Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-07-2012, 13:36   #64
Issander
 
Issander's Avatar
 
Reputacja: 1 Issander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodze
Oczy Hono zapłonęły gniewem. Można było tylko zgadywać, że raniony i być może pokonany szykuje się do uwolnienia całej mocy, jaką tylko jest w stanie w chwili obecnej uwolnić... Lecz w tym momencie wszystkie płomienie zniknęły. Okolicę zalała lodowata woda zbierana przez Gelida, choć tylko Ankarian był na tyle blisko, żeby robiło to jakąś różnicę - reszta i tak była przemoczona przez ulewę.

- Dość! - Rozległ się krzyk od strony wozów. Właściciel głosu był ten sam, co zeszłego wieczora na rynku Littlewall. - Czy wyście poszaleli?! Ile macie lat?! Pięć, osiem? Zabijać się z powodu obrazy? No i co mam teraz zrobić, kazać wam się pogodzić, jak matka dzieciom, które pobiły się o kawałek słodkiego ciasta?! Czy naprawdę wszyscy zaklinacze są tak nieodpowiedzialni i magowie dobrze czynią, polując na was i wykorzystując wasze umiejętności do własnych celów?!

Naokoło uderzyły setki piorunów. Było to niesamowite uczucie - stać wewnątrz kręgu składającego się z błyskawic ze wszystkich stron. Dodało to mocy słowom maga. Najwyraźniej ognie Hono dostarczyły ogromnej ilości energii do zaklęcia maga.

- Niech ktoś jeszcze rozdzieli mi tą dwójkę! - mag pokazał na kotłujących się Alnina i Vernona. - Mamy już jednego trupa dzisiaj i nie potrzeba nam więcej!

Riskan stał tak, patrząc w oczy śmierci, otoczony przez ogień. Bardzo bolesnej śmierci. Nie wiedział co robić, czuł się jak zaszczute zwierzę w trakcie pożaru, niemające dokąd uciec. Wtedy wszystko zniknęło i na nowo moknął w ulewie. Kiedy zorientował się, co zaszło i wysłuchał słów maga, wiedział, że ten właśnie uratował mu życie.


Nożownik kotłował się na ziemi z Bliznowatym. Mimo efektu zaskoczenia, postaci przeszły w zwarcie i lekkie cięcie w wierzch dłoni nie sprawiło, jak spodziewał się Vernon, że najemnik wypuści miecz z ręki.
„Koniec zabawy.”
Z zębami zaciśniętymi ze złości Vernon starał się przytrzymać ręcę najemnika tak by nie zasłaniały twarzy i całą siłą jaką był w stanie w sobie zebrać, przyłożył się do uderzenia głową w twarz najemnika.
Miał nadzieję, że to odbierze wystarczająco dużo ochoty najemnikowi do dalszej walki i choć na kilka godzin możliwość artykułowanej mowy.


Hono schował miecz z powrotem do postaci laski, następnie spokojnie wyrwał oba noże z ran.
- Magu, do tej pory ja starałem się ich zaledwie delikatnie przypiec. By nauczyć ich szacunku do starszych. Jeśli prawdziwie chciałbym ich zabić, już by nie żyli. Jak również wszyscy członkowie tej karawany. Wliczając ciebie. - Usiadł na ziemi, dalej patrząc na maga. - Zostałem obrażony. Bardzo. Pokazałem jarmarczną sztuczkę o żałosnej mocy, jaką było podpalenie tych drzew. Zarządałem przeprosin. W zamian zostałem obrażony bardziej, i zaatakowany. - spojrzał po reszcie grupy. - Nawiasem mówiąc, jeśli komuś przychodzi do głowy by zaatakować mnie i zabić teraz, gdy jestem osłabiony, proponowałbym to przemyśleć. Jeśli zobaczę podejrzany ruch z waszej strony, zabiję was wszystkich. - jego oczy z powrotem skierowały się na maga. - Chcesz bym wybaczył im wszystkim. Postaraj się lepiej ze swoją argumentacją. - jego oczy zapłonęły - “Żywe wcielenie zemsty” to nie figura retoryczna. Jestem awatarem boga płomieni i zemsty, Valermosa. Jesteśmy praktycznie jedną osobą. Jego myśli są moimi, moje są jego. Wiesz jak trudno jest wybaczać będąc bogiem zemsty? - po wygłoszeniu swojego monologu, staruszek siedzi, i czeka na argumenty, starając się ignorować niewiarygodne pragnienie by po prostu spalić ich wszystkich jak stoją.

