Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-07-2012, 20:15   #101
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Przez chwilę Rafaelowi wydawało się, że nie jest źle. Już chciał wyjąć miecz, kiedy Korenn ruszył na pająka z włócznią. Odważny ruch, jak na czarodzieja. Wtem parę metrów dalej pojawiła się znana bestia. Bydle o cielsku źrebaka sporych rozmiarów. Łowca zamarł, szykując kolejną fiolkę. Oszczędność to ostatnie, o czym teraz myślał. Tym razem dobrze wymierzony cios bezbłędnie trafił w bestię, która zapiszczała cienkim, podobnym do nietoperzego głosem i zaczęła rzucać się na wszystkie strony w daremnej próbie ucieczki od trawiących ją płomieni. Łowca beznamiętnie ucieszył się z udanego posunięcia i ruszył za Korennem. Widząc, że czarownik szykuje się do czegoś ze swojej branży, chwycił jego włócznię i stanął obok niego, wystawiając grot do przodu. Czy pająkom stało jeszcze sił na atak? Poparzony robal wyraźnie stracił animusz, ale wielka bestia nie była bynajmniej zrażona porażką kompana. Przesuwając się bliżej ścian tym razem ona dwukrotnie plunęła siecią. Na szczęście dogasające płomienie były jeszcze na tyle wysoko, by lepkie kule zajęły się ogniem i nie wyrządziły ludziom szkody.

W Korenna wstąpiła nagła nadzieja na widok tego jak pajęczak naraz stracił apetyt. Sam apetytu na pajęcze mięso nie miał, ale na zadźganie bestii jak najbardziej, i tu mocniej chwycił włócznię, dźgnął stwora! A raczej próbował. Dym, płomienie, drżące dłonie i pełne gatki sprawiły że ostrze podobnie jak grot bełtu wcześniej zadźwięczało na kamieniu. Co gorsza, drugi, jeszcze większy stwór znalazł drogę ku nim! Etrom wypuścił kolejne dwie strzały w kierunku wycofującego się pająka; niestety tylko jedna była celna. Czarownik cofnął się gwałtownie ku pozostałym, sięgnął do sakwy z komponentami.
Korenn doszedł jakimś sposobem do wniosku że stąd gdzie się teraz znajduje uda mu się spleść czar i aktywować go nim pająki go zeżrą; na czym opierał tę pewność, tego nawet pod koniec swego długiego i bogatego w doświadczenia życia nie potrafił określić. Komponenty do czarów potrafiły być uciążliwe na podobieństwa kolca w … powiedzmy w pięcie. Przesypywały się, śmierdziały, miały tendencje do zawieruszania się i generalnie sprawiały że tacy, dajmy na to, wojownicy, często spoglądali na czarodziejów wszelkiej maści jak na takich co to wolą kozy od dziewcząt. Teraz również trzęsącymi się palcami pracowicie wydłubywał z woreczka “szczyptę piasku lub proszku koloru czerwonego, żółtego i niebieskiego” którą ciemności i tak, zgodnie z powiedzeniem “w nocy wszystkie koty są szare” zamieniały w coś brudnego na opuszkach. Nie miało to jednak większego znaczenia, bowiem uwaga Korenna skupiona była na dwóch pająkach w polu rażenia jego pierwszego zaklęcia ofensywnego (jeśli nie liczyć zaklęć uroku - ale ofensywę przypuszczał wtedy w stogach siana lub na trawie, i generalnie były to doświadczenia nieporównywalne z obecnym). Jakoś nie przyszło mu do głowy, że jeśli on ma pająki w zasięgu, to one do niego również mają dwa kroki i jeśli mu się nie uda...

Wytrajkotał magiczną formułę, szybko tyleż dzięki ćwiczeniom, co i strachowi, dodającemu mu werwy. Na krótką chwilę komora rozświetliła się istnym wybuchem jaskrawych kolorów, do brudnego światła pochodni i płonących kokonów dołączając czarodziejską iluminację buchającą z dłoni magika, a pogrążającą w prawdziwym deszczu barw dwa pajęczaki. Większy zamarł w miejscu, jego oczy zmętniały i wpatrywały się bezmyślnie w przestrzeń. Czarownik już zaczął sobie gratulować w duchu i poklepywać się w myślach po plecach … gdy dostrzegł że drugi, mniejszy stawonóg wcale nie ucierpiał od magicznego światła.
- Oszołomiłem to duże bydlę! - wydarł się co tchu w płucach - Ale nie wiem na jak długo!!!

