Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-07-2012, 15:47   #281
Harard
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
Przeładował obrzyna i schował broń za pas. Podszedł do nieruchomego już ciała byłego egzekutora. Nie miał wątpliwości że strzał był śmiertelny, sprawdził jednak tętno na szyi. Obszukał dokładnie kieszenie Firebridge’a zabierając portfel i kilka osobistych drobiazgów. Sztyletem odciął kosmyk włosów egzekutora i schował go do kieszeni. Miał materiał dla egzorcystów, pora wracać. Akcja zawiodła na całej linii. Mieli dowiedzieć się coś o eksplozji zielonoustych Pianek, a w zamian za to nie zapobiegli sprowadzeniu kolejnej plagi na Londyn.

Łak pojawił się bezszelestnie. Spojrzał na trupa i pokazał ręką korytarz za nim. Poprowadził Trisketta przez lekko nadszarpnięty atakiem artylerii tunel do sali, głębiej pod ziemią. Przypominała betonowy sarkofag i w rzeczywistości nim była. Gary zobaczył pięć trumien. Gniazdo Kantyka. Egzekutor gwizdnął cicho z podziwem. Tytanowe płyty, mechaniczne zamki blokowane od wewnątrz. Zwykle kiedy wybierał się w odwiedziny z Nakazem za pazuchą do takich miejsc miał ze sobą palnik, ale temu acetylenowy płomień by nie poradził. Cztery czarne,jakby nieco skromniejsze i jedna królewska biała trumna na prostych podniesieniach z żelazobetonu. Żeby zaszkodzić temu gniazdu ostrzałem artyleryjskim, pocisk musiałby trafić bezpośrednio w komorę i mieć wystarczająco energii by przebić stropy i sufity i jebnąć dopiero tutaj.
Triskett uważnie obserwował Sandera podczas otwierania zabezpieczeń, łak cały czas wydawał mu się dziwny w swoim zachowaniu. Złodzieje ciał nie byli tacy rzadcy a demon przejmujący ludzi spotkał całkiem niedawno. Sander jednak pewnie otwierał zamki, wiedział doskonale gdzie znajdują się zabezpieczenia, zarówno te magiczne jak i zwykłe. Nie rozglądał się niepewnie, wiedział że łak nie był to po raz pierwszy. Paranoja rozwijała się pięknie, ale Gary nie powstrzymywał jej i egzekutorska adrenalina szumiała rzeczką w jego żyłach.
- No. Sami nie damy rady. Wołaj kolegów, wszystkich trumien nie wyniesiemy. Tak w ogóle to kto w nich siedzi obok Kantyka? – zerknął na tą większą białą trumnę. Łak nie odpowiedział i ruszył po schodach do góry.
Triskett zaklął pod nosem. Świetnie. Zaraz ich tu będzie więcej.
Miał już podejść do drzwi i przygotować się na ich przyjęcie, kiedy zerknął na jedną z czarnych trumien i aż zadrżał od mocy którą emanowała. Podszedł bliżej i położył rękę. Włoski podniosły się na przedramieniu w jednej chwili a system ostrzegawczy włączył syrenę.
Cwaniaczek z pana Barona. Łypnął okiem na białą trumnę. Podpucha na wybebeszenie której można było stracić wiele czasu. Triskett zaczął się zastanawiać co dalej. Wszystko nie trzymało się kupy. Poszatkowane, bez żadnego wglądu w większy obraz. Najpierw Carringtonowa, która zniknęła jak kamfora. Nie usłyszeli o niej ani słowa. O niej,o wysuszonych łapach w samochodzie. Po co to wszystko było? Potem facet w Reflexie, potem demon na dachu, a teraz to. Seria przypadkowych scenek z którymi nie wiedział co zrobić dalej. Działania pozoracyjne, zasłona dymna, a chaos wokół narastał. Miał wrażenie że ta cała mapa i rozłożenie miejsc w których działy się te cholerne czary też było nieistotne. Przypadkowe. Bez sensu. Z zimną krwią zabił bezbronnego człowieka, może choć to na coś się przyda. Dotrzeć do MRu i zdać Irolowi raport a potem odnaleźć Lolę, może już wyszła ze szpitala. Egzekutorski organizm poczuł się zmęczony. I to nawet nie to, że jechał na soczku z gumijagód już tak długo bez porządnego posiłku. To coś innego.

Wrócili, słyszał wyraźnie pięć osób. Zdziwił się nieco kiedy zrozumiał że jeden zestaw obcasów na betonowym korytarzu należy do kobiety.
- Cześć. - Triskett odpalił fajka i spojrzał na Ninję. Na razie nie było jak pogadać swobodniej z tym całym tałatajstwem Kantykowym. A Deidre sporo wiedziała, na przykład wiedziała że przed nimi do bunkra wszedł Xaraf, rozpoznała go i nazwała po imieniu. A to powodowało, że Gary miał ochotę zadać jej parę pytań. Może nie w taki sposób jak Firebridge’owi, ale Ninja też nie była z nim szczera.
No ale na jej widok się ucieszył. Podobał mu się jej nazwijmy to sposób działania. A to że chciała aby on spieprzał z Xarafem na plecach go rozczulił niemalże.
- Bierzmy się do roboty. Pora się zawijać z Rewiru.
- Wydaje mi się, że Kantyk jest bezpieczniejszy tutaj, na dole - zasugerowała Egzekutorka - Wojsko prowadzi ciężki ostrzał kilku pobliskich kwartałów. Sander. Zostaw tutaj sługi barona, a sam przeprowadź nas na czuję MRu, tak jak prosiłam wcześniej.
Deidre spojrzała na Gary’ego.
- Kto zdjął Xarafa?
- No jak stropy wytrzymają to jest dobry pomysł. Zresztą kupa gruzu nie zaszkodzi chyba panu baronowi. Najwyżej najmiecie potem paru zombie z łopatami na wykopki. - Wcale nie mówił tego sarkastycznie. Chciał jak najszybciej dotrzeć na Canal Street do swojego nadal oficjonalnego pracodawcy. Nie wiedział nawet jak jest z tą całą Agencją po śmierci Angeli.
- Ja. - odpowiedział krótko Deidre.
- Rozumiem. Troszkę szkoda. Ale zasłużył sobie.
Zamilkła na moment.
- Na górze straszny pierdolnik. Tych krukomorfów jest coraz więcej. Mnożą się z cholerną łatwością. Nasi rozpierdzielili dwa mosty. Durnie. Przecież one potrafią szybować, na krótkie dystanse ale jednak. Musimy się przedostać do punktu kontaktowego. Będzie ciężko.
- Ołów i srebro na nie nie działają. Nawet przechrzczone przez siostrzyczkę voodoo. Sprawdziłem. Ostrzał artyleryjski w ciągle zamieszkały Rewir tylko dostarcza im więcej i więcej ciał do zasiedlenia. - Deidre o tym wiedziała, ale mówił na użytek łaka. Coś był jemu i jego kolegom winien.
Wyciągnął kuty na zimno żelazny farbain-sykes i bliźniaczy sztylet z brązu.
- Jak się tu znalazłaś? - Zapytał jeszcze. Jak uciekali on skupiał na sobie uwagę i to jego dopadł przydupas Nemein. Kruków nie było tak dużo. No ale ją obciążał balast w postaci Xarafa. To był od początku błąd.
- Nie udało mi się przebić. Wszędzie roiło się od tego tałatajsta. Ulice to istne piekło.
- Panie Sander, musimy dostać się do MRu. To wasz teren, na pewno może pan podpowiedzieć jakąś alternatywną dorgę niż bieg z przeszkodami aż do Tamizy.
- Mogę spróbować poszukać wam przewodnika. Ale to chwilę potrwa.
Gary zerknął na Ninję. Skoro nie przedarła się i widziała chyba więcej niż on to warto zwiększyć szanse i poczekać.
- Byłbym wdzięczny. Zależy nam na czasie.
 
Harard jest offline