Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-07-2012, 10:29   #210
arm1tage
 
arm1tage's Avatar
 
Reputacja: 1 arm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumny
Trzy postacie, z czego dwie uzbrojone, i pies. Zbliżały się po betonowej płycie, dość powoli. Dirk Maggenta spokojnie, ale uważnie, przyglądając się już z daleka wejściu i okolicom budynku. Jego partner z obawą, dwa kroki z tyłu. Gomez wlókł się za nimi, trzymając warczącego psa na smyczy.
- Eeee....- wydarł się nieoczekiwanie ochroniarz, gdy zbliżyli się do czerwonej linii okalającej budynek. - Ten reżyser...Mówił żeby za to nie przełazić...Bo to co dalej to kręcą do filmu, czy jakoś tak. Znaczy, na filmie ma być pusto. Mówił, że jak ktoś zepsuje ujęcie to będzie płacił za taśmę.

Dirk prychnął tylko i zdecydowanym krokiem pierwszy dał kroka przez linię, zaciskając pewnie dłoń na swej broni.




THE TEAM


Antonia, po otrzeźwiającym pokrzykiwaniu Blackwooda, zaczęła wyrzucać z siebie słowa jak pociski, zajmując się wstępnie “nowym” Willem. Kulę trzeba było wyjąć, ale nie tutaj - na razie trzeba było szybko zawiązać ranę - tylko po to by przy wynoszeniu stąd chłopak nie zostawiał za sobą pięknego czerwonego śladu na podłogach. Niedawny uciekinier obecnie chyba omdlał, jak oceniła, z bólu. Ramos wiązała jego nogę szybko, nie przestając mówić. Nalegała, by schować gdzieś szybko ciała Pointa i “starego” Willa w miejscu, gdzie ich gliny nie wypatrzą - i pewnie miała rację. Na inną propozycję - to znaczy by przy okazji obu związać czy skuć - na razie nie było czasu więc można było mieć nadzieję że się nie obudzą zanim zalegną w nowych siedzibach. Broń Anthony’ego znikła gdzieś w czeluściach jej torebki.

- Aha! Zróbcie coś z tym psem! - rzuciła niecierpliwie - Schowajcie gdzieś.
- Gdzie?
- Do schowka na miotły, w kratkę wentylacyjną, do tapczanu, czy coś, nie wiem!

Ciało psa zniknęło gdzieś w ogólnym zamieszaniu. Ktoś z trzeźwiej myślących posłuchał Chemiczki i w trybie ekspresowym, z pomocą Antonii, choć przecież wiedźmy zwykle nie dźwigają bezwładnych nagich ciał - przetransportowano trzy ciała, na razie z braku innych pomysłów, do starej rekwizytorni - znajdującego się dość daleko od pokojów Teamu, gdzieś w mrocznych bocznych uliczkach. Tędy. Tędy. Teraz przez te drzwi, otwarte uff...Teraz w prawo. Nie, tam za daleko. W lewo. Uwaga, zawalony sufit..Należało się spieszyć, a miejsce było dobre jak każde inne - zaproponowała go szybko Ramos, bo i tak miała zamiar pobiec tam po atrapy broni.

Trzy ciała zostały ostrożnie ułożone na zakurzonej podłodze, pomiędzy różnorodnymi zapomnianymi trofeami z najprzeróżniejszych produkcji filmowych. Dłoń trzasnęła o przełącznik, nędzna żarówka na drucie rozjaśniła, tylko trochę, ponury magazyn.
- Zgaś to, zwariowałaś?
- Zaraz! Gdzieś tu widziałam....- Antonia skoczyła ku półkom - ...o, tutaj! Wiedziałam!

Dobrze pamiętała. Szafka, a na niej tabliczka. ATRAPY- BROŃ PALNA. Ha! Antonia dopadła jej jak jastrząb i szarpnęła za drzwi. Za nimi była wyściełana suknem ścianka z wgłębieniami na "broń", pistolety. Pustymi wgłębieniami. Atrap nie było. Był namazany na suknie napis.

CRYER WAZ HERE


- Zamek elektroniczny. - wyjaśnił Gomez, gdy stali przed wejściem głównym do budynku.
- Na co czekasz? - fuknął Maggenta. - Musisz mieć kartę jako ochrona. Otwieraj to, ale cicho.
- Mam. - ponaglony Gomez niechętnie przejechał kartą po czytniku i wejście do studia stanęło otworem, ukazując biegnący daleko szeroki, zaopatrzony w szyny do transportu sprzętu korytarz główny.

- Fields. - rozkazał półgłosem młodszemu partnerowi gliniarz - Obejdź budynek, sprawdź czy nikt się nie kręci i w jakim stanie są okna. Potem wracaj tutaj.
Krótko uciął marudzenia chłopaka, który w końcu niechętnie ruszył w bok. Gdy zniknął, Maggenta spojrzał na Gomeza.
- A ty? - syknął cicho - Co się tak patrzysz. Bierz psa i ruszaj przodem.
- Ja?
- A co kurwa, masz zwierzaka na wystawę? Jak masz w budynku włamywaczy, to lepiej żeby zajęli się na początek nim niż nami. Idź.
- To po co...
- Chce pan, by pana nazwisko pojawiło się w moim raporcie panie Gomez? - warknął glina.





