Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-07-2012, 11:51   #11
 
Wnerwik's Avatar
 
Reputacja: 1 Wnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetny
Sorley tylko się promiennie uśmiechnął, zupełnie nieadekwatnie do zaistniałej sytuacji. No bo jak, załatwili jedynego syna burmistrza, a on się jeszcze cieszy? Przecież będą mieli szczęście jeśli skończą na szafocie, a on sobie z tego nic nie robi!
Po prostu taki już miał styl. W końcu był kapłanem Olidamarry, Śmiejącego się Łotrzyka. Smutek kompletnie do niego nie pasował.
- Wiesz - zwrócił się do Rolanda - gdyby ludzi dało się bez problemów palić w piecu to pewnie na całym świecie skończyłyby się problemy z opałem. Ot, wystarczy tylko kogoś zarąbać i wrzucić do pieca. Dlaczego tego nie robią? Podejrzewam, że palone ciało cholernie śmierdzi. Zaraz by ktoś coś... zwąchał. - Zaśmiał się z własnego żartu. Tak dla rozluźnienia atmosfery, bo przez tą całą akcję powietrze w karczmie można było ciąć nożem.
- Ewentualnie możesz ich usmażyć i podać na kolacji. Burmistrz mógłby skosztować własnego syna! Czyż to by nie było zabawne? - Miał nadzieję, że karczmarz nie weźmie na serio tego pomysłu. Sorley był odrobinę dziwny, ale nie aż tak, by naprawdę proponować usmażenie bandytów.
- Albo... To - wskazał na bandziorów - była twoja ochrona. Przemodelujemy im twarze, ściągniemy łachy, założymy im swoje, przebierzemy się za nich, a potem sobie stąd po prostu pójdziemy, rabować inne sklepy czy coś. Do ciebie się przecież nikt nie przyczepi, że ci ochronę załatwili. Taka robota, nie? A my się po prostu znikniemy gdzieś na mieście...
 
Wnerwik jest offline  
Stary 13-07-2012, 21:56   #12
 
Cohen's Avatar
 
Reputacja: 1 Cohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputację
- Chuja by zwąchał, w końcu to karczma, a w karczmach jebie żarłem, no nie? - stwierdzł Dexter. - Zresztą, nie wiem, o co takie halo. Trzeba zniknąć twarz tylko jednemu trupowi, resztę się po prostu zostawi i załatwi jak zwykły napad.
No a z jednym trupem sprawa jest znacznie prostsza, co zaraz wam zademonstruję.

Pogwizdując, przeszedł się po sali w poszukiwaniu odpowiedniego narzędzia.
- No to rach-ciach - oznajmił, stając nad trupem burmistrzowej latorośli - kto ma słaby żołądek albo ogólnie jest miętki, niech sprawdzi, czy go nie ma gdzie indziej. I niech ktoś pilnuje drzwi.
Chwycił znalezioną nogę odłamaną z krzesła, zważył ją w ręce, wziął zamach i jął tłuc do niedawna gładkie oblicze młodzieńcze.
Najpierw bryzgała krew, a gdy ustąpiła wreszcie z chrupotem kość czaszki, do deszczu dołączyły, poszerzając jego paletę barw, kawałki mózgu i kości.
Gdy skończył, z czaszki nie było już co zbierać.
- No i po problemie - wyprostował się, otarł spryskaną posoką twarz i uśmiechnął się szeroko, wskazując swoje dzieło - nikt go teraz nie rozpozna. Można wołać straż. Tylko pamiętaj, kręcirożnie, jego tu nigdy nie było. Ot, jakiś tam zbój. Miał maskę na ryju i w ogóle wszystko stało się za szybko. A głowa mu się popsuła w trakcie walki.
Zmęczony ciężką pracą, której nie lubił, Dexter chwycił jeden z kubków, które zebrała blondyna, nalał sobie do pełna z butelki stojącej obok nich i wciągnął zawartość niemal jednym haustem.
 
