Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-07-2012, 08:15   #31
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Baronowa wręcz zamarła w oburzeniu. Przyglądała się wtulonej w ciało narzeczonego Marjolaine z otwartymi ustami i oburzeniem wręcz wypisanym na jej twarzy.

-Cóż... coś w tym jest moja ptaszyno.- mruknął w odpowiedzi Maur, a Regina wreszcie zebrawszy w sobie ból po tak dotkliwym ciosie, przekuła go w słowa pełne jadu. I odparła złośliwe.- Porcelana jest wieczna ale dziewczęca uroda już nie. Niedostępna piękność, jest póty doceniana, póki owa uroda jeszcze jest przy niej . A potem, pozostaje sama na piedestale zasuszona niczym śliwka. Zapomniana przez wszystkich. Bowiem z pewnością wiesz mademoiselle, że z czasem pojawią się młodsze ptaszki. A te co teraz stroszą piórka, będą patrzyły na nie pełne żółci i zazdrości.
Zaśmiała się głośno dodając.- Ja przynajmniej mam miłe wspomnienia, a ty... co będziesz wspominała za kilka lat, gdy uroda porcelanowego liczka przeminie?

-Nie dla każdej damy życiowym marzeniem po odejściu dziewczęcego uroku jest potrzeba zadbania o swe jak najlżejsze obyczaje i zasmakowania życia godnego kobiet ulicy – zripostowała hrabianka niewzruszona, a nawet zdawałoby się, że zaczynająca odczuwać znużenie rozmową z kimś, czego nie omieszkiwała od czasu czasu podkreślić w głosie, niższym od jej stanu -Gdy się powstrzymać przed przyjmowaniem do swego łoża wszystkiego co posiada męskość, to ciągle można zachować swój wdzięk, powab i szacunek dodający wiele czaru. Inaczej zostaje się samotną, starą krową, której jedynym ratunkiem jest obnoszenie się z przechodzonymi wymionami z nadzieją, że ktoś litościwie się nią zainteresuje. To smutne.
Sposób w jaki raczyła spojrzeć na Réginę świadczył o niezmiernym wręcz współczuciu, jaki ta drobna panieneczka nagle odczuła wobec o wiele starszej baronowej. Było to o tyle drażniące, że dobitnie wskazywało kogo dziewczyna miała na myśli.
-I zostanie mi wiele miłych wspomnień. Bo choć miałam wielu narzeczonych i żadnego, jak wspomniałaś madame, nie mogłam przy sobie zatrzymać, to dzięki temu ostatecznie trafiłam na idealnegoMarjolaine zmieniła wczepianie się dłońmi w Gilberta, w pełne czułości wtulenie się w obejmujące ją silne ramiona, aż wsparła główkę o jego tors. Przymknęła oczy i głos zniżyła do przyjemnego pomruku -I wcale nie musiałam dla niego zmieniać się w zepsutą kobietę niegodną bycia arystokratką. I swym porcelanowym skarbem nie musi i nie będzie się musiał się dzielić z rzeszami wałachów.
-Zobaczymy. Narzeczeni zmieniają czasem obiekt amorów, zwłaszcza gdy im się znudzi z czasem. W końcu, niedostępne zamki znużą z czasem każdego.- syknęła niemalże zirytowana baronowa. I spojrzała na Maura.- Obleganie fortecy nieważne jak pięknej, nie jest nic warte, jeśli się na obleganiu kończy. A i po zdobyciu, można się rozczarować. Proszę o tym pomyśleć chevalierze.
Po czym odwróciwszy się ostentacyjnie do obojga rzekła.- Adieu.
I poszła w kierunku najbliższego sługi z winem. Zapewne by alkoholem uspokoić swój gniew.

