Z ust Sally Dean wyrwał się gardłowy przeraźliwy krzyk.
Stała nad zwłokami sapiąc ciężko i wpatrywała się w oddzielone od ciała, przegniłe ramię, którego dłoń trzymała kurczowo we własnej.
Świat skurczył się nagle do wielkości główki od szpilki a kiedy ponownie się rozciągnął ujrzała wstęgę brunatnożółnej rzeki.
* * *
Ganges rozbrzmiewał setkami ludzkich głosów.
Tuż przy brzegu, gdzie kończyły się schody z kamiennych bloków, pływał wychudzony starzec o siwej splątanej brodzie. Dłonie trzymał złożone, oczy w zadumie unosił ku niebu. Wokoło na spokojnej tafli rzeki unosiło się naręczę kwiatowych płatków. Gdzieś dalej dzieci chlapały się wodą, jakaś kobieta obmywała stopy.
- Sally, czemu płaczesz skarbie? - obok niej wyrosła postać Richarda Deana. Był on mężczyzną o szerokich ramionach i serdecznej, ogorzałej słońcem twarzy.
- Bo temu misiu urwała się rączka...
Sally była ubrana w różowe, haftowane złotem sari i sięgała ojcu niewiele powyżej pasa. Jej dłoń zaciskała się na pluszowej kosmatej łapie Herberta, jej ukochanego misia, który zwiedził w jej towarzystwie znaczną część globu.
Ojciec podniósł pluszową zabawkę, wyjął z jej dłoni oderwane ramię i dołączył do korpusu jakby chciał sprawdzić czy istotnie pasują.
- Nie przejmuj się kochanie, zaraz to przyszyjemy.
Dopiero teraz łzy przestały lać się po policzkach a Sally przylgnęła do męskiej ojcowskiej piersi całym impetem drobnego dziecięcego ciałka.
- A misia nie będzie to bolało?
- Misie to wytrzymałe zwierzaki, nawet nie poczuje - jego uśmiech zdawał się odbijać słońce ale nagle, niby w przyspieszonym tempie cały krajobraz zaczął zalewać cień.
Sally zadarła główkę ku niebu. Czarne chmury kłębiły się i rozrastały żarłocznie przysłaniając całkowicie słońce.
- Będzie burza tatusiu?
Richard Dean zamknął jej malutką rączkę w swojej wielkiej silnej dłoni i poprowadził schodami w górę.
- Nie przejmuj się Sally. Schowamy się przed burzą.
Skinęła ufnie głową.
- A pójdziemy pooglądać twoje stare książki?
Mężczyzna zaśmiał się radośnie.
- Jeśli chcesz.
- Chcę. Uwielbiam zapach starych pożółkłych książek tatusiu.
* * *
Sally Dean kucała i gapiła się na Boona jakby go nie dostrzegała. Jej nieruchome oczy wydawały się nieobecne, z kącika ust sączyła się ślina.
Kiedy żołnierz przerzucił ją przez ramię aby zanieść do kabiny ciężarówki usłyszał wyraźnie jak kobieta mamrocze do siebie:
- Uwielbiam zapach staych pożółkłych książek tatusiu...
Ostatnio edytowane przez liliel : 13-07-2012 o 11:20.
|