Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-07-2012, 11:09   #282
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Z ust Sally Dean wyrwał się gardłowy przeraźliwy krzyk.
Stała nad zwłokami sapiąc ciężko i wpatrywała się w oddzielone od ciała, przegniłe ramię, którego dłoń trzymała kurczowo we własnej.
Świat skurczył się nagle do wielkości główki od szpilki a kiedy ponownie się rozciągnął ujrzała wstęgę brunatnożółnej rzeki.

* * *

Ganges rozbrzmiewał setkami ludzkich głosów.
Tuż przy brzegu, gdzie kończyły się schody z kamiennych bloków, pływał wychudzony starzec o siwej splątanej brodzie. Dłonie trzymał złożone, oczy w zadumie unosił ku niebu. Wokoło na spokojnej tafli rzeki unosiło się naręczę kwiatowych płatków. Gdzieś dalej dzieci chlapały się wodą, jakaś kobieta obmywała stopy.

- Sally, czemu płaczesz skarbie? - obok niej wyrosła postać Richarda Deana. Był on mężczyzną o szerokich ramionach i serdecznej, ogorzałej słońcem twarzy.
- Bo temu misiu urwała się rączka...

Sally była ubrana w różowe, haftowane złotem sari i sięgała ojcu niewiele powyżej pasa. Jej dłoń zaciskała się na pluszowej kosmatej łapie Herberta, jej ukochanego misia, który zwiedził w jej towarzystwie znaczną część globu.
Ojciec podniósł pluszową zabawkę, wyjął z jej dłoni oderwane ramię i dołączył do korpusu jakby chciał sprawdzić czy istotnie pasują.
- Nie przejmuj się kochanie, zaraz to przyszyjemy.
Dopiero teraz łzy przestały lać się po policzkach a Sally przylgnęła do męskiej ojcowskiej piersi całym impetem drobnego dziecięcego ciałka.
- A misia nie będzie to bolało?
- Misie to wytrzymałe zwierzaki, nawet nie poczuje - jego uśmiech zdawał się odbijać słońce ale nagle, niby w przyspieszonym tempie cały krajobraz zaczął zalewać cień.
Sally zadarła główkę ku niebu. Czarne chmury kłębiły się i rozrastały żarłocznie przysłaniając całkowicie słońce.
- Będzie burza tatusiu?
Richard Dean zamknął jej malutką rączkę w swojej wielkiej silnej dłoni i poprowadził schodami w górę.
- Nie przejmuj się Sally. Schowamy się przed burzą.
Skinęła ufnie głową.
- A pójdziemy pooglądać twoje stare książki?
Mężczyzna zaśmiał się radośnie.
- Jeśli chcesz.
- Chcę. Uwielbiam zapach starych pożółkłych książek tatusiu.

* * *

Sally Dean kucała i gapiła się na Boona jakby go nie dostrzegała. Jej nieruchome oczy wydawały się nieobecne, z kącika ust sączyła się ślina.
Kiedy żołnierz przerzucił ją przez ramię aby zanieść do kabiny ciężarówki usłyszał wyraźnie jak kobieta mamrocze do siebie:
- Uwielbiam zapach staych pożółkłych książek tatusiu...
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 13-07-2012 o 11:20.
liliel jest offline