__________________
Now I'm hiding in Honduras
I'm a desperate man
Send lawyers, guns and money
The shit has hit the fan
- Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money"
Cohen jest offline  
Stary 14-07-2012, 22:45   #13
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Taniec jak to taniec, złodziejce nie sprawiał on większych problemów. Ba, czerpała z niego radość, czego dowodem był szczery uśmiech, którym obdarzyła Dextera, gdy dobił młodziaka z jej bełtem wbitym w bark. Teraz jednak, gdy już potańcowali, Aelianie coraz mniej podobała się owa afera. Aż musiała przysiąść na jednej z ław. Chwyciła jedną ze szklanek, które jakimś cudem przetrwały rzeź i wypełniła ją winem z jednego z dzbanów. Wychyliwszy wszystko jednym haustem, powtórzyła czynność i odetchnęła głęboko. Słuchała tak jęków Albrechta i aż ręce jej opadły.

- Jęczycie jak baba, gospodarzu, toż to się nie godzi.

Wpieprzyłam się w niezłe szambo, przemknęło jej przez myśl, gdy bez jakichkolwiek uczuć czy odruchów obrzydzenia oglądała pracę Dextera. Aeliana z zasady nie mieszała się do polityki, a wszelkich burmistrzów, baronów, hrabiów czy ogólnie ludzi z fantazyjnymi tytułami omijała szerokim łukiem. Wychodziła z założenia, że jakby chciała pooglądać kurwy i złodziei, wyszłaby na ulicę. Zamiary tych ulicznych były przynajmniej szczere. Tych, którzy chędożyli i kradli ze swoich luksusowych rezydencji, przydałoby się powywieszać. Albo chociaż zdrowo poturbować.

Kolejny kubek pełen wina znalazł swą drogę do ust złodziejki, gdy ta wpatrywała się w zwłoki i miazgę, która jeszcze przed kilkoma chwilami była całkiem przystojną twarzą.

- Szkoda chłopaka. - Stwierdziła na głos. - Gdybyśmy go nie utłukli, można byłoby zarobić na nim niezłą sumkę.

Westchnęła jedynie, wstając ze swego miejsca na ławie i odstawiając kubek. Podeszła do zwłok i trąciła je czubkiem buta.

- Nie starczy przemodelowanie buźki. Chłopak mógł mieć znamiona, pierścień, cokolwiek. Ciało idzie rozpoznać. Blondyna dobrze gada. - Stwierdziła, kucając przy pierworodnym burmistrza i zaczęła przeszukiwać jego kieszenie. Mógł mieć coś wartościowego, a ruda potrzebować będzie małej fortuny, by spieprzyć z miasta w razie czego. - Znaleźć kogoś, z kim burmistrz miał na pieńku, wrobić takiego i unikniemy szafotu. A i może jakąś nagrodę dostaniemy, za znalezienie zabójców biednego panicza Kane'a, jakże obiecującego młodziaka.

Uśmiech, który wdarł się na twarz Aeliany mało miał wspólnego z radością. Był zimny i brzydki, tak niepasujący do młodej i ładnej dziewczyny. Tej książki nie należało jednak oceniać po okładce. Na zewnątrz może i była owocem apetycznie i kształtnie wyglądającym, lecz środek był niemalże w całości zgniły.
 
__________________
"Information age is the modern joke."
Aro jest offline  
Stary 16-07-2012, 21:20   #14
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Wszystko miało swoje dobre i złe strony. To że Kumalu dostał krzesłem przez plechory do przyjemnych rzeczy nie należało, ale już to że lekko zamroczony wpadł na Kerin to co innego, zwłaszcza że nie omieszkał wyczuć jej jędrnych krągłości. Szczęściem nie przypłacili tego zderzenia, uszczerbkiem na zdrowiu. Tak czy siak dopadli cwaniaczków, którzy myśleli że jak zaczną wymachiwać bronią to wszyscy wokoło posrają się ze strachu. Co prawda z tym ostatnim było trochę kłopotu, ale w końcu jakoś go wybebeszyli.

