Wiedz Baelrahealu, że choć wierzę szczerze w Twoje słowa... Nie jestem w stanie pozostać w zgodzie ze swym sumieniem, jeśli przyjdzie mi ostać się w wiosce. Wykluczone. I nie chce motywować tego jedynie pustą pychą rycerza. Po pierwsze przyjacielu, sam wspomniałeś, że klątwa cały czas postępuje. Co jeśli zaatakuje mnie lub Coena kiedy zostaniemy sami w wiosce? A Kaisombra? - Gustav zerknął w kierunku cienia. - Oddam rozmowy w wasze ręce, jednak na Tempusa... Nie pozostawiajcie mnie w tyle. Gwardzista Boga skinął głową i nie skomentował. Może Gustav miał rację, może nie - ale siłą nikogo nie mógł przymuszać do pozostania ale i marszu również … za wyjątkiem obłąkanego żołnierza. - Nie wykryłem by ktoś próbował nas odszukać jak na razie, ale obawiam się że obecność klątwy sprawia że łatwo byłoby nas odkryć - powiedział. To mu o czymś przypomniało. - I jeszcze jedno - nie jestem w stanie ocenić, przynajmniej w tej chwili, czy klątwa może przenosić się na inne osoby w naszym otoczeniu ale nie mogę tego wykluczyć. Więc starajcie się nie obściskiwać nadmiernie z miejscowymi. Pieśniarz słuchał kapłana w skupieniu starając się zapamiętać każde slowo. W końcu tak jak wspomniał Bael, znajomość historii może im się przydać. Im więcej będą wiedzieć tym lepiej. - Przyznaję Ci rację Baelrahealu. Także moim zdaniem Elmethaar będzie potrzebował konkretów. To czego chcemy, po co tego chcemy i jeszcze jednego -zrobił krótką pauzę i westchnął krzyżując ramiona na piersi- Co on z tego będzie miał, musimy mu przedstawić skalę problemu, że na jego lud który już wiele wycierpiał może spaść nieszczęście większe niż potrafi to sobie wyobrazić i by chronić swój kraj powinien nam pomóc. Pomagając nam pomaga też sobie i tysiącom elfów zamieszkujących te ziemie. Mały “atak” w jego słabą stronę czyli oddanie swojemu ludowi całym sobą może być dobrym posunięciem. Trzeba to jednak zrobić z głową by nie odebrał tego jako groźbę bo wtedy nic nam już nie pomoże. Gwardzista Boga skinął głową Salarinowi, spojrzał po pozostałych. - Dobrze, może z wyjątkiem tego że elfów nie pozostało już chyba tak wielu na Wyspach. Co jeszcze? Potarł bliznę na piersi, uderzył kostkami palców o siebie, przygotowując się do dłuższej dyskusji...
__________________ Why Do We Fall? So We Can Rise |