-Można by pomyśleć, że walczyłaś o mnie jak lwica.- rzekł żartobliwie szlachcic muskając policzek swej narzeczonej ustami, a potem szyję.- Nie tak to jednak planowaliśmy, prawda?
-Non. Nie o Ciebie, ale o moje dobre imię – żachnęła się Marjolaine, ale mimo to delikatny uśmieszek błąkał się po jej wargach. Zaś pieszczoty jego ust przyjęła z zadowoleniem, trochę jak nagrodę za tę ciężką batalię. Po której osobiście czuła się zwyciężczynią-I sama zaczęła. Słyszałeś ją przecież jak mówiła, że się zlitowałeś nade mną. Że zimna porcelana, że brak mi kobiecych wdzięków, że wieczna dziewczynka, że paskudna, że..

Kolejne słowa uwięzły w gardle panieneczki, gdy te przywołane ponownie zakuły ją boleśnie w serduszko. Szczęśliwie przeciwniczka była daleko w tłumie i nie mogła sobie przypochlebić doprowadzeniem Marjolaine do stanu utraty panowania nad swym słowiczym głosikiem, więc ta miała jeden problem z główki. Drugim jednak było to, że przed Maurem też niekoniecznie chciała okazywać tę chwilę słabości. I dlatego by nie dostrzegł na jej twarzyczce mieszaniny zirytowania i przygnębienia, wtuliła ją w miękki materiał jego odzienia.
-Przebrzydła ropucha – stłumione wyzwanie baronowej od wszystkiego co najgorsze rozległo się na wysokości torsu mężczyzny -Nawet bym się nie odezwała, gdyby tylko Cię grzecznie zaczęła uwodzić. Ale obrażać siebie nie pozwolę. Ktoś musiał jej zatkać te plugawe usteczka.
-Oui. O dobre imię. Pozostało więc ukoronować tę batalię.- Maur zaborczo docisnął do siebie zwyciężczynię, ujął wolną dłonią za podbródek i pocałował namiętnie w usta, powoli i z rozmysłem delektując się tą przyjemnością. Muskając wpierw palcami szyję, a potem dekolt, ujął dłonią pierś dziewczęcia przez materiał sukni. I nie przejmując się ni gapiami, ni niestosownością takich figli. Po pocałunku usta Gilberta wędrowały po szyi hrabianki, gdy szeptał nie przerywając gorących, acz niewątpliwie skandalicznych pieszczot jej biustu.- Jakie więc mamy plany na dalszy wieczór, moja ptaszyno?
Dotyk dłoni szlachcica był przyjemny, acz... co ze zgrozą stwierdziła hrabianka, niewystarczający. Był bardziej obietnicą przyjemności, niż rozkoszą. Ukazywał jedynie co by mogłoby być, gdyby dostępu do drobnych piersi Marjolaine, nie broniły i suknia i gorset.

Hrabianka zachichotała figlarnie pod ustami Maura na swej szyi. Albo może bardziej na dostrzeżenie kącikiem oka twarzy innych gości zamarłych w wyrazie czystego zszokowania? Z oburzenia ich zachowaniem, a może.. to też była tylko gra i każda matrona wraz z posuniętymi w latach szlachetkami tylko próbowali ukryć swą zazdrość, że ich zbyt mocno trzyma w ryzach etykieta by mogli sobie pozwolić na takie lubieżności? To była wyjątkowo zabawna wizja.

