Wzrok wciąż nie wrócił do swojego normalnego stanu. Obraz był rozmazany i wydawało się, że cały świat znajduje się za grubą szybą. Zamknął oczy. W głowie wciąż mu huczało, a w ustach czuł mocno gorzki posmak. Lecz sytuacja stawała się coraz bardziej stabilna. Jeszcze parę sekund i będzie mógł działać. Nie był pewny, ale w tym momencie jego, już raczej były, szef zajmuje się młodym najemnikiem, którego imienia Yngvar nie pamiętał. Muszę się streszczać. Ten młody nie wyglądał mi na twardziela. W przeciwieństwie do tego parszywego zdrajcy – pomyślał. Wiedział, że to przeciwnik jest w tym starciu faworytem. Najwyraźniej był wspólnikiem lub podwładnym czarownicy i dzięki temu posiadł tą diabelską umiejętność panowania nad ogniem. Mógłby zaryzykować i spróbować zaatakować go w konwencjonalny sposób. Jednak rycerz mógłby strzelić go swoim biczem podczas pokonywania odległości jaka ich dzieliła. Ta opcja jest zbyt ryzykowna, więc odpada. Najemnik chciał zaskoczyć przeciwnika i postawić wszystko na jedną kartę. No prawie wszystko bo zostałyby mu jeszcze gołe pięści. Ostatnim razem, gdy tego próbował, a działo się to podczas rozróby w karczmie, parę osób na stale pożegnało się ze swoimi kończynami i życiem. Teraz! – pomyślał niemal krzycząc w myślach. Otworzył oczy. Teraz widział wszystko znacznie lepiej. Podniósł najpierw swój topór, potem siebie i zamachnął się swoją bronią . Topór opuścił jego dłonie i z całą siłą jaką przekazały mu mięśnie ramienia i grzbietu Yngvara pomknął w kierunku Ser Coriaga tr'Estyna. |