No cóż mogło być gorzej, myślał Riskan.-Mam cholerne szczęście że ten mag zainterweniował, bo bym był smarzonym kotletem-Powiedział po cichu Riskan licząc swoje poparzenia.-Z drugiej strony Vernonowi udało się zaskoczyć tego szurniętego najemnika-ucieszył się.
Popatrzył na wychodzących z kryjówki kuszników-No właśnie idzie wsparcie,szkoda że tak późno-stwierdził i podszedł do konia, wyciągnął bukłak z wodą i pociągnąl kilka zdrowych łyków.
Znowu rozejrzał się.Widok nie był zadowalający:Staruszek siedzi jakby nigdy nic i prawi kazanie, grożąc wszystkim na około, mag uczy wszystkich rozumu i niszczy jedyny plus tej sytuacji czyli
atak na najemnika.-Zaraza-zaklnął i dodał jeszcze kilka szpnetych przekleństw.
-Dołożyć do tego jeszcze deszcz zaraz po ognistej burzy oraz potwora w puszczy to mamy dramat doskonały do teatru, tylko szkoda że ja biorę w nim udział-zakończył swój monolog i splunął w stronę starca.

Ankarian od samego początku wiedział, że to tak się skończy. Chociaż w pewnym momencie zwątpił, ale nie trwało to długo. Bywał w gorszych sytuacjach i radził sobie z nimi. Wziął kilka głębszych oddechów, aby adrenalina spowodowana walką opadła i ruszył w stronę starucha.
- Idę po noże. nie mam zamiaru ich tu zostawiać - uniósł rękę, aby pokazać, że nie ma zamiaru nic więcej zrobić. Podniósł oba ostrza leżące na ziemi. Jeden z nich schował pod płaszcz na jego miejsce. Jednak na drugim zacisnął dłoń i doskoczył do starucha, mając zamiar wbić w niego ostrze i raz na zawsze rozwiązać ten cholerny problem. To nie miało prawa się nie udać. Piroman był ranny, do tego jeszcze zajął się rozmową z innym starcem, a atak został przeprowadzony niespodziewanie przez mistrza w swoim fachu.

Nie udało jej się, Arabella nie była w stanie w żaden sposób wpłynąć na walkę, z konieczności pozostała bierną obserwatorką. Yerban zainterweniował, zdawało się że konflikt przygasa, ale tylko się zdawało. Napatrzyła się już dość by wiedzieć, że to nie może się tak po prostu skończyć, wszystko zaszło już za daleko, ktoś musiał zginąć, nie miała już ochoty brać w tym udziału. Podeszła do wozu by wygrzebać pokaźny i dość nieforemny pakunek, który stanowił cały jej dobytek, zabrała go i wpakowała na niespokojnego konia, po czym zamierzała go dosiąść i ruszyć przed siebie. Wyprzedzi karawanę, dotrze w jakieś cywilizowane rejony i tam poczeka na tych którzy przeżyją. To co grasowało w lesie i zabiło kusznika na pewno było już daleko, daleko stąd, zresztą jakie mogło stanowić zagrożenie w porównaniu z tym, które zostawiała za sobą? Raczej żadne.

Czuł złość. Nieludzko wyrywała się z jego wnętrza. Był na skraju spotkania się z tym czymś. Głos w jego głowie krzyczał aby dążył do owego spotkania. Czy mógł mu się oprzeć? Po tym co dziś przeszedł, po zdradzieckim zajściu go od tyłu przez dwóch napastników.
Krzyk był nie do zniesienia. W międzyczasie kotłowaniny dawało to wybuchową mieszankę. Siła, która wydzierała się z niego nie była jego własnością. Jednakże mogła dać zwycięstwo. Zwłaszcza, iż nadal dzierżył sztylet w jednej i miecz w drugiej dłoni. W mgnieniu oka odrzucił duże ostrze. Czyżby dążył do honorowej walki?
Dostając potężny impuls od drugiego ja zrobił to co tylko mógł w danej chwili. Obydwaj mieli zajęte dłonie. To, iż próbował wyrwać swą rękę dzierżącą sztylet i zadać sztych to jedno. Większe skupił na tym by zadać cios głową, w twarz przeciwnika.


Hono zaczął mówić, lecz w połowie przerwał mu atak kaszlu. Czyżby rany były silniejsze, niż myślał? Spojrzał na nie. Upływ krwi był spory, Hono wątpił, żeby ostrza uszkodził tętnice, ale wyszarpywanie ich nie było najlepszym pomysłem, jeżeli miał zamiar podejmować jeszcze jakieś akcje poza opatrywaniem ran - gdyby zostawił je na miejscu, powstrzymywałyby krwotok.

