Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-07-2012, 23:17   #1
Eyriashka
 
Eyriashka's Avatar
 
Reputacja: 1 Eyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumny
[Kryminał] Ziarnko do ziarnka

- 911, słucham?
- Ja... bo ja... mój sąsiad nie żyje.
- Czy jest pani pewna? Czy przysła...
- Nie ma głowy!
- Rozumiem. Proszę podać swoje imię i nazwisko oraz adres i nie odchodzić do momentu przyjazdu policji.
- Amanda Young. 1577 Unionport road, Bronx.



Pierwsze sygnały rozbrzmiały 7 minut później, a po godzinie byli tam już wszyscy. Niektórzy z uprzywilejowanymi odznakami proszali się swobodnie po miejscu zbrodni, inni utknęli po drugiej stronie żółtej taśmy zmuszeni albo do kombinowania albo do poprzestaniu na obserwacji.

* * *

Wysoki mężczyzna przechadzał się po mieszkaniu Charlesa Brooksa - medium, jak informowała wszystkich grawerowana tabliczka na drzwiach. Nerwowo potarł lateksowe rękawiczki kończąc kolejne okrążenie po pokoju. Podczas, gdy większość mundurowych wierciła się w okolicy ciała, a co za tym idzie i kuchni, Ethan Blake kroczył jak wściekły tygrys po pokoju. To mieszkanie było trochę jak żart, pstryczek wymierzony prosto w nos. Szklane kule, błyszczący “wróżkowy” proszek zamknięty w szczelnych fiolkach. I ten zapach... nie do zidentyfikowania, nie do porównania z czymkolwiek co znał. Słodki, kwiecisty i przede wszystkim irytujący.

Gościu naprawdę wierzył, że jest jakimś... czarodziejem. Nonsens.

Gdyby John Brown wysiliłby się na napisanie choć jednego dobrego raportu to Ethanowi ułatwiłoby pracę. Jednak agent Brown choć był wybitnym śledczym wolał swoje przemyślenia przechowywać ukryte w głębi czaszki. Żadnych rysów psychologicznych ofiar, żadnych wskazówek. Ot suche fakty. Aktualnie Blake był w stanie przypomnieć sobie tylko jedną “mniej normalną” ofiarę - kobietę, Gillian Jakaśtam w której mieszkaniu znaleziono, a właściwie nie znaleziono, pomieszczenia pozbawionego sexzabawek. Ethan widział zdjęcia garderoby...

Zapach był wyraźniejszy przy jednej z półek. Pociągając nosem wreszcie odnalazł to czego szukał. Album w skórzanej oprawie. Otworzył go, to był zielnik. Zasuszone kwiaty i zioła zaatakowały swymi woniami nozdrza Ethana. Każdy okaz był starannie opisany. Zielonym tuszem, pochyłym pismem literami nieznanego języka.

Świr...

Gdy nagle poczuł na sobie wzrok kogoś stojącego w drzwiach.

* * *

Z jednego z nieoznakowanych samochodów policyjnych wyszedł młody, na oko nawet niemający 21 lat chłopak. Ciemne okulary utrudniały dokładniejszą ocenę rysów czarnej twarzy jednak poły płaszcza nie były w stanie ukryć wąskich, niemal chłopięcych, ramion, ani nie dodawały też centrymetrów wzrostu. Carl Fiath po raz pierwszy widział tylu ludzi na raz. Przemknął wzrokiem po gapiach. Wielokolorowy tłum. Bah, nic ciekawego. Zdecydowanie wnętrze mieszkania powinno się okazać ciekawsze. I tu się nie pomylił. Kilku oficerów szybkimi nerwowymi ruchami pędzelków obsypywało mieszkanie srebrzystym proszkiem.

