Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-07-2012, 22:50   #21
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
YITHNEE
Urvyn ruszył do przodu, dwa kroki przed tobą. Postać powoli zbliżała się do was, a im bliżej była, tym mniejsze było uczucie zagrożenia. Gdy wkroczyła w światło księżyca, rozdzierające otaczające was cienie, rozpoznaliście ją. Był to dowódca gwardzistów, który podróżował razem z wami i który najwyraźniej stoczył zaciętą walkę nie tak dawno temu. Jego lewa dłoń kurczowo zaciskała ranę pod lewym żebrem, a on sam utykał i pozostawiał za sobą ślady krwi. Twarz również naznaczona była szkarłatnymi smugami, a jego oczy powoli zachodziły mgłą. Rozpoznał was. Zatrzymał się w miejscu i otworzył usta, próbując coś powiedzieć, jednak jedynym, co uciekło z jego ust, była czerwień. Mężczyzna padłby na bruk, gdyby Urvyn nie doskoczył do niego i nie podtrzymał w miejscu. Pozostało mu niewiele życia, tyle wiedzieliście. Najemnik dobył sztyletu, by ukrócić jego męki, jednak ten uniósł dłoń, powstrzymując twego towarzysza. Kapitan otworzył usta, lecz jego głos był na tyle słaby, że musieliście nachylić się, by cokolwiek usłyszeć.
- Kurwi syn zdradził... Pieprzony rycerz. - Słowa przerywały liczne kaszlnięcia. - Musicie... Perimar, statek za morze. Wiedźma... w Rozzhkarze. Skorpiony...
I ów skromny potok słów zastąpił już nie tak skromny potok krwi. Jedynie do momentu, w którym Urvyn przeszył serce Sunveryjczyka sztyletem. Wtedy zapadła cisza, cięższa tym bardziej, że właśnie uświadomiliście sobie, że zdradzić mógł was tylko jeden rycerz.

VONMIR & YGNVAR
Ser Coriag nie był zwykłym przeciwnikiem jak ów zabójca, z którym Vonmir starł się w miasteczku czy liczne ofiary Yngvara w Meincie. Był doświadczony, silny i szybki. Na dodatek, najwyraźniej nauczył się paru przydatnych sztuczek. Kiedy topór pomknął w jego stronę, nie musiał jednak uciec się do żadnej z nich. Yngvar spudłował, co nie było niespodzianką, biorąc pod uwagę jego stan i to, że takowa sztuczka wymagała niemałego wysiłku i precyzji. Coriag, nie tracąc czasu zawirował, posyłając falę ognia w stronę Meintyńczyka. Płomienie jednak, zamiast dosięgnąć mężczyzny, rozproszyły się na różne strony, zupełnie jakby uderzyły w niewidzialną ścianę. Zupełnie jak w gospodzie, ogień szalał wokół Yngvara i młodego gwardzisty, jednak nie sięgał ich. Byli bezpieczni. Ale też uwięzieni.
Vonmir natomiast dostrzegł szansę, kiedy rycerz Zakonu odwrócił się. Skoczył ku niemu, ignorując ból i dobywając miecza. Zanim pokonał odległość, dostrzegł co działo się pod drzewami. Chłopak zwyczajnie stał z rozdziawioną gębą, wpatrując się w płomienie ku niemu pędzące. Yngvar dyszał, a na jego twarzy malowała się wściekłość. Chwilę później, zasłonił ich ogień, który jakimś cudem nie spopielił ich, lecz uformował się w kopułę, odcinając dwójkę od walki. Coriag, będąc nadal odwróconym, nie zdążył zareagować. Miecz Vonmira przeciął powietrze ze świstem, a następnie skórzany pancerz i skórę rycerza. Przekleństwo wydarło się z jego ust, gdy uderzenie posłało go na kolana. Odwracając się, uniósł dłoń i wykrzyczał kilka słów w dziwnym języku. Fala energii zapewne sprowadziłaby Vonmira do parteru, gdyby tylko go sięgnęła. Zamiast tego, jedynie otarła się o niego i posłała kilka chwiejnych kroków w tył.
Powietrze, jeszcze kilka chwil temu wypełnione rykiem płomieni, teraz skwierczało od magii, zarówno tej rozproszonej, jak i tej jeszcze w działaniu. Ogień trawiący gospodę i szalejący wokół Yngvara przymarł wraz z ciosem Vonmira. O magii wiedzieli niewiele, jasnym jednak było, że pożar był przez nią napędzany. Owa tajemnicza siła była niszczycielska zarówno dla otoczenia i innych, jak i dla samych magów. Widać to było po Coriagu. Podniósł się z ziemi, jednak stał chwiejnie na nogach, a z nozdrzy spływała strużka krwi.

Yngvar: rzut na siłę - 76 SUKCES
rzut na szczęście - 77 PORAŻKA

Vonmir: rzut na zręczność - 36 SUKCES

YITHNEE
Wraz z Urvynem pobiegliście w stronę gospody co sił w nogach, by dowiedzieć się, czy wasze przypuszczenia i słowa lorda kapitana są prawdziwe. Gdy przekroczyliście bramę, z ulgą stwierdziłaś, że walka z własnym strachem będzie zbędna. Ogień, który jeszcze nie tak dawno tańczył w najlepsze, teraz skurczył się, niemalże gasnąć. Ryk płomieni ucichł, a w jego miejsce pojawiły się znów słyszalne słowa gapiów. Ty jednak, dzięki swym wyostrzonym zmysłom Dziecka Lasu słyszałaś też coś innego. Kroki, zupełnie jak te podczas tańca. Stal przecinającą powietrze. I zaraz po tym, twoje nozdrza wypełnił ostry zapach krwi i magii. Wilcza połowa w twym ciele zawarczała cicho, a ty sama pobiegłaś w stronę, z której to wszystko dochodziło. Zza gospody. Urvyn podążał zaraz za tobą. Minęliście róg spalonego budynku i wbiegliście na polankę za nim. Wprost w falę energii, która posłała was na ziemię. Podnosząc się, rozeznaliście się w sytuacji. Vonmir, próbujący ponownie stanąć pewnie na nogach. Pod drzewami, umierały właśnie płomienie, odsłaniając bezbronnego Yngvara i jakiegoś młodziaka w płaszczu gwardii. I pośrodku tego całego zamieszania, Coriag tr'Estyn, chwiejący się w miejscu ze strużką krwi, barwiącą jego usta i zęby na szkarłat. Szale jednak odwróciły się na korzyść najemników. Było ich pięcioro (troje, jeśli liczyć tylko uzbrojonych), a on był jeden. Jeśli jednak każda opowieść miała w sobie ziarnko prawdy, to te o wyczynach rycerzy Zakonu również mogły okazać się po części prawdziwe. A wtedy, lepiej by bogowie się zlitowali i uratowali ich.
 
__________________
"Information age is the modern joke."
Aro jest offline