| Aeshadiv, AJT, Aro.is, JanPolak, kanna, Karmazyn & Wnerwik - Zło jest w tym miejscu. - stwierdził Orik, instynktownie stając pomiędzy drużyną a wioską.
Na słowa Kesy i Begusa odparł:
- Nie zamierzam uciekać, gdy sam nie wiem, przed czym. Zwłaszcza, że niedaleko już dziś zajdziemy. Ale powinniśmy się mieć na baczności. Trzymać się możliwie w grupie i pilnować nawzajem. Ja zamierzam iść tam, skąd ktoś nas obserwuje i zdobyć kilka odpowiedzi.
Poprawił swój kowalski młot, jakby na potwierdzenie, że jest gotów na zmierzenie z niebezpieczeństwem i spytał:
- Kto ze mną?
- Nie powinniśmy tam iść ! - zaprotestowała zdecydowanie Kesa. W jej głosie nie było paniki, tylko determinacja - Tu nie ma nic żywego, rozumiesz Orik? - przytrzymała go za ramię - Jakby wszystko.. wymarło. Nie ma nic.
- Szczerze mówiąc też mi się tutaj nie podoba. - Beldar stał na skraju grupy bacznie obserwując okolicę. To on pierwszy doniósł o tym, że są obserwowani - Nie mamy jednak innego wyjścia. Nasz “towarzysz” raczej nie puści nas od tak sobie. Z dwóch możliwości wybieram chatę. Kto wie co tam może się czaić, lecz sądzę, że mój kij tam się przyda.
- Macie cykora? No wiecie? - zaśmiał się Ronniel.
- Nie minął tydzień a panikujecie nie wiadomo przed czym. Przecież tu nic nie ma! - powiedział i obrócił się w miejscu. Sięgnął do miecza, położył dłoń na rękojeści.
- Orik ma młot, ja mam miecz... poradzimy sobie.
- Właśnie o to chodzi, ze nie ma! Ronniel! Jak zamierzasz się bronić przed czymś, czego nie widzisz?! Nie dziwi cię, że nie ma tu zadnego zwierzęcia? Nawet mrówki? Albo tu jakaś … potężna magia działa.. albo nie wiem.. zaraza?
- Raczej... Okazja - wtrącił Taelryn któremu aż oczy się świeciły na myśl o splądrowaniu opuszczonej wioski. Co prawda kompletny brak kogokolwiek był trochę przerażający... Ale bez ryzyka nie ma zabawy, no nie?
- Jakby była zaraza albo coś to by cuchnęło w powietrzu zgnilizną albo czymś innym albo nie wiem... Magii się nie boję, mam przecież swój magiczny amulet! - podniósł z palcach swój wisiorek. W sumie nie wiedział co znaczy i czy ma jakiejś właściwości ale co tam... Może uwierzą.
- A magiczny amulet to co robi? - zapytała Kesa - Na jaki dystans działa? Ciebie może obroni, ale inni?
- Nie wiem dokładnie... nie znam się na tym jakoś tak... ale od tego są amulety. Chornią przecie... Jak co to sam pójdę.
- Acha, nie znasz się, nie wiesz, jak i czy działa, ale chcesz iść, tak? Nie myslisz, że to... - poszukała słowa - mało mądre?
- Właśnie opuściliśmy wioskę po to, żeby tak robić. Samo opuszczenie naszych domostw było mało mądre... raz elfowi śmierć... to idziemy?!
- Co innego kąpać się tam, gdzie są wiry, a co innego zrobić przerebel w lodzie i wskoczyć do srodka w ubraniu - stwierdziła filozoficznie (oczywiście, nie znała tego słowa) Kesa - ja tam nigdzie nie idę.
- Nie kłóćcie się. Hałas robicie - zaprotestował kowalczyk, po czym zwrócił się do pozostałych - Chłopaki, a wy? Aaron jedynie stał cicho w miejscu, zagryzając wargę i myśląc intensywnie, jednocześnie próbując nie pójść w ślady gnoma i dziewczyny. Jeśli wszyscy zaczną panikować, ich przygoda skończy się w kilka sekund później. Musieli zachować spokój.
- Bez paniki. - Odezwał się w końcu, kiedy zapadła cisza po pytaniu Orika. - Nie możemy podejmować decyzji pod wpływem strachu. Nie wyjdzie nam to na dobre. - Jego dłoń powędrowała do kruczej czupryny, mierzwiąc ją mimowolnie. - Powinniśmy... Orik, bracia Johansonowie, Ronniel i... Begus. Moglibyście pójść sprawdzić tego rzekomego obserwatora. Ja i reszta zostaniemy tutaj. Może sprawdzimy przy okazji ten budynek. W razie kłopotów... - Zbliżył się do Orika, siegając do kieszeni przy pasie. Podał mu fiolkę wypełnioną srebrną, pulsującą substancją. - Zamknijcie oczy i zbijcie ją. Oślepi wszystkich innych. - Gnomowi wręczył fiolkę z przezroczystą substancją. - Jesteś alchemikiem. Ta mikstura uśmierza ból, trzy krople wystarczą, by przytłumić każdego i “przekonać” do współpracy. - Uśmiechnął się nieznacznie, a w oczach zatańczyły szmaragdowe ogniki.
