Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-07-2012, 21:14   #19
Pinn
 
Pinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputację

- Nie dotarło do was co wam mówiłam? Sama dzisiejsza wiara zakrawa o herezję, bo Imperium żąda uwielbienia innego człowieka niż ten którym był Imperator. Tak, wedle wielu jestem heretyczką. Też się odwróciłam od wiary Imperium i poszłam w stronę okrutnych sił, ale sił zdolnych ocalić ludzkość. Niestety ta droga wymaga siły i inteligencji, którą tak gardzi Imperium. A słabi i głupi... cóż... nie kończą najlepiej.

Cody utkwił spojrzenie w podłogę. Nie oceniał siebie zbyt wysoko. Przyczyniły się do tego ciągłe kpiny kapitana mówiące o jego kobiecej buźce. Jeśli się przyjrzeć blady pilot miał w sobie coś kobiecego.

- Co zamierzasz zrobić? Chcesz walczyć dla nowej ludzkości?- spytał Raym.

- Nie nowej. Wciąż starej. Tej samej. Chcę dawnej wielkości Człowieka. Szykuję się. Każdy mój dzień jest temu poświęcony, robię co mogę aby się wykazać w oczach mych Panów, aby zyskać moc którą mogą mnie obdarować. Wykonuję ich polecenia i spełniam życzenia, stając się coraz potężniejszą, a niedługo... rozpocznie się rewolucja i miliardy takich jak ja powstaną, a za sobą będą mieć armie. Wtedy pokonamy starców, myślących, że mogą bezcześcić pamięć o Imperatorze i niszczyć jego dziedzictwo, jakim jest Imperium. Obalimy stary porządek wprowadzając ludzkość w nową złotą erę, dając jej siłę do odparcia wrogów człowieczej rasy. Pomyślcie... co ja dziś zrobiłam? W pojedynkę wysadziłam w powietrze całą Słodką Wolność. Czy zwykły człowiek byłby w stanie tego dokonać?

-Nie- odparł smętnie Cody.

-Ni chuja- roześmiał się Raym.

- A wyobraźcie sobie armię takich jak ja. - dała im chwilkę na wizualizowanie sobie tego - Gdy moi panowie zatriumfują właśnie tak będą wyglądali wojownicy ludzkości. Prawda, nie będzie ich tak wielu jak dziś, bo połowa zginie po drodze, ale ci co zostaną wybrani będą w stanie robić to co ja dziś a i znacznie więcej. Wyobraźcie sobie, że stajecie naprzeciwko szarżującemu oddziałowi Astartes, a waszą jedyną reakcją jest splunięcie i kontr szarża, a minutę potem odpalacie fajka, siedząc na rozczłonkowanych korpusach Aniołów Śmierci. Ta moc, prawdopodobnie, leży w waszym zasięgu.

Nastała chwila milczenia w końcu Raym wypalił.

-Nie wierze. Było by zbyt wielu wszechpotężnych ludzi. Choć galaktyka jest olbrzymia...

-I zrobimy to dla Imperium, dla dobra ludzkości?- spytał Cody.

- Problemem jest WŁAŚNIE Imperium. Prawda, w większości chcą dobrze, ale wiedzą za mało, ich umysły są zbyt zamknięte, a wszelkie próby sięgnięcia po tę moc, o której mówię, są uznawane za herezję i kończy się za to na stosie. To jest głównym problemem. Furtka prowadząca ludzkość do mocy, do doskonałości i do potęgi jest pilnie strzeżona przez inkwizycję, która woli stare, sprawdzone, mimo że już nie wystarczające, metody.

-Mimo to...-powiedział lękliwie Cody- nie wiem czy to... mógłbym uzyskać taką moc? Jak?- spojrzał chyba pierwszy raz w oczy Isztar.

- Po pierwsze. Wyzbądź się lęku. Moi panowie cenią nie tylko roztropność, ale i odwagę. Po drugie. Przemyśl to dobrze, bo niezdecydowanie prowadzi do potępienia zarówno przez Imperium jak i tych którym służę. Musisz zrozumieć, że Imperium, mimo wspaniałego założyciela i wciąż wspaniałych chęci, jest toczone zepsuciem i ograniczeniem, nie pozwalającym mu już chronić ludzkości, przeciw nowym wrogom. Po trzecie, gdy już to przemyślisz i będziesz pewny zapytaj mnie o to jeszcze raz, a wtedy opowiem ci o Czterech Potęgach.

-Mi to się podoba. Raczej jednak nie lubię nikomu służyć. (kto to powiedział?)

- Każdy komuś służy. Wyjątki można policzyć na palcach jednej ręki. Dotąd służyliście Niemiłemu, nie ważne jak to nazywaliście. A służba u mych panów jest znacznie luźniejsza niż się może wydawać. Otrzymujemy cel, który mamy osiągnąć i wykonujemy go. Nie narzucają nam metod, a często mamy też wiele lat na wypełnienie go. Potem czekamy na kolejny rozkaz, robiąc co chcemy i podróżując po galaktyce, wedle własnej woli. Nie płacą nam za to, ale okazji do zarobku jest dużo. Rzadko dają nagrody, ale te nagrody są znacznie więcej warte niż jakiekolwiek bogactwa, bo jest nimi moc, która nie przemija.


-Mógłbym czynić jednym słowem rozpierdol co nie? Na czym polegają te cele?- powiedział z nutą ekscytacji Raym.

- No. Taki rozpierdol jaki ja uczyniłam. - wskazała na wciąż spadającą Słodką Wolność - Cele są różne. Zależy któremu służysz. Jest ich czterech, pierwszy pożąda walki, rzezi i honoru. Drugi stałości i szczodrości. Trzeci, wręcz przeciwnie. Oddania się kaprysom, dążenia do zmian. Ostatni rozkazuje nam pławić się w przyjemnościach zarówno fizycznych jak i mentalnych. Takie mają wymagania gdy akurat nie wydali jakiegoś konkretnego polecenia. Ponad to oczekują ofiar.

Raym pokiwał z zrozumieniem i zadowoleniem, nagle jego twarz przekrzywiła się w przerażeniu.

-Za tobą!

Za Isztar stał Cody z szaleńczą twarzą wykrzywioną w obrzydzeniu . Trzymał w ręku stalowy sztylet. Anna widziała go kątem oka. Mierzył w jej kark. Jednak się trochę się wahał . Znał jej potęgę. Isztar uśmiechnęła się, jak rodzic do dziecka, gdy słyszy, że młody chce wymyślić lek na śmierć.
- I co planujesz z tym zrobić? - zapytała kręcąc głową

-Yyy- jego oliwkowe spodnie zmokły w kroku. Zaczerwienił się po czym wykrzywił twarz w nienawiści. Musiał odpłacić za upokorzenie. Jeszcze to kpiące spojrzenie ‘’ Pana Ważniaka’’. Szarpnął z lewego sierpowego, ostrze mogło przepić jej policzek. Sztylet ruszył, jednak jego ruchy były powolne jak na obdarzoną niezwykłym refleksem służkę Chaosu. Ledwie zauważył smugę gdy kontratakowała. Nie broniła się. Isztar nigdy się nie broni. Ona zabija. Prawa ręka zbiła uderzenie z wielką siłą, sztylet ześlizgnął się po karwaszu karapaksowym i wyleciał w powietrze. Cody się zachwiał uderzony dodatkowo telekinetycznym podmuchem. Anna przechwyciła sztylet w locie, lewą ręką. Zrobił krok w tył chcąc złapać straconą równowagę, ale ona już była za nim, a z jego uda wyrosła rękojeść sztyletu. Równocześnie, gdy z jego płuc wydał się krzyk, a jeszcze nim upadł uchwyciła go za rękę i szarpnęła, skręcając mu bark. Padł na ziemię krzycząc i wijąc się z bólu
- Jesteś idiotą, że chciałeś zabić kogoś kto sam zniszczył okręt. Jesteś tchórzem, że po podjęciu decyzji się zawahałeś. Jesteś nic nie wart. Raym! - spojrzała na niego, oceniając reakcję na sytuację.
Raym patrzył się niepewnie. Był jednak tylko pilotem, w gorącej wodzie kąpanym ,ale rzadko walczącym tylko zza pulpitu. Wahał się tak samo jak Cody.