THE CHEMIST

Ryzykując szelest, Ramos opróżniła jeden ze stołów z rekwizytów, tam położono wijącego się mężczyznę z przestrzeloną nogą. Utrata krwi i ból osłabiły go już wyraźnie i był nadal w stanie omdlenia, co w tym przypadku było zaletą bo nie bronił się przy niesieniu, a także nie krzyczał już ale tylko pojękiwał czasem półprzytomny - co w przeciwieństwie do krzyku dało się stłumić dłonią, by hałasy przy transporcie korytarzem nie ściągnęły glin prosto w to miejsce.
Należało się nim zająć, i to szybko - oceniła migiem Ramos patrząc na ranę. Krew krzepła, normalnie. Ufff...Lekarska torba, którą porwała po drodze ze swojego pokoju, stuknęła o podłogę i pod palcami Chemiczki otworzyła się jak ostryga ukazując poukładane narzędzia.
Zabawa z filmem musiała poczekać. Ruler, ciągnąc faceta z otwartą raną po zakurzonych, brudnych podłogach, nie myślał o konsekwencjach. Jeśli nie było za późno, należało zapobiec ewentualnemu zakażeniu. Wyjęła wodę utlenioną. Niejedna robota w charaterze Chemiczki nauczyła ją mieć przygotowany przybornik z paroma podstawowymi w akcji rzeczami, zwłaszcza z tymi które przydawały się gdy świstały wokół kule. Mocne, porządne antybólowe szpryce były jedną z tych rzeczy. Szybko odwijała dwie nowe sterylne strzykawki. Jedną dla siebie. Drugą dla... Willa. Chyba...Willa. Dla niego miała coś mocniejszego niż dla siebie. Gliny musiały być już gdzieś wewnątrz budynku, więc Team nie mógł teraz pozwolić sobie na radosne wydzieranie się faceta któremu zaraz pewna miła pani będzie kawałkiem żelastwa dłubać w otworze postrzałowym w poszukiwaniu kuli z armaty Ruhla...

Elastyczne, białe rękawiczki zatrzeszczały na palcach Ramos. Niestety, choć bardzo chciałaby pogadać z policjantami, będzie to musiał zrobić ktoś inny. Miała nadzieję, że ktoś z głową.





THE TEAM


Amy nie czuła się idealnie w roli przywódcy, czego wcześniej nie ukrywała. Pierwsza sytuacja, z niespodziewanymi glinami, wprawiła ją w konsternację. Na szczęście Blackwood i Antonia nie mieli oporów przed wydawaniem szybkich poleceń i rozdzielaniem na gorąco zadań. Koroniew, z braku poleceń Amy, zdecydował się na posłuchanie Turysty i razem z innymi wziął się sprawnie do dźwigania ciał. W sytuacji, gdy nie było innych postanowień, a czas biegł cholernie szybko, Fox przekonała się: ludzie woleli wykonywać rozkazy jakie by one nie były, niż marnować czas nie mając własnych idealnych pomysłów - to dawało przynajmniej szansę że rozkazujący wiedzą co robią.

Dotyczyło to też jej samej. Blackwood chyba miał rację, ktoś musiał wyjść naprzeciw policjantom jeśli szopka miała się powieść. Ponaglona przez Thomasa ruszyła w kierunku wyjścia z pokoju, a potem dalej aż na główny korytarz. Za sobą słyszała ciche kroki. Koroniew? Ruhl, który dbał tylko o to, by wierchuszka Teamu niezależnie od okoliczności miała zabezpieczoną dupę - a teraz to jej własna dupa była namaszczeniem Malcolma dupą najważniejszą? Może obaj? Koroniew jednak chyba poszedł z ciałami...Nie wiedziała, obstawa szła dalej i nie wychylała się z mroku. Pięknie. To ona miała odegrać tę komedię przed glinami. Komedię, od której dużo zależało. Wiedziała, że musi zatrzymać gliny daleko od miejsc gdzie działy się te straszne rzeczy. Zostawili za sobą zbyt wiele bałaganu, więc jeśli policjanci dotrą aż tam...Zadrżała, dochodząc do głównego korytarza. Byli w środku, widziała ich zza rogu. Dotarli już niemal do połowy korytarza. Przynajmniej minęli boczny korytarz gdzie siedzieli zamknięci więźniowie...Nie mogą powrócić w tamte okolice, tam mogą być hałasy. Ogarnij się, poprawiła włosy i ubranie. Czas na Show. Pięknie.

Ale...Jeśli ktoś miał omamić bajeczką stróżów prawa, to kto miałby zrobić to lepiej niż złotousty Fałszerz? Jeśli nie Amy Fox miała zaczarować policjantów, to kto inny mógł mieć taką szansę?

Kto inny wyglądał bardziej na prawdziwą hollywodzką aktorkę?

- Stój, bo strzelam! - usłyszała dalej przed sobą, gdzie majaczyły męskie sylwetki z bronią - LA PD! Połóż ręce na głowie, wyjdź pod światło i klęknij!
 
__________________
MG: "Widzisz swoją rodzinną wioskę potwornie zniszczoną, chaty spalone, swoich
znajomych, przyjaciół z dzieciństwa leżących we własnej krwi na uliczkach."
Gracz: "Przeszukuję. "
arm1tage jest offline