Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-07-2012, 08:09   #30
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Harpia. Ladacznica.
Każdy mięsień w drobnym ciałku Marjolaine napiął się, a włosy prawie zjeżyły po odkryciu intrygi swej kochanej maman. Zdołała swą z wolna narastającą wściekłość ukryć przed spojrzeniami reszty gości, ale na pewno nie umknęło to Maurowi, którego rękę ścisnęła mocno i kurczowo. Z targającego jej drobnym ciałkiem wzburzenia, to oczywiste. Ale także z egoistycznego, jakże godnego rozpieszczonej panieneczki odruchu chwytania się swojej własności, gdy coś grozi jej odebraniu. A Gilbert d'Eon był właśnie jej własnością, czy tego chciał czy nie i czy ona chciała się do tego przyznać, pomimo niedawnych chęci wyrzucenia go ze swego dworku. I życia.

Pojawienie się tej.. tej.. krowy, tej.. lafiryndy, która gościła w sobie już znaczną część męskiej arystokracji ( i zapewne nie tylko jej, baronowa nie wydawała się być najbardziej wybredną z przedstawicielek płci pięknej ), obudziło w Marjolaine wiele emocji, równie ognistych co tamte towarzyszące ich kłótni. Teraz jednak gniew gotujący się w tej porcelanowej laleczce nie był skierowany na narzeczonego. A i źródło swe miał całkiem gdzie indziej, we wręcz dojnych piersiach wylewających się z ram dekoltu i zachowaniu godnym zwykłej wywłoki miast damy goszczącej na balu.

Oh, hrabianka wiedziała dobrze, że nie może sobie pozwolić na wybuch i sceny rodem ze swego ogrodu. Mimo wszystko potrafiła się zachować, nawet w obliczu.. takiego łajdactwa, które wprawiało jej krew we wrzenie, próbowało wyrwać krzyki z krtani i podsuwało wizje rozszarpania tej.. tej.. tej putain na kawałeczki! Ale do takich czynów było daleko. Wszak nie przepadała za brudzeniem się, a madame d‘Poitou nie sprawiała wrażenia osoby wpasowującej się w wymagania estetyczne panienki.

-Mam pomysł, acz.. chyba Ci nie ufam wystarczająco Twemu.. zainteresowaniu moją osobą, by z niego skorzystaćMarjolaine syknęła w odpowiedzi cichutko, gdy tamta kobieta była jeszcze wystarczająco daleko i młodzi narzeczeni mogli sobie pozwolić na krótką pogawędkę przed bitwą. Nie spoglądała na intruza, ni jednym wyraźniejszym zerknięciem nie zdradziła, że w ogóle zaobserwowała istnienie tamtej. Zaledwie kącikiem oka lustrowała co i rusz sytuację, która wprawiała palce jej drugiej dłoni w silne zaciskanie się na smukłej nóżce kieliszka z winem. Zaś na sam uścisk mężczyzny, tak uspokajający przecie, nie zdążyła zareagować. Przez czerwoną mgiełkę złości zasnuwającą jej główkę zdołało się przebić zaskoczenie takim jego gestem, przez które nie zdążyła odczuć dodanej sobie otuchy.

