W ustach czuł smak krwi. Chyba przygryzł sobie język. - Ja pierdolę - warknął przez zęby nomad, podsumowując całą sytuację.
Z logicznego punktu widzenia przeskoczenie pasa było niemożliwe. Ale on nie był logiczny, sądził, że się uda i miało się udać!
Niestety, nie zawsze wychodziło tak jak chciał. Efektem był zdarty lakier i urwane lusterko (no i parę otarć, ale kto by się tym przejmował?). Przynajmniej tak to wyglądało z zewnątrz, miał nadzieję, że Carmen nie miała żadnych uszkodzeń wewnętrznych.
Asfalt był zadziwiająco wygodny, nie chciało mu się wstawać. Ale musiał. Podniósł się z jękiem. Adrenalina przestawała działać i bolała go chyba każda część ciała. Z policzka i zdartego boku lała się krew.
A miał jeszcze wyścig do wygrania!
Na twarzy Andrewa pojawił się krzywy uśmieszek, gdy pomyślał o wyścigu: "- Ta ruda cipa pewnie jeszcze stoi na czerwonym. A może nawet w ogóle nie przejedzie po tej kraksie którą wywołałem."
Obejrzał się za siebie. Zniszczenia rzeczywiście były znaczne, wywołał sporo zamieszania. Ciekawe co będą pisać o tym w gazetach?
"To ptak! Nie, to samolot! Nie, to szalony motocyklista!" - Było warto, kurwa. Było warto - mruknął pod nosem, jakby próbując o tym przekonać samego siebie.
Podszedł do swojej Carmen, podniósł ją delikatnie, usiadł na niej i spróbował ją odpalić. Udało się za pierwszym razem. Odetchnął z ulgą.
Teraz mógł wrócić do wyścigu. Wygra.
A jeśli nie... to i tak wygra. Miał plan, specjalnie na taką okazję.
Dodał gazu i obejrzał się za siebie. |