- Chuja by zwąchał, w końcu to karczma, a w karczmach jebie żarłem, no nie? - stwierdzł Dexter. - Zresztą, nie wiem, o co takie halo. Trzeba zniknąć twarz tylko jednemu trupowi, resztę się po prostu zostawi i załatwi jak zwykły napad.
No a z jednym trupem sprawa jest znacznie prostsza, co zaraz wam zademonstruję.
Pogwizdując, przeszedł się po sali w poszukiwaniu odpowiedniego narzędzia. - No to rach-ciach - oznajmił, stając nad trupem burmistrzowej latorośli - kto ma słaby żołądek albo ogólnie jest miętki, niech sprawdzi, czy go nie ma gdzie indziej. I niech ktoś pilnuje drzwi.
Chwycił znalezioną nogę odłamaną z krzesła, zważył ją w ręce, wziął zamach i jął tłuc do niedawna gładkie oblicze młodzieńcze.
Najpierw bryzgała krew, a gdy ustąpiła wreszcie z chrupotem kość czaszki, do deszczu dołączyły, poszerzając jego paletę barw, kawałki mózgu i kości.
Gdy skończył, z czaszki nie było już co zbierać. - No i po problemie - wyprostował się, otarł spryskaną posoką twarz i uśmiechnął się szeroko, wskazując swoje dzieło - nikt go teraz nie rozpozna. Można wołać straż. Tylko pamiętaj, kręcirożnie, jego tu nigdy nie było. Ot, jakiś tam zbój. Miał maskę na ryju i w ogóle wszystko stało się za szybko. A głowa mu się popsuła w trakcie walki.
Zmęczony ciężką pracą, której nie lubił, Dexter chwycił jeden z kubków, które zebrała blondyna, nalał sobie do pełna z butelki stojącej obok nich i wciągnął zawartość niemal jednym haustem.
__________________ Now I'm hiding in Honduras
I'm a desperate man
Send lawyers, guns and money
The shit has hit the fan - Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money" |