-A i mógłbyś po prostu nie dać się jej uwieść, mój najdroższy – uśmiechnęła się przesłodko, jak gdyby ze swym ukochanym szczebiotała o czymś radośnie. I chociaż po takim czasie gorliwe odgrywania przed całym Paryżem zakochanej panieneczki powinna się już nauczyć miękkiego i ciepłego wypowiadania takich czułostek, to.. w tym szepcie zabrzmiała ironia, tak przecież dla niej naturalna. Tak samo jak wydymanie swych usteczek w naburmuszeniu, gdy to figlarnie przechyliła twarzyczkę ku ramieniu wybranka -Choć może Tobie wcale nie przeszkadzałby jej najazd i nie chcesz się przed nim bronić.
-Oui. Wszak to inna gra. Nie wypada odmawiać ciasta, gdy się je tak nachalnie otrzymuje. I tak słodkim się ono zdaje.- skomentował zbliżającą się kusicielkę Gilbert, ostrożnie przesuwając dłonią po ciele Marjolaine, by... bezczelnie chwycić ją za pośladek. Mocno i drapieżnie ugniatając go przez materiał sukni szeptał cicho.- Acz... Wątpiąc w moje zainteresowanie twoją osóbką obrażasz i siebie i mnie madame. W końcu tyle mnie kusiłaś, a ja... czyż nie dobitnie ci udowadniałem mej admiracji twoich wdzięków.
Gilbert nie przejmował się przy tym obecnością innych bywalców balu, wykorzystując fakt, że wszyscy wszak mieli go za lubieżnika i prostaka.- Pomijając już fakt, moja droga wspólniczko, że łączą nas interesy. I skoro nie chcesz, by mnie uwiodła, to nie uwiedzie... acz, za to poświęcenie wezmę zapłatę jaką będzie twój widok w negliżu, w twym ogrodzie.

-Poświęcenie.. - powtórzyła Marjolaine z wolna, a słówko to w kontekście wypowiedzianym przez Gilberta oraz tym samym o znaczeniu być może i nieco dopowiedzianym przez samą panieneczkę, zabolało ją dotkliwie. Tym bardziej, że wszak rana po jego „zdradzie” była jeszcze świeża i z łatwością mogła zostać rozdrapana. I właśnie to się stało. Trudno było zachować maskę szczęśliwe zakochanej panieneczki, gdy z ust swego narzeczonego słyszało się takie stwierdzenia. Trudno było panować nad swym spokojem, gdy najchętniej by się krzyczało i wyrywało ponownie z jego łapsk. Ale póki co jedyną oznaką zdenerwowania, jaka zdołała się przebić przez zdesperowaną grę Marjolaine, było zaszklenie się jej błękitnych oczek. Ze złości, oczywiście.
-Nie mam.. zamiaru.. Ci się.. sprzedawać – wyszeptała powoli, nie mogąc uwierzyć, że w ogóle jej hrabiowskie usteczka muszą wypowiadać taką oczywistość. Jednym, zbyt gwałtownym jak na siebie duszkiem opróżniła to co miała w kieliszku, a było tego nieco ponad połowę wina dotąd leniwie i mało chętnie sączonego. Był to też już drugi kieliszek wypity przez panieneczkę od rozpoczęcia balu, ale żaden jeszcze nie sprawił, że świat zaczął być przyjemniejszy. Wręcz przeciwnie, czuła się tak, jak gdyby sama było przeciwko wszystkiemu. Przeciwko maman, przeciwko Maurowi, przeciwko tej karykaturze kobiety o najlżejszych z obyczajów. Cóż, może zatem jedynie alkohol dodał jej zarozumiałości, bowiem dodała siląc się na obojętny ton -Jeśli to jest aż tak ciężkie, to idź sobie z nią. Wszak oboje jesteście siebie warci, przechodzeni przez całą Francję jak but noszony przez wszystkich.
-Non. Już wybrałem. I tego się trzymam.- mówiąc to Maur poruszył dłonią na pośladku szlachcianki. Trzymał się bowiem jej i to dosłownie. Szlachcic nachylił się i szepcząc muskał wargami jej ucho.- Łatwo jest ci mnie potępiać i moją rozwiązłość, non? Ale trudniej będzie, gdy zakosztujesz owocu, przed którym się wzbraniasz. Jest on słodki, słodszy od wszystkiego co smakowałaś w swym życiu. Więc nie dziw się, że i kobiety i mężczyźni zatracają się w tej słodyczy.
-Na nic Ci ta nadzieja, nigdy nie będę jak ta.. ta.. jak ona – hrabianka miała pełen wachlarz określeń jakimi mogła określić madame d‘Poitou i ani razu przy tym nie przeklinając.. ale wszak w przeciwieństwie do niej miała czystą, błękitną krew, której nie miała zamiaru kalać takim słownictwem padającym z usteczek -Ale maman i jej przyjaciółeczka oczekują skandalu, atrakcji i wrażeń. A przecież nie mogę ich zawieść, non? Zapewne wielce się nagłowiły nad całą intrygą. Byłoby żal, gdyby ich trud poszedł na marne.