Ankarian wykorzystał ten moment. Znał się na tym, w tym momencie starzec był bezbronny. Rzucił się na niego z nożem... i po chwili leżał w krzakach kilka metrów dalej, powoli dochodząc do siebie.

- Powiedziałem, dość tego! - krzyknął jeszcze raz Yerban. Najwyraźniej ognie Hono dostarczyły więcej energii do jego zaklęć, niż wykorzystał do tej pory. Błyskawica uderzyła pomiędzy Honem a Ankarianem w momencie jego skoku. Hono też został odrzucony, ale leżał na ziemi, więc po prostu się trochę przeturlał - mimo to jego rany zabolały o wiele bardziej niż do tej pory no i mogło do nich dostać się błoto. Tym bardziej powinien skupić się na oczyszczeniu i opatrzeniu ich.

Uderzenie błyskawicy miało też inny efekt. Zwierzęta były już teraz nerwowe po wcześniejszych magicznych pokazach, lecz stały do nich tyłem i nie widziały większości z nich. Teraz, gdy grzmot rozległ się tak blisko, poderwały się. Woły były zaprzęgnięte do wozów, więc nie miały jak uciec, z końmi sprawa wyglądała inaczej. Wszystkie pomknęły przed siebie łącznie z tym, na który właśnie wsiadała Arabella. Kobieta wylądowała plecami w błocie.

Chciała ich zostawić samym sobie, ale nawet to jej się nie udało. Dlaczego u licha musieli ciskać piorunami? Nigdy się nie opamiętają? Mogliby się już pozabijać i wreszcie byłby spokój! Z plaśnięciem spadła na rozmiękłą drogę, a jej koń z jej bagażem pognał przed siebie. ”Oczywiście mogło być gorzej.”- próbowała się pocieszyć zbierając się z błota, by pognać w ślad za swoim wierzchowcem.
-Stój! Stój ty durna szkapo!- wołała za nim, ale ten chyba nie rozumiał, albo też nie chciał jej słuchać.

Vernonowi udało się złapać Alnina za ręce i uderzyć go głową w nos. Zabolało. Zapewne gdyby Alnin był “sam” zamroczyłoby go, ale zamiast tego poczuł nagły napływ wściekłości pochodzący od demona. I nie pozostał dłużny. Szarpnął się i odwdzięczył się Vernonowi pięknym za nadobne - również uderzył go głową w nos.

Vernon złapał się za twarz i Alnin wykorzystał ten moment, żeby się oswobodzić, ale wtedy i on poczuł z pełną mocą efekty uderzenia, gdyż nagła siła, którą zapewnił mu demon odpłynęła. Obydwaj na moment przestali skupiać się na przeciwniku, odsuwając się od siebie.

- Tak czy inaczej - rzucił jeszcze Yerban - noc się zbliża, a w tym stanie i w tej pogodzie nie mamy szans gdziekolwiek dotrzeć. Musimy rozbić obóz i sprawdzić, co się dokładnie stało z tamtym nieszczęśnikiem... Trzeba go też będzie pochować, a nie zostawić ciało na pastwę losu i padlinożerców, nie sądzicie? No dalej, na co czekacie, pomóżcie woźnicom, oni już zaczęli to robić!


Takiego obrotu sprawy się nie spodziewał.
Kolejny zaklinacz, tyle że ten miał wspomaganie fizyczne od swojego astrala.
„Trzeba przyznać, ma pierdolnięcie. Ale i tak słabo, jak na kogoś wspomaganego.”
Nożownik kilka kroków dalej dotykał delikatnie swojego nosa częściowo zakrytego pod chustą. Bolał, ale nie był złamany.
Jednak cały ten ból warty był swojej ceny, patrząc na cierpiącego z bólu Bliznowatego. Nie połamał mu nic na twarzy, ale widać, że bolało go bardziej dotkliwie.
„A żeby Cię bolało do usranej śmierci tępy skurwysynu.” Przeklął go w myślach.
Wciągnał powietrze nozdrzami kilka razy, żeby sprawdzić drożność po czym wycofał się i przystanął przy Riskanie. Poklepał po ramieniu kusznika i bez słowa ruszył na tył karawany po swoje rzeczy.
Razem ze swoją torbą poszedł pomagać przy symbolicznym pogrzebie kusznika na tej popalonej ziemi.


