Wołodia towarzyszył kompanom nieustannie rozglądając się dookoła. Śmierć zamachowca była sukcesem jednak kozak średnio z tego sukcesu się cieszył. Mężczyzna spoglądał na ledwie, uratowanego zleceniodawcę. Człek pokręcił głową i wziął głęboki wdech. Ponoć złoto szczęścia nie daje... Może i szczęścia nie, ale z pewnością można za nie postawić wymarzoną karczmę. Kozak wejrzał na towarzyszy. Jemu również brakowało pozostałych. Alex stał na straży przed drzwiami do domu, Khaldin był ciągle pod wpływem paraliżujących środków a Anzelm?
Wołodia nie był głupcem. Znał Wujaszka już jakiś czas i wiedział, czego można się po nim spodziewać. Po chwili i Aliq dostrzegł nieobecność reszty.
-Alex przed drzwijami wejściowymi, da.- odrzekł kislevczyk.
-Anzelma, pójdziem poszukać. Idu?- zwrócił się do Eryka. Sigmaryta skinął głową i mężczyźni opuścili pomieszczenie. Ledwie znaleźli się w kolejnej izbie a kozak już otarł się o śmierć. Bełt świsnął mu koło głowy, przyprawiając nie mały strach.
-Ożesz ty...- burknął spoglądając za bełtem. Zagrzewający do boju okrzyk Eryka pewnie zaalarmował pozostałych. Wołodia uniósł topór wysoko i już miał coś od siebie dodać, gdy dostrzegł człeka, którego poznał w karczmie wcześniej.
-Suczysynu...- warknął pod nosem, po czym na wzór akolity pognał do boju z zamiarem doprowadzenia sprawy do końca.
__________________ A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny! |