Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-07-2012, 19:27   #102
Velg
Konto usunięte
 
Velg's Avatar
 
Reputacja: 1 Velg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetny
Mara za marą, marę pogania...

Gdzie nie spojrzał, widział duchy i widy. Ledwo odwrócił się od ogniska, a już widział, jak pełznie ku niemu trup Yarkissa. Wrócił do paleniska, spojrzał ponad płomieniami – a tam wilki! Gwizdał wtedy wesoło, zaś „ciało” okazywało się fragmentem konara, który w wątłym świetle ogniska był równie czerwonutki jak twarz rozgniewanego myśliwego, a „wilczej” genezy można było upatrywać w okolicznych chaszczach...

Skoro zaś przywidzenia się – co do jednego – dewaluowały, musiał ułożyć sobie kilka spraw. „Viseńskie” korzenie można było odłożyć na później, jeśli wędrowało się „w kierunku niczego”, ale jeśli miał myśleć o powrocie... Trzeba było przemyśleć kilka spraw.

Rzekomo był synem karczmarza. Tyle, że mocno powątpiewał w swoje perspektywy. Bogactwa ze sobą nie wziął – czyżby miał starsze rodzeństwo? Wtedy, jeśli naprawdę był wioskowym darmozjadem, mógł pożegnać się z myślą o spadku. A rozbijaniem się po bezdrożach właśnie odkrywał, że niezbyt pasuje mu rola bezdomnego dziada-muzykanta. Pozostawało więc porzucić osadę i udać się... gdzieś. Z drogi właśnie uciekali, więc morzem pewnie. O ile pływały tam jakieś statki...

Ale... myśliwi byli oprzyrządowani całkiem bogato, więc może przywłaszczyli sobie jego rzeczy, gdy on tracił pamięć? Nie wiedział. Jak na złość tej wróciła mu świadomość, kim była Visena, kilkunastu podań i przyśpiewek... ale nic, co byłoby relewantne do jego sytuacji. A, jeszcze słownictwo! - znaczy, musiał odebrać całkiem niezły termin. Ale o cokolwiek musiał się pytać Saelima. Gdyby ów tylko nie zaczął już zasypiać...

Nagłe szurnięcie odwróciło uwagę Fernasa. Strachy przed widziadłami wróciły ze zdwojoną siłą. Chłopak czym prędzej począł lustrować otoczenie, starając się znaleźć źródło hałasu. I, wreszcie, znalazł – milczącą, ponurą sylwetkę, wpatrującą się prosto w niego.

Mrugnął.

Obcy nadal tam stał.

Zanucił pierwsze takty złośliwej przyśpiewki o Chideusie.

Sylwetka, jak na złość, była równie rzeczywista, jak wcześniej.

Tyle świadectwa było już Fernasowi wystarczające. Szybko pomyślał o alternatywach, jakie przed nimi stały.

Mógł przeczuwać całą noc, a nazajutrz poprosić Saelima, żeby go zmienił. Tylko, że to byłoby cholernie męczące, a Oszust by mu nie obudził. Mógł obudzić towarzysza i wskazać mu widziadło... ale nadal byłoby to wielce męczące. Zresztą, jeśli postać by zniknęła, to ów by niemal na pewno wyśmiał go jako cykora. Mógł iść za nią... i okazać się cymbałem prawdziwym, nieudawanym. Bo jego samego – był pewien – licho mogło dorwać, a zostawiłby śpiącego i bezbronnego złodziejaszka. Ale przede wszystkim, dał już po sobie poznać, że tamtego zobaczył. Mógł więc przynajmniej spróbować dowiedzieć się czegoś o niej.

Trochę – kilka kroków – podszedł do ognia i...

- Chodź no do ogniska! - zawołał głośno w kierunku przygarbionej postaci. Na tyle głośno, aby i Saelima obudzić. I miał nadzieję, że nie popełnia wielkiego błędu. Gdzieś z tyłu głowy kołatała się świadomość, że wampiry podobno potrzebowały pozwolenia przed przystąpieniem do ogniska domowego... Ale to nie powinno mieć znaczenia w zupełnie innej sytuacji z zupełnie inną istotą, nie?