Dzień najwidoczniej nie należał do najlepszych. Ciężko było stwierdzić by w jakimś stopniu w ogóle był dobry albo chociażby przeciętny. Był stanowczo za stary na takie zabawy. Niestety dopiero teraz stwierdził to świadomie. Ból, nadwyrężenia i cholerne zmęczenie.
Nawet korzystanie ze swoich wyjątkowych atutów było ciężkie z niewiadomego powodu. Rzecz jasna pod tą postacią. Cóż, nie ma się co dziwić. Co takiego można zdziałać w starej i pomarszczonej skorupie. Na szczęście nie tak starczej jak ten ognisty furiant.
Twarz emanowała wyjątkowo silnym ból. Pocieszać mógł jedynie fakt, iż jego przeciwnik z pewnością musiał znosić poważniejsze katusze. Zaśmiał się na widok odchodzącego mężczyzny, choć zrobił to wyjątkowo słabo zważywszy na wcześniejsze wybuchy pogardy.
Podniósł swój miecz przeklinając dziwne uczucie w krzyżu. Schował każde z ostrzy z myślą, że po jakimś czasie znów ich użyje. Wszystko zależało od losu, czy coś ich znów zaatakuje, a on będzie zmuszony się bronić czy sam nie wytrzyma presji i zaatakuje pierwszy, nowy cel.
Rozmasowywując twarz oddalił się od karawany. Jakby dopiero teraz przypomniał sobie o pewnej sprawie, którą miał załatwić jeszcze przed walką. Nie śpiesząc się poszedł w las by ulżyć pęcherzowi. Nie planował prędko wracać. Wybrał nieopodal dogodne drzewo, nie dotknięte wężowymi czy innymi płomieniami, pod którym było wyjątkowo sucho. Było i również dosyć wygodnie. Na tyle by właśnie tam odpocząć, obserwując w międzyczasie śmiesznie uwijających
się ludzików.

Ankarian podniósł się powoli, nawet nie wiedząc o końca, co się stało. Ten piorun nieźle go przymroczył, chociaż zawsze mogło być gorzej. Rozejrzał się dookoła, aby sprawdzić, co się jeszcze działo. Wyglądało, że na razie sytuacja się unormowała. Pytanie tylko, na jak długo. Mężczyzna nie zaprzątał sobie teraz tym głowy. Zrobił kilka kroków, tym razem niepewnych i gdy poczuł się pewniej, odszukał wzrokiem osobnika, który go interesował. Znalazł go odchodzącego w las w celu, którego można się było domyślić. Udał się bez pośpiechu w jego kierunku, zatrzymując się w odległości jakichś trzech metrów.
- Żeby trafić na kogoś takiego właśnie teraz - powiedział po chwili, oczekując jego reakcji.

Hono wstał powoli z ziemi, krzywiąc się z bólu.
- Wygląda na to że zawdzięczam ci życie, magu. Tego, muszę przyznać, się nie spodziewałem.
Odszedł, delikatnie utykając, od reszty by opatrzeć swoje rany, i przemyśleć całą sytuację. A miał wiele rzeczy które zaprzątały jego uwagę.

Riskan dopiero teraz zdawał sobie sprawę co się stało. Ankarian prawie dopadł tego szurniętego staruszka kiedy ten mag mu przeszkodził.
Najgorsze jednak było to że Vernonowi nie udało się dopaść Alnina którego Riskan z każdą godziną coraz bardziej nienawidził.
-Świetnie, zaraza świetnie.Wsadzę tą błyskawicę temu magowi w rzyć!-Klnął Riskan uganiając się za koniem którego wystraszyła błyskawica.
-Niech i zaraza pochłonie, niech ich szelmy jedne psy zjedzą,zaraza-przeklinał na maga i głupiego starca po 15 minutach uganiania się za koniem.-Vernon! Pomóż mi tu z koniem!
Nożownik usłyszał krzyk Riskana za swoimi plecami, gdy akurat pomagał składać ciało kusznika do płytko wykopanej dziury w ziemi.
Pokłonił się nisko zmarłemu, wyszeptał coś w nieznanym języku do nieba. I kłaniając się jeszcze raz, pobiegł pomagać w łapaniu wierchowca swojemu niedoszłemu towarzyszowi broni.
-Prrrrr Basia! Spokojnie! Nic Ci już nie grozi.
Próbowali opanować zwierzę, lecz było to trudne.
Szkoda też, że sam nie wierzył w swoje słowa.
Gelid delikatnie schował ostrze do pochwy. Popatrzył na wszystkich, po czym powiedział jak gdyby nic się nie stało.
-Schowajcie zabawki, ja idę się dowiedzieć kiedy dotrzemy do Highmarket.
Białowłosego nie obchodziło zachowanie starca władającego płomienia. Jego jedynym celem było spotkanie się ze swoim nauczycielem.
 
Issander jest offline