Poczwara w letargu momentalnie zmobilizowała Ralfiego do wyjęcia miecza.
- Zaczekaj.. Zabijmy! - syknął lakonicznie łowca i szybkimi susami doskoczył do potwora. ~ Nie zamierzam przed tobą uciekać ~ wypowiedział w myślach i dwoma rękami, z całej siły pchnął mieczem w twardy czerep bestii. Gwałtowna konwulsja rzuciła pająkiem, powalając myśliwego na łopatki. Cóż, Korenn nie uprzedził go niestety, że atak zniweczy działanie zaklęcia. Jednak jaskinię ponownie rozjaśnił rozbłysk magicznego światła - to Solmyr raz za razem atakował giganta stwierdzając najwyraźniej, że Yarkiss z Grobokopem dadzą sobie radę sami. Myśliwy długo się nie zastanawiał. Zerwał się, niczym leśne zwierzę i pognał ku wyjściu, przeskakując osmolone kokony. Jeszcze nigdy nie czuł takiej adrenaliny. Trzeba przyznać, że ostatnio w tej kwestii rekordy szybko się zmieniały. Korenn cofał się wraz z nim do wyjścia. Rozglądał się jeszcze wokoło, ale najwyraźniej mniejszy pająk zupełnie stracił wolę walki i zniknął w ciemnościach.

Obie grupki przesuwały się ku wylotowi jaskini, osłaniane przez magię Solmyra i wypuszczane sporadycznie, ostrożnie strzały Etroma. Eilif widziała jednak, że zaklinacz jest coraz bardziej wyczerpany. Gdy walczący byli blisko, stać go było już jedynie na wyczarowanie magicznego światła, które rozjarzyło wczepioną w jego ramię łasicę. Dzięki temu wydzieli przynajmniej siebie nawzajem, gdyż kokony już się dopaliły. Ale chłopak zdobył się jeszcze na ostatni wysiłek - kolejny czar otoczył największego z pająków jasną poświatą - nie musieli walczyć ze skrytym w mroku przeciwnikiem! Mimo to gigant nie stał się przez to mniej groźny - miecz Rafaela nie wyrządził tyle szkód, ile spodziewał się właściciel; tylko rozjuszył bestię, która biegła za młodzieńcami, kłapiąc żuwaczkami. Byli coraz bliżej. Wreszcie!, pomyślała Eillif, zaciskając dłonie na zwiędniętej gałązce jemioły, którą zerwała jeszcze podczas starcia z dzikami. Wreszcie mogła się przydać. W niewielkim rozbłysku światła między uciekinierami a olbrzymem pojawił się piękny, srebrny wilk, który z głuchym warkotem skoczył na wroga. I mimo że zaraz zniknął z bolesnym skamleniem wywołanym ciosem przeciwnika, zdołał wgryźć się w jedno z odnóży. Szkoda, że pająk miał jeszcze pięć... Zwolnił jednak na tyle, by zielarka zdołała spleść drugi czar. Korzenie, które wystrzeliły nagle z pomiędzy kamieni wystraszyły wszystkich -w mroku wyglądały jak macki kolejnego potwora.
- Uważajcie na nogi! - krzyknęła. Choć starała się celować zaraz za towarzyszy, istniało jednak prawdopodobieństwo, że i oni padną ofiarą zaklęcia. Na szczęście udało im się wymknąć szalejącym roślinom; za to pająk, ze swoją mnogością nóg, zaplątał się w rośliny.