Saelim zerwał się na równe nogi, rozglądając czujnym (choć mocno zaspanym) wzrokiem, a ręka macała za mieczem. Gdy ogarnął sytuację przytruchtał do Fernasa i wrogo wgapił się w mrok.
- Ej, głuchy jesteś? - krzyknął, po czym szepnął do barda - Mam nadzieję, że nie zapraszasz do ognia wilkołaka. To na pewno nie Viseńczyk, inaczej by nas zapewne poznał. Zresztą nawet myśliwi nie szwędają się po lesie w środku nocy.
Rzeczywiście, gwiazdy stały już wysoko; to nie był czas na zastawianie wnyków.
- Wilkołak nie potrzebowałby zaproszenia - odszepnął Fernas, nie spuszczając z oka postaci.

Tajemnicza postać nie ruszyła się z miejsca, ale wreszcie odpowiedziała bardowi.
- Nie potrzebuję waszego ognia. Las nie potrzebuje waszego ognia. Czego tu znów szukasz, dziecko? - głos był chrapliwy, jakby właścicielka (bo przemawiała z pewnością kobieta) nie była przyzwyczajona do częstych rozmów lub była stara, a słowa wypowiadane z dziwnym, nieznanym młodzieńcom akcentem.
- Babko – Fernas użył słowa, które w jego – wieśniackim – akcencie implikowały szacunek – Jestem Fernas, a to jest Saelim. Zmierzamy do Viseny. Chcemy ją ostrzec przed wilkami – powiedział bez namysłu, świadom, że przy wilkołaku i tak byliby zgubieni – Strzeżesz tego lasu? - zapytał się, skoro maniera postaci skojarzyła mu się z... kapłanami natury? - I... Znów? - dodał po namyśle.
- Las sam się strzeże... zazwyczaj - odparła ‘babka’. - Ale nie może ustrzec się przed ogniem i ludzką głupotą. Pamiętajcie, by rano dobrze zasypać popioły ziemią. - to rzekłszy odwróciła się by odejść, ignorując drugie pytanie barda.
- Zaczekaj! - krzyknął Fernas - W okolicy mogą być wilkołaki. Pewno zagryzły już naszych towarzyszy... i... - grajek zagryzł wargi.
Postać spojrzała na młodzieńców.
- Więc musicie uważać. To nie są zwykłe wilki. Są przebiegłe... zupełnie jak ludzie - kobieta wydała dziwny dźwięk, który chyba był śmiechem. - I ostatnio mają zupełnie ludzkie przyzwyczajenia. Ale ty powinieneś o tym wiedzieć najlepiej, nieprawdaż? - odwróciła się znowu.
- Ej! O czym ona gada?! - Saelim szarpnął Fernasa za ramię.
- Nie wiem – syknął do Saelima. Ten nie wyglądał jakby mu uwierzył.
- Nie, nic nie wiem – powiedział następnie do kobiety, całkowicie szczerze – Straciłem pamięć. Skrzaty... - pośpieszył z wyjaśnieniem – Proszę o pomoc. Na pewno wie babka dużo więcej o nich niż ja... – mówił wolno, na pewno z szacunkiem i jakby z namysłem.
- Skrzaty... W takim razie jedynie cud może przywrócić ci wspomnienia - w głosie kobiety zabrzmiało jakby lekkie... współczucie? - Lecz każdy ma w życiu to, na co zasłużył. - Spojrzała na Saelima, po czym zamyśliła się na chwilę, gładząc dłonią pień drzewa. - Jeśli chcecie ominąć wilkołaki i dotrzeć do wsi, to idźcie nieco bardziej na północny-zachód. Zaszliście zbyt daleko na południe. Tu nic dobrego was nie czeka. To nie ziemia dla ludzi.
- Rozumiem, babko – Fernas skłonił głowę, żeby wyrazić swą wdzięczność. Liczył przy tym, że światło padające z ogniska oświetli jego sylwetkę na tyle, aby gest był dostrzegalny – I... ludzkie przyzwyczajenia? - zmarszczył brwi, przypominając sobie, co kobieta mówiła – Da się je jakoś obłaskawić? - zapytał z nadzieją, po równo spodziewając się odejścia kobiety i odpowiedzi. Nie wiedział, jak wielka jest Visena... ale chyba niezbyt duża, skoro karczma tylko jedna stała. I na jego głowę, to po utracie eskorty karawany i większości bitnej młodzi, to wioska nie miała szans w walce. Przynajmniej nie teraz.
- Obłaskawić? Czy tobie się wydaje, że wilk to taki większy pies? - w głosie kobiety bard wyczuł ogromne zdumienie, jakby się nie mogła nadziwić ludzkiej głupocie. - Każde stworzenie w tym lesie z przyjemnością zrównałoby Visenę z ziemią, a ty mówisz o obłaskawianiu? Głupie dziecko - prychnęła. - Zemsta, żądza władzy... to wszystko takie ludzkie... Zresztą sami jesteście sobie winni; magii nie trzyma się na widoku. Ale to nie moja sprawa. Zasypcie ognisko - odwróciła się i ruszyła w las.
- Magii? Zemsty? - Fernas okrzyknął za niknącą w oddali kobietą, ale ta nie zwróciła już na niego uwagi.


- Saelim, o czym ona mówi? - tym razem on syknął wściekle do Oszusta. - W Visenie jakaś magia jest? Czy w karawanie była? I za co te cholerne, wyliniałe potwory mają się mścić?
- Durnyś jak koło u wozu - sapnął Oszust, z trudem powstrzymując się by nie trzepnąć mało rozgarniętego towarzysza po wyzutym ze wspomnień łbie. - Od zarania zawsze jakiś mag we wsi był, przecie my nie tłumoki. Nawet jeden adept z karawaną pojechał do ochrony, to przecież oczywiste! A kto wie jakie skarby w jeziorze się kryją ze Szponu jeszcze... Zaś zemsta - mało żeśmy wilków na przednówku utłukli?! Zresztą nie tylko wtedy... Skąd wiesz, że który wilkołakiem nie był? Lepiej gadaj co ona mówiła, że ty się znów w tej okolicy włóczysz, hę? - chwycił Fernasa za koszulę, wykorzystując przewagę wzrostu i wieku. - Żeś z tym swoim bardem-powsinogą tu łaził?! Skąd ona cię zna, bo na pewno nie z Viseny ani Osady; żadna stara prukwa nie zaszłaby tak daleko od domów, bo i po co.
- Mag może i był – odfuknął mu Fernas – Ale po jeno jednego maga czy adepta się na karawanę nie napada. W dziczy o dorwanie takiego łatwiej – zawyrokował autorytatywnie, nie wspominając nawet, że „Szpon Espudy” nijak miałby sie do napaści na wioskę – A wilkołaków kłusowanie na przednówku... samżeś dureń. Widział, żeby któremuś się rany leczyły szybciej niż kłapiesz ozorem? Nie? A może srebro na wilki marnowano? – zakpił, żałując, że nie ma czym rzucić w saelimowy czerep. Jak mógł czegoś takiego nie wiedzieć...? Wilkołaka przecież szło jedynie srebrem ubić - bo inaczej, nawet jakby

Zatrzymał się, zamyślił...
- A nie wiem, skąd mnie zna. Nawet nie wiem, o co chodzi z tym bardem – wyrzucił już ciszej.
Saelim spojrzał na chłopaka spode łba.
- Będziesz się przed starszymi tłumaczył - burknął.
- Za to, żem kiedyś zniknął? - odwarknął grajek – Nie bądź głupi. Chyba, że coś więcej wiesz... - zerknął, ale zrezygnował – A tymczasem wartuj, bo swoje już odespałeś – i nie czekając na reakcję poszedł w stronę ogniska.
 

Ostatnio edytowane przez Velg : 15-07-2012 o 19:37.
Velg jest offline