Szybka, męska decyzja. Zatrzymać się, przyśpieszyć licząc na to, że uda się przemknąć czy wyskoczyć i liczyć na to, że się nie rozwali przy lądowaniu?
Pierwsza opcja odpadała. Nie mógł pozwolić, by ta ruda szmata go dogoniła. Pewnie i tak potem udałoby się mu go wyprzedzić, ale... Gotów był zaryzykować trzecią opcję dla samej miny Rudego. Druga stanowczo odpadała, za duże szanse na to, by zostać wprasowanym w asfalt. A więc trójka.
Tir i rampa. Skok wiary, kurwa.
Czy jestem dostatecznie pojebany?
To pytanie zadawał sobie praktycznie codziennie. Andrew robił wiele naprawdę dziwnych rzeczy, których inni ludzie po prostu by się bali. A on nie miał żadnych oporów...
Nie, nie był odważny. Po prostu stracił sens życia. Gdyby miał po co żyć pewnie bardziej by się o siebie martwił. Ale sam uważał, że już dawno powinien był zginąć... Jego ciało jeszcze żyło, ale dusza umarła.
Prochy, adrenalina i dzika jazda na motorze - to mu pozwalało oszukać śmierć. Gdyby nie to już pewnie dawno palnąłby sobie w łeb.
Dlatego właśnie zawsze odpowiedź na to pytanie brzmiała "tak".
Był dostatecznie pojebany.
Jeśli ktoś by robił ranking takich ludzi zapewne byłby w pierwszej dziesiątce.
Zamiast więc zwolnić na czerwonym świetle on tylko przyśpieszył. Nawet nie zmienił pasa. Wjechał prosto na rampę podjazdową tira, by przeskoczyć nad skrzyżowaniem...
Lot. Wydał z siebie głośny okrzyk radości. Tak głośno, że pewnie nawet Rudy usłyszał. Możliwe, że ostatni okrzyk w swym krótkim życiu. Ale nie żałował. To było naprawdę coś zajebistego...
Chętnie powtórzyłby to raz jeszcze. O ile nie rozbije się przy lądowaniu.
Lądowanie było w końcu najgorsze. Zdarzyło mu się parę razy skakać na motorze, ale nigdy nie w takiej sytuacji. Oby tylko Carmen (bo tak nazywał swój motor) podołała...
A jeśli nie... Cóż, śmierć na motocyklu była chyba odpowiednią śmiercią dla nomada? |