Nie odzywając się chłopak zatrzymał się przyglądając się zdjęciom wiszącym w korytarzu. Pierwsze z nich przedstawiało bajecznie zielony las, o barwach niemożliwych do znalezienia. “Photoshop” jak rzucił jakiś dobroduszny gliniarz - nie żeby to Carlowi mówiło cokolwiek. Drugie zdjęcie przedstawiało błękitną rzekę. Kąpały się w niej roznegliżowane kobiety i ta sama czarna sylwetka. Kolejna - łąka o jaskrawożółtych kwiatach sięgających do połowy łydki czarnej postaci przybierającej dumną pozę zdobywcy świata. Carl zatrzymał się. Te kwiaty, wyglądały niemal jakby tuliły się do łydek tej postaci. Chłopak przybliżył nos tak blisko, że niemal dotknął szkiełka ramki. To nie było złudzenie, one rzeczywiście się tuliły. Z pobożnym uśmiechem nachylały się ku jego kostkom. Fiath powrócił do wcześniejszego zdjęcia - kobiety. Na ich łopatkach lśniły ledwo zauważalne rozjaśnienia kształtujące się w skrzydła...

Ruszył szukać kolejnych niesamowitości na pozostałych zdjęciach, aż wreszcie doszedł do pokoju w którym jeden z agentów właśnie otwierał księgę. Zapach... był nadzwyczajny. Carl był pewien dwóch rzeczy. Pierwszej, że nigdy takiego nie czuł, drugi, że trudno będzie go zapomnieć.

* * *

Jedna z nielicznych znajdujących się w kuchni policjantek pracowała w ciszy. Stała na uboczu i merdała pędzelkiem co chwila łapiąc się na tym, że znowu nie uważa. Od kiedy tylko tutaj przyjechała miała od razu złe przeczucia. To był teren. Czyjś teren. Cała ulica nie należała do niej, bo ktoś (lub coś) przywłaszczyło sobie tę ulicę. Z każdym oddechem czuła jakby oddychała nieswoim powietrzem, a włoski na rękach stawały dęba. W takich warunkach nikt nie mógł zarzucić biuściastej kobiecie, że wyłącza myślenie. Ponadto, Rada Black nie przepadała za bezsensownymi zajęciami, a przecież morderca przyszedł zabić tego tu oto trupa. W swoim wieloletnim doświadczeniu nie spotkała się jeszcze ze sprawą w której złodziej... ukradłby głowę. Prawdę powiedziawszy nie sądziła, by morderca macał cokolwiek tutaj.

Nagle przez delikatny kark przeszedł niemal bolesny dreszcz. Raptownie spojrzała w stronę korytarza. Coś bardzo źle pachnącego właśnie tamtędy przeszło. Już miała iść i sprawdzić co to, jednak do kuchni wszedł inspektor Davis. To nie był najlepszy moment na pogoń za czymkolwiek-to-było. Jeżeli ma się dowiedzieć szybko i sprawnie czegoś o ciele, to to jest dobra chwila.
Na ten widok koroner, który do tej pory wydawał z siebie naprzemiennie ponure “mhm” i “hmm” podniósł wzrok.

- Nic nowego - powiedział z niesmakiem ukazując nadzwyczaj wielkie siekacze.
- Wątroba?
- Tak. Jak zwykle bardzo precyzyjny cios. Nie ma wątpliwości, to twój morderca.

Rada po raz pierwszy słyszała tę rewelację. Raporty do jakich miała dojście były w wersji cyfrowej. I... to było ich najlepsze zabezpieczenie przed wścibskimi paluszkami ślicznotki. Jednak teraz, aż obejrzała się. Zauważyła dekapitację, ale... wątroba? Każdy kto miał choć trochę wiedzy na temat świata pozaludzkiego wiedział, że wątroba jest narządem przechowującym ładunek magiczny. Ktoś chciał... uwolnić magię tego człowieka? Czy raczej "człowieka"? Nie czuła by był kimś specjalnym, jednak... jakby się tak przyjrzeć dokładniej...

Inspektor musiał wyczuć ciekawskie spojrzenie podkreślone przekrzywioną w zamyśleniu głową i nagły bezruch pędzelka pani oficer.
 
__________________
Life is a bitch. Sometimes I think it even might be a redhead with a bad case of short temper.

Ostatnio edytowane przez Eyriashka : 09-07-2012 o 21:50.
Eyriashka jest offline