- Może... nie wiem... trup zacznie śmierdzieć- odparł wymijająco.

- On JUŻ jest martwy. - odparła - Pytanie jak zginie. Mogę go zabić, ale ode mnie Bogowie oczekują już znacznie więcej i taka ofiara zostanie niezauważona. Chyba, że to ty go złożysz w ofierze. Wtedy będzie to dobry pierwszy krok w kierunku mocy. - zamilkła wyczekując decyzji.

Raym popatrzył się na Cody`ego. Zlanego moczem, przestraszonego, bardziej bladego niż zwykle. Jego oczy patrzyły przerażone.

- Raymi to heretyczka. Jest... szalona jak ta co kiedyś była na mostku. Przeeejrzyj na oczy. Proszę... proszę! - zaczął chlipać.

Raym musiał podjąc decyzje. W zasadzie nigdy nie zabił człowieka... ale to jego kumpel... znali się od pięciu lat. Czy psioniczka go testuje? To fakt. Zapewne zabije go jeśli on nie zabije Cody`ego. Spojrzał smutnymi oczami.

- Cody....

- Nie... niee!- zaczął się krzutusić- proszę! Nie rób tego. Ja się boje... boje się.

Raym odwrócił wzrok. Po chwili spojrzał na wijącego się kolegę. Sam wyjął swój własny nóż bojowy. Dotknał ostrza palcem.

- Odejdź... potężna pani- powiedział jakby w transie. Isztar cofnęła się dwa kroki, ruchem ręki “oddając” Codyego Raymowi

- Oddaj jego życie bogom. Wypowiedz słowa. Dowolne, ale by było jasne, że twą intencją jest oddać Czterem Siłom Chaosu należną im ofiarę.

Raym kiwnął głową i przełknął ślinę. Chwycił bojowo swój nóż. Tak jak na szkoleniu.

-Poteżne siły, oddaje wam bliską mi osobę... w zamian żądam..

- Nie! - Przerwała mu Isztar - Nie “żądam”. Nie mamy prawa niczego żądać. PROSIMY, bądź BŁAGAMY. Nie zapominaj, nie jesteśmy równo Mrocznym Potęgom. Zacznij jeszcze raz.

Raym uklęknął.

-Proszę o moc. Jeśli pozwolicie, potężne siły- powoli zbliżał się, niczym kochanka mająca zadać ostatni śmiertelny pocałunek. Uniósł nóż za bark i wycelował w pierś ofiary. Ta krzyknęła przeraźliwie, kryjąc się rękami. Ostrze przebiło dłonie, przeleciało głęboko po przedramieniach. Trysnęła obficie krew. Ryk i pisk. Kolejne uderzenie tym razem zdecydowanie w pierś. Gruchot przebitych żeber. Duszenie się krwią. Płuco przebite, potem żołądek, na końcu serce. Ostatnie konwulsje i zamarła w przerażeniu , bólu a także dziwnym smutku twarz Cody`ego. Raym wstaje nie odwraca się. Kieruje się do przedziału pasażerskiego. Wąskich kozetek, koło związanego kapitana.

-Kurs jest ustawiony. Powiedz jak dolecimy pod planetę. Proszę... nie przeszkadzaj mi- prawie załkał i położył się na łóżku zakrywając twarz ręką.


Isztar odprowadziła go spojrzeniem, po czym, na chwilę weszła jeszcze do kabiny i dokończyła węzły na kapitanie. Potem, bez słowa, wyszła do kabiny, zostawiając Rayma samego. Spisał się chłopak.
 
Pinn jest offline