Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-07-2012, 20:20   #14
Zell
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
Oddział Draconki dogonił pozostałe transportowce, które zatrzymały się tuż przed terenami niegościnnego lorda. Nerahye zauważyła dwa z transportowców konkurencji leżące na ziemi, ich załoga nie przeżyła albo upadku, albo tego co do niego doprowadziło.
W przeciągu sekund udało się jej dostrzec problem. W niewielkich jaskiniach wokół niewielkiego zawężenia rozmieszczone były platformy z ciężką bronią. Najwyraźniej było coś dobrego w tym, że zostali z tyłu. Jeden z transporterów, również noszący barwy Czarnego Serca, przycupnął przy ziemi. Wyszło z niego dwóch niewolników, chyba ludzi. Kilka strzałów przekonało ich do ruszenia w stronę dział. Żaden jednak tam nie dotarł. Kilkanaście metrów przed zwężeniem ludzie musieli wdepnąć w jakąś pułapkę, gdyż chwilę później zostali przeszyci na wylot metalowymi linami z kolcami.
Transportowiec wrócił do pozostałych Łupieżców, zaś dowódca tamtego oddziału wyraźnie nie był zadowolony ze straty niewolników. Spojrzał na Draconkę.
-Albo próbujemy szczęścia, albo szukamy innej drogi.
Nerahye obserwowała spektakl z niewolnikami żałując, że nie ma do dyspozycji wygodnego fotela i trunków. Na pewno poprawiłoby to, szczególnie drugi element, jakość przedstawienia, które okazało się zbyt przewidywalne i nużąco krótkie, nawet jak na standardy Draconki. Spojrzała na innego dowódcę, który postanowił uczynić ją swoim rozmówcą. Cóż, najpewniej w wyborze przeważyła kwestia przynależności do najpotężniejszej Kabały.
- Jak wyglądało zestrzelenie tych dwóch kretynów? - zapytała z lekkością w głosie.
-Przesmyk ma ukrytych w sobie kilka lub kilkanaście platform z Mrocznymi Lancami i Desintergratorami. Nie atakują jednak, dopóki intruzi nie znajdą się zbyt głęboko, aby uciec.
- Wiadomo, jak blisko da się podlecieć, czy nie dało się tego określić?
-Jakieś dziesięć metrów, może piętnaście. Dalej rozpoczyna się ostrzał.
Nerayhe mruknęła coś niezrozumiale i bez słowa powróciła do swojego pilota.
- Możesz nawiązać kontakt z tym idiotą od platform? - zapytała z wyraźną irytacją.
Pilot nadał wiadomość korzystając z urzadzenia komunikacyjnego.
-Nic. Albo nie słyszy, albo nas ignoruje.
Nerahye warknęła rozeźlona. Wątpiła, aby problemem była komunikacja, a pozwolić się ignorować jakiemuś podrzędnemu lordziątku było nie do przyjęcia.
- Łącz znowu i złaź z miejsca. - syknęła, oczekując na wykonanie przez pilota polecenia. Kiedy ten usunął się Nerahye warknęła do komunikatora:
- Mówi Nerahye Ildear, córka Vesana Ildear. - nadała, szczególnie akcentując nazwisko - Divexet, przestań udawać większego palanta niż jesteś i porozmawiaj ze mną. - Draconka korzystała z własnej, niekoniecznie subtelnej i nie zawsze skutecznej, metody negocjacji.
Po czasie, który wydał się Nerahye wiecznością usłyszała w końcu odpowiedź.
-Tu Lord Divexet Bolgis, władca tych ziem. Czego chce ode mnie twór Ildear’a?
Nerahye parsknęła. Czuła wielką pokusę, aby zwerbalizować swoje myśli dotyczące osoby lordziątka, jednak tym razem udało jej się powstrzymać język.
- A jak ci się wydaje? Przedostać się na drugą stronę twoich platform w jednym, żywym, nieuszkodzonym kawałku.
Przez chwilę panowała cisza, Drakonce wydawało się, że Lord stara się pojąć sens jej słów.
-Nie rozumiem po co. Dalej są tylko moje ziemie, a wydawało mi się, że twój treser wyjaśnił ci, że nie życzę sobie towarzystwa z.... Commoragh.
W Nerayhe zawrzało. Rozsądek burzył się z temperamentem pozostawiając dość niestabilną mieszankę.t
- Treser? - wysyczała przez zaciśnięte zęby, próbując zapanować nad dalszymi słowami - Nie obchodzą mnie twoje ziemie, o Lordzie, a te siły chyba nie wyglądają ci na armię mającą odebrać ci włości? Nie obchodzi mnie także reszta tej zbieraniny. Chcę się przedostać przez twoje ziemie, a co zrobi cała reszta- to już ich zmartwienie.
-Najwyraźniej ten amatorski “genealog” nie wyjaśnił ci tego odpowiednio dobrze. Więc wytłumaczę ci to wyraźnie i powoli... jakbym mówił do Mon-Keigh. Ja. Nie. Chcę. Nikogo. Na. Swych. Ziemiach. Zrozumiało?
Draconka prychnęła.
- Kontaktuję się grzecznie, wyjaśniam problem. Nie chcę przecież zwalić ci na łeb masy pospólstwa, a jednak ty postanowiłeś zachowywać się jak nadęty sukinsyn. - parsknęła - Jeżeli nazwisko Ildear nic dla ciebie nie znaczy... Vesan będzie uradowany.
-Słuchaj pseudo szlachecka suko. Wleć tylko na pięć metrów do tego przesmyku, a twój tatuś będzie sobie musiał znaleźć nowe zwierzątko do tresury.
Nerahye żałowała, że nie posiadła umiejętności, która pozwoliłaby na zamordowanie rozmówcy przez komunikator. Braki w takim doświadczeniu zaczynały zbierać żniwa...
- Żeby z ciebie Vect sobie zrobił zwierzątko... o ile już to się nie stało. - warknęła w komunikator, po czym bezceremonialnie wyłączyła przesył. Odwróciła gwałtownie głowę w stronę pilota i warknęła krótko - Znane są inne drogi?
Pilot przez chwilę przyglądał się swojej aparaturze, po czym kiwnął.
-Ta była najszybsza więc wolałem zaryzykować, reszta prowadzi na około jego terenów. Zajmie nam to trochę...
- Jak “trochę”? Jaka będzie różnica czasu?
-Dni w Rzeczywistości.... najszybciej dotrzemy do miejsca docelowego w trzy dni...
Nerahye skrzywiła się i parsknęła niepocieszona. Zaczęła rozglądać się po innych transportowcach, jak i po otoczeniu poszukując rozwiązania problemu, gdy jej wzrok padł na szczątki dwóch Łupieżców i uśmiechnęła się z zadowoleniem. Podeszła do drugiego dowódcy z Czarnego Serca.
- Jest możliwość, ale musimy pogadać wszyscy. Masz ze sobą jeszcze niewolników, aby przekazali reszcie tej hałastry, że mają ruszyć dupska i mnie posłuchać? - zapytała, sama nie mając zamiaru fatygować się, a woląc na razie nie zmuszać do tego członków swojego oddziału... skoro są niewolnicy.
W przeciągu kilku minut łupieżcy zebrali się w kręgu wokół siebie, inny sybaryci i drakoni patrzyli na Nerahye.
-Więc, jaki masz pomysł?
- Rozumiem, że podnieca was alternatywa współpracy? - zapytała słodkim tonem, patrząc po zgromadzonych dowódcach.
Szybkie spojrzenia potwierdziły jej słowa, niektóre z zebranych kabał były w otwartej wojnie.
-A co, jak niby współpraca miałaby nam pomóc?
- Cóż. Zawsze możemy zginąć razem albo razem ujść z życiem. W pierwszej opcji przynajmniej pozostanie ten moment radości z porażki innego, zanim samemu zginie się w efektownym wybuchu. - parsknęła z jakimś rozbawieniem - Potrzebujemy czegoś, co nas obroni przed ostrzałem platform, a nasi dzielni kabalyci - wskazała na szczątki transportowców - podzielą się z nami pancerzem. - uśmiechnęła się do siebie - Plan jest banalny. Musimy lecieć dwójkami, a dwóch z przodu będzie torować drogę chroniona taką prowizoryczną tarczą...
Dowódcy spoglądali na siebie niepewnie. W końcu jeden się odezwał.
-A kto niby ma być na przedzie?
- A kto chce się jako pierwszy wydostać?
Nerwowe spojrzenia nie ustały, za dobrze się znali, aby pozwolić wrogom z bronią być za swoimi plecami. W końcu dwóch się zgodziło, w przeciągu kilku minut dwa łupieżce zostały wyekwipowane w tarcze wykonane z trucheł poległych statków. Mogli mieć tylko nadzieję, że się uda.
Nerahye powróciła do swojego oddziału, a kiedy byli poza zasięgiem słuchu innych kabalytów, zwróciła się do nich.
- Nie śpieszymy się. Reszta teraz powinna chętniej zabierać miejsca, wszak nikt nie chce być z tyłu... dalej od nagrody Vecta... - zerknęła na szykującego się współkabalytę; ważne, aby leciał wcześniej. Sama Nerahye wolała znaleźć się w ostatniej dwójce. Podzielała, och, jak podzielała niechęć reszty do posiadania wroga na tyłach, a do tego wolała mieć pewność, że w razie, jakby Divexet postanowił spełnić groźbę, nie będzie się znajdowała na linii strzału. Niech poluje na drugiego kabalytę Czarnego Serca. Może przerzedzi konkurencję, a w razie czego ona sama może się tym zająć.
 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.
Zell jest offline