Z troską na ustach, a złośliwym kaprysem w oczach Marjolaine zrobiła coś przynajmniej częściowo wbrew w sobie, lecz w pełni zgodnie z sytuacją i grą w jaką się wplątała. Wszak byli młodym narzeczeństwem, które dopiero niedawno zrzuciło ze swego związku okowy tajemnicy i w końcu mogło publicznie epatować czułością wobec siebie. A także oboje nie byli znani w arystokratycznym światku ze sztywnego trzymania się zasad dobrego wychowania, więc jakaś byle etykieta nijak nie przeszkadzała w wyraźnym rozkoszowaniu się swą bliskością na balu, który to zapewne wyrwał ich z rozpustnych pieleszy alkowy. Nie było to prawdą, ale panieneczka bardzo dobrze wiedziała jak sprawiać wrażenie.
Dlatego Marjolaine obróciła się ku mężczyźnie, by kierowana zakochaniem móc przytulić się swym ciałkiem do jego torsu. Suknia, która swym szkarłatem podkreślała jej kobiecość, kokardami zaś dziewczęcość, zaszeleściła głośno przy tym ruchu.






Wspięła się na palcach dłonie splatając za karkiem Maura i wcale nie ukrywając, ale wręcz eksponując jego lubieżny dotyk na swych pośladkach i prezentując, gdzie to mieściło się jej zainteresowanie baronową.
-Zatem skoro ta.. to tak Cię bardzo kusi, to możesz dać się pouwodzić. Trochę, by i ona i nasza gospodyni poczuły się pewne wygranej. Jednak tylko do momentu, gdy pragnąc złamać me serce będzie chciała zaciągnąć Cię do łoża. Wtedy, jeśli zdołasz zapanować nad swą zwierzęcą chucią.. porzucisz ją, by to mnie, a nie tamtą harpię porwać przy wszystkich do odosobnionego pokoju. Niech maman wie, jak to się przyczyniła do.. zbezczeszczenia swej córeczki – hrabianka spiskowała cicho, choć z boku wyglądało to jak zalotne szeptanie, prawie przekazywanie Gilbertowi słów w pocałunkach. I w trakcie przedstawiania swego planu uświadomiła sobie, że widnieje w nim pewna.. ważna nieścisłość. Przymarszczyła delikatnie brwi i dodała prędko -Czysto teoretycznie, oczywiście.
-Oui. Teoretycznie.- mruknął szlachcic, choć ton jego głosu zabrzmiał wyjątkowo podejrzanie. Uśmiech zrobił się na jego obliczu bardziej lubieżny, docisnął swą narzeczoną do siebie mówiąc.- Lecz wpierw niech wie ona, jak wysoko ustawiłaś poprzeczkę. Wszak nie wypada, bym łatwo jej uległ, non?

Usta Maura zbliżyły się do jej ust. Przycisnął swe wargi do jej warg, całując lubieżnie i z wprawą. Ani nie gwałtownie, ani nie drapieżnie. Zupełnie jakby rozkoszował się tą chwilą przeciągając pocałunek niemalże w nieskończoność. Drugą zaś dłonią ośmielił się wodzić po piersiach, dekolcie i szyi czyniąc tą sytuację wyjątkowo skandaliczną. O tak. O tym balu będzie się długo plotkowało. I o tym pocałunku też. I co najważniejsze, ta krowa również widziała tę chwilę namiętności. Gdyż kącikiem oka Marjolaine dojrzała, że “kusicielce” maman zrzedła minka.