-Chciałabym obejrzeć o północy pokaz sztucznych ogni.. - podzieliła się z nim swoim prawie dziecięcym w brzmieniu kaprysem -I jestem pewna, że to nie był ostatni atak madame d‘Poitou dzisiejszego wieczora. Nie zdziwię się, jeśli spróbuje ponownie roztoczyć swój pośledni czar, gdy mnie akurat nie będzie w pobliżu. Jeszcze będziesz miał okazję do porwania mnie. A ja będę musiała zabawić gości moją grą na klawesynie..
Panieneczka ostatnie zdanie wymruczała ze zwyczajową mieszaniną niezadowolenia na takie wykorzystywanie jej talentu, ale także słabo skrywaną satysfakcją na bycie za niego podziwianą. Nim zdołał jej przerwać cichy, wyrwany wprost z krtani jęk, gdy poczuła dłoń Gilberta dotkliwiej zamykającą się na jej piersi. Nawet jeśli „tylko” przez suknię. Objęła go rękami za szyję i szepnęła do ucha, także, lub może przede wszystkim, i u niego poszukując zachwytu sobą -Mm.. Posłuchasz, non?
-Oui, acz nie wątpię, że droga Regina będzie próbowała rozproszyć moją uwagę.- mruczał szlachcic oddając się całkowicie własnym kaprysowi, którym było akurat obdarzanie pieszczotami ciała Marjolaine, nawet jeśli tylko przez barierę ubrania.- Na pewno uderzy wtedy, gdy jej konkurentka nie będzie miała możliwości się wtrącić.
-Może to i lepiej. Przynajmniej nie będę musiała wysłuchiwać kolejnych wydumanych złośliwości, które zapewne podsunie jej mój mały koncercik – syknęła panienka jadowicie, zwinnie lawirując pomiędzy tematem tej.. tej.. tej osoby wzbudzającej w niej najgorsze instynkty, a rozkoszą płynącą z bycia poddawaną pieszczotom swego narzeczonego. Prychnęła cicho -Kochana maman.. posunie do wszystkiego, nawet takiego obrażania swojej córeczki i złamania mi serca, aby tylko zadbać o honor rodziny i dobro majątku Niort.
Przymknęła powieki i nieco obróciła główkę w oburzeniu, przy okazji nie zapominając też i o lekkim nadęciu policzków. Jej palce zaś wczepiły się we włosy mężczyzny, jak w karze za takie jego myśli wielce odbiegające od prawdy. O czym naturalnie nie omieszkała dobitnie przypomnieć szeptem -I ona wcale nie jest droga. Raczej wygląda na najtańszą z możliwych.

Hrabianka była w centrum uwagi, oplatając dłońmi swego wybranka i sama będąc w jej objęciach. Pozwalając mu na tak wiele względem siebie, widziała oburzenie w oczach zgromadzonego towarzystwa i zazdrość… też. Mou Dieu, czyżby stała się skandalistką?
Niewątpliwie stała się pożywką dla francuskich plotkarek, a maman przyjdzie przełknąć gorzką pigułę jutro rano.




***



Minęło kilka lat odkąd Marjolaine Amelie Pelletier d'Niort występowała na balach w innej roli niż odrobinę ekstrawaganckiej hrabianki jaką chlubiła się żyjąc w Paryżu. Zakochana narzeczona też była czymś szokującym i nowym, zarówno dla niej jak i całej reszty arystokratycznego światka Francji. Ale to właśnie lata minęły, odkąd miała okazję stać się gwiazdeczką przed zebranymi gośćmi. A wszak zdarzało się to często, gdy była małą dziewczynką i swym muzycznym talentem oczarowywała wszystkich, by droga rodzicielka mogła się puszyć z dumy niczym paw słysząc zachwyty nad swoją córeczką. Zwykle nikt nie miał śmiałości, by prosić o coś takiego już dorosłą panienkę. Śmiałości bądź.. ochoty, by jakaś stara panna przyćmiewała swym urokiem gospodarza lub gospodynię.
Aż tutaj nagle, po tak długim czasie, na balu u kobiety, której właściwie nie znała, Marjolaine znalazła w saloniku wypełnionym szlachtą oczekującą na jej występ. I nieładnie byłoby im odmówić, non? Im oraz swego własnemu ego łasemu na pochwały.
Mimo to nie było jej w smak zostawienie swego narzeczonego na pastwę drogiej Reginy, która niewątpliwie skorzysta z okazji i zaatakuje, gdy tylko hrabianka się oddali. Już na samą myśl cała zaczynała wrzeć ze złości, a dłoń mocniej zaciskała na ręce mężczyzny, wyjątkowo niechętna temu pomysłowi. A wszak był jej, stworzony pod jasnowłosą czupryną.