Problemy zaczęły się później, gdy okazało się czyim synalkiem był jeden z rabusiów. Kumalu wiedział że to nie przelewki, zabicie syna wodza miasta, podobnie jak w jego wiosce oznaczało nieliche kłopoty. Dobrze że chociaż kumple mieli dobre pomysły, zwłaszcza jeden przypadł mu do gustu.

- Sorley dobrze gada, trzeba zrobić z młodego kotlety i tyle. W mojej rodzinnej wiosce zazwyczaj wszamało się pokonanych wrogów. No ale jak wam to nie pasuje - dodał widząc zdegustowane spojrzenia towarzyszy - to może pociachajmy zwłoki, wsadźmy je do beczki, a z wierchu przyrzucimy solonym mięsem dla nie poznaki. Po uczcie pozbędziemy się jakoś trupa i po sprawie.

Kumalu błyskotliwy nie był, ale wątpliwe mu się zdało, żeby ochronie chciało się zaglądać do beczek, zwłaszcza takich do których żywy człowiek nie jest w stanie wleźć.
 
Komtur jest offline  
Stary 16-07-2012, 23:11   #15
 
Panicz's Avatar
 
Reputacja: 1 Panicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputację
Integracja między osobnikami przebiega u ludzkiego gatunku na wiele sposobów. Jedne bardziej skuteczne od drugich, ale wiele zależy tu przede wszystkim od uwarunkowań jednostkowych podmiotów. Tu dróg jest naprawdę mnogość, a znaleźć skuteczną – szczególnie, gdy ma się do czynienia z tak różnorodnymi przedstawicielami generalnej populacji jak w albrechtowym barze – niełatwo. A jednak. Obradowanie nad sposobem zmasakrowania, skonsumowania czy też innej – zakładającej wybuchy i pożary – drogi utylizacji zwłok okazało się wyśmienitą okazją, by znużonych wcześniej i nieskorych do paplania ochroniarzy porwał wir dyskusji. Teraz dopiero wyrywali się do odpowiedzi jeden przez drugiego, nadskakiwali sobie wzajemnie ubogacając popołudnie soczystymi pomysłami na palenie i obdzieranie ze skóry i w ogóle szczebiotali słodko, niby ptasia orkiestra. Widać było, że przy tak serdecznych postawach ze strony wszystkich droga do konsensusu jest otwarta. I nawet oblizujący się na pomysł pieczeni z panicza Kumalu był gotów na ustępstwa.

Tylko raptus Dexter nie godził się na dyskusję moderowaną i zupełnie poza kolejką przedstawił swój pogląd na jej temat. Jego wyrazisty sposób ekspresji dotknął niemal każdego. Gąbczaste cząsteczki mózgu i chrupiąca chrząstka postukiwały dźwięcznie na stolikach przy których usadzili się debatujący, ale jakoś nikt nie spieszył się z sięganiem po noże czy widelce. Nawet muskularny Touv. Sztućce pozostały na swoich miejscach. Choć niektórzy zauważyli, jak mały, rubinowy dropsik daje nurka między śnieżnobiałą klawiaturę Kumalu.

"Zgłupiałeś do reszty?" – wrzasnął Albrecht, kiedy Roth podzielił się z nim swym praworządnym pragnieniem strażniczej interwencji – "A jak ktoś go wcześniej widział w tej grupie?"
"Hm?" – zmarszczył brwi siepacz.
"Przecież ten kretyn był tu trzeci raz od dwóch tygodni. Wcześniej zesrany dawał się odstraszyć, ale do czasu aż zgarnął tych dwóch zabijaków do pomocy".

Gdy był spokojniejszy kucharz (i przygodny paser) mógł wreszcie porządnie odmalować chujowość sytuacji. Karczma była nowa, pobudowana po spaleniu miasta, a w pakiecie podstawowym nie przewidziano żadnych tajnych przejść, sekretnych korytarzy i obrotowych drzwi. Nie przewidziano też chlewiku, gigantycznego pieca czy piwniczki dającej dach nad głową plemieniu ludożerców. To było pudło. Pomysł Sorleya z przerobieniem trupów na ochroniarzy i obraniem ich roli też miał szczerby w uzębieniu. Za zrobienie z cherlawego małolata takiej maszyny, jak Roland niejeden rzeczywiście dałby się posiekać. I teraz leżeli posiekani, a dalej nikt nie miał pomysłu na ich alchemiczną transmutację z – jak to Albrecht określił – gówna w złoto. Słyszano też o takich, którzy zbledli nieco w swej historii, ale droga w drugą stronę, to jest błyskawiczne opalenie się na modłę Kumalu było rebusem nie do rozwiązania. Pomijając już zupełnie płciowo-genderową problematykę, która przy zestawieniu Kerin i Aeliany z Robbem i jego kumplami waliła po oczach. Już całkiem na uboczu nadmieniając, że O'Neill, któremu zlecono dopilnowanie, by cała operacja gastronomiczno-biznesowa, którą planował na wieczór burmistrz odbyła się bez przeszkód znał personalia robiących u Albrechta łotrów.

"Nie ma innej drogi. Ciała muszą zniknąć... Ulotnić się jak kamfora" – zawyrokował gospodarz – "Zbierajmy się do rzeczy, co?"

* * *

"Pod Piejącym Kurem" to była naprawdę porządna gospoda. Taaak. Ale o tym już jakby wspominano? W każdym bądź razie była po tej lepszej stronie srebrzystej Selintan. Tej gdzie budynki były zwykle murowane, a niektóre miały nawet szyby w oknach. Tej, gdzie brakowało przywiązanych do swojskości obywateli hołubiących kozy czy świnki. Tej, gdzie pijackie meliny i szulernie były rzadsze i nie wyglądały, jak jaskiniowe koczowiska ludzi pierwotnych. Tej, gdzie bezimienne trupy zwykle jednak budziły pytania. Ale nie było to miejsce całkiem beznadziejne. I w tym złudnie zdrowym, upudrowanym pozorami miejscu zalęgło się zepsucie. I dzięki niech będą za to bogom.

* * *

Opłacało się robić zakupy hurtem. Hurtowych bowiem ilości wszelkiego płótna, obrusów i kocy było potrzeba, żeby zebrać do kupy rozmemłane cielska zbójników i namówić je do nieprzeciekania na parkiet. Pomijając już wszystko, co było potrzebne, aby doprowadzić do porządku sam parkiet, stoły i okolicę ogółem. Ale było już lepiej. Właściwie to całkiem dobrze, kiedy załomotano w drzwi.

Nie kwapiono się z ich otwarciem. Ale tym razem pukacz był kapkę cierpliwszy. Nie skutkowało za pierwszym, drugim i trzecim razem. Opukiwanie drewna nie działało nawet i za czwartym. I dalej. "Panie Albrechcie, naprawdę nie powitacie gościa u progu?" – wujaszek znał ten głos. I poczuł, że dla międzynożnego zaworu nadchodzi właśnie najcięższa próba – "Halo, halo".
"Szybko, na zaplecze, raz!" – warknął kuchta, wskazując personelowi, by zwinął zwłoki.

"ŁUP!"

Złapana na gorącym uczynku gastronomiczna załoga wujaszka Alby skamieniała. Niektórzy ze zwolnionymi zawiasami w żuchwach. Przez grube na pół piędzi dębowe drzwi przebiły się dwie potężne graby i teraz, delikatnie jak przy masażu, wymacały i zrzuciły na ziemię blokujący wejście żelazny rygiel. A w moment potem do środka wtoczył się ich właściciel, autor przebojowego wejścia. Przy okazji z gracją wyjmując potężne drzwi z zawiasów i opierając je o ścianę. Był duży.
Nie, duży w zasadzie nie był. Duży – to można było powiedzieć o Rolandzie, czy Kumalu. Duży jakoś w ogóle tu nie pasowało. Gość miał ksywę 'Golem'. I nawet lotny Rost rozumiał, że miano tej uroczej postaci nie wzięło się z jakichś śmiesznych igraszek z jego nazwiskiem. Miało inne źródło.

"Za drzwi mój drogi ci nie oddam. Mówi się 'proszę', kiedy ktoś puka" – szpakowaty, elegancko przystryżony dżentelmen w czarnym wamsie wkroczył w progi karczmy moment po swym dobrze odżywionym towarzyszu – "Widzę, że praca wre przed wieczorem".
"Ile tylko mamy sił" – oznajmił grzeczniutko Albrecht licząc, że złapie wizytatora we wzrokowe sidła.
"Aż się z wysiłku zalałeś krwawym potem" – O'Neill roztarł butem czerwoną plamkę, która razem z kilkoma koleżankami ukryła się przed gorączkowym szorowaniem całej ekipy.
"Któryś się musiał pokaleczyć" – kuchta parsknął z dezaprobatą – "Głupole ciągle grają w noża, to wreszcie się któryś doigrał".
"Kto z Was moi drodzy taki pechowy?" – zimne, błękitne oczy urzędnika bystro świdrowały otoczenie – "Widzę, że jedna z księżniczek się zacięła. Ale chyba nie wrzecionem, prawda? Takie historie potem źle się kończą".
"Nie, panie" – Aeliana zaklęła w duchu zapominając o zakryciu rękawkiem zabandażowanej rany, którą sprawił jej jeden z rzezimieszków – "Jeden nachalny adorator zapomniał o manierach".
"Ci młodzi dzisiaj... Są okropnie niewychowani. Dobrze panienko, że nauczyłaś go moresu" – mężczyzna uśmiechnął się ujmująco – "Skoro do środka wszedł... Razem z zamkiem to nie mógł mieć dobrych zamiarów".

Cholera. Nie dość, że był bogaty i przy czterdziestce – mimo, że osiwiał – dalej zjadał kobiece serca jak miętówki to jeszcze był diablo spostrzegawczy. Choć z drugiej strony może miał po prostu czas przyjrzeć się drzwiom wcześniej, kiedy cierpliwie czekał na odźwiernego. Może tak, a może nie.

"Roland, gdzie Ty się tam chowasz, smyku?" – młokos wycedził na zapleczu ledwie szept, ot zaszurał zawiniętym w worki trupem po podłodze, a ten skurwiel go usłyszał? - "Chodź tu prędko".

Dexter namyślał się krótko. Szacował. Słyszał, że przed wejściem jest kilku żołnierzy. Dwóch gagatków, którzy podziwiali przy wejściu robotę Golema widział każdy. Z kuszami gotowymi do akcji przyciągali spojrzenia jak rozwścieczone, neonowe światła. Widząc ponure spojrzenie olbrzyma cofnął rękę.

"Jest zajęty, panie. Teraz w kuchni masa roboty" – zaszczebiotał szybko Albrecht – "Dla tylu dostojnych gości..."
"Dla tylu dostojnych gości potrzebny, Ci mój panie nawet Twój zacny, pewnikiem świetny w pitraszeniu przysmaków siostrzeniec?" – O'Neill poklepał gospodarza po ramieniu – "Nawet nie wiedziałem o jego kulinarnych talentach. No, ale rozumiem, że mieliście wcześniej gości..."
Spojrzeniem omiótł salę, zatrzymał się na rzuconej w kąt stercie kocy. "Głodomory, mieliście niezły piknik. Nie dziwota, że teraz musicie nadrobić braki w daniach. Zatem, nie będę przeszkadzał, bo czasu coraz mniej. Za dwie godzinki zjawią się pewnie panowie sprawdzić, czy cały lokal w porządku, czy wszystko gra. Będą to chcieli zrobić dokładniej niż ja, więc żeby było już bez żadnych zgrzytów. Proszę".

"Będzie lux, będzie wszystko lśniło, panie O'Neill" – zapewnił solennie karczmarz.
"Nie mam wątpliwości. Musicie tylko wstawić nowe drzwi na szybko. Ale to zaraz kogoś przyślę, bez obaw" – czarny wams i wypastowane laczki ruszyły ku drzwiom – "Aha. I jeszcze jedno".
"Tak, panie?"
"Syn burmistrza".

* * *


Czyszczenie, szorowanie, pucowanie. Zwykle czynności te były żmudne i trzeba było do nich zaganiać kijem, ale tym razem entuzjastów drapania parkietów i skrobania stołów nie brakowało. W trakcie zaś uciążliwego mycia i pucowania, nie odrywając naturalnie wzroku od obiektów troski, można było podywagować nad tym, gdzie ciała zniknąć powinny. Był kerinowy pomysł z konkurencją. Widowiskowy, a i owszem. Czy jednak warto było z jednego gówna pakować się w potencjalne inne? Sprzątać sraczkę beczką prochu? Jeśli nawet, wybór był. Po tej stronie rzeki dostać można było się "Pod Skruszoną Włócznię" – lokum zarządzane przez byłą poszukiwaczkę przygód i lokalny obiekt westchnień, w progi uczęszczanej przez dobrze sytuowanych dżentelmenów "Złotej Zorzy", albo do "Myśliwskiej". Ta wyróżniała się tym skromnym faktem, że stanowiła bazę wypadową dla lokalnej komórki Gildii Złodziei Greyhawk. Tak, podążając zaś hen dalej drogą kryminalną... Albrecht wiedział o lokalizacji kasyna – lepu dla wszelkiej maści łajdaków, acz operującego legalnie pod kuratelą kapłanów Norebo i innej szulerni – tej nielegalnej, równie łotrowskiej, acz robiącej zyski dla kleru Kurella. Były jeszcze dwa zamtuzy – lepiej obstawiony i lepiej utowarowiony, i ten drugi: z biedniejszą klientelą i starymi kurwami. I bimbrownia, była i bimbrownia. Coś jeszcze innego też być musiało, acz wypadałoby spytać w "Myśliwskiej" dokąd spływały haracze z tych miejsc. I katakumby, ktoś wspominał o katakumbach. Były. Po najeździe i towarzyszących mu pożarach, gdy masa budynków poszła z dymem i odsłoniły się ich fundamenty na jaw wyszło sporo korytarzy i piwniczek według plotek prowadzących gdzieś dalej. Głębiej. Gdzieś, gdzie prowadzić nie powinny. I może nie prowadziły, kto to mógł wiedzieć? Najlepiej znane były ruiny zhajcowanej świątynki Joramy, ale tam aż roiło się od "poszukiwaczy przygód" i innych pijaczków, którzy swoje birbancko-złodziejskie wypady z dala od oczu straży nazywali przygodą.
"Może o czymś zapomniałem..." – Albrecht wymieniał obrusy i zastawę jak maszyna, nie przestając trajkotać.
"Piece?" – spytała równie zajęta robotą Kerin.
Piece były. Kowalskie, bo gdzie w środku miasta szukać by huty? Co było jednak po kowalu, piekarni czy innym płatnerzu komuś, kto miał do załatwienia pięć poważnych spraw? Tu potrzeba było dużego, solidnego ognia. I takich okoliczności, które nie rozniosłyby się smrodem przez miasto. Kremujący ciała swych wiernych kapłani w świątyni Pelora i Wee Jas mieli po temu warunki. Ale coś podpowiadało albrechtowym słuchaczom, że nie mieli ochoty na kooperację. Tak czy inaczej...

* * *


"Syn burmistrza, Albrechcie" – O'Neill obserwował z uśmiechem jak jego rozmówca śmiertelnie blednie – "Nie zapomniałem o tym..."
"Nie-e..."
"Nie. Po prostu zostawiłem to na koniec" – spojrzenie mężczyzny zamiotło salę jak zimny podmuch – "Burmistrz powiedział mi dziś, że Robb ma być na kolacji. Przygotuj dodatkowe nakrycie przy głównym stole".
O'Neill uśmiechnął się raz jeszcze. I wyszedł.
 
Panicz jest offline  
Stary 18-07-2012, 18:29   #16
 
Cohen's Avatar
 
Reputacja: 1 Cohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputację
- Wyjebmy ich po prostu na ulicę daleko stąd, niech psiarnia się głowi, o co w ogóle chodzi. - zaproponował Dex, wycierając szmatą mordkę i łapy z krwi i resztek głowy burmistrzowego potomka. - Bo wiecie, jest miło i tak dalej, ale prawdę mówiąc, nie mam po co tu sterczeć jak kuśka na weselu, gdy dupognioty z miasta będą się tu paść.
Także dawaj kasę za zajebanie tych cweli, mój dobry parzygnacie i robię wypad.
 
__________________
Now I'm hiding in Honduras
I'm a desperate man
Send lawyers, guns and money
The shit has hit the fan
- Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money"
Cohen jest offline  
Stary 20-07-2012, 02:34   #17
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
- Ta, a jak znajdą trupy to zamkną miasto. - Aeliana prychnęła, słysząc sugestię Dextera. - Trzeba się tych tu pozbyć, a później zapaść pod ziemię. Albo spieprzyć jak najdalej stąd.

Rudej nie podobało się to całe zamieszanie. Nie podobało jej się Narwell. A ponad wszystko, nie podobał jej się mężczyzna w czarnym wamsie. Znała ten typ. Bogaty, niegłupi i bystry. Zbyt bystry. Gdyby odjąć jego osobę z równania, była pewna, że jakoś zdołaliby się wywinąć z tego szamba. Burmistrza czy straż dałoby się wyprowadzić w pole. Ale nie O'Neilla. Była pewna, że to właśnie jego ręka będzie tą, która ich w tym całym gównie utopi.

Aeliana myślała nad tym, jakby się tu wywinąć od szafotu, który coraz głębiej zapuszczał korzenie w jej niedalekiej przyszłości. Bardzo niedalekiej, jeśli czegoś nie wymyślą.

Złodziejce zaczął świtać pewien plan.

- A gdyby tak wpieprzyć ich wszystkich do katakumb? - Odezwała się, z hukiem sprowadzając kubek pełen wina na blat. -I zawalić tunel? Nikt by ich nie znalazł, a nawet jeśli, to po długim czasie. Zdążyliby zgnić. Skombinujemy jakiś wózek, ciała hop!, na niego. Twarze owiniemy hustami i jakby ktoś pytał, to wieziemy ofiary zarazy do świątyni, żeby je spalić. Nikt o zdrowych zmysłach nie będzie wtedy chciał ich oglądać.

Złodziejka uśmiechnęła się promiennie, zadowolona z siebie i wychyliła kolejny kubek. Powinno się udać. A nawet jakby ktoś chciał im przeszkodzić, pociachają i go. Kilka trupów wte, czy wewte nie zrobi różnicy. I tak za burmistrzową latorośl ich powieszą. Aeliana tymże optymistycznym akcentem zakończyła rozmyślanie nad sprawą, bo i tak nic więcej by nie wymyśliła i wstała z miejsca. Swoją kuszę powiesiła na plecach i klasnęła w dłonie, rozglądając się po twarzach swych towarzyszy w niedoli.

- No to jak, kompania? Zrobimy coś czy będziem tak siedzieć, czekając aż się w tym szambie utopimy?
 
__________________
"Information age is the modern joke."
Aro jest offline  
Stary 20-07-2012, 06:41   #18
 
Rudzielec's Avatar
 
Reputacja: 1 Rudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodze
-Pomysł dobry.- powiedziała zagryzając kawałkiem szynki Kerin- Tylko jak by ich wynieść żeby nas nikt nie wyczaił? Jakoś nie wierzę żeby tak często stąd trupy wynosili żeby nikt się nie zdziwił.- ukroiła jeszcze kawałek szynki.-Może jakiś wóz albo wózek? Wpakujemy ich w jakieś worki albo beczki i pojedziemy w miasto? Oczywiście wypadałoby żebyśmy się za to wszyscy zabrali, najlepiej byłoby zabrać się w kilka worków albo wózków żeby nie robić zbiegowiska. Aha Albreht-powiedziała wskazując sztyletem karczmarza i mrużąc oczy.-Jeśli myślisz o struciu nas albo o wsypaniu Burmistrzowi… Nie rób tego, nie przeżyjesz. Pamiętaj, że jego synek zdechł na twoich oczach na nożach twoich ludzi, pewnie zanim cię zapierdoli pocierpisz parę dni albo tygodni. Już nie mówiąc o tym, że jak nas wsypiesz będziemy musieli sami z tobą pogadać… Siedź cicho tu w knajpie, chrzcij piwo, macaj kelnerki czy dosypuj trocin do owsa, wiesz to co zwykle, my zajmiemy się trupami. Oczywiście najpierw wypadałoby chyba zapłacić i dorzucić coś ekstra za kłopoty?
 
Rudzielec jest offline  
Stary 20-07-2012, 08:51   #19
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
Dla Rolanda, tych wszystkich rozważań, było zdecydowanie za dużo. W pewnym momencie już tylko siedział, patrzył durnym wzrokiem i jedyne co robił, to raz po raz drapał się po jajkach.
-Eee… yyy – w końcu się mądrze odezwał. - Ja was już nie rozumiem. Gadacie tyle, że nic z tego nie ma. Głupie. Jak nie spalić, by ich łbów nie było widać, to do worów i spuścić rzeką. A co do szamba, które wspomniałaś - zerknął na Aelianę. - To tak jak zrobić kupę w rzece! Kupa jest, kupa płynie i kupy nie ma! Była sprawa, nie ma sprawy. Ale róbta, co chceta, jak żeście mądrzejsze. - Rzekł Roland, jednak osiłek, pewnie nie do końca zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji. Choć w oczach niektórych zdawało mu się widzieć, że jego plan przypadł do gustu. Z pewnością nie były to jednak oczy kobiet. Dlatego wsparcia planu szukał w tej, jak to uważał, mądrzejszej części ekipy. Rozglądając się po nich z tępym, nie pasującym do powagi sytuacji, uśmiechem.
 

Ostatnio edytowane przez AJT : 20-07-2012 o 08:58.
AJT jest offline  
Stary 20-07-2012, 12:35   #20
 
Wnerwik's Avatar
 
Reputacja: 1 Wnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetny
Instynkt podpowiadał Sorleyowi, by się stąd wiał, nie oglądając się za siebie, i to jak najdalej stąd. No, oczywiście, wcześniej zabrawszy kasę za "ochronę" lokalu. Przecież załatwili bandziorów, więc wypłata im się należała, nie?
Mógł tak zrobić... ale wtedy zachowałby się jak kompletny chuj, prawdopodobnie skazując biednego Albrechta na śmierć. A co on takiego zrobił? Przecież nie prosił, by syn burmistrza napadł na jego karczmę, prawda?
Mógł to wszystko zostawić, ale nie byłoby to zachowanie godne kapłana Olidammary. Musiał pomóc!
Nie, nie był z takich którzy pomagają biednym, walczą ze złem i w ogóle. No dobra, czasem pomógł jakimś sprytnym sierotom (w końcu sam kiedyś taką był), lecz ze złem nie zdarzyło mu się walczyć nigdy. Dbał głównie o swój tyłek.
Do pomocy motywowała go skłonność do oszustw, żartów i psikusów. No bo czyż innym jak oszustwem będzie akcja pozbywania się z karczmy ciał złych bandytów? Olidamarra patrzył łaskawym okiem na oszustów, szczególnie jeśli ci byli jego kapłanami.

Sprawę nieco komplikowała obecność O'Neilla, lecz jeśli zrobi w konia takiego gracza to z pewnością zarobi dodatkowe punkty u swojego boga, no nie?
Liczył na swoje szczęście.

- Rzeka albo katakumby, a potem znikamy - stwierdził kapłan. - Najpierw trzeba załatwić wóz, a potem... Cóż, pomysł z ofiarami zarazy był całkiem niezły. Masz jakieś tylne drzwi, no nie Albrecht? Chyba nie wnosicie towarów frontowymi... A nawet jeśli, to mogę sprowadzić mgłę, która przez chwilę ukryje nasze działania. Czasu powinno starczyć, by załadować trupy i zniknąć w jakiejś bocznej uliczce...
 
Wnerwik jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:29.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172