Usta hrabianki drgnęły lekko unosząc się w uśmiechu. No przecież, że wbrew jej woli! Lepiej czuła się ze swoim sumieniem, gdy odpychała Maura, unikała jego pieszczot bądź zmuszała się do nich dla wyższego celu, miast gdy rozkoszowała się jego pocałunkami i dłońmi tak nieobyczajnie wędrującymi po swym ciele. I mogła sobie tłumaczyć, mydlić sobie samej oczka, że teraz „wyższym celem” tej jej uległości było zagranie na nosie baronowej, acz.. w głębi swego rozdartego ducha wiedziała, że odczuwana przyjemność niewiele miała wspólnego z dalszą grą aktorską. I że póki co był to najciekawszy element wieczoru.
Czymże jej były zaszokowane spojrzenia innych gości? O ile na balu wypełnionym ważnymi personami takie zachowanie byłoby z jej strony nie do pomyślenia, o tyle przy tych wszystkich wyleniałych pudlach i pudernicach nie miała zbytnich oporów. Szczególnie ci pierwsi mogli sobie popatrzeć, ci jej dawni adoratorzy niespełnieni, co to swymi tytułami i majątkami chcieli zaciągnąć naiwną młódkę do łoża.
Może nie tak umiejętnie jak narzeczony, ale Marjolaine oddawała pocałunki z pasją i pozwalała się dotykać przy wszystkich, a każde muśnięcie szyi palcami lub przesunięcie dłonią po piersiach skrytych pod gorsetem kwitowało jej ciało dreszczem. Raz nawet zdołał wyrwać z niej cięższe, zduszone czułością złączonych warg westchnienie.

Rozkosz nie mogła jednak trwać w nieskończoność, bowiem madame d‘Poitou poprawiwszy dekolt chrząknęła znacząco. To jednak nie zwróciło uwagi Maura, który zamiast tego zaczął ostentacyjnie pieścić językiem dekolt swej narzeczonej, wywołując przyspieszony oddech i szybsze bicie jej serca.
W końcu drugie chrząknięcie, głośne i nachalne oderwało usta Gilberta od skóry Marjolaine. Hrabianka rozejrzała się wokół i stwierdziła, że “przedstawienie” wywołało odpowiednią reakcję. Stare matrony zszokowane były tym lubieżnym aktem, niestosownym do miejsca i sytuacji. I od razu wzięły się za plotkowanie. Maman czekają więc jutro ciężkie chwile.
A konkurentka przedstawiła się podając dłoń szlachcicowi do ucałowania.- Chyba nas jeszcze nie przedstawiono baronowa, Régina d‘Poitou.
Zignorowała przy tym zupełnie Marjolaine, jakby rzucając jej wyzwanie. O czym zresztą mówiło jej spojrzenie. Wszak była doświadczoną uwodzicielką o piersiach dorodnej mleczarki. Z których zresztą była dumna, gdyż nie opadły wraz z wiekiem. Rzucała rękawicę hrabiance, wyraźnie stwierdzając dumną postawą, że zdobędzie jej narzeczonego.

Panienka wyrwana z tego osobistego świata rozkoszy jej i Gilberta przechyliła główkę, by móc łaskawym, rozkojarzonym spojrzeniem dostrzec intruza. I widok ten przywołał na jej urodziwą twarzyczkę nie małą konsternację, a im dłużej przyglądała się od stóp po głowę tej lafiryndzie, tym wyżej unosiła swe jasne brwi. Nie powiedziała tego, ale sama jej mimika zdradzała, że nie myśli o kobiecie najwyżej w kwestiach klasowych. Czy też obyczajowych. Dziwiła się wyraźnie, że komuś takiemu pozwolono wejść do posiadłości gospodyni. A tym bardziej, czemu jakaś wywłoka będąca przynajmniej o kilkanaście szczebli na drabinie społecznej niżej podawała dłoń jej narzeczonemu. Już miała to skomentować należycie dziwiąc się, że sproszono na swój byle ludzi wprost z ulicy, ale kolejna myśl zaświtała jej w główce. Wprawdzie nijak nie odnajdywała w niej odpowiedzi na tamtą zagwozdkę, jednak to zdawało się być bardziej prawdopodobne niż posiadanie przez baronową de Ligonnes przyjaciółek wśród ulicznic.

-Ah, służba. Magnifique – stwierdziła krótko hrabianka i dłoń w dalszym ciągu trzymającą już pusty kieliszek po winie zsunęła z karku swego narzeczonego. Zaś wyciągniętą w jego kierunku rękę tej krowy uznała za oczekiwanie na sposobność wykonania swej pracy. Dlatego Marjolaine nie czekając dłużej ofiarowała jej wyniośle kieliszek -Przynieś mi pełen. Vous partez.
Ostatnie słowa podkreśliła nonszalanckim poruszeniem dłonią w odpędzającym intruza geście, po czym zwróciła się do mężczyzny wywracając teatralnie oczkami i wzdychając głośno na czym ten świat stoi. Ponownie przylgnęła do niego swym ciałkiem powracając do przerwanych im chwil i zatonęła w słodyczy kolejnych gorących pocałunków z Maurem.

-Służba jest tam. Jeśli panieneczka jest spragniona, to parę kroczków należy wykonać, by zaspokoić swój apetyt... na trunki.- odparła zjadliwie baronowa, a Gilbert ironicznie się uśmiechając udawał, że tych zjadliwości nie słyszy. Czyż nie miał wszak udawać uwodzonego?
Przerwał na moment pocałunki, by móc odpowiedzieć. Niemniej nadal masował pośladek swej wybranki, gdy rzekł.- Chevalier Gilbert d’Eon. A to moja urocza narzeczona, hrabianka Marjolaine Amelie Pelletier d’Niort. Słyszałem o pani to i owo. Współczuję śmierci małżonka. Konna przejażdżka bywa czasami zdradliwą rozrywką.
-Oui. Biedaczysko zmarł wyjątkowo niefortunnie.- westchnęła smutnie baronowa muskając palcami swój dekolt, który zresztą wypinała do przodu, uśmiechając się figlarnie.- Tuż przed drugą rocznicą ślubu, a wszak szykowałam mu wyjątkową niespodziankę, którą jedynie mężczyzna... Prawdziwy mężczyzna, taki jak pan monsieur, potrafiłby docenić. Czasami doświadczenie może dać więcej niż młodość, nieprawdaż?
-Niewątpliwie chętnie dałaby pani temu dowody, non?- spytał Gilbert nie wypuszczając jednak ni ptaszyny ze swych objęć, ni nie przerywając lubieżnych harców dłonią poniżej pleców Marjolaine.

-Masz takie dobre serce dla kobiet w potrzebie, non mój najdroższy? - zaświergotała wesoło i z oddaniem hrabianka, nie bacząc ni na ignorowanie swej osóbki w rozmowie, ni na temat wokół którego „dorośli” oscylowali. Ale czy to była prawda? W oczach innych gości i skupionej na Maurze oraz swych dojnych piersiach baronowej na pewno, lecz dla samej Marjolaine ta sytuacja stawała się zaskakująco trudna do zniesienia, choć dopiero co się rozpoczęła. Przytulona do swego narzeczonego zaciskała kurczowo palce na odzieniu na jego klatce piersiowej. I walczyła z targającymi nią emocjami i obawami. Może ten jej pomysł jednak nie był tak dobry? Jeśli się nie powiedzie dla niej, jeśli Gilbert mimo swych zapewnień ulegnie tej ladacznicy? Może była naiwna, że w ogóle brała inne rozwiązanie pod uwagę?
Oddech panienki przyśpieszył nieco, acz na próżno było szukać przyczyny w rozbudzonym pragnieniu. Tym razem zdenerwowanie i lęk były winne jej urywanym tchnieniom, jak gdyby gorset nagle stał się nawet zbyt ciasny i utrudniał oddychanie.