Czując na sobie natarczywe spojrzenia zebranych, Marjolaine duszkiem opróżniła trzymany kieliszeczek wina, po czym nie zapominając o swej roli zakochanej narzeczonej zwróciła się do Gilberta i karminowymi wargami cmoknęła go w policzek. Czarująco i niewinnie, w niewypowiedzianym przeproszeniu go za ten przymus opuszczenia jego boku. I w okazie tego uczucia nóżkę jedną uniosła lekko w teatralnym, przeuroczym geście.

Postukując obcasami zdobionych bucików wyszła na środek, jak drobna zwierzyna otoczona kręgiem drapieżników wygłodniałych jej porażki. Pomimo tego wrażenia ujęła dłońmi za poły swej sukni, dygnęła elegancko przed tymi żądnymi cudzej klęski bestiami, po czym z szelestem materiału usiadła ostrożnie na ławie wyściełanej aksamitem. Nonszalanckim ruchem ręki odrzuciła na plecy długi warkocz, twór spleciony z jej własnych włosów, miast ze zwierzęcego włosia farbowanego na biało jak to było w modzie. I prosty straszliwie, bez żadnych pstrokatych dodatków, bez wplecionych w niego kwiatów ( wszak tym razem nie otrzymała żadnych od swego narzeczonego ) i jedynie uwiązany dorodną kokardą. Z gracją ułożyła dłonie na manuale, paluszkami dotknęła klawiszy, acz..

Jedynie samotną nutę zeń wydobyła. A potem kolejną i jeszcze jedną, w ogóle ze sobą nie powiązane. Przypominało to bardziej jej niedawne próby uspokojenia się w saloniku swego dworku, lub może jakie dziecko odnajdujące zabawę w męczeniu słuchających przypadkowymi brzmieniami. Nie był to pokaz godny hrabianki znanej ze swego talentu do „ujarzmiania” klawesynów.
Wygrywane przez nią dźwięki był chaotyczne, wibrujące bez celu w powietrzu. Losowe, jak gdyby dopiero co poznawała ten obcy sobie instrument, zaznajamiała się z jego brzmieniem i reakcjami na dotyk. Nieskładne, jak gdyby nie wiedziała co zagrać i w tych pojedynczym dźwiękach szukała inspiracji, będąc rzuconą tak gwałtownie i znienacka w samo centrum zainteresowania. Swym zachowaniem wywołała w tłumie gości mało dyskretne chichoty i pełne rozbawienia podszepty, szczególnie tych wszystkich dawnych kawalerów zadowolonych teraz z chwili zawstydzenia niezdobytej ptaszyny.
Wyśmiewana, przeistoczona w źródło niewybrednych szeptów i nieprzychylnych spojrzeń. Panieneczka już nigdy więcej nie będzie mogła się pokazać wśród dworskich salonów. Jakiż wstyd, jakiż bolesny upadek w arystokratycznej hierarchii. Już na zawsze pozostanie spalona wśród francuskiej socjety..

Aż nagle nuta!



[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=WLpBdHivTcc&feature=related[/MEDIA]



Szczupłe palce dotąd błądzące po czarnych klawiszach, jak gdyby po omacku szukały właściwej drogi wśród nieznanego, płynnymi uderzeniami wydobyły z instrumentu muzykę. Wibrujące wcześniej w powietrzu nieskładne tony przeistoczyły się w dźwięki szybkie, wzburzone i żarliwe. Swą gwałtownością zapewne niejednego gościa wprawiając we wzdrygnięcie się z zaskoczenia.

Oh, nie była to muzyka jaka zwykła pobrzmiewać na balach Paryża. Jej frywolność, brak ujarzmienia i odrobina szaleństwa wskazywały na inne pochodzenie niż spod dłoni konserwatywnych, francuskich kompozytorów. Jej korzenie sięgał do ciepłego południa, do gorących Włoch, więc nie było w tym nic dziwnego, że melodia wygrywana przez Marjolaine miała swój własny temperament godny Giuditty. Wyzywający i fascynujący jednocześnie, nie pozwalający oderwać się od słuchania każdej kolejnej nuty wygrywanej przez zwinne palce panienki.

Popisywała się nieco, oczywiście. Może i nie otaczała jej wymarzona widownia, ale wszak zawsze korzystała z okazji do utarcia cudzego nosa i zabłyśnięcia w towarzystwie. Na różne strony, czasem te lepsze, czasem te gorsze. A ten wieczór wręcz obfitował w tworzenie wokół niej sensacji, więc czemuż nie miałaby jeszcze trochę przyćmić każdą inną damę, panienkę czy uliczną szlachciankę czyhającą tylko na potknięcie konkurentki? Czemuż nie pokazać każdemu z tych wyleniałych pudli jaka uzdolniona ptaszyna wymknęła im się ze starczych łap?
No i przecież był jeszcze Maur.. Z jakiegoś powodu było dla niej ważnym, by i w jego oczach stać się najjaśniej błyszczącą gwiazdeczką. Aby pomimo ich niecnego planu to jej muzyka była ważniejsza od złośliwych i kuszących podszeptów Reginy lub ponownie prezentowanego mu dekoltu. Chciała, aby to jej słuchał, nawet gdy pokusa tamtej wywłoki będzie tak blisko.

A właśnie.. czy już zaatakowała? Czy rzuciła się na niego, gdy tylko panienka zaczęła swój występ? Nie mogła tego sprawdzić, a i nawet w tym momencie obecność tak drażniącej osoby przestała być ważna dla Marjolaine. Skupiona na kolejnych taktach swej muzyki oddaliła się myślami od balu, zamknęła się w swej własnej rzeczywistości, gdzie istniała sam na sam z klawesynem. Jego poszczególne tony koiły jej nerwy i oddalały od tego przyziemnego świata, jak ten książkowy szept najrozkoszniejszego kochanka.

Jej pochylona nad manuałem filigranowa sylwetka kiwała się lekko w rytm muzyki, a jakkolwiek melodia mogła się zdawać dziką i niespokojną, to twarz hrabianeczki wyrażała spokój. I ciepłe zadowolenie. Dwie emocje tak rzadko goszczące na jej urodziwym licu, a teraz wygładzające je w przypływie szczerych uczuć.
Usta rozchylała w subtelnym, acz wyraźnie dostrzegalnym uśmiechu nieznacznego rozmarzenia, spod półprzymkniętych powiek zaś wodziła za swymi palcami biegającymi z wdziękiem po klawiszach.
Długie i smukłe, zręczne i sprytne, miękko i bez wahania wydobywające każdą kolejną nutę. Aż dziw było, jak wiele siły drzemało w tak drobnym i niepozornym ciałku dziewczęcia. Siły, która teraz odzwierciedlała się w stanowczym tańcu jej dłoni pochłoniętych tak porywczym nurtem sonaty rozbrzmiewającej w dworku bronowej de Ligonnes.
Była to siła porównywalna do żywego ognia wypełniającego jej żyły w chwilach największego wzburzenia, acz jakże bardziej okiełznana i skierowana ku procesowi tworzenia, miast zniszczenia. Potężna, ale i pełna czułości wobec instrumentu, którego klawiatury pieściła zwinnymi muśnięciami i bardziej stanowczymi uderzeniami. Wiedziała jak dotknąć, by wydobyć odpowiednie, upragnione przez siebie dźwięki. Jak pogładzić, by spowolnić tętno swych nut i słuchającej ją arystokracji, a jak zatańczyć opuszkami, by przyśpieszyć je szaleńczo.
Swym dotykiem czyniła to kilkuminutowe cudo, dla niej samej zdające się trwać słodką wieczność.

A gdyby tak.. w miejscu klawesynu znalazł się mężczyzna? Kochanek poddawany doskonałości ruchów jej ślicznych palców?
 
Tyaestyra jest offline