Z drugiej strony nadciągali Jarled i Yarkiss - o wiele wolniej, zasypując “swojego” pająka ciosami mieczy. Bestia nie pozostawała im dłużna, jednak dwóch przeciwników sprawiało, że była zdezorientowana, a jej ciosy niecelne. Zanim dotarli do wejścia, potwór był już poważnie ranny, a oni nietknięci. Solmyr chwycił Justusa pod ramiona i wraz z druidką i goblinami cofnął się nieco wgłąb korytarza by dać przestrzeń walczącym, po czym złapał kostur by pomóc Yarkissowi. Sigrid zostawił na straży kapłana. We trzech szybko uporali się z upartym stawonogiem. Etrom zaś szył z łuku w szamoczącego się wielkoluda. Był wściekły, bo jego ukochany toporek został po drugiej stronie jaskini, pod tymi cholernymi kryształami! Niech no tylko stąd wyjdą; już da popalić temu głupiemu Korennowi! Póki co należało się skupić na wrogu - Rafael dołączył do strzelania, ale na bestii pociski nie wydawały się robić większego wrażenia.
- Czar zaraz przestanie działać - drżący głos Eillif nie poprawił łucznikom nastroju. I faktycznie, chwilę później rośliny opadły nieszkodliwie na kamienie, a pająk radośnie zamachał odnóżami. Zrobił kilka kroków i plunął w stojących blisko siebie ludzi. Sieci objęły Etroma, Rafaela i... rafaelową pochodnię, która leżała u jego stóp. Przędza buchnęła płomieniem, błyskawicznie obejmując obu młodzieńców. Na pewno był to szybszy sposób uwolnienia się z niej niż rozrywanie - jak było widać na przykładzie Jarleda. Jednak wcale nie lepszy. Zielarka i Korenn rzucili się do towarzyszy, gasząc płonące włosy i fragmenty ubrań. Cięciwa etromowego łuku pękła z cichym trzaskiem. Zanim się ogarnęli pajęczak był już przy nich - bestia wgryzła się w bark Etroma i pociągnęła go w swoją stronę z zadziwiającą łatwością. W bladym świetle otaczającym przeciwnika widać było, jak z ciała Zaraźnika buchnęła krew, a chłopak zwisł bezwładnie. Pająk wypluł chłopaka i, przestąpiwszy nad nim, zaatakował Rafaela, który zdążył tylko sięgnąć po miecz. Zakrwawione szczękoczułki kłapnęły mu przed nosem, gdy szarpnął się w uniku. Kątem oka widział leżące między odnóżami owada ciało Etroma - nie było jak mu pomóc, a w powiększającej się kałuży krwi odbijało się światło. Eillif zebrała się na odwagę i natarła na giganta z włócznią; z boku nadbiegali już pozostali młodzieńcy, którzy rozprawili się z mniejszym oponentem. Z korytarza słychać było przerażone skrzeczenie goblinów.

Następne sekundy, ciągnące się w minuty opanował bitewny chaos. Ludzie nacierali na pająka ze wszystkich stron, ale chitynowy pancerz okazał się nadzwyczaj twardy i wiele ciosów nie czyniło wrogowi krzywdy. Ten z kolei ani myślał uciekać, a jego masywne szczękoczułki z zabójczą precyzją sięgały oponentów. Co gorsza, by ich dosięgnąć kręcił się w kółko, przebiegając odnóżami; Eillif jęknęła głucho widząc jak jedno z nich zagłębia się w ciele nieprzytomnego Zaraźnika. Bestia krwawiła żółtawą cieczą, która mieszała się z posoką chłopaka i krwią rannych łowców. Gdy wreszcie potwór padł, podwijając pod siebie nogi, wszyscy dyszeli ciężko. Zielarka zaraz przypadła do Etroma, ale jedyne co mogła zrobić, to oporządzić go do pochówku. Przełykając łzy poskoczyła zająć się ciężkimi ranami Yarkissa, Rafaela i Jarleda, którzy wzięli na siebie główny ciężar walki. Zarówno wojownik jak i syn Petera czuli obezwładniającą słabość spowodowaną jadem pająka. Jedynie organizm Ralfiego obronił się przed trucizną, ale i chłopak ledwie trzymał się na nogach. Solmyr ogarnął wzrokiem pobojowisko, rozświetlane magicznym światłem bijącym nadal od ścierwa, po czym skoczył w korytarz, wyczuwając strach Sigrid, na który wcześniej nie mógł odpowiedzieć.
- Tu był jeszcze jeden... - dobiegło po chwili od wejścia. Pająk, który wcześniej umknął z pola walki (a był to ten sam, gdyż z odwłoka wystawała mu etromowa strzała) wytchnął z któregoś korytarza i zaszedł grupę od tyłu. Na szczęście gobliny poradziły sobie z rannym przeciwnikiem i były z siebie bardzo dumne. Ludzie nie podzielali ich entuzjazmu - zwycięstwo okupione śmiercią i ciężkimi ranami nie przynosiło satysfakcji.
 
Sayane jest offline