-Oui, miewam.- zgodził się mężczyzna i nachylił się cmokając uszko dziewczęcia, by szepnąć konspiracyjnie.-Moja droga, wygląda na to, żem twoją własnością. Tak się we mnie wczepiłaś. Czy już mam cię porwać do prywatnych komnat?
A więc nie uszło to uwadze mężczyzny. Mimo podtykania biustu niemalże pod nos, Maur zauważył także paluszki hrabianki zaborczo zaciskające się na swej szacie. I wysnuł z tego wnioski.
-To pewnie tłumaczy to narzeczeństwo. Ulitowałeś się nad tym dziewczątkiem drogi Gilbert. Tak długo nie mogła utrzymać przy sobie narzeczonego. Bo i czemu miałaby.- rzekła złośliwym tonem Regina.- Bo i czemuż by miała. Ot, uroda tak delikatna. Nadaje się na wystawę, ale... zaspokoić kochanka w alkowie, to niestety nie ma czym. Bo tam trzeba prawdziwej kobiety, a nie wiecznej dziewczynki, non? Sypiać z porcelaną, zimną i pozbawioną uroków właściwych swej płci. Paskudna wizja.
-Nie zgodziłbym się z tym. Każdy typ urody dostarcza innych przyjemności. Każda kobieta zaś innych podniet.- zaprzeczył Maur mocniej zaciskając palce na pośladku hrabianki, jakby przypominając jej o tym, że to Marjolaine właśnie obłapia, a nie tą lafiryndę.

Hrabianka d'Niort nie odpowiedziała nic na szept swego narzeczonego. Zbyt mocno skupiała się na tym, aby nie wybuchnąć pod ciężarem tych oszczerstw, aby się nie odwinąć tej prukwie. A ciężko było, bo te słowa ugodziły w nią boleśnie.
Nie pamiętała, kiedy ostatni raz ktoś ją tak obrażał i to w jej obecność. Wysłuchiwanie plotek o sobie, często mało pochlebnych, nie było niczym nowym, ale bycie wręcz w twarz obrzucaną takimi zniewagami? To się nie zdarzało i świadczyło tylko o prostackiej naturze tej krowy, która nie potrafiła choćby po dworsku skryć swych obelg pod ślicznymi słówkami.
Nie puszczając Maura, a nawet zaciskając mocniej dłonie na jego odzieniu dla wsparcia swej pewności siebie, panieneczka postarała się odetchnąć głębiej, by zapanować nad drżeniem pragnącym się objawić w głosie.
-Zawsze uważałam, że lepiej być porcelanowym dziełem sztuki niedostępnym dla wszystkich na wystawie i prawdziwie docenianych tylko przez koneserów piękna nawet jeśli nielicznych, niż.. - urwała, by moment poświęcić na wnikliwe przemyślenia i poszukiwanie odpowiedniego określenia. W końcu odnalazła idealne wręcz, więc kontynuowała swój wywód niewinnym tonem głosu -Zmarnowaną życiem starą klaczą, przez którą przeszły już prawie wszystkie ogiery i wałachy Francji, bo nie trzeba się ni odrobinę starać o jej wątpliwe wdzięki. Zapewne w takim wypadku kusi tylko ten łatwy dostęp. Bo po cóż płacić żyjącej z takich praktyk klaczy, skoro można mieć to samo za darmo, tak jak wielu innych? Żadne wyzwanie dla zdobywcy.
Posłała ladacznicy uśmiech ociekający słodyczą, tą tak dziewczęcą, przez którą podobno nie mogła zatrzymać przy sobie narzeczonego. Następnie spojrzała na tego jeszcze trwającego u jej boku.. czy też raczej pośladków, i zapytała -N'est-ce pas, mój kochany?
 
Tyaestyra jest offline