- Aaron - Kesa szarpnęła go za rękaw. Miała nadzieję, ze pochyli się nieco w jej stronę i będzie mogła mówić cichszym głosem - Ja nie panikuję, pomyśl... jak to się stało, ze wszystkie zwierzęta uciekły? I co tu twoje mikstury pmogą? Chcesz byc winien ich smierci?
- Nie wiem jak. - Odpowiedział, nachylając się do dziewczyny i przemawiając cichym głosem prosto w jej ucho. - Ale powinniśmy się dowiedzieć. Powinnaś im bardziej zaufać, dadzą sobie radę. To jeden człowiek, który nas obserwuje. Jeśli Johansonowie nie ustrzelą go z daleka w razie kłopotów, moje mikstury pomogą go unieszkodliwić. Powinnaś wiedzieć, że mam do nich niezwykły talent. A nawet jeśli coś by się stało, będę w stanie ich poskładać. Kesa podniosła ręce w geście rezygnacji. Nie przekona ich. Cofnęła sie o dwa kroki i usiadła na skraju drogi.
- Przecie sama tu siedzieć nie będziesz - wtrącił krótko Begus, gdy chwytał miksturę podaną mu przez Aarona. Słowa ‘dziękuje’ tradycyjnie już brakowało w jego słownictwie. Gnom wyglądał na przestraszonego, o wiele bardziej niż dziewczyna. Ale ten strach podpowiadał mu też ~Trzymaj się Orika... Zostaniesz tu sam, to zostaniesz sam.~
- Ale możesz przeciez ze mną zostac, prawda? - zapytała Kesa - Dla gnomów tam pewnie jest bardziej niebezpiecznie.. I nie masz broni. Czy gnomy nie są bardziej rozsądne niż ludzkie dzieci? Przeciez żyjesz dłużej... - Orik ma broń, a ja mam procę. Tu będzie jeszcze niebezpieczniej, jak zostaniemy tylko w dwójkę. Kto cię obroni, jak ktoś przybiegnie. Ja nie... - usłyszała w odpowiedzi.
- Phi - Kesa wzruszyła ramionami - Nie potrzebuje żadnych obrońców, zawsze sama o siebie dbam. Poza tym.. jak cos niebezpiecznego jest, to tam, a nie tu. - A jak to zasadzka, to zaraz może ich być więcej tu, niż tam. Ale rób co chcesz - rzekł Begus opryskliwie. Kesa wstała.
- Myslałam, że jesteś milszy. Ale widać się pomyliłam. - rzuciła i odeszła kawałek. - A ja, że jesteś mądrzejsza - odgryzł się dziecinnie. Choć wiedział, że dziewczyna może mieć rację, nie miał zamiaru dać tego po sobie poznać. Cały Begus Wizwolt...
- Dobra. Ja i chłopaki idziemy tam w te chaszcze, zobaczyć kto tam jest. A wy tu zaczekajcie. Nie idźcie jeszcze do dużego domu, bo stracimy się z oczu i prędzej pogubimy. Zgoda? - spytał Orik, mocniej chwytając broń i szykując się do drogi. Po czym dodał:
- Słuchajcie, przyjaciele. Sytuacja jest dziwna i podejrzana. Ale jeśli chcemy sobie z nią poradzić, musimy działać razem. Jak prawdziwi bohaterowie, którymi zawsze chcieliśmy być. Racja? Taelryn mruknął coś pod nosem. Coś o rządzących się synach kowala i próbie pozbawienia dobrej zabawy. Ciekawe czy Orik naprawdę myślał, że uda mu się powstrzymać tych bardziej ciekawskich członków grupy? Jak chociażby Taelryna? Ronniel zerknął na sztylet, który trzymał z dłoni. Popatrzył na Orika, na ostrze i schował je.
- Mówisz, że lepiej wyjąc cięższą broń bo coś może być niebezpieczne... dobrze, jak sobie życzysz złota rączko.
Elf wydobył miecz zza pasa. Zakrzywione ostrze było ładnie nawoskowane i lśniło w świetle niczym gwiazdy na niebie.
- Gotowi? - zapytał zniecierpliwiony. Aaron, niechętnie, ale przytaknął Orikowi. Zerkał też co chwila na Kesę, coby upewnić się, czy ta ma się dobrze. W sumie lepiej zostać i poczekać, w końcu nie zostawią dziewczyny samej. Begus natomiast przygotował swoją procę. W porównaniu do tych większych od siebie, musiał wyglądać dość śmiesznie, szczególnie gdy dostrzegło sięstrach w jego oczach. Młody gnom uważał wciąż, że przy tych większych będzie się czuł bezpieczniej. W dodatku w chaszczach może się ukryś. - Gotowy - rzekł niepewnie.
__________________ "Information age is the modern joke." |