Blacker słyszał jakieś szmery na korytarzu, ktoś z kimś rozmawiał. Słyszał też oddech kogoś, z komnaty obok, stojącego na korytarzu. Nie przejmował się tym. Uniusł dłoń i wypowiedział słowo - garjzla
Niewielkie światełko zawisło nad łóżkiem, oświetlając komnatę. Na stole leżał miecz, średniej jakości, ale jednak. Obok miecza ułożony był łuk dębowy, wyśpiewany jeszcze przez jego matkę. Blacker uśmiechnął się do siebie. Była świetną śpiewaczką, potrafiła wyśpiewać prawie wszystko, a ten łuk to było jej ostatnie dzieło, zanim zabiły jąKulle. Ojca nigdy nie poznał, znał tylko jego imię, ponoć zginął przed narodzeniem. Blacker nigdy nie drążył tej historii, gdyż przy każdym wspomnieniu o nim w oczach matki szkliły się łzy. Pamiętał, jak po śmierci matki zabrał swój płaszcz, miecz i łuk i jak wyruszył w podróż. Jak badał strukturę czasu, jak o mało tych badań nie przypłacił tego życiem. Narastająca pogarda do reszty elfów, lekceważenie ludzi ,w końcu odcięcie się od świata w samotni i studiowanie własnego umysłu. Blacker uwolnił magię, światło zgasło. Oparł się w milczeniu o ścianę i zagłębił w rozmyślaniach
__________________ Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett |