Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-07-2012, 12:52   #507
Nefarius
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Jedenaście dni temu, wschodnie obrzeża Lasu Drakwald

Idąc leśną gęstwiną samotny wojownik nie wydawał żadnych dźwięków, które mogłyby go zdradzić. Był cichy jak mysz i niezauważalny jak nietoperz nocą. Cel, który został mu wyznaczony zdawał się być tak bardzo odległy i tak nieosiągalny. Na co dzień Iomhar o tym nie myślał. Tak druzgocące refleksje mogłyby go zniszczyć.
-Yyyy...- żałosne stękanie dobiegło jego uszu gdzieś z niedaleka, z wschodu. Wojownik zmrużył oczy i bezszelestnie zbliżył się do sporego drzewa, za którym się skrył. Kilka godzin temu stało tam niewielkie obozowisko. Dwa zadaszone wozy, kilka ognisk, konie, kilku zbrojnych. Teraz ów obozowisko przypominało krwawe pobojowisko, arenę nielegalnych, ulicznych walk. Litry krwi zaschnięte na żyznej jak do tej pory glebie. Kończyny porozrzucane w promieniu dobrych kilkunastu metrów.

Muły i konie wybebeszone bestialsko. Twarze trupów powykrzywiane w strachu i agonii. Jakby przed śmiercią spotkało ich cierpienie przechodzące wszelkie pojęcie.
-Pfff...- człek oparty o przewrócony powóz. Starszy, szpakowaty grubas trzymał zakrwawionymi po łokcie rękoma wylewające się z brzucha flaki.
Iomhar wyłonił się z ukrycia podchodząc bliżej. Umierający w męczarni człowiek przełknął ślinę i spojrzał na tajemniczego wojownika. Nie wyglądał na zdziwionego, jakby przed świtem zobaczył samego Khorne'a i widok samotnego podróżnika nie miał prawa go zdziwić.
-Czarnoksiężnik... Pluł palącym jadem...- burknął plując się własną krwią -Przywoływał demony. Wiele demonów...- dodał po chwili.

-Gdzie poszedł?- Iomhar nie zadawał zbyt skomplikowanych pytań.
-Szedł na wschód...- odrzekł. Oddech z każdą chwilą mu przyspieszał a w końcu otwarł szeroko oczy i zacisnął z bólu pięści i żuchwę. Doznał ulgi. Iomhar spojrzał w niebo jakby zrozumiał rzucone mu wyzwanie przez bogów, którzy dawno go wyklęli. Po krótkiej chwili ruszył na wschód. Tam, gdzie kierował się czarnoksiężnik przyzywający demony...

Gracjan, Ragnar

Gregor milczał nie reagował na słowa krasnoluda. Był bardzo skupiony i zdeterminowany. Takie przynajmniej sprawiał wrażenie. Jego wzrok był skupiony na przeciwniku, trzymającym spaczeń. Kątem oka widział jak Gracjan rzuca zaklęcie. Znał jego formułkę na pamięć, bo pewnie w młodości nie raz, nie dwa z niego korzystał. To, że młodzikowi się nie udało wcale go nie zdziwiło. Mistrz Gregor zamknął oczy i począł kształtować wiatry magii tak by splotły się według jego życzenia. Efekty były widoczne po kilku krótkich chwilach. W jego dłoni pojawiła się skrząca kula blado błękitnej energii. Czarodziej uniósł niemal do pionu rękę a z trzymanej w dłoni energii wystrzeliła z hukiem błyskawica trafiając maga chaosu prosto w pierś. Ten zachwiał się na nogach i warknął złowrogo.
Spaczony czarną magią człek sięgnął ręką po niewielki, szklany flakon z którego wypił kilka łyków czarnej substancji.

Kompani nie byli pewni co to da osobnikowi, jednak szybko się przekonali. Czarnoksiężnik splunął zawartością flakonu wprost na Gregora, mimo iż odległość między nimi liczyła dobre kilkanaście metrów. Mistrz Gregor od razu poczuł ból. Ubranie w wielu miejscach poczęło lekko dymić a wokół uniósł się smród spalenizny. Gregor padł na kolana próbując jakoś pozbyć się żrącej substancji, jednak niewiele to dawało.
Bestia za plecami czarownika wyłoniła się z gęstej mgły, spoglądając złowieszczo na Ragnara. Spojrzenie stwora było paraliżujące, jednak Stalowy Czerep miał głęboko w poważaniu sztuczki bestii z domeny chaosu. Był prawdziwym wojownikiem, nie lękającym się żadnej paskudy, demona, orka czy bogowie wiedzą czego jeszcze. Stwór uśmiechnął się złośliwie, jakby zrozumiał, że nie ma do czynienia z byle jakim człeczym żołnierzykiem, który robi po gaciach na widok byle przeciwnika.



Iomhar

Ślady były wyraźne. Czarnoksiężnik nie starał się ich zacierać, jakby chciał być zauważonym. Jakby niósł jakąś wieść. Zostawiał za sobą wyraźne znaki. Natura w wielu miejscach, w których nocował była nieodwracalnie zniszczona. Rośliny uschnięte, gleba wyjałowiona, robale w najbliższej okolicy przerośnięte i paskudnie zmutowane, zwierzęta bardzo agresywne, lub kompletnie nieobecne. Iomhar wiedział jednak, że człek, którego szukał jest już niedaleko. Który to już dzień go szukał? Dziesiąty? Jedenasty?
-Aaaa!- krzyk nieopodal był jednoznacznym dowodem na to, że przyzywający demony mag znów chce zostawić znak w postaci pomordowanych, niewinnych podróżników. Krzyk, który usłyszał był przepełniony ogromem bólu i cierpienia.

Prędko pokonał kilkaset metrów odległości, która dzieliła go do miejsca potyczki. W końcu miał go na wyciągnięcie ręki. Był tam pewny siebie z towarzyszącym mu paskudnym stworem. Widział też jego ofiary. Dwójka ludzi i rudobrody krasnolud. Nie przypominali przypadkowo zaginionych kupców...

Gracjan, Ragnar

Demon towarzyszący czarnoksiężnikowi wyszczerzył zębiska i niespodziewanie ruszył szarżą na Ragnara. Był bardzo szybki i zwinny choć gabarytami przypominał zdecydowanie coś wolniejszego. Czart błyskawicznie znalazł się przy Ragnarze. Z ogromnym impetem wpadł na Czerwonego odtrącając go dobry metr do tyłu. Krasnolud zacisnął zęby i skoczył do ataku. Bojowy młot świsnął obok wielkiego uda stwora, drugim khazad chciał poprawić z boku, jednak stwór odskoczył o krok do tyłu z łatwością unikając uderzenia. Teraz Ragnar już wiedział, że jego przeciwnik nie jest głupim orkiem, czy mało zręcznym mutantem. Czekała ich ciężka walka na śmierć i życie...

Reiner, Zirnig, Gottwin, Twardy, Wolfgrimm, Dawit

Ogr nie miał zamiaru brać udziału w potyczce między krasnoludami a ich kuzynami spaczonymi przez siły chaosu. Wielkolud zabrał złoto i odszedł w stronę Wolfenburga. Kompani nie mieli wiele czasu. Nikt nie potrafił wymyślić żadnego konkretnego planu. Najważniejszym celem w czasie potyczki miał być olbrzym, który sprawował funkcję transportową dla wielkiego działa. Po chwili do grupy dołączył Wolfgrimm z Bomburem.
-Co to za miny? Gdzie reszta zwiadu?... I czemu stoicie tu przy bramie?- spytał zdziwiony Bombur. Teodor prędko o wszystkim opowiedział przywódcy najemników.
-Pogodziliście się z Arakiem i jego ludźmi?- spytała Helena. Bombur spojrzał na Wolfa i wzruszył ramionami.
-Można tak powiedzieć. Zakopaliśmy topór wojenny, jednak daleko nam do przyjaźni...- pokręcił głową.
-Wolf... Będziesz musiał wrócić do Araka i opowiedzieć mu o wszystkim. Powinni się przygotować na walkę z chaośnikami.- zauważył Teodor.

-Musimy się spieszyć.- rzuciła Helena, na potwierdzenie jej słów w oddali zabrzmiał róg. Kompani spojrzeli na siebie nerwowo.
-Może... Może faktycznie powinniśmy uciekać?- spytał Firedrich zdenerwowany bardziej niż siostra Gottwina.
-Zgłupiałeś? Przekonaj pięć tuzinów krasnoludów do ucieczki przed wrogiem...- burknął Teodor -Po za tym to był nasz rozkaz. Mamy przejąć twierdzę i czekać na przybycie wojsk Von Waltera i jego sojuszników...- dodał.
-Co nam po twierdzy kiedy zginiemy...- mieszczanin panikował, pocąc się obficie.
-Felixie, ile mamy czasu?- spytała cyruliczka. Łucznik był pewien że to kwestia minut, może godziny.

~***~

Wolfgrimm bez większego trudu przekonał grupę zabójców trolli by wzięli udział w boju. Właściwie, to nawet nie musiał nikogo przekonywać. W tym czasie Twardy posłał też po Bohatera – Fronthama, by znalazł sobie miejsce do ostrzału na wieżyczkach. Niestety nie było tam zbyt wiele miejsca. W sam raz dla dwóch strzelców. Felix i Dawit zajęli pierwszą wieżyczkę. Drugą zajęła dwójka kislevskich strzelców, którzy nie opuszczali Twardego na krok pokazując swoją przydatność.
-[i]Yergu zostań zresztą kozaków w holu przy barykadzie. Z tego miejsca będziecie prowadzić ostrzał tych, którzy wedrą się do środka. Khazadzi w przeciągu kilkunastu minut ustawili barykadę, mimo iż nikt nie wierzył żeby na wiele się zdała. Napięcie rosło z każdą minutą.
-Podejdźcie bracia krasnoludy... Pomódlmy się...- donośny głos Teodora rozniósł się echem po wielkim holu.

~***~


-Predstaijeszi!- krzyknął kozak z wieżyczki. W gronie zabójców trolli zapanowało poruszenie. Brodacze błyskawicznie znaleźli się przy otwartej na oścież stalowej bramie. Wśród nich Wolfgrimm i Twardy. Arak spojrzał kątem oka na stojącego obok Wolfa. Widział jak jego znajomek cieszy się na spotkanie ze śmiercią. Sam też czuł coś podobnego. Po chwili w zasięgu wzroku kompanów pojawił się gigant. Wielki, tak jak się spodziewali. Ciągnął na grubych, długich na wiele metrów sznurach działo. Miał maczugę z konaru drzewa. Znacznie większą niż ogr, którego spotkali i z którym rozmawiali.
Legendy głoszą, że giganci uwielbiają spijać się hektolitrami gorzały. Ten zdawał się być trzeźwy. Brodacze pewnie chcieli zabezpieczyć się przed niechcianymi i nieplanowanymi wydarzeniami. Brodaczy było sporo. Z przodu, kilkanaście metrów przed gigantem było ich kilkudziesięciu. Mniejsza część stała po bokach działa.


Tuż pod działem stało kilku krasnoludów. Z całą pewnością byli to najważniejsi z oddziału. Trudno jednak było dostrzec z takiej odległości kim byli dokładnie. Cały oddział znajdował się daleko poza zasięgiem strzelców. Gigant porzucił wielkie sznury i stanął za działem. Po czym pchnął je dobre kilkanaście metrów. Z dala słychać było dudnienie wojennych bębnów. Sztandary z byczą głową powiewały z dala, dobrze widoczne. Nagle rozległ się huk wystrzału. Działo odrzuciło o dobre kilka metrów do tyłu. Z masywnej, stalowej lufy wystrzelił pocisk o dziwnie zielonkawej barwie. Uderzył zdecydowanie za blisko, obsypując jedynie grupę zabójców trolli pyłem i kurzem.
-Wyklęci!- rzucił Arak unosząc swój topór -Na spotkanie ze śmiercią!- krzyknął nie bawiąc się w przemowy i budowanie morale. Cała grupa z okrzykiem na ustach ruszyła odnaleźć spokój i chwałę.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline